
Poszukując języka, porządkujemy świat wartości.Jak mówić o niepełnosprawności?
Polskie społeczeństwo nie wyklucza niepełnosprawnych. Czasy, kiedy wstydzono się osób słabszych, dawno już minęły. Jednak nie zawsze wiemy, jak się z tymi osobami komunikować i jakie możliwości przed nimi otwierać – pisze prof. Anna CEGIEŁA
Osoby nie w pełni sprawne chcą, żeby rozmawiano z nimi normalnie, jakby nie zauważało się ich deficytów. Przyjmują pomoc, ale nie lubią litości i manifestowania dobroci. Chcą być pełnoprawnymi członkami społeczeństwa.
Samo dostrzeganie niepełnosprawności nie jest niczym niewłaściwym. Jednak komunikując się – zarówno werbalnie, jak i niewerbalnie – nie powinniśmy w sposób jaskrawy sygnalizować, że widzimy czyjąś słabość. Nie można też udawać, że nie zauważamy żadnej różnicy między osobami z niepełnosprawnościami a tymi w pełni sprawnymi. Jest ona często dostrzegana na najprostszym poziomie – wizualnym. Zauważam niebezpieczną tendencję do unikania normalnych określeń, takich jak niesprawny czy niewidomy. Jest ona wywoływana strachem przed napiętnowaniem – nazywam coś po imieniu, to znaczy: dyskryminuję. Samo dostrzeganie czyjejś słabości jest odruchem naturalnym.
Istnieje jednak pewna różnica między dwoma rodzajami zauważania niepełnosprawności. Pierwszym, dobrym, jest zwrócenie uwagi na dziewczynę z zespołem Downa, która pięknie maluje. Drugim, zupełnie odmiennym, jest uznanie, że w ten sposób przynajmniej się na coś ona przyda. To jest jakiś rodzaj pogardy albo politowania. Jeśli jej prace budzą zachwyt, to znaczy, że ona coś dobrego wnosi do życia innych ludzi. I lepiej byłoby myśleć o tym, jak nas wzbogaca, a nie o jej deficytach.
Świadome i poprawne z etycznego punktu widzenia mówienie o osobach z niepełnosprawnościami wzięło się ze zmiany stosunku do nich, z dobrych intencji. Wcześniej mówiono kaleka, nienormalny czy też inwalida – choć to ostatnie słowo miało często zastosowanie do niepełnosprawności nabytych na wojnie. Już w końcu lat 80. XX wieku słowa te uznano za nieadekwatne. To był czas, kiedy ludzi niepełnosprawnych postanowiono włączyć do społeczeństwa, dać im miejsce wśród nas, a nie na marginesie. Dostrzeganie ich miało oznaczać, że widzi się w nich bliźnich, a nie osobliwość. Zaczęto wtedy organizować zajęcia terapii przez sztukę, w szkołach powstawały klasy integracyjne. Trend odzwierciedlił się również w języku. Słowa takie jak kaleka zaczęto uznawać za stygmatyzujące. Uznano, że mogą one sugerować niekompletność i nieprzydatność człowieka jako osoby.
Przemiany zachodziły pod wpływem idei antydyskryminacyjnych obecnych na Zachodzie. Niepełnosprawni mieli nie być już izolowani od społeczeństwa. Taka integracja znalazła swoje odzwierciedlenie w przyjmowaniu osób z niepełnosprawnościami do organizacji sportowych i zakładów pracy. Wtedy też powstało określenie sprawny inaczej, które zastąpiło słowo kaleka. Pomysł z tą nazwą był fatalny i słusznie go odrzucono. Sprawny inaczej –to taki, który jakoś sobie poradzi. Nie trzeba mu pomagać. Określenie to stało się później modelem dla innych nazw, jak mądry inaczej – czyli głupi – czy też wychowany inaczej – czyli niekulturalny.
Używania tej nazwy na szczęście zaniechano i do obiegu weszło słowo niepełnosprawny. Wprowadzali je przede wszystkim rodzice i opiekunowie osób niepełnosprawnych. Oznacza ono, że człowiek nie jest sprawny w pełni, czyli czasem wymaga pomocy, i nie niesie negatywnych skojarzeń. Jest to słowo trafnie oddające stan osób z pewnymi deficytami i nie było konieczności zmieniania go na lepsze.
Późniejsze określenie osoba z niepełnosprawnością miało podkreślić, że niepełnosprawność nie obejmuje całego człowieka, że to tylko jedna z jego cech. Nie jestem przekonana do konieczności wprowadzenia tej zmiany. Może dlatego, że dla mnie sprawa jest oczywista. Ale też z tej przyczyny, że przeciętny użytkownik języka nie dostrzega różnicy znaczeniowej między określeniami niepełnosprawny i osoba z niepełnosprawnością. Widzi ją jedynie ktoś, kto zajmuje się analizą określenia. Być może osoba z niepełnosprawnością czuje się lepiej, gdy podkreśla się, że jest osobą, człowiekiem, członkiem społeczności, ma tylko pewien deficyt. To tak jak my wszyscy – ktoś ma słaby wzrok, a ktoś inny wadę stopy. To określenie można by więc odnieść prawie do każdego. Jeśli jednak skojarzymy nazwę osoba z niepełnosprawnością z innym wyrażeniem – osoba doktorancka albo osoba z macicą, to pomysł nie wydaje się już taki dobry, bo wpisuje się w wulgarnie rozumianą poprawność polityczną.
Użycie odpowiedniego języka kształtuje nasze postrzeganie ludzi, także tych niepełnosprawnych. Poszukiwanie odpowiednich słów oraz ich konstrukcji jest więc sensowne. Warto jednak mieć na uwadze, że nie powinniśmy przesadzać i sztucznie modelować obrazu ludzi niepełnosprawnych. To nie ma być środek wpływający na samopoczucie wypowiadających się o nich, ale sposób na wyrażanie poszanowania dla człowieka, który jest słabszy od nas.
.Poszukiwanie adekwatnego języka świadczy o tym, że próbujemy uporządkować nasz świat wartości, kierując się myśleniem o podmiotowości człowieka, myśleniem inkluzywnym. Musimy jednak pamiętać o tym, by język tego myślenia nie zaburzał i nie zastępował realnej pomocy, której słabsi potrzebują.
Anna Cegieła