Kraków (nie)przyjazny obywatelom
Dwudziestoletnia prezydentura prof. Majchrowskiego to materiał na kilkusezonowy serial sensacyjny. Powiem więcej. Prezydent razem ze swoimi pracownikami z zapałem piszą kolejne odcinki. Z jednej strony urzędujący prezydent kojarzony jest z politycznym wyrafinowaniem, z drugiej strony coraz częściej jest zachęcany przez mieszkańców do ustąpienia – pisze Maciej FIJAK
.Wpływ na to ma szereg czynników, od zatrudniania radnych w miejskich spółkach, przez kolejne skandale wywoływane wypowiedziami prezydenta lub emocjonalnymi komentarzami jego najbliższego otoczenia, po szarzejącą z każdym dniem rzeczywistość za oknami krakowian. Szarzejącą mimo usilnych fikołków magistratu, którego PR-owcy z uporem maniaka chcą pomalować beton na zielono. Na końcu tej listy jest coraz bardziej jaskrawe ignorowanie mieszkańców.
Przykłady? Proszę bardzo. Lokalne media piszą nieprzychylnie? Rzeczniczka prezydenta sugeruje zwolnienie dziennikarza. Przy okazji zupełnie przypadkowo przypomina o finansowej współpracy miasta z redakcją. Mieszkaniec ustawił ławkę bez odpowiednich pozwoleń? Wysoki rangą urzędnik od komunikacji społecznej porównuje go do hitlerowca (sic!). Poproszony o komentarz prezydent nie widzi w tym żadnego problemu. Krakowianie nie zgadzają się na kolejną wycinkę drzew? Dyrektor Zarządu Zieleni nazywa ich „podłymi ludźmi”. Takie przykłady można mnożyć.
Panującą w Krakowie od lat atmosferę, przyzwolenie i zobojętnienie na kolejne wybryki prezydenckiego zaplecza trafnie zdiagnozował publicysta Klubu Jagiellońskiego – Karol Wałachowski. Porównał je do syndromu gotującej się żaby. Stopniowo podgrzewana woda powoduje, że żaba nie zauważa krytycznego punktu, w którym jest już za późno na ratunek.
Antyobywatelski Kraków
.W Krakowie konsultuje się dużo. Zazwyczaj jednak mieszkańców nie słucha się wcale. Wyniki konsultacji nie są dla prezydenta wiążące. Mógłby je uznać, gdyby chciał oddolnie tworzyć dobre miasto do życia. Tworzyć je razem z mieszkańcami. Ale nie musi – tak skonstruowane jest prawo miejscowe, lokalna uchwała. Głos krakowian jest pomijany lub ignorowany niemal na każdym etapie zarządzania miastem.
Zacznijmy od najniższego poziomu – budżet obywatelski. Skromne 0,5 proc. z siedmiomiliardowego budżetu Krakowa oddawane jest w ręce krakowian. Ci konsekwentnie wskazują to, czego w mieście brakuje najbardziej – większość projektów dotyczy zieleni.
Od pomysłu mieszkańca do realizacji jest długa droga, często usłana urzędniczymi kłodami rzucanymi pod nogi. W tym roku na etapie weryfikacji zgłoszonych projektów prezydent Krakowa odrzucił ich rekordową liczbę. Do kosza wyrzucono 47 proc. zadań, dokładnie 494 z nich. Część mieszkańców odwołała się od tej decyzji. Pomogła Rada Budżetu Obywatelskiego, w skład której wchodzili także społecznicy i aktywiści. Rada przywróciła wiele z wcześniej odrzuconych przez urzędników projektów, co było ewidentnie nie w smak prezydentowi. Tuż po głosowaniu jednym podpisem rozwiązał niepokorną Radę Budżetu. W połowie jej kadencji. Odpowiedzialność za taki stan rzeczy jest zgrabnie rozmywana.
W tle tej decyzji jest również centralizacja władzy w rękach radnych prezydenta i jego koalicjanta – lokalnych polityków Platformy Obywatelskiej. Wygląda to tak, jakby chcieli mieć pełną władzę nad budżetem, który według założenia powinien należeć do mieszkańców.
Idąc dalej po drabince społecznej partycypacji, napotykamy konsultacje społeczne. Jak już wiemy – nie są one wiążące. Ale to nic, bo dla włodarzy są doskonałym narzędziem kanalizowania gniewu mieszkańców. Dają iluzoryczne wrażenie posiadania wpływu na rzeczywistość.
Przykłady? Proszę bardzo. Konsultacje dotyczące Centrum Muzyki. Kością niezgody była tu lokalizacja. Od lat planowano jego powstanie na Grzegórzkach. Prezydent z dnia na dzień zmienił zdanie i wskazał do zabudowy kolejny teren zielony przy krakowskich Błoniach. Protesty skanalizowano konsultacjami. Wynika z nich, że 60 proc. mieszkańców uważa lokalizację przy Błoniach za „bardzo niedobrą” lub „nietrafioną”. Nie przeszkodziło to jednak realizacji inwestycji. Żeby ten plan zrealizować, zlikwidowano popularne miejsce spotkań mieszkańców, a w ostatnim czasie wycięto dorodne drzewa.
Inne konsultacje dotyczyły dawnego obozu KL Plaszow. Mieszkańcy podczas wielomiesięcznych spotkań wyraźnie protestowali przeciwko planom miasta. Zgodnie twierdzili, że upamiętnienie jest potrzebne, ale plany prezydenta i Muzeum Krakowa są niedopuszczalne. Czy poszukano innego rozwiązania?
Nie. Miasto idzie z inwestycją jak walec, nie oglądając się na mieszkańców. Właśnie wycięto ponad pół tysiąca drzew, aby zabudować działkę pierwotnie przeznaczoną pod park. Stanie tam gigantyczny budynek z parkingami. Mieszkańcy jako alternatywę proponowali Park Pamięci. Idźmy dalej.
Referendum
.Dokładnie 7 lat temu pod naciskiem aktywistów z inicjatywy Kraków Przeciw Igrzyskom przeprowadzono w stolicy Małopolski referendum. Prawie 70 proc. mieszkańców powiedziało NIE dla igrzysk zimowych w 2022 roku. Co robi prezydent? Organizuje inne igrzyska – „europejskie”, rok później. Mieszkańców o zdanie tym razem nawet nie pyta. Na wszelki wypadek.
Oprócz igrzysk mieszkańców zapytano o metro. Ponad połowa biorących udział w akcie bezpośredniej demokracji wskazała, że metro w Krakowie powinno powstać. Siedem lat po udzieleniu tej odpowiedzi wiemy niewiele. Zamiast metra ma powstać szybki tramwaj nazywany „premetrem”. Tak wyszło z badań opłacalności, którym trudno nie wierzyć. Całość tej inwestycji być może zakończy się, bagatela, ćwierć wieku od udzielenia referendalnej odpowiedzi. Chociaż znając tempo krakowskich inwestycji i dodając do tego rekordowe zadłużenie miasta – można mieć wątpliwości.
W tym samym czasie w Krakowie powstaje licznik wybrzuszeń szyn tramwajowych, które paraliżują miasto, a przez niemal dekadę nie oddano do użytku nowej linii tramwajowej.
Łyżka miodu na koniec
.Jest jednak jedno narzędzie, które ma szansę uleczyć urzędniczą inercję. To panel obywatelski. Pierwszy taki proces odbył się już w Krakowie. Oczywiście pod naciskiem samych mieszkańców i aktywistów z Młodzieżowego Strajku Klimatycznego. Na czym polega?
Panel gromadzi maksymalnie zróżnicowaną grupę społeczną, przekrój całego miasta. Uczestnicy są reprezentatywną grupą. Różnią się płcią, wiekiem, wykształceniem i miejscem zamieszkania. Podczas cyklu spotkań zapoznają się z wiedzą ekspercką i naukową. Prezentowane są wszystkie „za” i „przeciw”. Na podstawie tych informacji uczestnicy panelu wypracowują swoje rekomendacje na dany temat. Końcowym etapem jest głosowanie nad propozycjami rozwiązań. Jeżeli 80 proc. panelistów zgodzi się z daną propozycją – uznaje się ją za wiążącą dla prezydenta. Dzięki temu decydenci mogą wprowadzać nawet te niepopularne decyzje, ponieważ posiadają mocny mandat od całego przekroju miejskiego społeczeństwa.
Pozostaje jedna niewiadoma: czy taki panel zadziała w krakowskich realiach?
Maciej Fijak