Fasadowość w Krakowie – jak zbudować miasto lepsze dla mieszkańców
Doszło do prywatyzacji, komercjalizacji i utowarowienia przestrzeni miast, zwłaszcza Krakowa. Disneylandyzacja sprawiła, że centrum zostało oddane turystom, a cała reszta miasta jest pozostawiona odłogiem do zabetonowania przez deweloperów. Rezultatem triumfu działań rynkowych i równoczesnej słabości instrumentów ochrony jest Kraków obecny, piękny na widokówkach, ale uciążliwy dla mieszkańców – pisze Magdalena MILERT
.Kraków to niewątpliwie piękne miasto. Nie bez powodu przeróżne broszury, przewodniki i blogi opisują to miejsce jako wyjątkowe. Od lat wspomina się, że to tu, na Starym Mieście czy Kazimierzu, można poznać prawdziwe genius loci, ducha miejsca. O wspaniałości Krakowa może świadczyć także fakt, że Stare Miasto z jego układem urbanistycznym zostało wpisane na listę UNESCO już w 1978 r. jako jeden z pierwszych 12 obiektów na świecie. Nic dziwnego, w końcu Kraków, lokowany na prawie magdeburskim, jego Rynek wraz z układem ulic, renesansowe kamienice oraz Wawel to w istocie cudowna architektura, dobrze zachowana, niezniszczona podczas wojny (co jest fenomenem). Problem w tym, że to, co pięknie wygląda na zdjęciach i stanowi atrakcyjne tło do selfie, niekoniecznie jest dobrym miejscem do życia. Kraków bowiem przeżywa ogromny kryzys planowania i zarządzania przestrzenią. Jak wspomina prof. Jacek Purchla, „makdonaldyzacja, disneylandyzacja i uniformizacja przestrzeni naszych miast to zjawisko groźne, choć niekoniecznie tylko pejoratywne. Zderzenie twardej postawy historycystycznej z procesami modernizacji i globalizacji może być kreatywne. Dziedzictwo – to nie tylko materialne dobra kultury, lecz także nasza pamięć, wybór i tożsamość”.
Transformacja ustrojowa postawiła nas w zupełnie innym miejscu, niż byliśmy dotychczas. W końcu mogły rozpocząć się wszystkie procesy, które były niemożliwe w czasach realnego socjalizmu. Doszło więc do prywatyzacji, komercjalizacji i utowarowienia przestrzeni miast, zwłaszcza Krakowa. Disneylandyzacja sprawiła, że centrum zostało oddane turystom, a cała reszta miasta jest pozostawiona odłogiem do zabetonowania przez deweloperów.
Rezultatem triumfu działań rynkowych i równoczesnej słabości instrumentów ochrony jest Kraków obecny, piękny na widokówkach, ale uciążliwy dla mieszkańców. Gdybyśmy chcieli scharakteryzować to miasto, moglibyśmy użyć metafory obwarzanka. Centrum stanowi turystyczny rynek, który składa się z knajp dla turystów angielskich, restauracji dla bogatszych klientów zagranicznych, hoteli i mieszkań udających hotele, bo działających poza wszelkimi regulacjami (najem krótkoterminowy). Restrykcyjne regulacje konserwatorskie i rygory parku kulturowego dotyczące wyglądu budynków utrzymują wszystko w estetycznych ryzach. Opowiedzieliśmy historię stolicy kultury, zaprosiliśmy ludzi z Polski i zza granicy, żeby zobaczyli, jak u nas jest pięknie. Centrum Krakowa stało się produktem turystycznym. Nikt z mieszkańców, którzy funkcjonują tu, pracując, zakładając rodziny, nie wybiera się na Rynek. Nie ma po co, bo to nie miejsca dla lokalsów.
Nieco dalej od rynku, w kolejnym okręgu (lub trzymając się metafory – obwarzanku) znajdziemy miks mieszkań na wynajem – trochę dla studentów, trochę na wynajem krótkoterminowy. Rotacja ludzi jest tu duża, nie ma więc więzi społecznych. Ten obwarzanek zatacza coraz szersze kręgi i powoli wypycha mieszkańców coraz dalej od centrum. Nikt bowiem nie chce mieszkać w pobliżu wiecznej imprezy, która odbywa się w wynajmowanych mieszkaniach, nieraz nielegalnie przebudowywanych i dzielonych na mniejsze miniapartamenty.
Nieco dalej mamy obwarzanek faktycznie mieszkalny, gdzie turysta jeszcze nie dotarł. Problem w tym, że i tu średnio znajdziemy prawdziwy Kraków. Większość z powstałych budynków jest tu nowa, najczęściej jest to tzw. patodeweloperka. Mieszkania są małe i drogie. Krakus, żeby mieć odpowiednio duży metraż za rozsądną cenę, musi więc – paradoksalnie – wynieść się poza Kraków. Dlatego też puchną Zielonki, Wieliczka czy nawet Bochnia i Skawina. Statystyczny metraż nowego budownictwa to 50 m2. Mieszkania z rynku wtórnego są zaś droższe. Wyprowadzamy się więc do domków pod miasto, gdzie deweloperzy obiecują nam sielski obrazek z romantycznej wizji mieszkania blisko natury. W domu szeregowym, bez żadnej infrastruktury społecznej, komunikacji publicznej, gdzie jedynym środkiem transportu jest własne auto, a jakość powietrza nie ma nic wspólnego z naturą. Kraków to historia, jakich wiele, ale jak w soczewce skupia najważniejsze obecne problemy społeczno-przestrzenne.
Od lat jesteśmy w kryzysie planowania przestrzennego. Mówią o tym eksperci, mówi fakt zlikwidowania Izby Urbanistów, mówią nawet raporty poszczególnych ministerstw, niezależnie od tego, kto je aktualnie obsadza i jak się nazywają. My zaś dalej tworzymy śmieciowe przestrzenie, które pełnią swoją funkcję tylko tymczasowo. Betonujemy na potęgę, nie widząc problemu w tym niekontrolowanym wzroście i rozroście. Tymczasem zdrowe miasto to miasto zrównoważone, szukające złotego środka.
Przykład Krakowa dobitnie pokazuje, że zarządzania przestrzenią nie można oddać ot tak deweloperom, którzy chcą z każdej działki wycisnąć maksymalnie dużo. Podstawą musi być dobre planowanie przestrzenne, które zapewnia rozsądne gospodarowanie dobrami. Nie można pozwalać na to, by nawet najpiękniejsze centrum miasta stało się muzeum, zupełnie oddanym turystom. Kapitał mieszkańców nie jest rzeczą przesuwalną i negocjowalną. Z turystyfikacją walczy się bowiem na całym świecie, a szczególnie w Europie jest to zjawisko, na które włodarze nie przymykają już oka.
Wyzwania współczesnego świata, zwłaszcza te najbardziej istotne w Europie i w Polsce, czyli starzenie się społeczeństwa i kryzys klimatyczny, powinny wymóc rozsądniejsze gospodarowanie terenami, które powinny mieć jedno główne zadanie – dawać przestrzeń do życia. Zamiast rozlanych suburbiów powinny wobec tego powstawać kwartałowe zabudowy przepierzone zielenią. Nie ma też mowy o powstawaniu betonowych placów i wycince zieleni.
.Myśląc o naszych miastach, w tym o Krakowie, w perspektywie kolejnych 10, 20 lat, musimy uzmysłowić sobie, że będziemy starszym społeczeństwem o ograniczonej mobilności, które nie będzie mogło już sprawnie przemieszczać się samochodami. Będziemy mieli słaby wzrok, gorszy refleks, a upał nie pozwoli nam nawet wyjść za dnia do sklepu. Ten obrazek, choć drastyczny, musi być przed oczami wszystkich, którzy zajmują się miastem, a więc przed oczami urzędników – w tym planistów, deweloperów, którzy budują dla maksymalizacji zysku, i przed oczami naszymi, konsumentów przestrzeni, bo swoimi wyborami, w tym wyborami burmistrzów i prezydentów, zaznaczamy akceptację bądź nie kierunków rozwoju, podobnie jak swoimi decyzjami mieszkalnymi, komunikacyjnymi pogłębiamy pewne problemy. „Przestrzeń miejska jest jak impreza – jeśli jest udana, nawet nie czujesz, gdy zostajesz dłużej” – powiedział kiedyś słynny projektant Jan Gehl. Wydaje się wobec tego ważne, by zapytać siebie – czy moje otoczenie jest taką imprezą, czy może jednak owymi imieninami u ciotki, na które ciągali nas siłą.
Magdalena Milert