

Kraków, miasto deweloperów i urzędników
Kraków nie ma prawdziwego gospodarza. Takiego, który potrafiłby zadbać o mieszkańców i ich przestrzeń życiową. Gdybyśmy sami nie próbowali chronić tego, co jest nam potrzebne do godnego życia, odrobiny zieleni, nie byłoby na kogo liczyć. Urzędnicy nawet nie próbują pomagać. W Krakowie funkcjonuje niejasny system wydawania decyzji o warunkach zabudowy, nieczytelny sposób procedowania. Prezydent Jacek Majchrowski oddał miasto deweloperom – pisze Agnieszka WANTUCH
.Od urodzenia (a nawet jeszcze wcześniej) mieszkam w Krakowie – Krowodrzy. Pamiętam tę dzielnicę jako oazę zieleni, przyjazną mieszkańcom, zabudowaną w sam raz. Ja i moi rówieśnicy bawiliśmy się na Młynówce Królewskiej (wówczas częściej zwaną po prostu „Alejkami”), zjeżdżaliśmy na dziecinnych nartkach, sankach (często też na siedzeniu, bo plastikowych jabłuszek wtedy nie było) z górki przy al. Kijowskiej (wówczas al. Inwalidów). Zimą na górce na tyłach bloku przy ul. Racławickiej rodzice wylewali wodę, robiąc lodowisko, na którym szaleliśmy na deskach z przykręconymi łyżwami, nazywanych przez nas „tarapatami”. Rzeczywiście były tarapaty, kiedy jeden drugiemu łyżwą po rękach przejechał. Idąc do kościoła Księży Misjonarzy na ul. J. Lea (wówczas jeszcze, niestety, Dzierżyńskiego), nie mijaliśmy ani kościoła bł. Salawy, ani oprotestowanego budynku naprzeciw niego, posadowionego w sercu skweru. Na Miasteczku Studenckim, w miejscu obecnego Klubu 38, rosło zboże. Szkoda, że wszystko to pozostaje już tylko we wspomnieniach…
To oczywiste, że miasto musi się rozwijać, ale to, co dzieje się teraz, jest po prostu przerażające.
Od kilku lat deweloperzy przeprowadzają zmasowany atak na Kraków. Ich łupem pada każdy wolny skrawek zieleni.
Tylko na samej Krowodrzy, która powierzchniowo jest jedną z mniejszych dzielnic Krakowa, powstaje kilka potężnych inwestycji, takich jak aparthotel przy al. 3 Maja czy 14-tysięczne osiedle pana Hajdarowicza przy ul. Wrocławskiej. Kolejny hotel, na terenach dawnych basenów Cracovii, będzie budował Janusz Filipiak. Przy al. Kijowskiej w parku św. Wincentego à Paulo stanie apartamentowiec Tętnowskiego (dziwnym zbiegiem okoliczności „ktoś” zatruł kilka drzew na posesji, nawiercając korzenie i wlewając do nich żrącą substancję), a przy ul. Głowackiego kolejne osiedle. Jakiś czas temu do rady dzielnicy wpłynęło pismo z Urzędu Miasta Krakowa o zaopiniowanie wz-ki dotyczącej budowy budynku na ciasnej działce przy ul. Kazimierza Wielkiego oraz ul. Przeskok. Gdyby tylko ktoś chciał słuchać opinii dzielnic…
Pomimo protestów mieszkańców urzędnicy bez opamiętania wydają zgody na zabudowanie kanału przewietrzania miasta – powstały już apartamentowce Małe Błonia, ruszyła nowa inwestycja Sobiesława Zasady, przylegająca do ul. Odlewniczej. Niebawem pewnie ruszy też zabudowa przy ul. Brązowniczej.
Na dodatek wszystkie nowe osiedla (a często i stare pojedyncze bloki) są masowo grodzone! O ile można jeszcze zrozumieć zakładanie szlabanów przy wjazdach na parkingi przed blokami, by zapewnić miejsce postojowe dla mieszkańców, to samo grodzenie jest efektem myślenia wyłącznie o własnym komforcie i rozpaczliwą wręcz potrzebą zapewnienia sobie, często jakże złudnego, bezpieczeństwa.
I wszystko „w majestacie prawa”! Prezydent Jacek Majchrowski oddał miasto deweloperom!
W szalonym tempie rozwija się niekontrolowana zabudowa, a decyzje budowlane są niejednokrotnie wydawane na pograniczu lub z naruszeniem prawa (np. pozwolenie na budowę bloku przy ul. Reduta, zatrzymane pozwolenie na budowę przy rondzie Młyńskim). Ledwie udało się uratować Zakrzówek, już trzeba było ruszyć z obroną kwartału pomiędzy ulicami Karmelicką, Rajską i Dolnych Młynów. Betonowane są Czyżyny, podobnie jak Ruczaj, Kliny, planowane są bloki przy forcie Luneta Warszawska oraz w pobliżu hali Arena Kraków. Zabudowanie grozi też Woli Justowskiej w korytarzu przewietrzania miasta. Urzędnicy wydali zgodę na warunki zabudowy dla osiedla 12 budynków jednorodzinnych wraz z garażami, ale w efekcie może się okazać, że powstaną tu budynki z kilkoma mieszkaniami (na takie przekształcenie domu jednorodzinnego w wielorodzinny pozwalała ustawa, wcześniej inwestor starał się o zgodę na bloki). W Nowej Hucie na os. Kolorowym zabudowuje się kolejne zielone tereny między blokami. Takich przykładów można wymieniać bardzo wiele. Jak długo będzie trwało to szaleństwo?!
Plany zagospodarowania procedowane są w ślimaczym tempie. Zastanawiam się czasem, patrząc na pewne powiązania deweloperów, czy jest to tylko przypadek…
Na domiar złego miasto traci cenne działki w wyniku zasiedzenia. Wymienię tu choćby trzy ary przy Młynówce Królewskiej, prawie 10-arową działkę przy ul. Pielęgniarek, tereny na Bulwarach Wiślanych, w rejonie ulic Niepokalanej Marii Panny, Rybitw, Stachiewicza na Azorach czy Szymańskiego w Nowej Hucie. W Czyżynach „ktoś” zasadził rabarbar, przejmując 3,5 ha gruntu (co prawda nie miejskiego, tylko Politechniki Krakowskiej). Pewnie byłoby to nawet śmieszne, gdyby nie było tragiczne. Jak podają media – w ciągu ostatnich 10 lat miasto straciło 293 działki, w większości zasiedziane w złej wierze, co oznacza, że osoba użytkująca działkę wie, iż nie jest ona jej własnością. Takie zasiedzenie następuje po 30 latach. I nie ma winnego! Nikt przez 30 lat nie zainteresował się gminnym terenem!
Prezydent twierdzi, że winne jest prawo. A ja pytam, gdzie byli włodarze tego miasta przez ostatnie 30 lat? Nikt nie interesuje się gminnym mieniem, nikt nie dokonuje inwentaryzacji gruntów, pomimo że np. Rada Dzielnicy V Krowodrza jeszcze w poprzedniej kadencji wielokrotnie zwracała uwagę na grodzenie gminnych działek przez osoby prywatne. Wciąż jeszcze takie ogrodzenia istnieją, choćby na wspomnianej Młynówce Królewskiej. Jedyne, co udało się zasiedzieć miastu, to 538 m2 terenu na Młynówce. Ale to ułamek tego, co miasto straciło. Dodatkowo, jak podają media, corocznie miasto wyprzedaje swoje działki pod prywatne inwestycje.
W Krakowie doszło do masowej i zupełnie niekontrolowanej wycinki drzew.
Coraz częściej nie ma już czym oddychać. O poruszaniu się samochodem można zapomnieć; parkować nie bardzo jest gdzie, bo nagle – w ciągu miesiąca – „zasłupkowano” bez opamiętania połowę miasta, nawet tam, gdzie szerokość chodnika wynosi 4 m (choćby ul. Lea przy placu Nowowiejskim). Przy okazji słupki stawia się także na chodnikach, które mają być remontowane w przyszłym roku – książkowe wręcz marnowanie pieniędzy. Cóż, polską przypadłością jest doprowadzanie wielu sytuacji do granic absurdu. Mam nawet wrażenie, że Kraków w tym przoduje.
Zarząd Zieleni Miejskiej dwoi się i troi, żeby zadbać o te resztki zieleni, które nam jeszcze pozostały. W końcu ruszyła rewitalizacja parku Krakowskiego, powstało wiele kwietnych łąk, w centrum do donic trafiły drzewka, naprawiono ulicę Rajską, zadbano o Młynówkę Królewską… Można by wymienić wiele cennych inicjatyw. Ale to wciąż nie zastąpi hektarów zabudowywanej przestrzeni zielonej.
Kraków nie ma prawdziwego gospodarza. Takiego, który potrafiłby zadbać o mieszkańców i ich przestrzeń życiową. Gdybyśmy sami nie próbowali chronić tego, co jest nam potrzebne do godnego życia, odrobiny zieleni, nie byłoby na kogo liczyć. Urzędnicy (teoretycznie w części też mieszkańcy) nawet nie próbują pomagać. W Krakowie funkcjonuje niejasny system wydawania decyzji o warunkach zabudowy, nieczytelny sposób procedowania zezwoleń na realizację inwestycji drogowych itp.
.Za rok wybory prezydenta i rajców miejskich, co widać po nagle wzmożonej ich aktywności. Tylko od nas zależy, czy wybierzemy ludzi godnych zaufania, którzy będą w stanie zmierzyć się z problemami miasta, czy zagłosujemy na czcze obietnice dotychczasowych „władców” Krakowa.
Agnieszka Wantuch