Krakowski Alarm Smogowy. Historia ludzi, którzy się wreszcie zorganizowali
Cały czas musimy się tłumaczyć, że nie zbijamy kapitału politycznego na krakowskim smogu ani nie planujemy startować w wyborach samorządowych. Zależy nam tylko na poprawie jakości powietrza w mieście i w zasadzie w całej Polsce — pisze Ewa LUTOMSKA
.W Krakowie powietrze zawsze było zanieczyszczone, tylko nikt nie walczył o to, żeby coś z tym zrobić. Były wprawdzie programy dopłat do wymiany kotłów, ale bez zakazu stosowania węgla jedne źródła niskiej emisji zastępowały drugie. Oznaczało to, że wydajemy publiczne pieniądze, a efekt ekologiczny jest zerowy.
Razem z przyjaciółmi postanowiliśmy coś z tym wreszcie zrobić. To był czas, kiedy Facebook jako kanał komunikacji był bardzo popularny, więc postanowiliśmy to wykorzystać. Zaczęliśmy od pokazywania ludziom, jakie jest naprawdę powietrze w Krakowie, jak jest źle i dlaczego jest tak źle. Pokazywaliśmy liczby — stężenia niebezpiecznych pyłów (PM10, PM2.5) w odniesieniu do normy. I to robiło wrażenie. Mieszkańcy dowiedzieli się bowiem, że powietrze w Krakowie przez 150 dni w roku przekracza normy, a wartość średnich dobowych stężeń pyłu PM10 często przekracza 200 µg/m³. Wcześniej informacje o jakości powietrza były już upubliczniane na stronach Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska czy Urzędu Marszałkowskiego. W Krakowie były trzy stacje monitoringu i niekiedy mogliśmy usłyszeć, że jest smog, jednak niewiele osób wiedziało, jak interpretować to, co było na wykresach. Chcieliśmy udostępniać te informacje i tłumaczyć je.
W grudniu 2012 roku założyliśmy stronę na FB. To był ciężki grudzień. Jak to zwykle bywa w Krakowie w okresie zimowym, stężenie pyłu zawieszonego PM10 wielokrotnie przekraczało normy.
Kiedy pokazywaliśmy codziennie wyniki pomiarów, mieszkańcy Krakowa wreszcie zaczęli zdawać sobie sprawę, z jak dużym problemem mamy do czynienia.
To był przełom w myśleniu — do tej pory albo był smog, albo go nie było, trudno to było sobie wyobrazić. Dopiero kiedy stanęły za tym liczby, ludzie zaczęli coraz więcej rozumieć, rozmawiać o tym. Rosła nasza społeczność na FB, był to dla nas sygnał, że jesteśmy potrzebni.
Zaczęliśmy organizować otwarte spotkania dla mieszkańców, do ruchu przyłączało się coraz więcej ludzi. Z czasem alarmy smogowe powstawały też w innych miejscowościach. Stworzyliśmy więc Polski Alarm Smogowy, który skupia te inicjatywy w całej Polsce. Społeczność, której zależy na oddychaniu czystym powietrzem, rośnie, a my możemy działać skuteczniej i na wielu frontach. Tylko w ten sposób możemy doprowadzić do koniecznych zmian w całej Polsce.
Przez pierwszy rok naszych działań przekonywaliśmy decydentów — marszałków, radnych sejmiku wojewódzkiego, prezydenta Krakowa o konieczności przyjęcia uchwały antysmogowej. Prezydenta może mniej, bo on sam przed laty wnioskował do marszałka o wprowadzenie zakazu palenia węglem w Krakowie. Kiedy jednak uchwała została przyjęta, a wdrożenie jej leży po stronie miasta, mamy wątpliwości, czy tempo wymiany kotłów jest wystarczająco szybkie. Być może dlatego, że jesteśmy wymagający, chcielibyśmy już teraz oddychać czystym i bezpiecznym dla zdrowia powietrzem. Zdajemy sobie sprawę, że tego nie da się zrobić natychmiast, bo dotyka to mieszkańców, którzy muszą wymienić kotły węglowe. Ale są zasoby komunalne, gdzie kotły powinny zostać wymienione już dawno temu.
Kiedy zaczynaliśmy działać, żadna z osób, które stworzyły Krakowski Alarm Smogowy, nie miała doświadczeń w prowadzeniu takiej kampanii. Wszystkiego uczyliśmy się na bieżąco, wiele rzeczy powstawało spontanicznie, wiele decyzji podejmowaliśmy, kierując się tylko intuicją. Mieliśmy oczywiście opracowany plan działań, wiedzieliśmy, co musimy zrobić na pewno, i jednym z takich działań była petycja, w której zawarliśmy nasze postulaty i oczekiwania. Wiedzieliśmy też, że poprzez organizowanie ciekawych wydarzeń publicznych jesteśmy w stanie zainteresować tematem dziennikarzy.
Zaczęliśmy od petycji, zorganizowaliśmy pierwszy marsz antysmogowy, podczas którego przekazaliśmy petycję prezydentowi. Oczywiście na początku obawialiśmy się, że nie będzie zainteresowania ze strony mieszkańców, tymczasem na marsz przyszło ok. 300 osób i atmosfera była budująca. To nas wzmocniło i utwierdziło w przekonaniu, że to, co robimy, ma sens. To były też początki budowania społeczeństwa obywatelskiego, które potrafi walczyć o swoje prawa. Dzięki wykorzystaniu nowoczesnych sposobów komunikacji mieszkańcy dowiadywali się o marszu z naszego profilu, po czym przekazywali zaproszenia swoim znajomym. Jednoczyła nas walka o czyste powietrze w mieście, w imię tej idei ludzie wyszli na ulice.
Nie obyło się oczywiście bez przygód — ponieważ organizowaliśmy marsz pierwszy raz własnymi siłami, wszystko działo się w ostatniej chwili. Teraz śmiejemy się z tego, ale np. w tubie, którą uroczyście nieśliśmy pod krakowski magistrat, nie było naszej petycji, bo gdzieś się zawieruszyła. W niczym to oczywiście nie zaszkodziło, była to jednak śmieszna sytuacja. Później organizowaliśmy happeningi, konferencje prasowe, kilka kampanii billboardowych i wiele akcji informacyjnych. Wszystko po to, aby budować świadomość wśród mieszkańców, ale też pokazywać władzom, że patrzymy jej na ręce, że rozliczamy ją z działań i nie odpuszczamy. Kiedy rok później zorganizowaliśmy kolejny marsz, wzięło w nim udział już ok. 2000 osób.
Temat walki ze smogiem jest bardzo trudny, z uwagi na postulat wprowadzenia zakazu palenia węglem.
Dla niektórych było to kontrowersyjne rozwiązanie, ale wynikało z ekspertyz przygotowanych dla Urzędu Marszałkowskiego, który był odpowiedzialny za opracowanie programu ochrony powietrza. Chcieliśmy, aby ten program był skuteczny, byliśmy zdeterminowani, aby osiągnąć cel, ale z drugiej strony oferowaliśmy pomoc merytoryczną. Oczywiście cały czas musieliśmy się tłumaczyć, że nie chcemy zbijać kapitału politycznego na krakowskim smogu i nie chcemy startować w wyborach samorządowych. Zarzucano nam także inne rzeczy, że np. promujemy gaz lub czyjeś interesy biznesowe. Wielokrotnie musieliśmy tłumaczyć, że nie mamy żadnych ukrytych intencji, jesteśmy zwykłymi mieszkańcami Krakowa, a naszym jedynym celem jest poprawa jakości powietrza. Zarzucano nam czasem, że nie zajmujemy się zielenią, nie walczymy o drzewa w mieście. Oczywiście uważamy, że w Krakowie powinno być więcej drzew, ale nie chcemy zmieniać kursu, a naszym celem pozostaje wyłącznie ochrona powietrza w Krakowie.
Wymyślaliśmy różne akcje, żeby zwrócić uwagę mieszkańców i decydentów na to, że jest źle. Rozdawaliśmy słoiki z czystym powietrzem, uformowaliśmy z ludzi napis SOS na Rynku. To było w listopadzie, w dniach, kiedy powietrze było bardzo złe. Chcieliśmy wysłać symboliczny sygnał do wszystkich, którzy zajmują się ochroną powietrza, że już nie możemy dłużej czekać i że oczekujemy konkretnych działań. Później zaczęliśmy postulować o zmiany na szczeblu centralnym, ponieważ zdawaliśmy sobie sprawę, że na poziomie regionu dużo z tego, co można było zrobić, zostało zrobione.
W Polsce temat powietrza był zaniedbywany, zamiatany pod dywan przez wiele lat. Za wszelką cenę nie chciano pokazać, że jakość powietrza jest tragiczna i że konieczne jest systemowe podejście, aby ten problem rozwiązać. I że przede wszystkim należy zaprzestać stosowania węgla słabej jakości w domowych kotłach, które również są mało sprawne, nie spełniają standardów, przez co emitują ogromne ilości niebezpiecznych pyłów i innych szkodliwych substancji. Dotychczas zamiast eliminować przyczyny, stosowano metodę „stłucz termometr, gorączki nie będzie”. Pojawiało się wiele absurdów, np. podniesienie poziomów alarmowych.
Jeszcze cztery lata temu poziom alarmowy wynosił w Polsce 200 µg/m³. W 2012 roku przyjęto rozporządzenie, w którym podniesiono poziom alarmowy zanieczyszczenia powietrza pyłem zawieszonym do 300 µg/m³. W ten sposób „poradzono sobie” z alarmami smogowymi, ponieważ w rezultacie było ich mniej. We Francji alarm smogowy ogłasza się, kiedy stężenie pyłu zawieszonego PM10 przekracza 80 mikrogramów, a u nas 300. To pokazuje, w jaki sposób jesteśmy traktowani. A przecież nie mamy innych płuc niż np. Francuzi. Ta zmiana powodowała, że mieszkańcy nie mieli pojęcia, jak bardzo zanieczyszczonym powietrzem muszą oddychać, nie byli świadomi samego faktu, nie mieli też świadomości, w jaki sposób wpływa to na ich zdrowie. Podjęliśmy się zadania, aby to zmienić. Przeprowadzaliśmy badania świadomości. Po kilku latach naszych działań w Małopolsce nie było najgorzej w porównaniu ze świadomością mieszkańców innych województw. Pytaliśmy też urzędników, w jaki sposób informują mieszkańców o zanieczyszczeniu powietrza. Dzięki temu widzieli, że ktoś się tym tematem interesuje, więc jakieś działania należy podjąć, a na pewno należy zacząć informować. W ten sposób temat stał się gorący, o jakości powietrza zaczęły informować rozgłośnie radiowe, telewizje, gazety. Mieszkańcom było już łatwiej dotrzeć do tych informacji.
.W Krakowie smog był od zawsze, ale tak naprawdę to nie jest tylko problem Małopolski. Cała Polska ma zanieczyszczone powietrze, a główną przyczyną jest spalanie węgla i drewna w domowych kotłach, często starych, emitujących ogromne ilości pyłów, tzw. „kopciuchach”.
Dlatego jest kilka działań i zmian koniecznych do wprowadzenia, bez których nie uda się oczyścić polskiego powietrza. Jednym z kluczowych działań jest wprowadzenie norm jakości dla węgla. Kupując węgiel na składach, nie wiemy nic o jego parametrach: jaką ma zawartość siarki, popiołu, wilgoci, jaką ma kaloryczność. Można powiedzieć, że kupujemy kota w worku, a to oznacza, że często możemy być oszukiwani. Węgiel złej jakości w ogóle nie powinien być dopuszczony do stosowania w gospodarstwach domowych, gdzie spalanie odbywa się poza jakąkolwiek kontrolą. Ten węgiel powinien być wycofany, a dopóki nie ma norm jakości węgla, można sprzedawać wszystko, nawet mocno zanieczyszczone odpady węglowe. Ważne jest też działanie mające na celu określenie standardów emisyjnych dla kotłów i wyeliminowanie z polskiego rynku tych najbardziej emisyjnych. Co roku do naszych domów trafia około 150 tysięcy „kopciuchów”, czyli pozaklasowych kotłów na węgiel. Produkują one nawet do 20 razy więcej zanieczyszczeń niż nowoczesne kotły. Ten patologiczny proceder właśnie się kończy, ponieważ Ministerstwo Rozwoju przyjęło rozporządzenie, które wchodzi w życie 1 października 2017 roku i zakazuje produkcji kotłów na paliwa stałe klasy niższej niż 5. Kotły niższej klasy wyprodukowane przed 1 października 2017 r. będzie można sprzedawać do 1 lipca 2018 roku.
Równie istotne jest uruchomienie długo wyczekiwanych programów dla najuboższych, które pomogą tej grupie w wymianie ogrzewania i ociepleniu domów. Rząd musi przeciwdziałać zjawisku tzw. ubóstwa energetycznego.
Nie możemy także zapominać o zanieczyszczeniach komunikacyjnych. Emisje z transportu wpływają na jakość powietrza i również w tym obszarze konieczne są zmiany regulacyjne, jak choćby wprowadzenie ustawy o strefach ograniczenia emisji komunikacyjnej. Na razie stawiamy na promowanie zrównoważonego rozwoju, poprawę jakości komunikacji publicznej i zachęcamy do korzystania z innych środków transportu, np. roweru, czy poruszania się pieszo.
.Miasto powinno uwzględniać potrzeby wszystkich mieszkańców, a my powinniśmy robić wszystko, aby podnosić jakość życia i dbać o nasze dobro wspólne.
Ewa Lutomska