Paulina PONIEWSKA: Jak krakowscy urzędnicy zniszczyli jedno z najpiękniejszych miejsc w Polsce

Jak krakowscy urzędnicy zniszczyli jedno z najpiękniejszych miejsc w Polsce

Photo of Paulina PONIEWSKA

Paulina PONIEWSKA

Aktywistka miejska, zaangażowana w działania kolektywu Siostry Rzeki, koordynatorka akcji Laptopy dla Ukrainy, była działaczka Akcji Ratunkowej dla Krakowa. Uczestniczka Ekologicznej Akademii Kobiet.

„Chcemy Zakrzówka, nie Siatkówka” – skandowali zimą 2020 roku mieszkańcy, protestując przeciwko dewastacji jednego z najpiękniejszych miejsc w Krakowie. Od kilkunastu lat aktywiści walczą o uratowanie tego miejsca. Przed deweloperami się udało, przed urzędnikami przeprowadzającymi „rewitalizację” już nie – pisze Paulina PONIEWSKA

.Realizacja parku Zakrzówek za 100 milionów złotych – crème de la crème zielonych inwestycji prezydenta Jacka Majchrowskiego – miała być skończona tuż przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi w 2023 r. Ale tak raczej nie będzie. Zakrzówek stał się synonimem dewastacji przyrody, arogancji władzy ignorującej głos mieszkańców oraz niejasnych przetargów i decyzji urzędników miejskich. A do tego w tle – prokuratura i sprawa siatek.

Zakrzówek, nazywany „małą Chorwacją”, znajduje się na terenie Bielańsko-Tynieckiego Parku Krajobrazowego. Białe skały, wysokie nawet na kilkadziesiąt metrów, w dole błękit wody, wokół łąki, które upodobały sobie motyle modraszki, zagrożone wyginięciem niebieskoskrzydłe motyle i rzadko spotykane węże gniewosze.

Zalew powstał na początku lat 90. minionego wieku na terenie zlikwidowanego kamieniołomu. Zagłębienie po wyrobisku zaczęło się stopniowo napełniać podziemnymi wodami wypływającymi ze skał wapiennych. Zbiornik składa się z dwóch połączonych ze sobą akwenów, jego maksymalna głębokość wynosi 32 metry. To jedno z niewielu miejsc w Polsce i Europie z dużą różnorodnością biologiczną zlokalizowanych tak blisko centrum dużego miasta. Nic dziwnego, że w 2014 r. Zakrzówek został uznany za jeden z siedmiu nowych cudów Polski w plebiscycie zorganizowanym przez magazyn „National Geographic”. Niestety, gdyby dziś odbyło się głosowanie, jego wynik nie byłby już taki pewny.

Do 2019 roku udało się chronić Zakrzówek przed komercjalizacją i deweloperami tylko dzięki protestom miejskich aktywistów. Pomógł motyl modraszek, którego krakowscy artyści Cecylia Malik oraz Bartolomeo Koczenasz „zaangażowali” do skrzydlatych protestów. W końcu był sukces. W 2016 roku miasto za 26 milionów wykupiło obszar ze zbiornikiem od dewelopera, a w 2018 roku radni Krakowa zdecydowali, by użytek ekologiczny objął 17,5 ha terenu. Obecnie toczy się kilka spraw w sądzie wytoczonych miastu przez domagających się odszkodowania prywatnych właścicieli gruntów, na których powstał ten użytek. Jaki będzie werdykt, trudno przypuszczać, ponieważ do tej pory nie zapadł żaden prawomocny wyrok w podobnej sprawie w Polsce.

Katastrofę przyniósł rok 2019. Wtedy właśnie Zarząd Zieleni Miejskiej w Krakowie rozpoczął realizację projektu „Park Zakrzówek”, który nie był w ogóle konsultowany z mieszkańcami Krakowa.

Na dużym akwenie, gdzie znajduje się kilkuhektarowa betonowa platforma, ma powstać budynek Centrum Sportów Wodnych, sam zbiornik ma być objęty zakazem kąpieli dla zwykłych pływaków i udostępniony tylko nurkom. Na trudno dostępnym małym akwenie zostaną z kolei zainstalowane baseny pływające wraz z wyciągiem dla niepełnosprawnych, a ich budowa ma pochłonąć co najmniej 30 milionów złotych. Projektu nie konsultowano ze środowiskiem osób z niepełnosprawnościami, choć – zgodnie z uchwałą – ZZM miał taki obowiązek.

W lecie rozpoczęto prace, które okazały się wielką katastrofą – zdewastowano wszystkie wapienne ściany małego zbiornika, „skalpując” je podczas instalacji metalowych siatek, które widać z daleka zamiast białych, lśniących skał.

Natychmiast wywołało to ogromne protesty mieszkańców, naukowców, ekologów i miłośników Zakrzówka. Domagali się zatrzymania budowy i zmiany projektu – przeniesienia miejsca do pływania na duży akwen, który zapewniał bezpieczeństwo pływającym, a zarazem nie wymagał takiej ingerencji w przyrodę. Było tam łagodne zejście do wody, szeroka, asfaltowa droga dojazdowa, a skały były na tyle oddalone od plaży, by nie trzeba było montować żadnych siatek. Podkreślali, że nikt wcześniej o konieczności montażu siatek nie wiedział, nie było ich także na projektach prezentowanych przez ZZM – na wizualizacjach pokazano jedynie wymuskane widoczki pływających basenów w otoczeniu lśniących, białych ścian skalnych niczym z prospektu biura podróży. Rzeczywistość okazała się inna.

ZZM tłumaczył, że siatki muszą być zainstalowane, by chronić przyszłych użytkowników przed spadającymi kamieniami. Nic jednak nie usprawiedliwiało zakresu ich instalacji, a tym samym skali dewastacji – osiatkowano cały mały zbiornik, a nie tylko ściany stykające się z basenami. Budżet na zabezpieczenie skał pierwotnie miał wynieść 1,82 miliona złotych, a ostatecznie zamknął się w kwocie 4,9 miliona złotych.

Na początku 2020 r. aktywiści z Akcji Ratunkowej dla Krakowa odkryli, że przeprowadzony przez ZZM przetarg na zabezpieczenie skał faworyzował jednego z producentów siatek.

W dokumentacji przetargowej wskazano parametry, które mogła spełnić tylko jedna firma na świecie. Okazało się, że autorem projektu budowlanego, na podstawie którego powstała dokumentacja przetargowa, był jeden z dyrektorów w firmie, która produkuje siatki zainstalowane na Zakrzówku! Ponadto pominął on niezależną ekspertyzę geologiczną, w której autorzy wskazywali, że „nie zachodzi konieczność wykonywania innych specjalistycznych prac mających na celu zabezpieczenie zboczy”.

Czy celowo pominięto dokument, z którego jasno wynikało, że zastosowane rozwiązanie nie jest konieczne? Czy gdyby autorem projektu był ktoś inny, niezwiązany z firmą produkującą siatki, to czy „osiatkowałby” cały mały zbiornik, czy tylko jego fragment, a może zastosowałby inną metodę?

Sprawa siatek trafiła do prokuratury. Wiosną 2020 roku Mariusz Waszkiewicz z Towarzystwa na rzecz Przyrody złożył doniesienie na ZZM w sprawie przekroczenia uprawnień oraz niegospodarności. W ciągu najbliższych kilku tygodni prokurator ma zdecydować, czy wszczyna śledztwo.

Opisana powyżej historia to jeden z wielu przyczynków do rozmowy o dialogu społecznym. W Krakowie jest on tylko pustym sloganem PR-owym, którym miasto chwali się w oficjalnych dokumentach i miejskich mediach. Zakrzówek jest tego świetnym przykładem. Komunikacja miasta z protestującymi prowadzona była za pośrednictwem lokalnych mediów i serwisów społecznościowych, a sami aktywiści z Akcji Ratunkowej dla Krakowa byli nazywani „pseudoaktywistami”.

.Krakowianie wyczerpali chyba wszystkie metody nakłonienia miasta do dialogu. Nie udało się. Prezydent Jacek Majchrowski stwierdził tylko, że w przypadku Zakrzówka „zakonsultowaliśmy się na śmierć”. Pewnie tak, skoro skierowana do magistratu prośba aktywistów o udostępnienie raportu z tych śmiertelnych konsultacji czeka na odpowiedź już rok.

Paulina Poniewska

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 11 października 2021
Fot. Piotr TUMIDAJSKI / Forum