Prof. Janusz WRÓBEL: Mandżuria. „Ziemia obiecana” Polaków u schyłku XIX wieku

Mandżuria. „Ziemia obiecana” Polaków u schyłku XIX wieku

Photo of Prof. Janusz WRÓBEL

Prof. Janusz WRÓBEL

Historyk zajmujący się badaniami emigracji polskiej, okupacji niemieckiej w latach 1939-1945 oraz dziejami regionu łódzkiego w XX w.

Mandżuria była dla Polaków u schyłku XIX stulecia istną „ziemią obiecaną”. Przybywali do tej chińskiej prowincji jako obywatele Imperium Rosyjskiego.

Podejmując pracę przy budowie Kolei Wschodniochińskiej mogli liczyć na wsparcie i ochronę państwa carów. Doskonałe widoki na karierę otworzyły się wówczas przede wszystkim przed specjalistami, od inżynierów i lekarzy poczynając, na prostych kolejarzach kończąc. Skala i rozmach inwestycji rosyjskich w Mandżurii stworzyły sprzyjające warunki do podejmowania prywatnych inicjatyw gospodarczych. W Harbinie i w wielu miejscowościach położonych wzdłuż linii kolejowych wyrastały także polskie fortuny, i to w iście amerykańskim stylu. 

Diaspora polska w Chinach istniała zaledwie nieco ponad pół wieku. Przez większość tego okresu przyszło jej egzystować w warunkach braku stabilizacji politycznej i ekonomicznej. Przez Harbin i Szanghaj – miasta, w których znajdowały się największe kolonie polskie –  przetoczyło się kilka wojen z udziałem zagranicznych mocarstw, były one także areną długotrwałych konfliktów wewnętrznych. Mieszkańcy obu tych metropolii w pewnym momencie musieli się przystosować do głębokich zmian ustrojowych, gruntownie zmieniających dotychczasowe reguły i formy życia. Przez wiele lat żyli w poczuciu zagrożenia ze strony okupantów, zwykłych bandytów i skorumpowanych urzędników. Ich życie codzienne tylko przez stosunkowo krótki czas było zakotwiczone w stabilnym systemie socjalnym i gospodarczym. To co było standardem w rozwiniętych krajach Zachodu, a więc stałość praw, stabilna waluta i respektowanie przez aparat państwowy zobowiązań wobec obywateli, w warunkach chińskich okazywało się często mrzonką.

A przecież zaczynało się tak dobrze. Mandżuria u schyłku XIX stulecia była dla Polaków istną „ziemią obiecaną”. Przybywali tu jako obywatele Imperium Rosyjskiego, korzystając z uprzywilejowanej pozycji, gwarantowanej umowami pomiędzy Petersburgiem a Pekinem. Podejmując pracę przy budowie Kolei Wschodniochińskiej i towarzyszącej jej infrastruktury, działali w interesie państwa carów i mogli liczyć na jego wsparcie i ochronę. Doskonałe widoki na karierę otworzyły się wówczas przede wszystkim przed specjalistami, od inżynierów i lekarzy poczynając, na prostych kolejarzach kończąc. Wprawdzie początkowo warunki pracy w dziewiczym kraju były trudne, ale mogli liczyć na wysokie zarobki i szybki awans. Co więcej, skala i rozmach inwestycji rosyjskich w Mandżurii, stworzyły sprzyjające warunki do podejmowania prywatnych inicjatyw gospodarczych. Przynosiły one często zyski znacznie większe niż gdziekolwiek indziej. W Harbinie i w wielu miejscowościach położonych wzdłuż linii kolejowych, wyrastały także polskie fortuny, i to w iście amerykańskim tempie i stylu. 

Polacy wyjeżdżali do Mandżurii w różnych okolicznościach. Jedni kierowani byli tam służbowo – jako urzędnicy, specjaliści i wykwalifikowani robotnicy, inni wyjeżdżali na własną rękę, zwabieni perspektywą szybkiego zarobku i kariery. Tysiące mieszkańców Królestwa Polskiego i tzw. ziem zabranych jechało do Mandżurii w mundurze rosyjskiego oficera, podoficera lub zwykłego szeregowca. Z czasem na terenach przygranicznych (po stronie rosyjskiej) pojawili się też osadnicy rolni, zwabieni obietnicami nadziału ziemi i płynącymi ze Wschodu wieściami o nadzwyczajnej żyzności nadamurskich ziem.

Nie tylko czynniki materialne były zachętą do migracji na tereny Mandżurii. Liczyły się również czynniki psychologiczne. Wspomniano już o prestiżu obywateli rosyjskich na terytorium Chin, budowanym na potędze imperium carów, ale dla Polaków nie mniej ważne było i to, że w Mandżurii w znacznie mniejszym stopniu niż w Królestwie Polskim czy w Kraju Zabranym odczuwali dyskryminację ze strony rosyjskiej biurokracji. Można nawet przyjąć za pewnik, że udział Polaków w budowaniu rosyjskiej hegemonii na Dalekim Wschodzie był przez władze rosyjskie mile widziany, wręcz popierany. Polacy wnosili do tego dzieła swój potencjał intelektualny i cywilizacyjny, wiążąc się zarazem wieloma nićmi ze społecznością rosyjską w Mandżurii, wielokroć liczniejszą od polskiej. Małżeństwa polsko-rosyjskie stały się zjawiskiem nagminnym, a młodzież pochodząca z tych związków kształciła się w szkołach rosyjskich. Sprzyjało to kształtowaniu postaw lojalistycznych i asymilacji Polaków w środowisku rosyjskim, czemu pomagały specyficzna struktura demograficzna (przewaga mężczyzn) diaspory polskiej oraz jej geograficzne oddalenie od kraju pochodzenia. Samopoczucie Polaków poprawiało również przeświadczenie, że odgrywają rolę pionierów europejskiej cywilizacji w dziewiczym, słabo zaludnionym kraju. 

Przez dwa dziesięciolecia poprzedzające rewolucję rosyjską, która zniszczyła ostatecznie imperium cerów, przeciętny członek diaspory polskiej w Mandżurii osiągnął stabilizację ekonomiczną na znacznie wyższym poziomie niż jego rodak w Królestwie Polskim. Polacy dobrze zarabiali, mieli opinię wybitnych specjalistów, niektórzy zbudowali imponujące fortuny. Wielu Polaków zajmowało wysokie stanowiska na Kolei Wschodniochińskiej oraz w administracji różnych szczebli. O pozycji społeczności polskiej w Harbinie świadczyło chociażby to, że doroczny Bal Polski w Harbinie uważany był za imprezę obowiązkową w kalendarzu przedstawicieli miejscowej elity.

W szczególnej sytuacji znalazła się diaspora polska podczas wojny rosyjsko-japońskiej lat 1905-1907. Swój interes utożsamiała z powodzeniem armii carskiej, a zwycięski pochód armii japońskiej przez Mandżurię po raz pierwszy zagroził jej dobrobytowi i bezpieczeństwu. Podczas gdy w Galicji i Królestwie Polskim ich rodacy cieszyli się ze zwycięstw gen. Kuroki („Kurowskiego”), oni w Harbinie wznosili toasty za pomyślność cara i jego armii. Nie było rzeczą przypadku, że Piłsudski planując antyrosyjską irredentę za japońskie pieniądze, nie liczył na pomoc Polaków zamieszkałych w Mandżurii, chociaż to oni znajdowali się przecież na bezpośrednim zapleczu frontu. Tym razem zagrożenie okazało się tylko przejściowe, gdyż nawet po przegranej wojnie Mandżuria Północna pozostała w rosyjskiej strefie wpływów.

Lojalizm nie oznaczał jednak całkowitego odcięcia się od ojczyzny. Gdy tylko pojawiły się prawne możliwości Polacy w Mandżurii zaczęli się organizować na bezpiecznych płaszczyznach – religijnej, dobroczynnej i oświatowej. Stworzone zostały materialne podstawy do bujnego rozwoju polskiego życia społecznego w następnych dziesięcioleciach.  

Dobrobytowi Polaków w Mandżurii zagroził na dobre wybuch rewolucji w Rosji, chociaż początkowo spodziewano się, że paroksyzmy targające tym ogromnym krajem będą miały przejściowy charakter. Stało się jednak inaczej, a destabilizacja ogarniająca Rosję przeniknęła także do Mandżurii Północnej. Diaspora polska znalazła się w niezwykle skomplikowanej sytuacji, będącej splotem różnych wektorów, przy czym trudno było przewidzieć, które z nich wezmą górę i przesądzą o jej dalszym losie. Destabilizacja polityczna okazała się dłuższa niż przewidywano i szybko przełożyła się na ogromne problemy ekonomiczne. Zarazem zupełnie niespodziewanie diaspora polska w Mandżurii, uzyskała swobodę działalności nie tylko na niwie społecznej, ale również politycznej. Od liderów społeczności polskiej w Chinach oraz dyplomacji odrodzonego państwa polskiego miało zależeć, czy polska diaspora w Państwie Środka przetrwa i jaka będzie jej pozycja w bliższej i dalszej przyszłości.

Oczekiwania i nadzieje początkowo sięgały wysoko. Działacze polscy w Harbinie, a także polscy dyplomaci w Warszawie i Paryżu, zdawali się wierzyć, że Polacy w Chinach zachowają uprzywilejowany status, podobny do tego, jakim cieszyli się jako obywatele Imperium Rosyjskiego. Pojawiły się nawet mrzonki o polskiej „koncesji” w Tiencinie, pozyskanej niejako w spadku po Austro-Węgrzech. Rachuby na uzyskanie „eksterytorialności” okazały się całkowicie nierealne, zarówno ze względu na oczywisty opór Chin, jak i dlatego, że nie dopracowano się spójnej koncepcji polityki polskiej na Dalekim Wschodzie, uwzględniającej interesy zamieszkałych tu rodaków. Na przyjazd polskiego dyplomaty do Chin czekać trzeba było aż do początków 1920 r., niewiele zresztą potrafił on  zdziałać wobec swojego nieokreślonego statusu dyplomatycznego. Rozmowy na temat traktatu polsko-chińskiego trwały niezwykle długo i z przerwami aż do końca lat dwudziestych XX w. W tej sytuacji diaspora polska w Chinach nie mogła liczyć na szczodrą pomoc z Warszawy, tym bardziej że odrodzone państwo polskie zmagało się z ogromem problemów, praktycznie w każdej dziedzinie życia społecznego. Finansowe wsparcie władz polskich mogło jedynie podtrzymać instytucje polonijne, którym groziła likwidacja. 

Życie Polonii mandżurskiej po 1917 r. toczyło się w cieniu dwóch procesów wzajemnie się warunkujących. Rozpoczął się proces upadku ekonomicznego i towarzyszący mu proces odpływu Polaków z Mandżurii do Polski, do Szanghaju i krajów szeroko rozumianego Zachodu. Opóźniały oba je rozpaczliwe próby przystosowania się do ciągłych zmian politycznych i ekonomicznych w Mandżurii i Szanghaju, czynione z nadzieją, że nadejdą lepsze czasy, a państwo polskie w końcu mocniej zaangażuje się na Dalekim Wschodzie, co przed diasporą otworzy nowe perspektywy. 

Prof. Janusz Wróbel

Fragment książki „W ogniu wojen i rewolucji. Polacy w Chinach 1898–1949”, wyd. IPN, Łódź 2023 [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 16 maja 2024