
Fatalne konsekwencje braku w Polsce trójpodziału władzy
Świat widzi nasze problemy i jest coraz bardziej wobec nas krytyczny – pisze prof. Michał KLEIBER
.Chyba nikt już nie ma wątpliwości, że w Polsce mamy poważne problemy dotyczące wymiaru sprawiedliwości, systemu ochrony zdrowia, mediów publicznych, energetyki, edukacji, nauki czy innowacyjnej gospodarki. I nie powinien uspokajać nas fakt, że skomplikowana polityczno-społeczna sytuacja panuje dzisiaj także w wielu innych demokratycznych państwach, nawet tych do niedawna wzorowo funkcjonujących.
Sytuacja w Polsce ma też znaczący wpływ na międzynarodowy wizerunek naszego państwa. Polska przez wiele ostatnich lat mogła się cieszyć na świecie znakomitym wizerunkiem. Składało się na to wiele przyczyn – stabilny i szybki rozwój gospodarczy, rosnące znaczenie w polityce międzynarodowej, dobrze wypełniane kierownicze role w ważnych organizacjach zagranicznych, szacunek dla wielu naszych rodaków pracujących za granicą. Wyrażane do niedawna opinie były jednoznacznie pozytywne i niezwykle satysfakcjonujące – wielu rozmówców uważało nasz kraj za świetnie wykorzystujący swój potencjał, zazdrościło nam stabilności i perspektyw rozwojowych, a niektórzy wręcz deklarowali chęć zamieszkania w naszym kraju.
Niestety, ten znakomity wizerunek Polski przeżywa obecnie silny regres, a opinie przekazywane mi przez często tych samych rozmówców są zasadniczo różne. Mówiąc krótko, świat widzi nasze problemy i jest coraz bardziej wobec nas krytyczny. Powagę sytuacji podkreśla w dodatku fakt, iż wyrażane słowa krytyki wydają się zupełnie niezależne od ewentualnego popierania przez formułującą je osobę którejś z dominujących u nas sił politycznych. Nie ma wątpliwości, że musimy jak najszybciej rozpocząć starania na rzecz przywrócenia naszemu państwu dotychczasowego świetnego wizerunku, w pełni przecież zasadnego ze względu na nasze dotychczasowe osiągnięcia i nasz potencjał rozwojowy.
Sprawy wizerunkowe są przykre, ale zakłócające nasze codzienne życie problemy krajowe są jeszcze bardziej kłopotliwe. Skala wymienionych na wstępie kłopotów wskazuje jednoznacznie na konieczność aktywnego rozpoczęcia wspólnej, głębokiej refleksji, dotyczącej przyczyn tego niebezpiecznego dla naszej przyszłości stanu rzeczy, i podjęcia przez polityków przemyślanych środków zaradczych. To niełatwe, bo wymaga zaprzestania nieustannych wzajemnych oskarżeń – trzeba poszukiwać sposobu rzeczywistej politycznej koncyliacji w kluczowych dla nas wszystkich sprawach. Osobiście jestem przekonany, mówiąc dobitnie i w największym skrócie, że wspólnym mianownikiem zaistniałej sytuacji jest panujący u nas chaos wywołany przeróżnymi konsekwencjami polityki lekceważącej znaczenie trójpodziału władzy. Paradoksem w dodatku jest fakt, iż wprawdzie o problemach dotyczących trójpodziału władzy mówimy ostatnio bez przerwy, ale nie wyciągamy żadnych praktycznych wniosków z wyrażanych jednoznacznie krytycznych opinii.
.Dominujący wątek w debatach dotyczy oczywiście konieczności uruchomienia formalnych działań na rzecz autonomicznego podejmowania przez sędziów decyzji niepodatnych na doraźne polityczne wpływy. To oczywiście bardzo ważna kwestia, która w obliczu zmniejszającej się wiarygodności wszystkich decyzji sądowych dotyczy wielu ważnych aspektów funkcjonowania społeczeństwa. Niestety, wobec panujących w naszym kraju emocji i proceduralnych zaszłości zmiana tej sytuacji okazuje się w praktyce bardzo skomplikowanym zadaniem.
Na tym nasze problemy z trójpodziałem władzy jednak się nie kończą. Odradzałbym uznanie, że realizacja niezwykle ważnej idei trójpodziału władzy ogranicza się do systemu wymiaru sprawiedliwości. Słabość powszechnie krytykowanych obszarów funkcjonowania państwa daleko wykracza bowiem poza sferę sądownictwa.
Zauważmy więc, że jakoś nikomu na przykład nie przeszkadza, że od dawna całkowicie uzależniona od władzy ustawodawczej jest także nasza władza wykonawcza. To przecież parlament powołuje na wniosek premiera wybrany przez niego rząd i może go błyskawicznie odwołać. To przecież członkowie rządu są z reguły aktywnymi parlamentarzystami, którzy mając większość, podejmują w Sejmie decyzje regulujące wszystkie aspekty funkcjonowania państwa, a jeszcze tego samego dnia wielu z nich udaje się do swych ministerstw, aby zadbać o wprowadzanie ich w życie. W dodatku bardzo często ministrowie nie mogą liczyć na merytoryczną pomoc swoich zastępców, mających także polityczne umocowanie.
Zacytujmy Monteskiusza, współtwórcę jeszcze w czasach Oświecenia idei trójpodziału władzy: „Kiedy władza ustawodawcza zespolona jest w jednym i tym samym ciele z władzą wykonawczą, to nie ma wolności, ponieważ można się lękać, aby parlament nie stanowił tyrańskich praw, które będzie potem sam tyrańsko realizował”. Szeroko akceptowana idea rozdziału władz znalazła uznanie we wszystkich późniejszych kluczowych dokumentach prawodawczych, w tym w Konstytucji Stanów Zjednoczonych i Konstytucji 3 maja. Nawet jeśli uznać, że idea ta oznacza nie tyle pełną niezależność, ile wzajemną współpracę i kontrolę, to i tak mamy zasygnalizowany wyżej problem, nie sposób bowiem przecież skutecznie kontrolować samego siebie. Może więc opowiadając się za kontrolowaną, ale daleko idącą autonomią wyboru i działania sędziów, powinniśmy także pomyśleć o podobnej formule funkcjonowania rządu?
Czy ktoś na przykład ma wątpliwości, że od osób pełniących funkcje ustawodawcze należałoby oczekiwać nieco odmiennych predyspozycji i zawodowego przygotowania niż od osób wcielających przyjęte ustawy w życie? Chyba wszyscy dostrzegamy od lat, że merytoryczne kompetencje niektórych ministrów pozostawiają wiele do życzenia. To skądinąd zupełnie zrozumiałe, jak bowiem oczekiwać od aktywnych polityków, od lat albo od zawsze niemających innych zawodowych doświadczeń, wysokich specjalistycznych kompetencji w dzisiejszym skomplikowanym świecie?
A jeśli tak jest, to może należałoby trochę poważniej potraktować obarczone u nas silną pejoratywną aurą pojęcie tzw. rządu technicznego, składającego się z ekspertów o udokumentowanych zawodowych osiągnięciach? Rządu ściśle wypełniającego regulacje przyjęte przez parlament, ale nakładającego na nie swoje szczegółowe decyzje realizacyjne – w końcu takie rozwiązanie skłonni jesteśmy przecież uważać za prawidłowe w przypadku sądów. O takim rządzie wspomina się u nas jednak wyłącznie w sytuacjach kryzysowych i zawsze z zamiarem szybkiego powrotu do sytuacji „normalnej”, czyli rządu ściśle politycznego, składającego się wyłącznie z aktywnych działaczy partii tworzących większość parlamentarną.
Oczywiście problemem byłby, co jest dzisiaj sednem sporu w przypadku władzy sądowniczej, sposób wybierania członków eksperckiego rządu – nie widać na razie lepszej metody niż potwierdzone przez prezydenta nominacje parlamentarne, dotyczące jednak wyłącznie osób spoza bieżącej polityki i mających szeroko uznawane eksperckie doświadczenie w merytorycznym zakresie ministerstw, które mają objąć. Można by także pomyśleć o potrzebnej do decyzji sejmowych większości kwalifikowanej, a w przyszłości przy wyborze należałoby uwzględniać nawet w pewnym zakresie opinię publiczną. Podobne pomysły zgłaszane są przecież dzisiaj w sprawie wyboru części składu sędziowskiego.
Obserwując od 35 lat naszą scenę polityczną, mam nieodparte wrażenie, że dla wielu politycznych nominacji ministerialnych można by zaproponować alternatywne kandydatury osób znacznie bardziej kompetentnych w zakresie zarządzania poszczególnymi działami administracji rządowej, w dodatku w pełni akceptujących taką rolę i deklarujących gotowość lojalnej współpracy w stosunku do dwu pozostałych władz. W naszej dzisiejszej sytuacji powołanie takiego rządu miałoby szczególne znaczenie. Tak skonstruowany rząd umożliwiłby bowiem zgodną realizację projektów antykryzysowych wypracowanych optymalnie na czysto eksperckiej bazie, bez posądzania o jednoczesne reprezentowanie interesów o wyłącznie partyjnym podłożu.
.Może więc warto pomyśleć nieco szerzej o istocie trójpodziału władzy? I dojść wreszcie do systemu bazującego na przekonaniu, że niezbędnym atrybutem dzisiejszej władzy powinien być trójpodział gwarantujący niezależność jej elementów, oczywiście pod warunkiem ich wzajemnej współpracy i kontroli. Aby wypracować takie rozwiązanie, niezbędna byłaby zapewne trudna do przeprowadzenia wobec naszych politycznych sporów nowelizacja konstytucji. Czy w tak fundamentalnej dla naszej przyszłości sprawie naprawdę nierealne jest oczekiwanie na taki koncyliacyjny gest naszych polityków?
Tekst ukazał się w nr 69 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]. Miesięcznik dostępny także w ebooku „Wszystko co Najważniejsze” [e-booki Wszystko co Najważniejsze w Legimi.pl LINK >>>].