
Polityka historyczna – ale jaka?
Potrzebne jest szersze spojrzenie na naszą historię i kulturę. Takie, w którym można nawiązać do istniejących pozytywnych skojarzeń z polskością i do tego dziedzictwa, które można opowiedzieć światu – pisze prof. Andrzej NOWAK
.Włączam kanał TVP Historia i oglądam film dokumentalny: II wojna w prywatnych nagraniach filmowych Niemców. Ciekawe ujęcia, robione na użytek domowej historii przez Niemców w latach 1933–1945. Sielskie dzieciństwo, lata szkolne, potem wojna. Triumfy nad Francją, później egzekucje – ale to już wojna ze Związkiem Sowieckim. „Wojna ideologiczna”, jak tłumaczy amerykański czy angielski ekspert. Dlatego wyjątkowo okrutna. Naziści zabijają Żydów i komunistów. To są dwa główne wątki zbrodni, jakie eksponuje wybór dokonany przez konstruktora tego dokumentu. Nie ma bodaj ani jednej wzmianki o tym, gdzie się ta wojna zaczęła. Wyparował pakt Ribbentrop-Mołotow i 18 miesięcy decydującej dla wielkich sukcesów Hitlera współpracy ze Stalinem. Polska? Nieobecna. Pomyślałem, że może to i lepiej, bo przecież mogła być: jako źródło krwawego antysemityzmu, praźródło Holocaustu.
Tak przecież jest w setkach filmów, tysiącach książek, dziesiątkach tysięcy artykułów prasowych, tak jest w programach kursów historii (lub historii Holocaustu) uniwersytetów w USA, Kanadzie, dużej części Europy. Tak powtarza i skutecznie trafia z tym przekazem do niemałej części odbiorców Władimir Putin, kiedy publikuje w prestiżowym amerykańskim „The National Interest” swój manifest historyczny (The Real Lessons of the 75th Anniversary of World War II). Tu właśnie najpełniej „okazuje się”, że to Polska odpowiada za II wojnę, a w szczególności za Holocaust…
Może niepotrzebnie się tym przejmuję. Może przesadzam. Może trzeba „przyjąć to na klatę”, jak ponoć mówi dzisiejsza młodzież? Czytam jednak wiadomość, że klub hokejowy Unia Oświęcim został właśnie ukarany wysoką grzywną przez władze Hokejowej Ligi Mistrzów, ponieważ miejscowi kibice wystawili na mecz z drużyną z Berlina transparent przypominający, że Auschwitz był „niemieckim obozem śmierci”. Może to rzeczywiście nieelegancko witać gości takim przypomnieniem?
Ale może chodzi o coś jeszcze: o to właśnie, kto odpowiada za obozy śmierci zbudowane w latach 1941–1944 na terytorium Polski? Czy mamy przyjąć tę tezę, która powielana jest w nieskończenie wielu tekstach w mediach całego świata: „Polish death camps” – że to były polskie obozy śmierci? A może trzeba jednak przypominać, że to nie jest niewinny lapsus; że owo terytorium Polski, na którym obozy były tworzone, nie było miejscem suwerennych decyzji polskich władz ani polskiego narodu, tylko obszarem okupowanym w najbardziej brutalny sposób przez państwo noszące dumną nazwę „Deutsches Reich” (Niemiecka Rzesza), która to Rzesza zainicjowała, zorganizowała i przeprowadziła Holocaust? I że setki tysięcy Polaków prowadziły pełną wyjątkowego poświęcenia i ofiar walkę z tym okupantem, od pierwszego dnia wojny w Europie do ostatniego. To jest właśnie punkt, od którego można zacząć dyskusję nad sensem tego, co nazywa się „polityką historyczną”. Można z niego ruszyć w kilku kierunkach.
.Pierwszy: polityki historycznej nie należy w ogóle uprawiać, bo jest z założenia zła – jest dyskursem władzy i niczym więcej. Zostawmy historię historykom. Takie założenie w znacznym stopniu uzasadniać miało brak polityki historycznej większości rządów w Polsce po 1989 roku – co najmniej przez dekadę. Był on także motywowany względami wewnątrzpolitycznymi. Wyraziła je zwięźle metafora użyta przez premiera Tadeusza Mazowieckiego – „gruba kreska”, którą trzeba odkreślić przeszłość. Kiedy wracano do historii po 1989 roku, sprawą najbardziej drażliwą były rozliczenia ze świeżym, peerelowskim dziedzictwem państwa policyjnego, stanu wojennego, agentury, genezy i skutków rządów okresu PRL. Więc – dla zachowania spokoju i stabilizacji wewnętrznej – może lepiej się nie będziemy się babrać w historii… Wkrótce hasło premiera Mazowieckiego zostało zastąpione nowym, wysuniętym przez prezydenta i kolejnych premierów z SLD: „Wybierzmy przyszłość!”. Pewną korektę przyniosły rządy koalicji AWS-UW i powołanie pod koniec jej istnienia pierwszej dużej instytucji zajmującej się polityką historyczną: Instytutu Pamięci Narodowej. Instytut jednak z założenia nastawiony był na, by tak rzec, pamięć wewnętrzną, polską.
W kwestii obrazu Polski wplecionego w globalną wizję historii dominowało wciąż założenie Fukuyamy, że historia się skończyła, wkraczamy w epokę posthistoryczną i postnarodową, gdzie spory o przeszłość nie mają już znaczenia, a co najwyżej mogą tylko opóźniać ów pożądany koniec. Zbiegało się to z drugim założeniem, że Polska, wchodząc do Unii Europejskiej, musi jeszcze wykonać jedną pracę nad swoją pamięcią, przed przekroczeniem tego progu: powinna przepracować krytycznie winy i błędy własnej wspólnoty wobec sąsiadów – przede wszystkim Żydów, ale również Ukraińców, Litwinów, Białorusinów, nawet Niemców. Rok 2000, eksplozja dyskusji wokół Jedwabnego i książki Jana Tomasza Grossa wzmocniła bardzo ten sygnał: jedyna polityka pamięci, jaka powinna być realizowana, to polityka wstydu – skupienie na najgorszych stronach polskiej historii i dokonanie w tym duchu swoistej reedukacji społeczeństwa. Tę politykę nie tyle realizowało państwo, ile zastępujące je w pewnym sensie najsilniejsze ośrodki opiniotwórcze („Gazeta Wyborcza” czy TVN). Zadałem wtedy na łamach „Rzeczypospolitej” – w artykule Westerplatte czy Jedwabne? – dwa pytania. Pierwsze: czy można sprowadzić całą historię Polski i jej udziału w II wojnie do zbrodni w Jedwabnem? I drugie: czy można utrzymać jakąkolwiek wspólnotę na poczuciu wstydu? Dziś zaryzykuję odpowiedź na to pytanie: tak, można w ten sposób budować wspólnotę: kapłanów wstydu, reedukatorów.
Około roku 2005 okazało się jednak, że ów obraz polskiej przeszłości, jaki z tego rodzaju założeń wynika, jest zaskakująco zbieżny z tym, jaki tworzą polityki historyczne sąsiednich państw. Zwłaszcza Rosji, która pod rządami Putina przystępowała wtedy do obchodów 60. rocznicy „wielkiej Pobiedy”. Rosja uruchomiła wtedy kanał anglojęzyczny kanał Russia Today, adresowany do widzów na całym świecie, mający propagować imperialny punkt widzenia na historię: Rosji należy się jej strefa wpływów, wywalczona jej rolą w zwycięstwie nad faszyzmem. Polska, Ukraina, kraje bałtyckie – to właśnie najważniejsze źródła współczesnego faszyzmu, od których zaczyna się całe zło historyczne. Tylko Rosja z Niemcami lub innymi partnerami na Zachodzie (np. z Francją) może to zło zatrzymać. Kto przypomina pakt Ribbentrop-Mołotow (i jego ofiary, np. polskie), ten jest faszystą. Taki był i pozostaje ton tej akurat, brutalnie rozmijającej się z prawdą polityki historycznej.
Jednocześnie w 2005 roku okazało się, że również nasz zachodni sąsiad prowadzi energiczną politykę historyczną i może w niej odegrać istotną rolę projekt Eriki Steinbach w postaci Muzeum Wypędzonych – Niemcy jako największa ofiara II wojny, Polska posadzona na ławie oskarżonych jako odpowiedzialna za los wypędzonych. Ponieważ w globalnej polityce medialnej od dawna już nie było Niemców, tylko „naziści” jako odpowiedzialni za II wojnę i Holocaust, łatwiej było sprzedać do kilkudziesięciu krajów świata niemiecki serial fabularny Nasze matki, nasi ojcowie, nakręcony przez Niemców, gdzie polski ruch oporu to wyłącznie symbol prymitywnego antysemityzmu. Skojarzenie „nazista to chyba Polak” – stało się w wielu krajach świata niemal odruchowe. Niemiecka polityka historyczna promuje w tym czasie postać pułkownika Stauffenberga (do 1944 roku wzorowego nazisty i rasisty) jako model bohaterskiego ruchu oporu „zwyczajnych Niemców”. Hollywoodzka produkcja z Tomem Cruise’em w roli pułkownika jest efektownym przykładem tej pracy.
Ale może inne kraje, głębiej już zakorzenione w posthistorycznym świecie – może one żadnej polityki historycznej nie prowadzą? Rozejrzałem się wokoło i przekonałem się, że powstają dziesiątki filmów fabularnych: holenderskich, norweskich, duńskich – o bohaterskim ruchu oporu w tych krajach w czasie wojny; efektowne i kosztowne filmy o holenderskich admirałach, ich podbojach i eksploracjach imperialnych w XVII wieku; samoloty norweskie latają z wizerunkami bohaterów norweskiego podziemia antyhitlerowskiego (a nie z wizerunkiem Quislinga, który był w rzeczywistej historii symbolem kolaboracji na skalę całej Europy).
Przykład najbardziej uderzający to zrealizowane jednocześnie dwa hollywoodzkie filmy o zamachu na Heydricha, oczywiście w gwiazdorskiej obsadzie, pokazujące bohaterski czeski ruch oporu. Notabene, w jednym z tych filmów pada prawdziwe zdanie na początku: „U nas jest taki ruch oporu, że jak nas złapią w tym pokoju, to będzie koniec podziemia, jakże inaczej niż Polsce”. Ale o tym czeskim ruchu oporu współdziałającym z agentami SAS-u, którzy dokonują zamachu na Heydricha, powstały dwa globalne filmy. A o polskim ruchu oporu do świadomości globalnej przebił się w ostatnich dekadach tylko wspomniany serial niemiecki Nasze matki, nasi ojcowie…
W roku 2005 zaczęto więc nieco śmielej mówić nad Wisłą, że państwo jednak jakąś politykę historyczną powinno prowadzić. Działało już wtedy stworzone z inicjatywy prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego Muzeum Powstania Warszawskiego – znakomity przykład, jak można o prawdziwej polskiej historii opowiadać w XXI wieku. Lech Kaczyński już jako prezydent RP patronował także powstaniu dwóch innych ważnych instytucji: kanału Historia w TVP oraz Muzeum Historii Polski. TVP Historia, jak słyszę, ma być zlikwidowana – choć powstało dzięki niej setki bezcennych filmów dokumentalnych, które także w atrakcyjny sposób i z różnych punktów widzenia ukazywały prawdę o polskiej historii i kulturze nie tylko XX wieku, ale również wcześniejszych stuleci. Muzeum Historii Polski szczęśliwie dotrwało do momentu, w którym zaczyna teraz swoją działalność edukacyjną w pełnej skali.
Ale jak „przebić się” do publiczności szerszej niż polska lub Polskę odwiedzająca? Można reagować na kłamstwa. Czasem przynosi to pewne rezultaty, jak w przypadku zainicjowanej przez ministra kultury Kazimierza M. Ujazdowskiego w roku 2006 akcji wysyłania sprostowań wszędzie tam, gdzie pojawia się kłamliwy termin „polskie obozy śmierci”. Może dziś tego trochę mniej? Ale czy zmienia to ogólny obraz historii Polski w świecie, ten kojarzony – jeśli z czymkolwiek – to z Holocaustem?
Nie udało się dotąd przełamać bariery niemożności w tworzeniu dzieł (filmów fabularnych czy seriali), które mogłyby wejść na rynek globalny i walczyć o uwagę odbiorców. Powstawały za rządów PiS scenariusze takich projektów, jak choćby ten o Merianie Cooperze, twórcy King Konga, ale wcześniej bohaterskim dowódcy amerykańskich lotników, broniących Polski i Europy przed zalewem komunizmu w 1920 roku. Mówiono o wielkim filmie, o tak kapitalnie nadającej się do promocji prawdy o Polsce w II wojnie postaci, jak Witold Pilecki. Powstało kilka niskobudżetowych filmów o Powstaniu Warszawskim, lotnikach polskich, o Monte Cassino – wszystkie bez najmniejszych szans dotarcia do odbiorcy międzynarodowego. Dobrze, że chociaż te filmy powstały, bo mogą je obejrzeć choć polscy widzowie. Ale – i to najważniejsze pytanie, które chcę postawić na koniec: czy tylko tędy droga? Czy tylko próbować odpowiadać na negatywny, fałszywy stereotyp Polaków nie jako ofiar II wojny i pierwszych uczestników koalicji antyhitlerowskiej, ale jako niemal głównych sprawców? Nie. Potrzebne jest szersze spojrzenie na naszą historię i kulturę. Takie, w którym można nawiązać do istniejących pozytywnych skojarzeń z polskością i do tego dziedzictwa, którym istotnie można się pochwalić, poza oczywistymi przykładami bohaterstwa i poświęcenia takich Polaków, jak powstańcy warszawscy, Pilecki, rodzina Ulmów czy obrońcy Westerplatte w II wojnie.
.Co mam na myśli? Połączenie polskich doświadczeń historycznych z kulturą – Chopin może być kluczem. Etiuda rewolucyjna, rozpoznawalna pod każdą szerokością geograficzną jako swoisty hymn bez słów: hymn wolności, niezgody słabszych na zniewolenie. Trzeba pokazywać nie tylko II wojnę, ale całą historię Polski antyimperialnej, rzucającej wyzwanie rozmaitym „imperiom zła” od czasu konfederacji barskiej, przez – także rozpoznawalnego w skali globalnej (jeszcze) – Tadeusza Kościuszkę, w kierunku wielkich powstań narodowych, zmieniających historię Europy i prowadzących ostatecznie do niepodległości, a nie poprzez groteskowy, niemający nic wspólnego z prawdą historyczną obraz Kościuszki jako nieudacznika, biernie obserwującego szlacheckich poganiaczy niewolników (mam na myśli nagrodzony na festiwalu w Gdańsku superkicz znany pod tytułem Kos).
Trzeba pokazywać, skąd się wziął ten polski upór w walce o wolność, o niepodległość: ukazywać wspaniałą historię I Rzeczypospolitej – ot, choćby łącząc losy życiowe Kopernika z początkami tejże Rzeczypospolitej, początkami tzw. ruchu egzekucji praw i dóbr, z czasami formowania tradycji sejmowej samorządności obywateli, z drogą do unii lubelskiej. Skoro Holendrzy (nie mówiąc o Duńczykach, Szwedach i Norwegach, wciąż w setkach filmów wracających do wikińskiej tradycji) robią filmy o swoich władcach z wczesnego średniowiecza, dlaczego nie pokusić się o wspaniałą panoramę Europy Środkowej w czasach Bolesława Chrobrego? Dlaczego nikt nie wziął po 1990 roku na warsztat filmowy tak genialnego dzieła jak Srebrne orły Teodora Parnickiego? Tysiąclecie koronacji królewskiej Chrobrego, a więc pełnej suwerenności Polski, jakie powinniśmy obchodzić w przyszłym roku – to znakomita okazja do przypomnienia.
Oczywiście, filmy i seriale to nie jedyna droga do zbiorowej wyobraźni. Wymieniam je tylko dla przykładu, by połączyć je z nie upiększoną, ale prawdziwą historią tego, co składa się na dumną, piękną, europejską tożsamość Polski. Tylko w perspektywie tak szeroko rozwiniętej i głęboko zakorzenionej wizji naszej historii można by wreszcie próbować pokazać to, co zaniedbaliśmy najbardziej: fenomen dziesięciomilionowej Solidarności i jej znaczenia dla wielkiej zmiany w obliczu tej ziemi – od błogosławieństwa Jana Pawła II na placu Zwycięstwa poczynając.
Żeby ten zestaw tematów przekuć w projekt pozytywnej, obliczonej na lata polityki historycznej, trzeba najpierw przekazać świadomość tej historii, tego dziedzictwa kulturowego nowym pokoleniom Polaków.
.Niestety, chyba nie idziemy w tę stronę. W przedstawionych przez obecne ministerstwo edukacji założeniach nowej podstawy programowej dla polskich szkół przy zapisie „[uczeń] charakteryzuje różne postawy polskiego społeczeństwa wobec polityki okupantów” usunięto przykłady Witolda Pileckiego i św. Maksymiliana Kolbego. Przy zapisie: „przedstawia i omawia działania rządu Rzeczypospolitej Polskiej wobec tragedii Zagłady” usunięto jego dalszą część: „z uwzględnieniem misji Jana Karskiego i roli »Żegoty«”. Z listy osób i wydarzeń, o których uczeń pierwszych lat nauczania historii powinien umieć opowiedzieć, usunięto: Zawiszę Czarnego, zwycięstwo grunwaldzkie, przeora Augustyna Kordeckiego, hetmana Stefana Czarnieckiego, Danutę Siedzikównę „Inkę”. Z tematu „Powstanie Stanów Zjednoczonych” wykreślono: „przedstawia wkład Polaków w walkę o niepodległość Stanów Zjednoczonych”. Z tematu „Rzeczpospolita w dobie stanisławowskiej” usunięto zapis: „charakteryzuje cele i konsekwencje konfederacji barskiej”. W epoce napoleońskiej usunięto: „opisuje okoliczności utworzenia Legionów Polskich oraz omawia ich historię”. Przy temacie: „Wojna obronna Polski we wrześniu 1939 r.” wykreślono: „[uczeń] podaje przykłady szczególnego bohaterstwa Polaków, np. obrona poczty w Gdańsku, walki o Westerplatte, obrona wieży spadochronowej w Katowicach, bitwy pod Mokrą i Wizną, bitwa nad Bzurą, obrona Warszawy, obrona Grodna, bitwa pod Kockiem”. W dziale „Polska w latach 1957–1981” wykreślono: „przedstawia rolę Jana Pawła II i ocenia jego wpływ na przemiany społeczne i polityczne”. W dziale „Miejsce Polski w świecie współczesnym” usunięto: „przedstawia i sytuuje w czasie i przestrzeni proces rozpadu Układu Warszawskiego i odzyskanie suwerenności przez Polskę”…
To też jest polityka historyczna. Niestety. Trzeba to nastawienie zmienić. Od tego trzeba zacząć.
Tekst ukazał się w nr 67 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]. Miesięcznik dostępny także w ebooku „Wszystko co Najważniejsze” [e-booki Wszystko co Najważniejsze w Legimi.pl LINK >>>].