Paweł UKIELSKI: Polska polityka historyczna - oparta na prawdzie, mądra, aktywna

Polska polityka historyczna - oparta na prawdzie, mądra, aktywna

Photo of Paweł UKIELSKI

Paweł UKIELSKI

Historyk i politolog, w latach 2014–2016 zastępca prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, wicedyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.

Spory o politykę historyczną nabierają większej powagi i znaczenia. Nie są już bowiem wyłącznie zagadnieniem czysto PR-owskim, kwestią, czy ktoś na Polskę spojrzy z większą sympatią, czy też nie, lecz mają realny wpływ na pozycję naszego kraju na świecie – pisze Paweł UKIELSKI

Otwarcie Muzeum Powstania Warszawskiego w 2004 r. zmieniło społeczny stosunek do historii, pamięci i tożsamościowego odwoływania się do przeszłości. Z impetem wprowadziło też do publicznej debaty pojęcie „polityki historycznej”. Od tego czasu polityka historyczna przeszła w Polsce długą drogę i ewolucję. Początkowo (w połowie pierwszej dekady XXI wieku) była pojęciem często negowanym. Wielu dyskutantów twierdziło, że w demokratycznym państwie nie ma na nią miejsca, a instytucje publiczne, zwłaszcza państwowe, nie powinny jej prowadzić.

Spór o polską politykę historyczną przemienił się w dużo płodniejszą dyskusję: nie „czy”, lecz „jaką” prowadzić, by przynosiła ona jak najwięcej korzyści państwu, narodowi i obywatelom, oraz kto, w jaki sposób i jakimi narzędziami powinien ją kształtować.

Dyskurs ten bywa bardzo ostry, często emocjonalny, jednak oznacza to przede wszystkim, że jego uczestnicy mają świadomość, że jego przedmiot jest tematem ważnym z punktu widzenia wspólnoty narodowej oraz jej pozycji w świecie.

W tym miejscu należy zdefiniować pojęcie polityki historycznej (czy, jak wolą niektórzy, polityki pamięci – używam obu tych określeń zamiennie, uznając je za tożsame). W najprostszym ujęciu polityka historyczna to wszelkie działania instytucji publicznych w dziedzinie wspierania pamięci zbiorowej. Podkreślam – nie tylko władz państwowych, lecz również władz lokalnych, organizacji pozarządowych oraz mediów. Najlepszym dowodem, że jest ona prowadzona nie tylko na poziomie państwowym, jest Muzeum Powstania Warszawskiego – instytucja miejska, warszawska.

Nieco poszerzając tę definicję, stwierdzić należy, że istnieją dwie polityki historyczne – wewnętrzna i zewnętrzna. Pierwsza skierowana jest do własnej wspólnoty i ma na celu budowę więzi społecznych, kodu kulturowego i wspólnego zestawu wartości wywodzącego się i legitymizowanego przez wydarzenia z przeszłości; druga zaś ma budować pozytywny wizerunek naszej wspólnoty w oczach innych wspólnot.

Oba wymiary prowadzenia polityki historycznej oczywiście silnie się przenikają i wpływają na siebie nawzajem. Mimo odmiennych celów, które są stawiane przed oboma, są one bardzo ściśle powiązane i nie da się precyzyjnie wyodrębnić jednego i drugiego. Co więcej, bywa i tak, że zadania stawiane wobec polityki wewnętrznej i zewnętrznej bywają przeciwstawne i nie dają się pogodzić. Jednocześnie zaś nie da się jednej od drugiej szczelnie odgrodzić – przekaz, który w założeniu ma rezonować „do wewnątrz”, zazwyczaj odbija się echem również na zewnątrz, a działania zewnętrzne są dyskutowane i komentowane w kontekście wewnętrznym.

Polityka historyczna jako instrument władzy

.W tym miejscu wypada dodać istotne zastrzeżenie, które trafnie ujął Janusz Kurtyka: „Polityka historyczna powinna być oparta na prawdzie historycznej”. To fundamentalne zastrzeżenie powoduje, że czym innym jest propaganda historyczna państwa niedemokratycznego, czym innym zaś polityka historyczna ucierająca się w, nawet ostrej, debacie publicznej oraz poddawana co jakiś czas weryfikacji w trybie wyborczym. Część specjalistów jest skłonna wręcz uznać, że propaganda historyczna jest bytem rozłącznym od polityki historycznej, zawężając to drugie pojęcie wyłącznie do działań opartych na prawdzie historycznej.

Rozumiejąc te zastrzeżenia, przyjmuję jednak szerszą definicję, traktując również fałszowanie historii jako politykę historyczną, choć oczywiście prowadzoną w sposób niedający się zaakceptować.

W ciągu ostatnich kilkunastu lat zmienił się też świat, w którym żyjemy. Zaczynając prace nad muzeum, wciąż znajdowaliśmy się w sercu pełnego optymizmu świata postzimnowojennego. Polska, od niedawna sojusznik świata zachodniego w ramach NATO, przystępowała do Unii Europejskiej, licząc na przyśpieszony rozwój. Równocześnie jednak pojawiły się pierwsze symptomy zmian, niektóre wyjątkowo znaczące, jak ataki na Stany Zjednoczone 11 września 2001 roku, zwiastujące zmierzch epoki „końca historii”. Rozpoczęła się wówczas także reorientacja rosyjskiej polityki pod kierownictwem Władimira Putina, który z czasem skłaniał się coraz bardziej ku neostalinowskiej retoryce imperialnej. Przez kolejnych kilkanaście lat zmiany w postrzeganiu polityki historycznej na świecie towarzyszyły daleko idącym przemianom sytuacji globalnej – kryzys finansowy i gospodarczy z 2008 roku, agresje Rosji na sąsiadów (Gruzję i Ukrainę), kryzys migracyjny czy pandemia koronawirusa spowodowały, że optymizm ostatniej dekady XX i początku XXI wieku prysł jak bańka mydlana i można otwarcie mówić o odwrocie od globalizacji.

W tej sytuacji wzrosło znaczenie sporów tożsamościowych i dyskusji o przeszłości tworzącej korzenie społeczeństw. Co więcej, okazało się, że pamięć i narracja historyczna w wymiarze zewnętrznym mogą stanowić oręż nie tylko w walce wizerunkowej, lecz również w realnych wojnach, co udowodnił Putin, używając argumentów historycznych dla uzasadnienia swoich imperialnych działań, w tym agresji na Ukrainę. Polityka historyczna to już nie tylko soft power. To już bywa po prostu power.

Nasze polskie spory o politykę historyczną nabierają większej powagi i znaczenia. Nie są już bowiem wyłącznie zagadnieniem czysto PR-owskim, kwestią, czy ktoś na Polskę spojrzy z większą sympatią, czy też nie, lecz mają (lub przynajmniej mogą mieć) realny wpływ na pozycję naszego kraju na świecie, w polityce międzynarodowej. I, jak w każdej dziedzinie istotnej w relacjach międzynarodowych, znacznie łatwiej zepsuć niż zbudować, błędy są zazwyczaj spektakularne i niemal natychmiast widoczne, a umiejętne korzystanie z rozmaitych narzędzi i trafnie podejmowane działania często okazują się skuteczne i przynoszą widoczny efekt w dłuższej perspektywie. Z punktu widzenia opinii publicznej, mediów, a co za tym idzie – polityków – często zbyt długiej.

Oczekiwanie natychmiastowych efektów, budowanie przekazu „do wewnątrz” bez głębszej refleksji, jakie będą efekty zewnętrzne, używanie niewłaściwych narzędzi do osiągania założonych celów – to najczęstsze błędy, z którymi możemy spotkać się w polskiej polityce historycznej. Jednak jest i druga strona medalu, powodująca, że „te minusy nie powinny przesłaniać plusów”.

W ciągu kilkunastu lat powstało wiele nowoczesnych muzeów i instytucji pamięci, które wykonują olbrzymią pracę „u podstaw”, prowadzą rozmaite działania poza granicami kraju, przyciągają rzesze zwiedzających (od momentu otwarcia Muzeum Powstania Warszawskiego liczba zwiedzających polskie muzea wzrosła ponad dwukrotnie).

Polski głos, nawet jeśli irytujący dla naszych partnerów, czasem też przestrzelony i nieskuteczny, wciąż brzmi, domagając się wysłuchania i uznania jego istnienia. Nie jest przypadkiem, że prowadząc swoją neostalinowską propagandę historyczną, Putin za główny cel ataków obrał właśnie Polskę. Co więcej, w mojej opinii, swoimi ostrymi stwierdzeniami zbyt jawnie gwałcącymi prawdę i poczucie przyzwoitości, również bywa przeciwskuteczny i przegrywa bitwy o pamięć.

Polska – Rosja. Brutalna propaganda Kremla

.Polskie położenie geopolityczne pomiędzy Rosją a Niemcami, będące od stuleci przekleństwem, ma swoje odzwierciedlenie również w sferze pamięci i polityki historycznej. Potężni sąsiedzi także w tej kwestii wywierają przemożny wpływ na działania Rzeczypospolitej (co notabene bywa często również krytykowane, jako polityka reaktywna). To również przemiany w tych krajach na początku XXI wieku spowodowały wzrost zainteresowania zagadnieniami związanymi z przeszłością, pamięcią i tożsamością w Polsce. Dojście do władzy Władimira Putina w Rosji wraz z budową coraz bardziej konfrontacyjnej i imperialnej narracji historycznej z jednej strony oraz wpływy i silna pozycja Eriki Steinbach, szefowej Związku Wypędzonych w Niemczech, wybiły Polaków z błogostanu. Ten kontekst polskiej polityki historycznej jest stale obecny.

Kreml prowadzi brutalną, niepoddawaną swobodnej debacie propagandę historyczną, bardzo często sytuującą się w dużej odległości od prawdy. Takie podejście pozostawia bardzo niewiele miejsca na manewr czy choćby uczciwą dyskusję na jakimkolwiek poziomie.

Z kolei państwo niemieckie, po II wojnie światowej demokratyczne i wyczulone na historię i pamięć, swoje działania prowadzi w sposób bardzo wysublimowany, grając na różnych instrumentach i odwołując się do różnych wrażliwości. Niewątpliwie jest też znacznie bardziej otwarte na dialog (z którego czasem wręcz robi swój znak towarowy) oraz nie pozwala sobie na fałszerstwa faktograficzne.

W tej sytuacji w relacjach z oboma państwami także Polska musi stosować diametralnie odmienne narzędzia. W przypadku Rosji kluczowym celem Rzeczypospolitej na arenie międzynarodowej jest pilnowanie, by kremlowska propaganda nie „zdobywała terenu”, czyli by liczba podatnych na jej argumentację nie rosła. Oczywiście nie oznacza to, że należy całkowicie zrezygnować z docierania bezpośrednio do Rosjan, jednak jest to w obecnej sytuacji stosunkowo trudne i wymaga nieraz niestandardowych działań.

Przykładem może być pomysł zrealizowany przeze mnie w IPN – wykupienie ogłoszenia w „Komsomolskiej Prawdzie” w 2015 r. w 70. rocznicę porwania i procesu 16 przywódców Polskiego Państwa Podziemnego, informujące czytelników, co wydarzyło się w 1945 r. w Pruszkowie i Moskwie. W następnym roku rosyjska gazeta takiego zamówienia już nie przyjęła…

Polska – Niemcy. Inna wrażliwość historyczna

.Niemcy są zupełnie innym przypadkiem – to kraj, który nie wypiera się swojej totalitarnej przeszłości, przyjmuje odpowiedzialność za popełnione wówczas zbrodnie, a na wyznaniu win i „przepracowaniu przeszłości” buduje swój kapitał moralny. Robi to niezwykle skutecznie, co pozwala Niemcom wierzyć, że ich model „przepracowywania przeszłości” powinien być wzorem dla innych państw. Taka narracja dla Polski jest nie do przyjęcia, biorąc pod uwagę różnice w historii obu państw (co nie oznacza, że Polacy nie powinni, jak każdy naród, rozliczać się z ciemnymi kartami swoich dziejów).

W przeciwieństwie do Rosji – z Niemcami w kwestiach historycznych toczy się wielopoziomowa dyskusja. Żeby opublikować tekst w niemieckiej prasie, nie trzeba uciekać się do podstępów, jak opisany powyżej. Muzeum Powstania Warszawskiego było w stanie pokazać w Berlinie wystawę o Powstaniu, która jeździła po Niemczech następnie przez pięć lat, ostatnio zaś Instytut Pileckiego opodal Bramy Brandenburskiej otworzył ekspozycję o swoim patronie.

Nie oznacza to, że w relacjach z Niemcami nie pojawiają się konflikty pamięci. Fakt, że przyjmują one zupełnie inne formy niż spory z Rosją, nie oznacza, że mają mniejsze znaczenie lub są „płytsze”.

Polska wrażliwość historyczna znacząco różni się od niemieckiej (co miewa swoje odbicie nawet na najbardziej podstawowym poziomie – językowym), a cele polityczne związane z tą sferą bywają również przeciwstawne. Niemcy prowadząc politykę historyczną działają wielowymiarowo, „grają na różnych fortepianach”, wykorzystując rozmaite środki i instytucje.

W ostatnich latach przykładem takiego działania jest sprawa pomnika polskich ofiar II wojny światowej w Berlinie. Postulat zgłoszony przed laty przez Władysława Bartoszewskiego został w 2017 roku podchwycony przez grupę intelektualistów niemieckich, którzy napisali apel o realizację tego projektu. Od tego czasu toczy się debata, historycy, publicyści i inni przedstawiciele życia publicznego prezentują swoje stanowiska, ścierają się koncepcje. Politycy deklarują swoje wsparcie lub formułują zastrzeżenia. Co jakiś czas pojawiają się „przecieki”, że niedługo będzie polityczna zgoda na jego realizację. Wszystko to budzi w Polsce emocje, jednak nie sposób nie zauważyć, że realnie nic się w tej kwestii nie wydarzyło. Można zatem spodziewać się, że temat ten będzie jeszcze długo wykorzystywany, by oddziaływać na polską opinię publiczną.

.Polityka historyczna nie jest zatem zaledwie efektownym, lecz nieznaczącym ornamentem w ramach polityki zagranicznej, lecz stała się istotnym jej komponentem. Między Rosją a Niemcami, z polską historią ostatnich stuleci, nie sposób o tym zapomnieć.

Paweł Ukielski

Paweł Ukielski jest autorem książki „Pamięć Polski, pamięć sąsiadów. Pamięć Europy” (wyd. Teologia Polityczna, 2020)

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 10 października 2020