Prof. Piotr CZAUDERNA: Rembrandt i Hoogstraten – kolor i iluzja

Rembrandt i Hoogstraten – kolor i iluzja

Photo of Prof. Piotr CZAUDERNA

Prof. Piotr CZAUDERNA

Lekarz, chirurg dziecięcy, profesor nauk medycznych, w 2019 prezes Agencji Badań Medycznych. W 2015 r. powołany w skład Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP.

ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Prawdziwe mistrzostwo w zakresie malarskiej iluzji Samuel van Hoogstraten osiągnął w obrazie przedstawiającym starego człowieka w oknie. Jego głowa wydaje się spoglądać smutno na widza szklistymi od płaczu oczami, a pomarszczona twarz starca jest oddana tak realistycznie, że mogłaby niemal być fotografią, podobnie zresztą jak kamienne obramowanie okna oraz widoczne w nim drobne okrągłe szybki – twierdzi prof. Piotr CZAUDERNA

.W sławnym wiedeńskim Muzeum Historii Sztuki (Kunsthistorisches Museum) właśnie zakończyła się piękna i niezwykle ciekawa wystawa „Rembrandt i Hoogstraten – kolor i iluzja”. Unikalny był już sam sposób spojrzenia na malarstwo Rembrandta van Rijna. Chyba nikomu wcześniej nie przyszło do głowy, by szukać w nim elementów iluzjonistycznych. Co innego Samuel van Hoogstraten, który był jednym z najbardziej znanych uczniów malarza z Amsterdamu. Czy na pewno najbardziej utalentowanym? To już inna historia, podobnie jak kwestia osobistego gustu. Sam Rembrandt wyszkolił ponad 50 uczniów, z których niejeden zdobył sławę i uznanie, jak na przykład Gerard Dou (który był pierwszy), Ferdynand Bol, Adriaen Brouwer, Aert Gelder, Govert Flinck, Nicolaes Maes, Gerrit Horst, Willem de Poorter, biedny Carel Fabritius (którego wielu uważało za najzdolniejszego następcę mistrza i który zginął przedwcześnie w tragicznym wybuchu prochowni w Delft, i to razem z większością swojego dziedzictwa malarskiego), no i wspomniany już Samuel van Hoogstraten.

Szkolenie w pracowni mistrza trwało przeciętnie od 4 do 6 lat. Samuel miał jedną, niezwykłą jak na ówczesne malarstwo flamandzkie cechę – był niezwykle uniwersalny. Potrafił namalować prawie wszystko i do tego w różnych stylach. Często dla chęci współzawodniczenia naśladował innych malarzy, podczas gdy w ówczesnej Holandii dominowała ścisła specjalizacja: jeden malował pejzaże, inny martwe natury, jeszcze inny obrazy marynistyczne, wnętrza kościołów albo bukiety kwiatów. Dlatego zdarzało się, że jeden obraz był dziełem dwóch albo nawet trzech artystów, z których każdy malował swoją część zgodnie z własną specjalizacją i umiejętnościami. Jeden z obrazów Hoogstratena pokazany na wystawie, przedstawiający drewniane damskie chodaki stojące w przejściu między pokojami, mógłby z powodzeniem zostać namalowany przez Pietera de Hoocha, a może i nawet samego Vermeera. Tego typu obrazy przedstawiające wnętrza holenderskich domów nosiły nazwę „doorkijkjes”, czyli widoków przez drzwi (inaczej mówiąc, był to rodzaj „vistas”).

.W XVII-wiecznej Holandii do niesamowitego popytu na malarstwo przyczynił się okres ekonomicznej prosperity, wynikającej z zamorskich podróży i dynamicznego rozwoju handlu. W rękach miejskich elit znalazło się ogromne bogactwo, zwłaszcza w Amsterdamie, w którym pracował, po przenosinach z Lejdy, sam Rembrandt. Obrazy kupowali jednak nie tylko ludzie bardzo zamożni. W Holandii pojawił się wyjątkowy styl malarstwa, który skupiał się na życiu codziennym, krajobrazach, martwych naturach i portretach.

Ten niezwykły okres świetności kraju, tak ekonomicznej, jak i kulturalnej, znany jest jako „złoty wiek”. I choć malarstwo flamandzkie tego okresu należy formalnie do okresu baroku, to jednak na ogół różni się znacznie od rozbuchanego baroku włoskiego, od którego to zresztą stylu pochodzi nazwa tej epoki. Słowo „barok” wywodzi się ze sztuki jubilerskiej i ma pochodzenie portugalskie; oznacza zdeformowaną perłę o nieregularnym kształcie (barocco). Zawiera więc ono w sobie jakby przesłankę ostentacji i nadmiernego przepychu. Ale oprócz tendencji do przesady i patosu, bogactwa, zmysłowości i nadekspresji ze strony postaci (jak w obrazach Rubensa i wielu innych flamandzkich artystów) barok zawierał w sobie też bolesny realizm i dramatyczne efekty świetlne. Szczególnie widać to w przypadku obrazów Rembrandta czy słynących z gwałtownych kontrastów między światłem i cieniem (chiaroscuro) dzieł Caravaggia.

.W protestanckiej Holandii w przeciwieństwie do rządzonej przez Hiszpanów Flandrii mecenat sztuki opierał się na bogatej miejskiej burżuazji. Malarze musieli podporządkować się oczekiwaniom klientów i obowiązującym trendom. Tylko największym udawało się wyznaczać nowe ścieżki. Pomagały w tym nowe wynalazki takie jak „camera obscura” (dosłownie: ciemna komora), która była rodzajem prymitywnego aparatu fotograficznego i służyła artystom jako szablon do szkiców. Również na wystawie w Wiedniu można było zobaczyć model innego typu urządzenia, skonstruowanego przez van Hoogstratena, którym było perspektywiczne pudełko obrazujące wnętrze holenderskiego domu. Jednak flamandzkie obrazy barokowe mają i głębsze przesłanie, związane z mocno zakorzenionym tam kalwinizmem. Wiele zawartych w nich elementów, takich jak miotła, piesek, chodaki, mapa na ścianie czy list, ma swoje ukryte moralne znaczenia. Prowadziły one widzów do refleksji nad swoim postępowaniem i życiem. Jak napisano w katalogu do wiedeńskiej wystawy, doktryna moralna przenika nie tylko holenderską XVII-wieczną codzienność, ale również, w sposób cichy i dyskretny, same obrazy holenderskich mistrzów.

.Wizerunkiem wiedeńskiej wystawy był wspaniały obraz Rembrandta Młoda dziewczyna, znany też pod tytułem Żydowska narzeczona, pochodzący z Zamku Królewskiego w Warszawie. Należał on niegdyś do kolekcji ostatniego króla Polski, Stanisława Augusta Poniatowskiego. Potem, po licznych perypetiach, trafił w ręce rodziny Lanckorońskich; w czasie wojny zrabowali go hitlerowcy, a ostatecznie w roku 1994 hrabina Karolina Lanckorońska podarowała go Zamkowi Królewskiemu. Dlaczego do ilustracji wystawy wybrano akurat ten obraz? To proste – ręce młodej dziewczyny, a nawet ona sama, wydają się wprost wychodzić z obrazu w kierunku widza, częściowo dzięki namalowaniu dodatkowej ramy w dolnej części dzieła, na której oparła ona swe dłonie. To dzieło chyba silnie wpłynęło na młodego Hoogstratena, bo przypisuje mu się namalowanie nieco podobnego obrazu młodej dziewczyny stojącej w półdrzwiach, który także pokazano na wystawie.

Moją uwagę zwrócił też, namalowany przez Rembrandta, portret młodej dziewczyny w oknie. Podobno artysta uwielbiał wystawiać ten portret w oknie swego domu, tak aby był widoczny z ulicy i mylił przechodniów, sugerując, że spogląda na nich młoda służąca. Niektórzy krytycy sztuki traktują te dwa ostatnie obrazy jako przykład twórczego współzawodnictwa pomiędzy mistrzem a jego uczniem. I choć elementy iluzjonistyczne można znaleźć i w innych jeszcze dziełach Rembrandta prezentowanych w Wiedniu (np. w sposobie namalowania kurtyny w obrazie Sara oczekuje na Tobiasza), to jednak artysta ten raczej rzadko stosował w swoim malarstwie tego typu chwyty.

.Prawdziwe mistrzostwo w zakresie malarskiej iluzji Samuel van Hoogstraten osiągnął w obrazie przedstawiającym starego człowieka w oknie. Jego głowa wydaje się spoglądać smutno na widza szklistymi od płaczu oczami, a pomarszczona twarz starca jest oddana tak realistycznie, że mogłaby niemal być fotografią, podobnie zresztą jak kamienne obramowanie okna oraz widoczne w nim drobne okrągłe szybki. Innymi przykładami jego iluzjonistycznych zdolności są obrazy tablicowe namalowane w manierze trompe-l’oeil, czyli iluzji malarskiej oszukującej ludzkie oko, a przedstawiające codzienne obiekty wiszące na ścianach czy szafkach, na przykład lusterko, pędzel, grzebień, medalion albo ścierkę, a nawet listy z autografem malarza.

.Hoogstraten podobno uwielbiał ustawiać tego typu malowidła w swoim mieszkaniu, aby udawały rzeczywiste przedmioty, np. ryby wiszące pod powałą czy drewniane chodaki stojące pod krzesłem. Obraz starego człowieka w oknie tak bardzo zachwycił habsburskiego cesarza Ferdynanda III, że przyznał, że van Hoogstraten to pierwszy artysta, który zdołał go oszukać swymi malarskimi umiejętnościami, po czym zdjął z szyi i podarował malarzowi złoty łańcuch z medalionem. Od tego czasu medalion ten stał się elementem wielu obrazów van Hoogstratena. Sięganie do iluzji rzeczywistości jest niemal tak stare jak malarstwo. Rzymski autor Pliniusz opowiada historię rywalizacji między malarzami Zeuksisem i Parrazjuszem. Podobno Zeuksis przedstawił winogrona tak wiernie, że przyciągały głodne ptaki. Pewny zwycięstwa, zaprosił Parrazjusza, aby odsunął zasłonę przed obrazem tego ostatniego, tak aby mógł spojrzeć na obraz. Ale sama zasłona była jedynie namalowana! Tak więc, jak donosi Pliniusz, Parrazjusz odniósł zwycięstwo, ponieważ udało mu się oszukać nawet jego kolegę artystę.

Ale wszechstronnie utalentowany Samuel van Hoogstraten nie poprzestał na malowaniu obrazów – napisał traktat o malarstwie Inleyding Tot De Hooge Schoole Der Schilderkonst: Anders de Zichtbaere Werelt („Wprowadzenie do Akademii Malarstwa lub Świat Widzialny”), który został opublikowany dopiero w roku jego śmierci. Egzemplarz tego dzieła również można było zobaczyć na wystawie. Celem traktatu było podniesienie prestiżu i statusu malarstwa, które przecież w tamtych czasach było traktowane jak zwykłe rzemiosło, a artystom płacono zależnie od liczby namalowanych na obrazie postaci.

.W swoim Inleyding van Hoogstraten rozróżnia style „gładki i delikatny” oraz „szorstki i otwarty”. Ten ostatni przypisuje swojemu nauczycielowi, Rembrandtowi. Rembrandt van Rijn koncentrował się, zwłaszcza w końcowej fazie swej twórczości, na oddaniu psychologicznej głębi postaci poprzez zastosowanie grubych maźnięć pędzla i farby nakładanej szpachelką albo nawet i palcami. Takie obrazy też można było w wiedeńskim muzeum zobaczyć, zwłaszcza jeden ze słynnych autoportretów artysty, pochodzący z 1655 roku, namalowany z wykorzystaniem świetlistych kolorów w odcieniach pomarańczu, brązu i czerwieni, albo jeszcze późniejszy obraz, z roku 1665 (a więc namalowany na 4 lata przed śmiercią artysty, dawno po jego spektakularnym bankructwie), kiedy to wyraźnie już postarzały i siwiuteńki mistrz, odziany w malarski płaszcz i biały beret, trzymając w ręku paletę, malsztok i pędzle wpatruje się uważnie w widza na tle dwóch, ledwo zaznaczonych na ścianie okręgów.

Jak napisał w swoim traktacie van Hoogstraten, „duszą sztuki jest eksploracja natury w jej cechach”. Ciekawe, kto z dzisiejszych artystów by się pod tym podpisał? Mówi dalej, że młodzi artyści muszą rozwinąć „malarskie oko”, co oznacza, że ​​muszą nauczyć się postrzegać naturę jako układ kolorów, świateł i cieni, bowiem „to kolor nadaje prawdziwą doskonałość”. Samuel van Hoogstraten zdefiniował malarstwo jako „naukę przedstawiającą wszystkie idee lub koncepcje, jakich może dostarczyć cały świat widzialny, oszukującą oko konturem i kolorem”. W swoim traktacie napisał również: „Doskonały obraz jest niczym lustro natury: sprawia, że ​​rzeczy, których nie ma, wydają się istnieć; oszukuje w sposób dozwolony, przyjemny i godny pochwały”. Obyśmy doświadczali w bieżącym roku tylko takich oszustw!

Piotr Czauderna

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 16 stycznia 2025