Prof. Piotr DŁUGOSZ: Społeczeństwo przyfrontowe i jego strachy

Społeczeństwo przyfrontowe i jego strachy

Photo of Prof. Piotr DŁUGOSZ

Prof. Piotr DŁUGOSZ

Kierownik Katedry Metodologii Badań Społecznych Instytutu Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.

zobacz inne teksty Autora

Społeczeństwo przyfrontowe zostało wyciągnięte z bezpiecznego kokonu bezpieczeństwa i stabilizacji. Nerwowo oczekuje dalszego rozwoju sytuacji na świecie i na Ukrainie, obawiając się pesymistycznych scenariuszy – pisze prof. Piotr DŁUGOSZ

.W pierwszą rocznicę zbrojnej napaści Federacji Rosyjskiej na Ukrainę pojawiło się wiele artykułów ukazujących niezłomność narodu ukraińskiego, jego determinację w walce z najeźdźcą, straty poniesione przez ludność cywilną i jej cierpienie. Podkreślano zasługi Polski i Polaków na rzecz wsparcia militarnego, humanitarnego Ukraińców. W tych analizach brakuje diagnozy polskiego społeczeństwa po roku od wybuchu wojny. Mimo że wojna toczy się za naszą wschodnią granicą, trudno wyobrazić sobie w Polsce osobę niedotkniętą nią w sposób pośredni lub bezpośredni.

Polska – państwo i społeczeństwo przyfrontowe

.Polska jest od 2014 r. państwem przyfrontowym, sąsiadującym z krajem, na którego terytorium są prowadzone działania wojenne. Od dłuższego czasu Polska jest też przedmiotem wojny hybrydowej prowadzonej przez Federację Rosyjską, czego przejawem są m.in. ataki imigrantów na granicy z Białorusią. Są też prowadzone różne działania w sferze medialnej, mające na celu osłabienie morale ludności i wojska, sianie paniki i strachu, wywołanie społecznej dezorganizacji oraz silnych konfliktów społecznych wśród Polaków.

Jesteśmy par excellence społeczeństwem przyfrontowym, zagrożonym występowaniem wielowymiarowego ryzyka, którego w żaden sposób nie jesteśmy w stanie kontrolować. Ogólna sytuacja chaosu i niepewności zwana anomią, realne zagrożenie konfliktem zbrojnym i jego zamierzonymi i niezmierzonymi skutkami sprawiają, że polskie społeczeństwo jest skonfliktowane, zneurotyzowane i niepewne przyszłości. Można by rzec, że zapadło ono na wojenną nerwicę wynikającą z długotrwałego stresu i problemów z adaptacją do nowej, przyfrontowej rzeczywistości. Nie należy też zapominać, że społeczeństwo jeszcze nie wyszło z traumy pandemii, kiedy zostało postawione wobec nowych wyzwań.

Piętno pandemii i wojny

.Przyjrzyjmy się zatem głównym wymiarom społeczeństwa przyfrontowego i zobaczmy, w jaki sposób wojna odcisnęła na nim piętno. Analizę zaczniemy od subiektywnej oceny pozycji społecznej na 10-szczeblowej drabinie. Respondenci pytani o miejsce na niej zajmowane przed wybuchem wojny wskazują 6,58. Obecnie ich pozycja spadła na 6,08. Po zakończeniu wojny ich status ma nieco wzrosnąć – 6,41. Polacy subiektywnie odczuwają degradację statusową. Jest to spadek, który zaczął się już w pandemii. W badaniach realizowanych w końcu września 2020 r. respondenci szacowali swoją pozycję przed pandemią na 6,92, w czasie pandemii – na 6,47. Jak widać, dobre życie było w stabilnym świecie przed pandemią i wojną. A w wyniku wojny zasoby finansowe mieszkańców naszego kraju znacznie zostały nadszarpnięte przez inflację, niepewność jutra i lęk przed wojną. Najlepiej ten stan umysłu oddaje wypowiedź respondenta: „Obawiam się wojny i ogromnej inflacji. Że znowu zostaniemy z niczym po tylu latach ciężkiej pracy, a nasze domy i rzeczy obrócą się w pył. Ledwo człowiek odkuł się trochę po komunie, zapracował na jakieś dobra materialne, poprawił swój byt, to znowu się nas ciągnie w dół i znowu nadciąga widmo biedy”.

W społeczeństwie przyfrontowym większość badanych uważa, iż wojna negatywnie wpłynęła na ich życie. Aż 55 proc. stwierdziło, że zawirowania społeczno-ekonomiczne wywołane wojną mogą doprowadzić do kryzysu ekonomicznego, wzrostu niepewności i napięć między ludźmi. Dla 16 proc. badanych sytuacja ta nie ma większego znaczenia, gdyż ludzie dobrze sobie radzą i dążą do swoich celów. O tym, że wojna pozytywnie wpłynęła na życie, gdyż ludzie zaczęli się nad nim zastanawiać, żyć bardziej świadomie, a nie gonić tylko za pieniądzem i konsumpcją, było przekonanych 11 proc. Wśród badanych 19 proc. nie miało zdania.

Społecznym żyroskopem społeczeństwa przyfrontowego jest portfel. Polacy obecnie przez pryzmat swoich nadszarpniętych przez inflację zasobów oceniają swoje położenie i bezpieczeństwo. Jest to racjonalna strategia, która sprawdziła się u sąsiadów z Ukrainy. Z badań prowadzonych przez autora wśród uchodźców wynikało, że do Polski, jak też do innych państw uciekła po wybuchu wojny na Ukrainie głównie klasa średnia. Innymi słowy, kto miał pieniądze, ten mógł szybko się wydostać z ogarniętego wojną kraju.

Wśród osób wypełniających ankiety aż 95 proc. stwierdziło, że odczuło w swoim gospodarstwie domowym wzrost cen. W tym 35 proc. odczuło wzrost cen w bardzo dużym stopniu, 48 proc. w dużym stopniu, a 13 proc. w niewielkim. Wojna i jej ekonomiczne konsekwencje drenują kieszenie społeczeństwa przyfrontowego. Utrata zasobów ekonomicznych generuje silny stres w społeczeństwie, który jest wzmacniany poczuciem niepewności jutra. Niestety mało kto widzi przyszłość optymistycznie. Obecną sytuację ludzie postrzegają raczej w kategoriach staczania się w otchłań niskiego statusu.

Obawa przed deklasacją

.W związku z uszczupleniem zasobów ekonomicznych przez rosnące koszty życia pojawia się w społeczeństwie ryzyko deklasacji. Tylko 16 proc. respondentów nie odczuwa strachu, że zabraknie im środków na życie. Wśród ankietowanych 37 proc. nie boi się biedy, jednakże obawia się pogorszenia sytuacji materialnej, 35 proc. boi się biedy, jednocześnie sądząc, iż jakoś sobie poradzi, a 12 proc. boi się biedy i nie wie, czy sobie poradzi. Proszeni o ocenę sytuacji materialnej odpowiadają najczęściej, że jest ona trochę zła, trochę dobra (39 proc.). Źle ocenia ją 22 proc., a dobrze 39 proc.

Społeczeństwo przyfrontowe jest podszyte lękiem przed wojną i jej następstwami. Niemal codziennie w mediach widać obrazy strat wojennych, leżących na ulicach ofiar cywilnych, uciekających uchodźców, zniszczonych ostrzałami domów, szpitali, bloków mieszkalnych. Niewielu jest Polaków, którzy nie uronili łzy, widząc wszystkie okrucieństwa wojny. Trauma wojenna współcześnie zapośredniczona jest przez media. Ponadto wielu naszych rodaków słyszało bezpośrednie relacje uchodźców wojennych, obserwowało ich cierpienie. Mieszkańcy Polski wschodniej, czyli województw graniczących z Ukrainą, słyszą też niejednokrotnie wybuchy czy widzą na niebie rozbłyski eksplodujących pocisków na Ukrainie. Pamiętamy tragiczne popołudnie, kiedy to zginęło dwóch polskich obywateli w Przewodowie, i nerwowe wyczekiwanie na oficjalny komunikat rządu. Wtedy internet huczał od plotek, podgrzewano nastrój grozy, mówiąc, że Rosja zaatakowała Polskę i zaczyna się III wojna światowa.

Polacy pytani wprost o to, czy wojna na Ukrainie zagraża bezpieczeństwu rodziny, w 38 proc. odpowiadają, że tak. O tym, że wojna nie zagraża bezpieczeństwu rodziny, przekonanych jest 39 proc. Pozostali, tj. 23 proc., nie potrafili zająć jednoznacznego stanowiska. Dużo o kondycji psychicznej społeczeństwa przyfrontowego i strachach siedzących w głowach Polaków mówią odpowiedzi na pytania otwarte. Z analiz wynika, że w zbiorowej świadomości pojawili się czterej jeźdźcy Apokalipsy: wojna, zaraza, głód, śmierć. Zarazę już mieliśmy, jej w tym momencie niewielu się obawia. Polacy głównie boją się wojny (32 proc.), inflacji (20 proc.), choroby (17 proc.), biedy (14 proc.), bezrobocia (6 proc.), zwycięstwa PiS (6 proc.), przyszłości (5 proc.).

Od strachów do obsesji

.Zatem widzimy, że społeczeństwo przyfrontowe jest trawione strachem przed wojną, lękiem przed spadkiem poziomu życia, utratą z trudem zdobytego statusu oraz chorobami. Na uwagę zasługuje artykułowany w odpowiedziach strach przed zwycięstwem PiS w jesiennych wyborach. Dokładne analizy tej obsesji wśród respondentów wskazują, że częściej pojawia się ona wśród mężczyzn w wieku powyżej 55 lat, z wyższym wykształceniem, o poglądach liberalno-lewicowych. Głównie jest to elektorat PO, w nieco mniejszym stopniu Lewicy, Polski 2050 i Konfederacji. Strach przed PiS dominuje wśród telewidzów TVN, czytelników „Polityki”, „Newsweeka”, Onetu, WP, Interii. Na przykładzie tej analizy widać, że badani egzystują w ideologicznych bańkach napełnianych przez media. Główną funkcją mediów jest agregowanie negatywnych emocji gniewu i oburzenia. Są one potrzebne do walki z ideologicznymi, politycznymi przeciwnikami. Warto dodać, że przeciwna strona sporu politycznego w niewielkim stopniu wyrażała polityczne obawy. W kilku odpowiedziach tylko pojawił się lęk przed powrotem Donalda Tuska do władzy. Oznaczałoby to, że Polacy o prawicowo-konserwatywnej orientacji albo nie wierzą w zwycięstwo PO, albo identyfikują główne zagrożenia poza ideologicznym balonem pompowanym medialną propagandą.

W badaniu zastosowano też pytania zamknięte do pomiaru natężenia strachu. Pytano o to, w jakim stopniu respondenci się obawiają, że w najbliższej przyszłości dojdzie do pojawienia się wymienianych zagrożeń. Wśród badanych 75 proc. bało się inflacji i dalszego wzrostu cen, 56 proc. lękało się, że dojdzie do niszczenia państwa i jego instytucji przez obóz rządzący, 52 proc. obawiało się, że wzmogą się działania antydemokratyczne przez ludzi sprawujących władzę, 43 proc. obawiało się, że w wojnie na Ukrainie Rosjanie wykorzystają broń jądrową, 42 proc. obawiało się, iż wojna przeniesie się na terytorium Polski, 42 proc. obawiało się zwiększenia się fali uchodźców wojennych z Ukrainy, 40 proc. bało się, że UE będzie podejmować niekorzystne decyzje wobec Polski, 38 proc. bało się, że wzrośnie liczba imigrantów szturmujących granicę z Białorusią, 37 proc. niepokoiło się, iż wzrośnie wrogość i niechęć Polaków do ukraińskich uchodźców w Polsce, 35 proc. bało się, że zostanie zniszczona elektrownia jądrowa w Zaporożu i skażenie dotrze nad Polskę, 33 proc. obawiało się utraty pracy, 28 proc. lękało się, że Polska wyjdzie z UE, 28 proc. wskazało, że obawia się, iż dojdzie do zamieszek i awantur ulicznych wywołanych przez opozycję i jej zwolenników, 26 proc. obawiało się, że Polska zostanie pozbawiona suwerenności przez UE, 25 proc. obawiało się wzrostu radykalizacji działań opozycji i jej sympatyków, 25 proc. obawiało się powrotu pandemii COVID-19 i wzrostu śmiertelności.

Kondycja psychiczna Polaków

.Po przeprowadzeniu analizy czynnikowej widać bańki strachu, w jakich żyją Polacy. Jedni się boją wzrostu fali uchodźców z Ukrainy, wzrostu presji migracyjnej na granicy z Białorusią, radykalizacji opozycji i jej zwolenników, wystąpienia ulicznych zamieszek za sprawą opozycji i jej sympatyków, pozbawienia suwerenności Polski przez UE, podejmowania przez UE niekorzystnych decyzji dla Polski. Mówiąc najkrócej, strach przed atakiem Niemiec i Rosji na Polskę poprzez krajowych emisariuszy jest obecny wśród respondentów o profilu konserwatywno-patriotycznym. W drugiej bańce lęków znajdują się ci, którzy boją się rozszerzenia wojny na terytorium Polski, wykorzystania broni jądrowej w wojnie, skażenia radioaktywnego z elektrowni w Zaporożu, wzrostu niechęci Polaków do uchodźców z Ukrainy, wyjścia Polski z UE oraz wzrostu zachorowań na COVID-19. Są to troski respondentów o centrowej orientacji ideologicznej. Trzeci profil obaw wyznaczany jest przez lęk przed wzrostem antydemokratycznych działań ludzi władzy, niszczeniem instytucji państwa przez rząd, zwiększeniem inflacji, wyjściem Polski z UE. Obawy te są bliskie respondentom o liberalno-lewicowych inklinacjach politycznych.

Nieustannie obecna w mediach tematyka wojenna, kontakt z uchodźcami i ich cierpieniem sprawiają, że w społeczeństwie pojawia się nerwica wojenna, objawiająca się występowaniem natarczywych, nieprzemijających myśli o wojnie. Za pomocą skali uporczywego myślenia o wojnie składającej się z siedmiu pozycji, stwierdzono, że 34 proc. nie doświadcza tego stanu, wśród 48 proc. ma on średni poziom, a dla 18 proc. stanowi poważny problem. Społeczeństwo przyfrontowe jest zneurotyzowane wojną na Ukrainie.

Lęk i napięcie są doświadczane przez wielu Polaków. Pytani o ocenę nastrojów panujących wśród ludzi badani raczej wskazują na negatywne nastroje. Jedna piąta uważa, że panuje niezadowolenie i brak wiary w poprawę, 34 proc. widzi lęk, obawy o to, co przyniesie przyszłość, 10 proc. obserwuje apatię, rezygnację, pogodzenie się z losem, 17 proc. zauważa pewne odprężenie, zadowolenie, że jest nie najgorzej, 6 proc. zauważa odprężenie, wiarę w to, że będzie lepiej. Precyzyjnie kondycję psychiczną Polaków diagnozuje skala pomiaru dystresu psychologicznego K-10, mierząca lęk i depresję w społeczeństwie. Okazuje się, że brak zaburzeń psychicznych ma 31 proc. Pozostali respondenci mają zaburzenia łagodne (23 proc.), średnie (25 proc.), wysokie (20 proc.). Zatem 45 proc. ma poważne problemy ze zdrowiem psychicznym; w pandemii ten wskaźnik wynosił 41 proc.

Kryzys zaufania w społeczeństwie przyfrontowym

.Pojawia się też kryzys zaufania. Większość badanych uważa, że ostrożności nigdy nie za wiele w kontaktach z innymi ludźmi (76 proc.). O tym, że większości ludzi można ufać, przekonanych jest 17 proc. Spośród badanych 7 proc. nie ma zdania na ten temat. Poza brakiem zaufania osobowego pojawia się też deficyt zaufania pozycyjnego, instytucjonalnego.

Największym zaufaniem wśród respondentów cieszą się NATO (62 proc.), wojsko polskie (56 proc.), straż graniczna (52 proc.), Unia Europejska (51 proc.), media prywatne (45 proc.), władze lokalne miasta, gminy (40 proc.), policja (37 proc.), partie opozycyjne liberalno-lewicowe, np. KO (34 proc.), sądy (30 proc.), prezydent kraju (26 proc.), Kościół (25 proc.), rząd (17 proc.), media publiczne (16 proc.), partie opozycyjne prawicowe, np. Konfederacja (14 proc.).

Struktury siłowe są obdarzone zaufaniem, gdyż od nich zależy dzisiaj bezpieczeństwo obywateli. Szeroko pojęty obóz liberalno-lewicowy wespół ze swoimi mediami cieszy się większym zaufaniem niż obóz rządzący. W społeczeństwie przyfrontowym, pełnym napięć, władza szybko się zużywa. Można by się zastanowić, czy duża erozja zaufania do rządzących nie jest efektem operacji specjalnej Władimira Putina prowadzonej w wymiarze politycznym, ekonomicznym, psychologicznym i medialnym. Faktem jest, że obóz rządzący łączy dzisiaj z suwerenem cieniutka nić.

Społeczeństwo przyfrontowe targane jest różnymi konfliktami toczonymi w wymiarze ideologicznym, politycznym, ekonomicznym, militarnym. Jedni w większym stopniu dostrzegają zagrożenia płynące z Brukseli czy bardziej z Berlina i obawiają się utraty suwerenności. Inni główne zagrożenie upatrują w strukturach rządowych i obozie władzy. Respondenci pytani o to, jak oceniają konflikt między Unią Europejską a Polską, częściej twierdzą, iż UE stoi na straży praworządności, broni demokracji i wolności słowa (47 proc.), a przekonanych o tym, że UE dąży do ograniczenia suwerenności Polski, narzuca ideologiczne projekty i chce zahamować rozwój kraju, było 28 proc. Spośród badanych co czwarty nie potrafił zająć stanowiska.

Społeczeństwo przyfrontowe zmęczone wewnętrznymi problemami musi się też borykać z dużą falą uchodźców wojennych. Spośród badanych 50 proc. udzielało im pomocy i się w nią angażowało. Jednakże widoczne jest już wypalenie. Jego symptomy są obserwowane w odpowiedzi na pytania ankiety. Proszeni o ogólną ocenę respondenci dzielą się na trzy kategorie. Jedni uważają, że uchodźcy z Ukrainy mają pozytywny wpływ na nasze państwo, uczą się języka, znajdują pracę, płacą podatki (33 proc.). Drudzy twierdzą, iż uchodźcy z Ukrainy są roszczeniowi, przyczynili się do wzrostu cen, wykorzystują nasze państwo, niesłusznie pobierając świadczenia i zagrażając Polakom na rynku pracy (34 proc.). Nie potrafiła zająć w tej kwestii stanowiska 1/3 respondentów.

Co zrobiliby Polacy, gdyby Rosja zbrojnie napadła na Polskę tak jak na Ukrainę?

.Badani twierdzą, że przez napływ uchodźców z Ukrainy w Polsce pojawiły się problemy: ze wzrostem cen usług i towarów (49 proc.), dostępem do mieszkań na wynajem bądź na sprzedaż (47 proc.), funkcjonowaniem służby zdrowia (44 proc.), działalnością przedszkoli i szkół (35 proc.), znalezieniem bądź utrzymaniem pracy przez Polaków (32 proc.), wzrostem przestępczości (30 proc.), zapełnieniem luk na rynku pracy (20 proc.), znalezieniem partnerki, partnera życiowego (10 proc.). Zgodnie z teorią „kozła ofiarnego” część badanych obciąża winą uchodźców z Ukrainy za różne negatywne zjawiska, jakie pojawiły się w ostatnim roku w naszym kraju. Wraz z pogłębiającym się kryzysem i przedłużającym się napięciem te postawy niechęci wobec uchodźców mogą się nasilać.

W sytuacji pojawiającego się zagrożenia organizmy żywe albo uciekają, albo walczą z agresorem. Respondenci pytani o to, co by zrobili, gdyby Rosja zbrojnie napadła na Polskę tak jak na Ukrainę, odpowiadają, że wstąpiliby do wojska lub innych formacji zbrojnych i broniliby ojczyzny (20 proc.), spakowaliby swoje rzeczy, zabrali najbliższą rodzinę i wyjechali za granicę (32 proc.). Prawie połowa badanych (49 proc.) nie wiedziała, którą opcję wybrać. Wahający się raczej nie stanęliby z bronią w ręku, tylko prawdopodobnie czekaliby na rozwój wypadków. Dla porównania można dodać, że na Ukrainie 70 proc. respondentów deklaruje, że jak będzie trzeba, to pójdą walczyć za ojczyznę.

W tym miejscu można zapytać, czy tak niskie morale wśród Polaków nie jest efektem specjalnej operacji psychologicznej prowadzonej przez Federację Rosyjską. Na taką postawę Rosjanie liczyli wśród Ukraińców. O ile strategia trzydniowej wojny okazała się płonna na Ukrainie, gdyż cała ludność stawiała opór, to w przypadku Polski mogłaby się zakończyć sukcesem. Szukając markerów patriotyzmu wśród naszych rodaków, widzimy, że bronić kraju częściej zamierzali respondenci o orientacji konserwatywnej (35 proc.) niż liberalnej (14 proc.). Z partyjnych elektoratów bardziej skłonni walczyć w obronie Polski byli zwolennicy Kukiz’15 (44 proc.), PSL (36 proc.), PiS (35 proc.), Konfederacji (28 proc.) niż sympatycy PO (13 proc.), Lewicy (13 proc.), Polska 2050 (22 proc.). Najbardziej zrywni do walki byli widzowie TV Republika (49 proc.), TV Trwam (40 proc.), zaś w mniejszym stopniu gotowi bronić ojczyzny byli widzowie TVP (28 proc.), Polsatu (24 proc.) i TVN (20 proc.).

Bronić Polski będą konserwatyści, liberałowie znajdą ojczyznę gdzie indziej

.Polskie społeczeństwo jest głęboko podzielone politycznie i kulturowo. Linie podziałów się ze sobą pokrywają. Zwolennicy liberalno-lewicowej ideologii, żyjący w swojej bańce medialnej, nie upatrują zagrożenia w Rosji czy Putinie, dla nich groźny jest polski rząd, prezydent, Kościół. Stąd w razie realnego zagrożenia zbrojną agresją szybko się spakują i wyjadą na Zachód. Natomiast dla Polaków o orientacji konserwatywno-patriotycznej ważniejsze są wolna ojczyzna i niepodległość. Walka z rosyjskim najeźdźcą jest przedkładana nad osobisty komfort i polityczne obsesje.

Podsumowując, należy stwierdzić, iż społeczeństwo przyfrontowe jest społeczeństwem ryzyka. Wszystko się może zdarzyć, włącznie z pojawieniem się ofiar śmiertelnych w wyniku ostrzału sił rosyjskich czy ukraińskich, jak to miało miejsce w Przewodowie na Lubelszczyźnie.

Społeczeństwo przyfrontowe egzystuje w ciągłym stresie od ponad roku. I nie chodzi tutaj o lęk przed wojną w sensie utraty życia czy zdrowia, ale duży strach przed utratą zasobów ekonomicznych, uszczuplonych w wyniku inflacji. Ludzie się najzwyczajniej boją deklasacji, tj. obniżenia poziomu konsumpcji, pogorszenia standardu życia. Lękają się, iż utracą prestiż w społeczeństwie zdobywany przez dekady.

Społeczeństwo przyfrontowe zostało wyciągnięte z kokonu bezpieczeństwa i stabilizacji. Oczekuje w napięciu dalszego rozwoju sytuacji na świecie i na Ukrainie, obawiając się pesymistycznych scenariuszy. Głównie obawia się pogorszenia koniunktury ekonomicznej, inflacji, wojny, utraty pozycji i zdrowia.

.Społeczeństwo przyfrontowe jest zneurotyzowane, przepełnione strachem przed wojną, nie może przestać o niej myśleć. Symptomy lęku i depresji są widoczne u znacznej części badanych. Wraz z przedłużeniem się konfliktu i jego negatywnych następstw należy się spodziewać dalszych wzrostów napięć, frustracji, wybuchów agresji czy paroksyzmów paniki moralnej, co dobrze widać w ostatnich dniach w mediach i na forach internetowych. Brak zaufania do drugiego człowieka oraz brak zaufania do władzy będą poważną przeszkodą w sytuacji, gdyby trzeba było stawić zbrojny opór potencjalnemu najeźdźcy.

Piotr Długosz

Nota metodologiczna: Badania zostały przeprowadzone na zamówienie Laboratorium Badań Wojny w Ukrainie, działającego przy Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. Analizą objęto grupę 1145 respondentów powyżej 18. roku życia. Próba została dobrana w sposób losowo-kwotowy. Badania były realizowane na panelu Ariadna. Należy pamiętać o ograniczeniach sondażu online, które polegają na tym, że w próbie pojawia się nadreprezentacja respondentów z wyższym wykształceniem o orientacji liberalno-lewicowej. Ponadto w tego typu badaniach sami respondenci decydują o uczestnictwie w sondażu. Dlatego należy być ostrożnym przy wyciąganiu wniosków z badanej próby i uogólnianiu ich na polskie społeczeństwo w całości.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 8 kwietnia 2023