Warren FARRELL, John GRAY: Mężczyźni w kryzysie. To panowie potrzebują dziś opieki i wsparcia

Mężczyźni w kryzysie.
To panowie potrzebują dziś opieki i wsparcia

Photo of Warren FARRELL

Warren FARRELL

Autor światowych bestsellerów dotyczących mężczyzn: "Dlaczego mężczyźni są tym, czym są" oraz "Mit męskiej potęgi". Financial Times umieścił go w zestawieniu 100 najbardziej inspirujących myślicieli świata.

Photo of John GRAY

John GRAY

Autor bestselleru "Mężczyźni są z Marsa, Kobiety z Wenus", którą to książkę USA Today umieścił wśród 10. najbardziej wpływowych książek ostatniego ćwierćwiecza.

W badaniu, które dotyczyło przedwczesnych śmierci w 20 krajach, zawarta jest teza, że „bycie mężczyzną to obecnie największy czynnik ryzyka przedwczesnej śmierci”. Słowo „obecnie” jest tutaj kluczowe. To właśnie teraz mężczyźni poniżej 50. roku życia są dwukrotnie bardziej narażeni na śmierć niż kobiety. To większa przepaść niż podczas II wojny światowej – piszą Warren FARRELL i John GRAY

W kategorii wiekowej między 15. a 19. rokiem życia samobójstwa chłopców są niemal czterokrotnie częstsze niż samobójstwa dziewcząt, a pomiędzy 20. a 24. rokiem życia wskaźnik samobójstw w przypadku młodych mężczyzn jest pięcio-, sześciokrotnie wyższy niż wśród kobiet.

Kiedy chłopiec znajduje się na wyboistej serpentynie depresji, samotności i poczucia, że nikt, kto tak naprawdę go zna, nie kocha go ani nie potrzebuje, może pewnego dnia postanowić rzucić się w przepaść. Wybór ten może przyjąć bezpośrednią formę samobójstwa lub też pośrednią – jak w przypadku strzelaniny w szkole. Ten drugi przykład to zbrodnia również będąca samobójstwem – nawet jeśli sprawca nie odbiera sobie życia w sposób dosłowny, na wiele sposobów jego życie się kończy. 

Liczba masowych strzelanin w szkołach od roku 2011 wzrosła trzykrotnie. Winimy za to dostęp do broni, media, przemoc w grach wideo i upadek wartości rodzinnych. To wszystko znaczące czynniki, jednak nasze córki wychowują się w tych samych domach, z dostępem do tej samej broni, tych samych gier, mediów i na tych samych wartościach. Ale one nie zabijają. Zabijają nasi synowie. 

Samobójcze ataki w szkołach lub innych miejscach publicznych często okazują się sposobem, w jaki młodzi biali chłopcy rzucają się w przepaść po długiej podróży uciążliwą drogą z bagażem swoich problemów emocjonalnych. Rozważmy trzy przypadki niesławnych młodych białych morderców: Adama Lanzy (szkoła podstawowa Sandy Hook, New Jersey), Elliota Rogersa (kampus Uniwersytetu Kalifornijskiego, Santa Barbara) i Dylanna Roofa (kościół episkopalny w Charleston). 

Narodowa Akademia Nauk w USA donosi, że dziś liczba ofiar samobójstw jest równa liczbie ofiar AIDS wśród białych mężczyzn. 

Tylko rdzenni Amerykanie popełniają samobójstwa tak często jak biali. Liczba samobójców pochodzenia azjatyckiego, latynoskiego i afrykańskiego dorównuje jednej trzeciej liczby białych samobójców w USA.

Dla kontrastu – Afroamerykanie częściej są mordercami lub ofiarami morderstw. Chociaż stanowią tylko 6 procent ogólnej populacji USA, czarnoskórzy mężczyźni to aż 43% ofiar morderstw. Więcej czarnoskórych młodych ludzi w wieku 10 – 20 lat umiera wskutek zabójstw niż wskutek kolejnych dziewięciu najczęstszych przyczyn śmierci razem wziętych.

Do samobójstw dochodzi częściej, gdy zwiększa się presja związana z męskimi rolami społecznymi i hormonami. Wskaźniki samobójstw popełnianych przed okresem dojrzewania są niemal takie same wśród dziewcząt i chłopców. Jednak chłopcy pomiędzy 10. a 14. rokiem życia popełniają samobójstwa niemal dwa razy częściej niż dziewczęta. 

W kategorii wiekowej między 15. a 19. rokiem życia samobójstwa chłopców są niemal czterokrotnie częstsze niż samobójstwa dziewcząt, a pomiędzy 20. a 24. rokiem życia wskaźnik samobójstw w przypadku młodych mężczyzn jest pięcio-, sześciokrotnie większy niż wśród kobiet. 

Znane są zdjęcia z okresu wielkiego kryzysu – mężczyzn rzucających się z okien biurowców, by roztrzaskać się na chodniku i na zawsze pożegnać swoich bliskich i cały swój świat. Biedniejsi mężczyźni uważają się za bezwartościowych. Podczas wielkiego kryzysu na każde 100 samobójczyń przypadało 154 mężczyzn. W roku 2015, w czasach dobrobytu, chłopcy i mężczyźni odbierali sobie życie trzy i pół razy częściej niż kobiety. 

Czy dlatego, że kobiety lepiej radzą sobie ze stresem? Prawdopodobnie nie. Kiedy kobiety i mężczyźni mierzą się z podobnie stresującymi warunkami, na przykład w wojsku, kobiecy współczynnik samobójstw jest niemal równy męskiemu. Lecz mężczyźni, tacy jak Brad, są skłonni robić to inaczej niż kobiety. 

W 2016 roku Brad wrócił do kraju po swojej trzeciej misji w Afganistanie z pieniędzmi zapewniającymi jemu i jego rodzinie bezpieczny byt. Wciąż jednak czuł się obco, zarówno wobec żony, jak i samego siebie. Szybko odsunął od siebie dzieci swoimi wybuchami złości. Zespół wstrząsu pourazowego i napięcie w rodzinie sprawiły, że czuł, że jest dla niej ciężarem. Pewnego dnia, po tym jak po raz kolejny puściły mu nerwy, Brad wręczył żonie jej ulubione kwiaty, a dzieciom kupił najnowszy model PlayStation. Pożegnał się z żoną długo i czule, po czym wsiadł do starszego z dwóch rodzinnych samochodów. Powiedział, że wybiera się na zakupy, tymczasem popędził krętą szosą i „wypadł” z niej na zakręcie nad krawędzią przepaści. 

Później żona twierdziła, że „wiedziała”, że Brad odbierze sobie życie – „Gdy puszczały mu nerwy, zwykle mawiał, że jest wart więcej niż polisa na życie w postaci męża i ojca”. Upozorował jednak wypadek samochodowy, by rodzina mogła dostać odszkodowanie. Nie traktowano tego jak samobójstwo.

Zarówno młodsi, jak i starsi mężczyźni są bardziej zmotywowani, by się zabić, gdy myślą, że ich bliscy skorzystają z ich pieniędzy bardziej niż oni sami. Jednak ukrywają samobójcze zamiary pod pozorem wypadku, by firma ubezpieczeniowa wypłaciła odszkodowanie. Mimo że rokrocznie więcej weteranów odbiera sobie życie, niż umiera w walce w Afganistanie i Iraku, nawet tak oszałamiająca liczba nie jest miarodajnym wskaźnikiem samobójstw wśród weteranów. Wielu z nich, także starszych, jest często przekonanych, że więcej korzyści przyniosą swojej rodzinie martwi. 

Nie ma bardziej przekonującego argumentu, by uznać postępujący „kryzys chłopięcy” za zjawisko z dziedziny chorób psychicznych, niż fakt, że liczba osadzonych w aresztach i więzieniach USA wzrosła o ponad 700% między rokiem 1973 a 2013. 93% z tej liczby stanowią coraz młodsi mężczyźni. 

Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne (APA) nazywa USA „populacją więzienną”. Dlaczego? Stanowimy 5% ludności całego świata i aż 25% ludności w więzieniach. Według przypuszczeń APA połowa tych więźniów ma problemy psychiczne. 

Często mówimy, że dysproporcja pomiędzy białymi i czarnoskórymi więźniami wpływa na szerzenie rasizmu, jednak rzadko mamy na uwadze to, że drugi człon wyrażenia „czarnoskóry mężczyzna” to „mężczyzna”, co może być źródłem również seksizmu. Czy ta 700-procentowa zwyżka w męskiej (w 93 procentach) populacji więziennej w ostatnich 50 latach może oznaczać, że sposób, w jaki wychowujemy młodych mężczyzn, prowadzi do pogorszenia ich zdrowia psychicznego? Zadawanie tego pytania może być częścią profilaktyki. Po dziś dzień dyskusja na temat więziennictwa opiera się na dychotomii kara kontra rehabilitacja zamiast na profilaktyka – więzienie. W taki sam sposób, w jaki dotyka to Afroamerykanów bardziej niż przedstawicieli każdej innej rasy, krzywdzi to też mężczyzn w stopniu znacznie większym niż kobiety.

Czy stać nas na inwestowanie w profilaktykę? Nie stać nas, by tego nie robić. Wydatki na więziennictwo pięciokrotnie przewyższyły wydatki na ucznia szkoły podstawowej. Nawet w postępowej Kalifornii od lat 80. na każdy nowo zbudowany college przypadają 23 nowe więzienia.

Poza niezmierzonym żalem i poczuciem winy wśród rodziny i przyjaciół samobójstwa kosztują USA 44 miliardy dolarów rocznie. Samobójcy to tylko wierzchołek góry lodowej, jaką jest skala problemów psychicznych. Na same dziecięce choroby psychiczne – na które cierpią nasi synowie – państwo wydaje rocznie setki miliardów dolarów. 

Płacimy podatki, by naprawić to, co niszczą nasi niestabilni psychicznie synowie. Profilaktyka pomaga wychowywać zdrowych psychicznie młodych mężczyzn, którzy płacą podatki. Im mniej będzie chłopców „w kryzysie”, tym mniejszy będzie kryzys finansowy. Inwestowanie, by nasza „populacja więzienna” stała się „populacją profilaktyki”, opłaci się nam na wiele sposobów. 

„Bycie mężczyzną to obecnie największy czynnik ryzyka przedwczesnej śmierci” – to zdanie Randolpha Nesse, dyrektor aWydziału Ewolucji i Medycyny Uniwersytetu Stanowego w Arizonie.

Gdy Żydzi tradycyjnie życzą komuś 120 lat życia (z inspiracji Torą, w której Mojżesz dożywa właśnie tego wieku), życzenie to dotyczy także ich synów. W rzeczywistości nasi synowie będą mieli na to o wiele mniejsze szanse niż nasze córki.

W szacunkowym badaniu autorstwa Nesse’a, które dotyczyło przedwczesnych śmierci w 20 krajach, zawarta jest teza, że „bycie mężczyzną to obecnie największy czynnik ryzyka przedwczesnej śmierci”. Słowo „obecnie” jest tutaj kluczowe. To właśnie teraz mężczyźni poniżej 50. roku życia są dwukrotnie bardziej narażeni na śmierć niż kobiety. To większa przepaść niż podczas II wojny światowej. 

Zwiększona wrażliwość młodych mężczyzn ma także odbicie w liczebności plemników. Młodzi mężczyźni obecnie produkują ponad połowę mniej plemników niż ich dziadkowie w tym samym wieku. Ten problem wciąż narasta. Średnia liczebność plemników w USA spada co roku o 1,5%. 

Nasi synowie, mężowie i ojcowie umierają coraz młodziej na 14 z 15 najczęstszych przyczyn śmierci:

  1. Choroby serca
  2. Nowotwory
  3. Choroby płuc
  4. Wypadki 
  5. Choroby wieńcowe (wylewy)
  6. Choroba Alzheimera
  7. Cukrzyca
  8. Grypa
  9. Choroby nerek
  10. Samobójstwa
  11. Choroby krwi
  12. Choroby wątroby
  13. Nadciśnienie tętnicze
  14. Choroba Parkinsona
  15. Zapalenie płuc

Choroba, która skróci życie twojego syna, to skutek. Przyczyną będą oczekiwania, jakie stawiamy mężczyznom.

Codziennie 150 pracowników ginie podczas wykonywania zawodu wysokiego ryzyka. A 92% spośród nich to mężczyźni. 

Im więcej dzieci będzie miał twój syn i im gorzej będzie wykształcony, tym bardziej będzie skłonny do podjęcia tego typu zawodu, by zapewnić swojej rodzinie lepszy byt. 

Dlaczego? Dla korzyści finansowych. Praca przy połowie krabów na Alasce, praca przy odwiercie ropy, w kopalni węgla, jako kierowca ciężarówki, spawacz na moście, kierowca taksówki obsługujący nocne kursy w mieście, pilot samolotu rozpylającego pestycydy, dekarz, budowlaniec – wszystkie te zajęcia są lepiej płatne niż bezpieczniejsze stanowiska, odpowiednio niewymagające wykształcenia. Dziesiątki tysięcy samotnych młodych mężczyzn decyduje się na nie, by stać się atrakcyjnymi jako potencjalni przyszli ojcowie. 

Większość z nas nie zdaje sobie sprawy, że domy, w których mieszkamy, zostały zbudowane z narażeniem życia młodych mężczyzn. Przykładowo, drewniane elementy w twoim domu prawdopodobnie rozpoczęły swoją podróż jako drzewa ścięte przez ryzykujących życiem drwali. Drewno przebyło długą drogę dzięki kierowcy ciężarówki (kolejny zawód wysokiego ryzyka), który prawdopodobnie tankował paliwo – pozyskane przez mężczyzn pracujących przy odwiercie ropy naftowej w niebezpiecznych warunkach (np. katastrofa Deepwater Horizon). Wszystko po to, by drewno w końcu mogło być użyte przez dekarzy i budowlańców, którzy w USA umierają w tempie jednego na godzinę pracy. 

Mój przyjaciel był strażakiem. Wraz z żoną byli mormonami, z ósemką dzieci. Pewnego dnia, gdy był zaledwie po pięćdziesiątce, jego żona zadzwoniła do mnie, by oznajmić, cała we łzach, że umarł na raka płuc przez wieloletnie wdychanie dymu i oparów chemicznych. Niewielu rodziców zdaje sobie sprawę, gdy z dumą obserwują swojego syna przyjmującego strażacki mundur, że w zawodach wysokiego ryzyka śmierć po pracy zbiera dwanaście razy więcej ofiar niż śmierć w trakcie pracy. Ryzykowne zawody to tutaj tylko część problemu, jego sedno stanowią choroby zawodowe, takie jak pylica wśród górników. 

Uogólniając, te prace możemy traktować jak męską wersję „szklanego sufitu” – są zdominowane przez mężczyzn, bo to prawie zawsze oni chcą ryzykować życiem dla dobrobytu swojej rodziny. 

Podczas gdy twoja córka może cierpieć na anoreksję lub bulimię, syn może odreagowywać napięcia, którym jest poddawany, skłonnościami do bigoreksji lub otyłości.

Jonathan zaczynał szkołę, gdy jego brat w drugiej klasie zdobywał pozycję mistrza zapasów szkoły średniej. Brat przedstawił go koledze z drużyny, a potem wyjawił, że ów kolega w żartach porównał rodzeństwo do tytułowych bohaterów filmu Bliźniacy – jednego grał Arnold Schwarzenegger (bardziej podobny do brata Jonathana), a drugiego Danny DeVito (tego miał przypominać Jonathan). 

Żart prześladował Jonathana przez długi czas. Wiedząc, że nie może nadrobić różnicy wzrostu, robił wszystko, by już nigdy nie być postrzegany jak niski słabeusz. Zaczął podnosić ciężary, a w końcu obsesyjnie trenować i przyjmować suplementy w ogromnych ilościach. Choć był dumny ze swoich osiągnięć, wciąż uważał, że nie jest dość silny, by pokonać brata, zaczął więc przyjmować sterydy. Wkrótce potem – nadużywać ich. 

Jonathan cierpiał na bigoreksję, zaburzenie, które pojawia się, gdy młody mężczyzna zaczyna obsesyjnie dbać o siłę fizyczną, często wspomagając się sterydami, by wypełnić czymś głęboką ranę powstałą w psychice. Tak samo jak kulturowy wzorzec szczupłości i atrakcyjności zaślepia rodziców i przyjaciół dziewcząt, które w efekcie zaczynają cierpieć i potrzebować pomocy, tak podziw i szacunek dla umięśnionego męskiego ciała zaślepiał otoczenie Jonathana, aż ten zaczął cierpieć i tak samo potrzebować pomocy. 

Bigoreksja niesie ze sobą także inne ryzyko: jeśli twój syn obsesyjnie dba o swój wizerunek, jest także bardziej skłonny do upijania się i zażywania narkotyków. 

Podczas gdy psychiczne zmagania się Jonathana miały swoje odzwierciedlenie w przyroście masy mięśniowej i motywacji, zmagania jego kolegi, Austina, miały odzwierciedlenie raczej w przyroście masy tłuszczowej i braku motywacji. Gdy u tego pierwszego motywacja wzrastała, ten drugi nie mógł nadążyć i po prostu się poddawał. Wytchnienia szukał w grach komputerowych, lecz obecność przyjaciół z internetu nie leczyła poczucia pustki i odrzucenia przez ludzi w realu, co doprowadziło go do otyłości i depresji. 

Wskaźnik otyłości wśród młodych kobiet ustabilizował się, podczas gdy wśród naszych synów – wciąż się zwiększa. Poza ich zdrowiem fizycznym narusza to również ich dobrostan psychiczny, a także dobrostan całego naszego kraju: jedna trzecia młodych mężczyzn nie nadaje się do służby wojskowej z powodu otyłości i problemów psychicznych. To dotyczy też innych zawodów, od których zależy nasze bezpieczeństwo: 70% strażaków i aż 80% policjantów cierpi na otyłość lub nadwagę. USA mają najwyższy wskaźnik otyłości u mężczyzn wśród największych krajów świata. 

.Czy to przez bigoreksję lub przez wybieranie zawodów podwyższonego ryzyka nasi synowie, podobnie jak córki, zwracają się ku temu, co miałoby przynieść im uznanie społeczne i szacunek? Tak samo jak wielu mężczyznom mogą podobać się anorektyczki, wiele z naszych córek może uznawać za atrakcyjnych strażaków, żołnierzy w mundurach, futbolistów w strojach z ochraniaczami i zwycięzców w innych sportach, które narażają życie naszych synów na ryzyko. 

Warren Farrell
John Gray

Fragment najnowszej – niepublikowanej w Polsce – książki „The Boy Crisis”, wyd.BenBella Books. Tłumaczenie: Karolina Rospondek

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 14 marca 2019