Mieszkańców Indii jest już więcej niż Chin

Zmarła przed kilkoma dniami Peng Peiyun, która odpowiadała w Chinach za tzw. politykę jednego dziecka, po śmierci została skrytykowana w chińskich sieciach społecznościowych za swoją działalność – podał Reuters.
Obecnie Państwo Środka zmaga się ze spadkiem liczby urodzeń. Chińczycy winią Peng Peiyun
.Peng Peiyun, która zmarła w wieku 95 lat, była szefową Chińskiej Komisji Planowania Rodziny w latach 1988–1998. Państwowe media określiły ją jako wybitną liderkę w pracy związanej z kobietami i dziećmi.
Jednak na chińskich portalach społecznościowych polityka jednego dziecka, za której prowadzenie była odpowiedzialna Peng, spotkała się po jej śmierci z krytyką, m.in. w związku ze spadkiem populacji kraju w ostatnich latach.
„Gdyby polityka jednego dziecka była realizowana o 10 lat krócej, ludność Chin nie spadłaby w tak dramatyczny sposób” – napisał jeden z użytkowników popularnej platformy Weibo.
Polityka jednego dziecka obowiązywała w Chinach od końca lat 70. do 2015 r., kiedy rząd podniósł limit urodzeń do dwójki dzieci na parę. Przepisy często skłaniały lokalnych urzędników do zmuszania kobiet do poddawania się zabiegom aborcji i sterylizacji.
Obecnie Państwo Środka zmaga się ze spadkiem liczby urodzeń. W 2023 r. Chiny ustąpiły miejsca Indiom pod względem liczby ludności, a w zeszłym roku populacja Państwa Środka spadła do 1,39 mld. Eksperci ostrzegają, że tendencja spadkowa przyspieszy w nadchodzących latach.
Demografia, głupcy!
.Liczby są brutalne. Kogo nie ma, ten ma mało do powiedzenia. Również idee, bez poparcia mnożnikiem liczebności, tracą na znaczeniu. I tak zmieniają się losy świata. O dwóch istotnych pozycjach dotyczących demografii – Paula Morlanda, The Human Tide: How Population Shaped the Modern World (John Murray, 2019) i Stephena Smitha, The Scramble for Europe: Young Africa on its Way to the Old Continent (polity, 2019) – pisze Jan ŚLIWA.
Demografia nie ma najlepszej opinii. Ewentualnie jeszcze jako naukowa, opisowa, ale lepiej, by nie wyjaśniała zbyt głęboko procesów historycznych zmianami ludnościowymi. Zwłaszcza jednak chęć wpływania na demografię kojarzy się z dyktatorami pragnącymi powiększyć ludność kraju do rozmiaru swojego ego, dla potęgi kraju, a ostatecznie, by służyła ona jako mięso armatnie w przyszłej wojnie. Bo gdy sterujemy demografią, to myślimy o państwie, narodzie, może nawet rasie – w konkurencji do innych. A według dominujących do niedawna idei znaczenie tych pojęć należy umniejszać, a jeżeli już ktoś chce wpływać na demografię, to powinno to być w celu zwiększenia różnorodności, zatopienia się w barwnym tłumie – ale wszystkie kraje mają to robić równo, żeby się ktoś nie wyłamywał. Jednolitość w różnorodności.
W rzeczywistości demografia jest bezlitosna jak prawa fizyki. Jeżeli o tę samą ziemię konkurują rolnicy z myśliwymi i rolnicy mają po dziesięcioro dzieci, a myśliwi dwójkę, to rolnicy rywalizację wygrają. Oczywiście jest jeszcze kultura i indywidualna wolna wola, ale znaczenia demografii nie wolno nie doceniać.
Paul Morland zaczyna od wprowadzenia podstawowych pojęć i reguł. Na rozwój ludności wpływa przede wszystkim rozrodczość – liczba dzieci na kobietę. Zależy ona od wieku zawierania związków, statusu i poziomu wykształcenia kobiet, stosowania antykoncepcji. Po drugiej stronie jest śmiertelność, zwłaszcza śmiertelność niemowląt. Spada ona wraz z postępem medycyny i w społeczeństwach, gdzie tradycyjnie posiada się wiele dzieci, na początku następuje gwałtowny wzrost ludności, który się potem stabilizuje. Wydłuża się też długość życia, przez co zmieniają się proporcje między grupami wiekowymi – populacja się starzeje. Liczba ludności jest istotna dla znaczenia państwa. Kiedyś była ważna dla siły militarnej.
Radykalna przewaga techniczna może przeważyć, jak broń palna Europejczyków przy podboju Ameryki czy kanonierki przy osiąganiu dominacji wobec Chin. Niemniej jeszcze podczas II wojny światowej rosyjska taktyka nas mnogo doprowadziła armię Stalina do zwycięstwa.
Podobnie jest z siłą gospodarczą. Chiny czy Indie mają o wiele mniejszy dochód na mieszkańca, jednak dzięki swojej masie są potęgami. Kraje mniejsze – dzięki technice i dyplomacji, jak Szwajcaria – mogą się plasować w ważnych węzłach międzynarodowej wymiany, nie mają jednak tej wagi co wielcy gracze.
Oprócz liczby ważna jest struktura. Dobrze jest, gdy na jednego produktywnego przypada nie za wiele dzieci i starców. Społeczeństwa młode są bardziej dynamiczne, bardziej gotowe do ryzyka, ale też bardziej wojownicze, zwłaszcza jeżeli dzięki selekcji płodów więcej jest chłopców, do tego bez szansy na założenie rodziny. Społeczeństwa stare wykazują więcej życiowej mądrości, są spokojniejsze, za to prowadzą do stagnacji.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/jan-sliwa-demografia-glupcze/
Cieszmy się z ośmiu miliardów ludzi!
.Według oceny ONZ w listopadzie 2022 roku liczba ludności na świecie zwiększyła się do ośmiu miliardów. To niezwykłe osiągnięcie ludzkiego rozkwitu, o ile nie słucha się ekomizantropów, którzy coraz bardziej dominują w głównym nurcie dyskusji o rozwoju i populacji – pisze Leigh PHILLIPS.
Podążając za myślą Carla Sagana, możemy powiedzieć, że to osiem miliardów przypadków uświadomienia sobie przez wszechświat swojego istnienia. Jak określił to nieżyjący już astronom, „jesteśmy lokalnym wcieleniem dojrzałego do samoświadomości kosmosu. Zaczęliśmy kontemplować nasze pochodzenie: materia gwiezdna rozważająca gwiazdy; zorganizowane zespoły 10 miliardów, miliardów, miliardów atomów rozważających ewolucję atomów, śledzących długą drogę, dzięki której, przynajmniej w tym miejscu, powstała świadomość”.
Osiem miliardów ludzi to osiem miliardów potencjalnych twórców nowej sztuki i muzyki, pionierów nowych nurtów nauki, odkrywców nowych leków, wynalazców nowych technologii, konstruktorów nowych maszyn, budowniczych nowych budynków i odkrywców reszty naszego kosmosu.
Do tego przełomowego wydarzenia doszło dzięki niezliczonym cudom ludzkiej pomysłowości, m.in. zarazkowej teorii choroby, ulepszeniom systemów sanitarnych i kanalizacyjnych, antybiotykom, szczepionkom oraz innym zwycięstwom nad naszymi mikrobiologicznymi przeciwnikami; dzięki nieograniczonemu postępowi we wszystkich dziedzinach medycyny i opieki zdrowotnej, zwłaszcza w zakresie śmiertelności kobiet i dzieci; oraz dzięki trzeciej rewolucji rolniczej, która dostarczyła nam wysokoplennych zbóż, systemów nawadniania, nawozów syntetycznych i pestycydów, znacznie zwiększając plony i zapewniając lepsze odżywianie niemal na całym świecie.
Przy czym obietnica tych naukowych i technologicznych przełomów została zrealizowana w pełni dopiero w połączeniu z moralnymi, demokratycznymi rewolucjami radykalnego Oświecenia, dzięki którym korzyści z tych innowacji stawały się dostępne dla wszystkich, a przynajmniej dla coraz większej liczby ludności – i to tylko z racji przynależności do gatunku ludzkiego.
Parafrazując marksistę z połowy XX wieku Hala Drapera, opisującego punkt wyjścia ludzkiej samoemancypacji, można powiedzieć, że osiem miliardów ludzi zawdzięcza swoje życie Prometeuszowi i Spartakusowi: postęp technologiczny jest nierozerwalnie związany z równością.
Postęp technologiczny ograniczony do nielicznych bogatych zawęża możliwości tworzenia nowych technologii, ponieważ redukuje liczbę umysłów zaangażowanych w odkrywanie i wymyślanie. To z kolei ogranicza stopnie wolności, które mogłyby zaistnieć w innych okolicznościach – co dotyka również bogaczy. Tymczasem równość bez innowacji jest jedynie równością ubóstwa, uzależniającą wszystkich od kaprysów natury i czyniącą ich niewolnikami jej niedostatków. Każdego chłopa należy uczynić panem, nie zaś zredukować każdego pana do chłopa.
Z całą pewnością jednak spartański składnik arytmetyki wyzwolenia Drapera nie jest w wystarczającym stopniu uwzględniany w kalkulacjach społeczeństw. Wciąż mamy przed sobą długą drogę, aby podnieść standard życia miliardów mieszkańców krajów globalnego Południa do poziomu umożliwiającego wszystkim ludziom zrealizowanie swojego potencjału i uzyskanie wolności, co pozwoli im zostać rzeczonymi naukowcami, inżynierami, muzykami, stolarzami czy tancerzami – czy kimkolwiek zechcą. Jednak nie powinniśmy mówić tylko o krajach rozwijających się: na globalnej Północy musimy odwrócić ponad cztery dekady stagnacji płacowej, dezindustrializacji oraz rosnącej niepewności i nierówności, które ograniczyły wolność, pozbawiły znaczenia nasze instytucje i zepsuły wspólnotę, która istniała w połowie XX wieku.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/leigh-phillips-osiem-miliardow-ludzi/
PAP/MB





