Leigh PHILLIPS: Cieszmy się z ośmiu miliardów ludzi!

Cieszmy się z ośmiu miliardów ludzi!

Photo of Leigh PHILLIPS

Leigh PHILLIPS

Autor i publicysta, publikował między innymi w „Science” i „Nature”. Autor książek: „Austerity Ecology & the Collapse-porn Addicts” oraz „The People’s Republic of Walmart”, której współautorem jest ekonomista Michał Rozworski.

Według oceny ONZ w listopadzie 2022 roku liczba ludności na świecie zwiększyła się do ośmiu miliardów. To niezwykłe osiągnięcie ludzkiego rozkwitu, o ile nie słucha się ekomizantropów, którzy coraz bardziej dominują w głównym nurcie dyskusji o rozwoju i populacji – pisze Leigh PHILLIPS

Osiem miliardów ludzi!

.Podążając za myślą Carla Sagana, możemy powiedzieć, że to osiem miliardów przypadków uświadomienia sobie przez wszechświat swojego istnienia. Jak określił to nieżyjący już astronom, „jesteśmy lokalnym wcieleniem dojrzałego do samoświadomości kosmosu. Zaczęliśmy kontemplować nasze pochodzenie: materia gwiezdna rozważająca gwiazdy; zorganizowane zespoły 10 miliardów, miliardów, miliardów atomów rozważających ewolucję atomów, śledzących długą drogę, dzięki której, przynajmniej w tym miejscu, powstała świadomość”.

Osiem miliardów ludzi to osiem miliardów potencjalnych twórców nowej sztuki i muzyki, pionierów nowych nurtów nauki, odkrywców nowych leków, wynalazców nowych technologii, konstruktorów nowych maszyn, budowniczych nowych budynków i odkrywców reszty naszego kosmosu.

Do tego przełomowego wydarzenia doszło dzięki niezliczonym cudom ludzkiej pomysłowości, m.in. zarazkowej teorii choroby, ulepszeniom systemów sanitarnych i kanalizacyjnych, antybiotykom, szczepionkom oraz innym zwycięstwom nad naszymi mikrobiologicznymi przeciwnikami; dzięki nieograniczonemu postępowi we wszystkich dziedzinach medycyny i opieki zdrowotnej, zwłaszcza w zakresie śmiertelności kobiet i dzieci; oraz dzięki trzeciej rewolucji rolniczej, która dostarczyła nam wysokoplennych zbóż, systemów nawadniania, nawozów syntetycznych i pestycydów, znacznie zwiększając plony i zapewniając lepsze odżywianie niemal na całym świecie.

Przy czym obietnica tych naukowych i technologicznych przełomów została zrealizowana w pełni dopiero w połączeniu z moralnymi, demokratycznymi rewolucjami radykalnego Oświecenia, dzięki którym korzyści z tych innowacji stawały się dostępne dla wszystkich, a przynajmniej dla coraz większej liczby ludności – i to tylko z racji przynależności do gatunku ludzkiego.

Parafrazując marksistę z połowy XX wieku Hala Drapera, opisującego punkt wyjścia ludzkiej samoemancypacji, można powiedzieć, że osiem miliardów ludzi zawdzięcza swoje życie Prometeuszowi i Spartakusowi: postęp technologiczny jest nierozerwalnie związany z równością.

Postęp technologiczny ograniczony do nielicznych bogatych zawęża możliwości tworzenia nowych technologii, ponieważ redukuje liczbę umysłów zaangażowanych w odkrywanie i wymyślanie. To z kolei ogranicza stopnie wolności, które mogłyby zaistnieć w innych okolicznościach – co dotyka również bogaczy. Tymczasem równość bez innowacji jest jedynie równością ubóstwa, uzależniającą wszystkich od kaprysów natury i czyniącą ich niewolnikami jej niedostatków. Każdego chłopa należy uczynić panem, nie zaś zredukować każdego pana do chłopa.

Z całą pewnością jednak spartański składnik arytmetyki wyzwolenia Drapera nie jest w wystarczającym stopniu uwzględniany w kalkulacjach społeczeństw. Wciąż mamy przed sobą długą drogę, aby podnieść standard życia miliardów mieszkańców krajów globalnego Południa do poziomu umożliwiającego wszystkim ludziom zrealizowanie swojego potencjału i uzyskanie wolności, co pozwoli im zostać rzeczonymi naukowcami, inżynierami, muzykami, stolarzami czy tancerzami – czy kimkolwiek zechcą. Jednak nie powinniśmy mówić tylko o krajach rozwijających się: na globalnej Północy musimy odwrócić ponad cztery dekady stagnacji płacowej, dezindustrializacji oraz rosnącej niepewności i nierówności, które ograniczyły wolność, pozbawiły znaczenia nasze instytucje i zepsuły wspólnotę, która istniała w połowie XX wieku.

Osiem miliardów twórców, artystów, lekarzy, przedsiębiorców…

.Jakież cuda moglibyśmy stworzyć, gdyby każdy z tych ośmiu miliardów ludzi został uwolniony od znoju! Za mojego życia Korea Południowa przeszła drogę od wschodzącej gospodarki do potęgi przemysłowej i kulturalnej. Jakie zagadki rozwiążemy, jakie nowe formy sztuki wymyślimy, gdy Nigeria, Indonezja, Wietnam i cała reszta również dołączą do globalnej rozmowy?

Tymczasem zamiast świętować ogromny postęp technologiczny i moralny oraz wzywać do jego kontynuacji, „The New York Times”ubolewa nad narodzinami ośmiomiliardowego dziecka. Reporterka ds. klimatu Cara Buckley wykorzystała tę okazję, aby napisać groteskowy pean na cześć Ruchu na rzecz Dobrowolnego Wymarcia Ludzi (Voluntary Human Extinction Movement, VHEMT). „Spójrzcie, co zrobiliśmy z tą planetą” – powiedział założyciel ruchu Les Knight w rozmowie z Buckley. „Nie jesteśmy dobrym gatunkiem”.

Ruch przekonuje, że Homo sapiens szkodzi planecie i w związku z tym powinniśmy przestać się rozmnażać. „Ludzie mówią o muzyce, sztuce i literaturze oraz o naszych wielkich osiągnięciach – zabawne, że nigdy nie wspominają o złu, które wyrządziliśmy” – kontynuuje Knight. „Sądzę, że wieloryby nie będą tęsknić za naszymi piosenkami”.

Profilowi Knighta w „The New York Times” towarzyszą wywiady z innymi antynatalistami i maltuzjanistami z różnych organizacji. Jedną z takich organizacji jest Center for Biological Diversity (Centrum Biologicznej Różnorodności), która pomimo swojej akademicko brzmiącej nazwy prowadzi między innymi kampanię rozdawania prezerwatyw z rysunkami przedstawiającymi dzikie zwierzęta, aby zachęcić ludzi do rezygnacji z posiadania dzieci. Inna ze wspomnianych organizacji to Population Connection (Łączność Populacji), kolejna maltuzjańska grupa ucząca poprzez swoją kampanię, że posiadanie jednego dziecka mniej jest „być może najlepszym sposobem na zmniejszenie swojego śladu węglowego”.

To zresztą nie pierwszy raz, kiedy „The New York Times” prezentuje na swoich stronach antyhumanistów. W 2018 roku artykuł opiniotwórczy autorstwa filozofa z Clemson University Todda Maya sugerował, że „byłoby dobrze”, gdyby ludzie wyginęli, ponieważ „nie ma żadnego innego stworzenia, którego drapieżne zachowanie byłoby choćby w przybliżeniu tak powszechne lub miało tak głębokie skutki, jak zachowanie ludzi”. Jak stwierdził May, nauka daje „nam powód do wyeliminowania… dalszego istnienia naszego gatunku”.

Antyhumanizm jest domeną nie tylko „The New York Times”

.Raport CNN na temat przełomowego ośmiomiliardowego człowieka ostrzegał, że obecny przyrost naturalny „stwarza więcej wyzwań dla planety”. W szeroko rozpowszechnionym artykule z 2017 roku brytyjski „The Guardian” poinformował czytelników, że najlepsze, co można zrobić w ramach walki ze zmianami klimatu, jest posiadanie mniejszej liczby dzieci. Twórcy artykułu powołali się na badanie opublikowane w piśmie „Environmental Research Letters”, porównujące takie postępowanie do rezygnacji z lotów transatlantyckich, przejścia na weganizm, używania energooszczędnych żarówek i tym podobnych.

David Attenborough jest patronem brytyjskiej formacji Population Matters (Populacja ma Znaczenie), grupy nacisku na kwestię „przeludnienia”. Podczas syryjskiej wojny domowej w 2013 r. były szef tej organizacji powiedział, że Wielka Brytania nie powinna przyjmować więcej uchodźców. Uzasadnienie: nowo przybyli przyjęliby typowy dla Wielkiej Brytanii, nadmiernie konsumpcyjny styl życia, co wywarłoby niekorzystny wpływ na naszą planetę. Z kolei prymatolog Jane Goodall stwierdziła, że większość problemów środowiskowych nie istniałaby, gdyby populacja ludzka zmniejszyła się do poziomu sprzed pół tysiąca lat.

Co miesiąc Netflix prezentuje nam mrożące krew w żyłach dokumenty przyrodnicze, niemal na pewno zoptymalizowane przez serwis w celu wywołania strachu i gniewu, a tym samym zwiększenia zaangażowania.

Na swojej stronie internetowej ruch Dobrowolnego Wymarcia Ludzi przyznaje, że nie ma nadziei, iż jego argumenty zdołają „zapobiec katastrofie ekologicznej”. To przekonanie dostarcza jednak organizacji kolejnego argumentu przeciwko reprodukcji, zgodnie z którym pary zapewne „chciałyby rozważyć możliwość, że skazują swoje potomstwo na szybko pogarszającą się jakość życia i niewyobrażalnie straszną śmierć”.

Mizantropia jest teraz na topie

.Zmiany klimatyczne i utrata różnorodności biologicznej stanowią realne zagrożenia. Ale jak twierdzi większość naukowców z pierwszej linii frontu tych wyzwań, istnieje różnica między trzeźwym, opartym na dowodach rozważaniem niebezpieczeństwa, a tym, co nazywają „doomeryzmem” [od ang. doom: zguba, zagłada – przyp. tłum.], tj. rozmyślnym wyolbrzymianiem odkryć dla uzyskania kliknięć i polubień oraz poprawienia pozycji w wyszukiwarkach.

Niemal codzienne ostrzeżenia o nadchodzącym końcu świata na stronach „The New York Times” i „The Guardian” są prawdopodobnym źródłem błędnego przekonania – podzielanego przez miliony młodych ludzi, nie tylko Gretę Thunberg – że przyszłość została „skancelowana”. Kiedy Roger Hallam, współzałożyciel aktywnego ruchu Extinction Rebellion (Bunt przeciwko Wymieraniu), ostrzegł w wywiadzie dla BBC, że „nauka przewiduje”, iż globalne ocieplenie spowoduje „w tym stuleciu rzeź, śmierć i potworny głód 6 miliardów ludzi”, klimatolodzy tacy jak Ken Caldeira zostali zmuszeni do skorygowania tego skrajnie fałszywego stwierdzenia. Sprostowanie to zamieścili na stronie „Climate Feedback”, która zajmuje się publikacją tekstów korygujących błędne informacje szerzone przez sceptyków klimatycznych. „Nie znam żadnej symulacji modelu klimatycznego ani analizy opublikowanej w recenzowanej literaturze wysokiej klasy, które dostarczałyby jakichkolwiek wskazówek istnienia niezerowego prawdopodobieństwa »głodowej śmierci 6 miliardów ludzi w tym stuleciu« z powodu zmian klimatu” – napisał Caldeira niezwykle dosadnie.

W wyniku bombardowania nastawionymi na wywoływanie strachu opiniami wielu zwykłych ludzi staje się maltuzjanistami. Sondaż z 2020 roku wykazał, że jeden na czterech Amerykanów, którzy zdecydowali się zrezygnować z posiadania dzieci, zrobił to ze strachu przed zmianami klimatu. Ten sam sondaż donosi, że ponad 40 proc. bezdzietnych Latynosów podjęło decyzję o rezygnacji z rodzicielstwa z powodu obaw o globalne ocieplenie.

Lęk ten nie dotyka wyłącznie lewicy – 16 proc. republikanów nieposiadających dzieci stwierdziło, że klimat wpływa na ich decyzję o założeniu rodziny. W szerszym badaniu z 2021 roku, opublikowanym w „The Lancet”, w którym wzięło udział około 10 000 młodych ludzi z 10 krajów globalnej Północy i globalnego Południa, stwierdzono, że zmiany klimatyczne wywołują obawy związane z posiadaniem dzieci u 40 proc. ankietowanych.

Ewolucja i ekologia

.Biorąc pod uwagę, jak powszechne są wspomniane lęki i antyhumanizm, warto poświęcić chwilę na sprostowanie rodzących te przekonania moralnej niespójności i powszechnego niezrozumienia nauk ekologicznych i ewolucyjnych.

Les Knight, Todd May, a nawet Jane Goodall i David Attenborough cierpią na nienaukowy prezentyzm. Wydaje się, że pomimo wszystkich ewolucyjnych dowodów na coś zupełnie przeciwnego są oni przekonani, iż obecny zespół gatunków i układ warunków na Ziemi musi zawsze pozostać taki dla ich własnego dobra.

Lecz w ciągu eonów warunki na Ziemi zmieniły się radykalnie. Kiedyś w Arktyce żyły krokodyle i rosły palmy. Katastrofa tlenowa – pierwszy poważny przypadek masowego wymierania, który rozpoczął się około 2,5 miliarda lat temu – została spowodowana przez sinice, tj. pierwsze organizmy zdolne do fotosyntezy. Ogromne ilości produkowanego przez nie wolnego tlenu molekularnego radykalnie zmieniły skład chemiczny atmosfery – znacznie bardziej, niż może to zrobić spalanie paliw kopalnych przez człowieka – co doprowadziło do pierwszego zlodowacenia w historii Ziemi. Jednak owo natlenienie atmosfery i wynikające z niego masowe wymieranie umożliwiło również powstanie życia wielokomórkowego.

Masowe wymieranie w późnym dewonie mogło być przynajmniej częściowo spowodowane ewolucją systemów naczyniowych roślin. Umożliwiło im to nie tylko zdobywanie lądu, ale także zakładanie systemów korzeniowych rozbijających skały. Doprowadziło to również do stworzenia i ustabilizowania pierwszych gleb. Możliwe, że nagły przepływ składników odżywczych z „ukorzenionych” skał i nowo powstałych gleb do oceanów wywołał powszechny niedobór tlenu, podobnie jak zanieczyszczenie azotem powoduje śmiertelne zakwity glonów w morzu.

Największe spustoszenie miało miejsce wśród morskich bezkręgowców i koralowców. „Wyższe” grupy taksonomiczne ucierpiały w mniejszym stopniu, za to wśród kręgowców morskich zniknęły ryby pancerne. Jednak podobnie jak w przypadku katastrofy tlenowej i wszystkich innych przypadków masowego wymierania, załamanie łańcuchów pokarmowych było tylko częścią zdarzenia. Organizmy, które przetrwały, wydały potomków, których radiacja ewolucyjna – szybka ewolucja w nowe gatunki – rozszerzyła się na porzucone nisze i pomogła zbudować nowe gatunki. W morzach ryby pancerne zostały zastąpione przez rekiny, na lądzie zaś płazy zaczęły się różnicować i pojawiły się pierwsze gady.

Z tego powodu niektórzy badacze specjalizujący się w studiach nad masowym wymieraniem preferują określenie „rewolucja biologiczna” zamiast „przypadek masowego wymierania”. Inaczej mówiąc, nas, ludzi, a także bardzo wielu zwierząt, roślin, grzybów i innych organizmów nie byłoby na Ziemi bez wszystkich przypadków wymierania, które wydarzyły się przed naszymi „narodzinami”.

Wymieranie jest taką samą koniecznością dla ewolucji jak śmierć dla życia

.Wymieranie jest taką samą koniecznością dla ewolucji jak śmierć dla życia. Transformacje warunków to „presja doboru” napędzająca zmiany ewolucyjne. Każdy efekt działalności człowieka – od zmian klimatycznych, przez rolniczą transformację sposobów użytkowania ziemi, po wynalezienie i rozpowszechnienie tworzyw sztucznych – stanowi jedynie najnowszą formę ewolucyjnej presji doboru w przyrodzie. I rzeczywiście, jedną z odpowiedzi na tego rodzaju antropiczną presję doboru jest radiacja ewolucyjna tzw. gatunków synurbicznych, czyli takich, które radzą sobie znacznie lepiej w środowisku ludzkim, a zwłaszcza miejskim, niż ich kuzyni w dziczy, np. szopy, gołębie, szczury, tasiemce, wszy i chwasty. Wspólną cechą wielu gatunków synurbicznych jest zdolność do adaptacji umożliwiająca nadążanie za stale zmieniającymi się zachowaniami ludzi.

Nie oznacza to, że powinniśmy być obojętni na wyzwania środowiskowe, przed którymi stoją nasz gatunek i nasza planeta. Podczas gdy irracjonalne życie nie przejmuje się wymieraniem i ekologiczną transformacją, my, racjonalne zwierzęta, bardzo się tym przejmujemy – i słusznie.

My, ludzie, wyewoluowaliśmy w określonym zestawie warunków ekologicznych – są one lepsze dla ludzkiego rozkwitu od innych. Do takich warunków należy, na przykład, stosunkowo chłodny klimat w porównaniu z klimatem panującym przez większość odległej historii Ziemi. Powinniśmy jednak unikać niebezpiecznych zmian klimatycznych i utraty różnorodności biologicznej nie dlatego, że planeta jest delikatna – bo nie jest. Powinniśmy tego unikać dlatego, że to my, ludzie, jesteśmy delikatni. Chcemy zapobiec zmianom tzw. usług ekosystemowych, czyli warunków ekologicznych przynoszących korzyści nam, Homo sapiens.

Niespójność moralna antyhumanistycznego światopoglądu ekologicznego

.Panegiryk w „The New York Times”ku czci Dobrowolnego Wymarcia Ludzi jest najeżony błędami. Na przykład zwyczajną nieprawdą jest, że ludzkość zużywa zasoby równe zasobom dwóch Ziemi. Jest to odniesienie do koncepcji śladu ekologicznego, która na podstawie sześciu płytkich wskaźników mierzy, czy wydobywamy więcej, niż uzupełniamy.

Nie jest to użyteczny sposób pojmowania wpływu człowieka na „usługi” ekosystemowe, ponieważ zakłada, że nie dojdzie do rozwoju technologicznego zwiększającego wydajność produkcyjną, nawet jeśli zmniejszy się wymagany wkład materialny lub energetyczny ze strony środowiska. Przyjmijmy jednak ten model dla celów argumentacji. Zgodnie z nim ludzkość znajduje się w równowadze lub nadwyżce w pięciu z sześciu wskaźników; nadmierna jest jedynie emisja gazów cieplarnianych. Kiedy zmniejszymy emisję dwutlenku węgla – co nastąpić musi i nastąpi z pewnością – obecny nadmiar rejestrowany przez ślad ekologiczny zniknie.

Obok tego rodzaju błędów naukowych razi również moralna niespójność antyhumanistycznego światopoglądu ekologicznego.

Zwolennicy teorii przeludnienia chcą, aby kobiety i dziewczęta miały prawo do aborcji, a także dostęp do edukacji oraz metod kontroli urodzeń. Ale twierdzeniu owych zwolenników, jakoby wspierali wolność reprodukcyjną, przeczy ich obojętność na ekonomiczne zastraszenie, które zmusza wiele par do rezygnacji z posiadania dzieci, których pragną. Sondaż Gallupa z 2018 roku przeprowadzony wśród dorosłych mieszkańców USA wykazał, że średnia liczba dzieci, którą uważają za „idealną”, wynosi 2,7, czyli o jedno dziecko więcej niż rzeczywisty amerykański wskaźnik płodności. Zatem aby zapewnić wolność reprodukcyjną w dzisiejszym kontekście, należy wprowadzić bardziej hojne ulgi podatkowe na dzieci i tańszą lub bezpłatną wysokiej jakości publiczną opiekę nad dziećmi – dwa rozwiązania, które obowiązują już w niektórych rozwiniętych państwach. Zwolennicy teorii przeludnienia uważają takie strategie za anatemę, ponieważ ich wynikiem są nieco wyższe wskaźniki płodności. Sprzeciw wobec tego rodzaju rozwiązań demaskuje ich jako fałszywych przyjaciół praw kobiet.

Co więcej, głosiciele zagłady nie doceniają szczególnej godności osoby ludzkiej jako racjonalnego i moralnego zwierzęcia, pomimo że sami wykorzystują wyjątkowe zdolności moralne naszego gatunku, aby przedstawić swoje argumenty na forum publicznym.

Istoty niebędące ludźmi posiadają niesamowite możliwości i sposoby doświadczania świata. Lecz podziwiając je i zastanawiając się nad ich zdolnościami, domyślnie porównujemy owe istoty do nas, co znaczy, że przyjmujemy naszą pozycję na moralnym szczycie istnienia za pewnik. I słusznie, ponieważ żaden inny organizm nie jest w stanie zaangażować się w cokolwiek poza najprostszym rozumowaniem moralnym. W 2016 roku, gdy małe dziecko wtargnęło na wybieg goryla Harambe w Cincinnati, opiekunowie zwierzęcia zastrzelili je, by uratować chłopca, wywołując zażartą debatę na temat tego, czy czyn ten był słuszny. Dla ścisłości – debata rozgorzała wśród ludzi. Żaden goryl nie mógłby dyskutować o tym, czy powinien zabić ludzkie dziecko.

Nie wyklucza to zasadności wegetarianizmu czy weganizmu, jeśli na tej akurat podstawie ktoś chciałby wyznaczyć granicę swojej moralnej troski. Wyklucza jednak moralną równoważność między nami a czymkolwiek innym w przyrodzie.

Jesteśmy wyjątkowi

.Sagan miał rację: jesteśmy drogą, dzięki której wszechświat poznaje samego siebie. O ile nam wiadomo, nic innego nie zbliża się nawet do pełnej gamy moralnych atrybutów ludzkości. Być może pewnego dnia odkryjemy pozaziemskie inteligencje lub stworzymy prawdziwe sztuczne inteligencje na Ziemi. Jeśli któreś z tych wydarzeń nastąpi, będziemy mogli uznać owe inne istoty za posiadające te same podstawowe prawa co ludzie, ponieważ będą je cechować te same moralne atrybuty. Ale do tego czasu jesteśmy jedynym racjonalnym i moralnym istnieniem, dzięki któremu kosmos zyskuje samoświadomość.

W ostatnich latach antropolodzy opowiedzieli nową historię o dawno wymarłych kuzynach Homo sapiens, w tym o neandertalczykach i denisowianach. Opowiedzieli nam o ich bogatych zdolnościach poznawczych i kulturach niezwykle podobnych do naszej, odkrywając wiele nowych gałęzi ludzkiego drzewa genealogicznego. Wzbudziło to zarówno zachwyt, jak i poczucie grozy. Stało się bowiem jasne, że pomimo zachowania się molekularnego ducha neandertalczyków w genach niektórych ludzi, to nasza gałąź gatunku ludzkiego przetrwała jako jedyna.

Tego rodzaju badania przypominają nam o tym, jak bardzo jesteśmy delikatni, jak łatwo zgasły inne gatunki ludzkie i jak trudne są dla nas warunki życia na Ziemi. W tych historiach kryje się moralny imperatyw: musimy sprawić, by nasza planeta – a pewnego dnia także reszta kosmosu – stawała się coraz bardziej przyjazna dla naszego gatunku. (Wasz korespondent, ateistyczny humanista, zastanawia się jednak, co teologowie robią z tego rodzaju antropologicznymi odkryciami: jak Bóg mógł opuścić swoje inne dzieci?).

Pragnienie wyginięcia ludzkości lub wyobrażanie sobie, o ile lepszy byłby świat bez nas, jest przeciwieństwem tego, co musimy zrobić w odniesieniu do środowiska, ponieważ imperatyw ekologiczny jest nieuchronnie związany z zapewnieniem przetrwania i nieograniczonego rozkwitu naszego gatunku.

Dopóki będziemy opierać politykę ochrony środowiska na antyhumanizmie, na naukowo i moralnie błędnym przekonaniu, że my, ludzie, wyrządzamy planecie krzywdę, będziemy nieświadomie osłabiać strategię umożliwiającą utrzymanie poziomu usług ekosystemowych niezbędnych dla rozkwitu.

Wzrost populacji i rozwój gospodarki nie są przyczynami zmian klimatycznych ani utraty różnorodności biologicznej, a hamowanie ludzkiego przyrostu nigdy w przeszłości nie stanowiło rozwiązania problemów środowiskowych, takich jak dziura w warstwie ozonowej, kwaśne deszcze czy zanieczyszczenie ołowiem. Przezwyciężyliśmy te wyzwania dzięki zmianom technologicznym. Te z kolei zaszły dzięki interwencjom politycznym w rynkowe bodźce zysku i przeciwko nim, dzięki polityce przemysłowej, publicznej ekspansji infrastruktury oraz dzięki finansowaniu przez państwa badań, rozwoju i wdrożeń.

Osiem miliardów ludzi – najbardziej niesamowite wydarzenie w kosmosie od 13,8 mld lat!

.Wprowadzenie właściwej strategii politycznej w obecnych okolicznościach stanowiłoby bardzo potrzebne zerwanie z fundamentalizmem rynkowym, który panuje na Zachodzie od co najmniej dwóch pokoleń. Dopóki będziemy koncentrować się na rozwoju i przyroście naturalnym jako przyczynach naszych problemów środowiskowych, dopóty będziemy odwracać uwagę od klasycznych socjaldemokratycznych działań, które rzeczywiście te problemy rozwiążą. Maltuzjańscy mizantropi pełnią zatem funkcję pożytecznych idiotów dla tych, których interesy finansowe są zagrożone przez właściwą politykę gospodarczą i klimatyczną, na przykład gigantów paliw kopalnych.

Każdy, kto mówi, że ludzi jest za dużo lub że mamy za dużo rzeczy, przyczynia się do zahamowania myślenia i działań potrzebnych do zoptymalizowania usług ekosystemowych dla nas wszystkich – całych 8 miliardów ludzi i więcej. Przekroczenie tego kamienia milowego jest najbardziej niesamowitym wydarzeniem w kosmosie od 13,8 miliardów lat.

Leigh Philips
Tekst ukazał się w nr 49 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei >>>]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 4 marca 2023