

Czas na polski plan demograficzny
Płodność populacji jest wypadkową jednoczesnego oddziaływania dziesiątków czynników. I choć obecnie sprzyjają one niskiej dzietności, to można je regulować i w perspektywie długoterminowej zwiększać liczbę urodzeń – pisze Mateusz ŁAKOMY
Rok 1989 był dla Polski rokiem przełomowym i symbolicznym w wielu wymiarach, także dla demografii. Był to bowiem pierwszy w historii naszego kraju rok, w którym dzietność, czyli przeciętna liczba dzieci na kobietę, spadła poniżej wskaźnika 2,1, uznawanego dla krajów rozwiniętych za granicę zastępowalności pokoleń. Dzietność spadła do rekordowo niskiego poziomu 1,23 w roku 2003, by nieco odbić się od dna i osiągnąć 1,45 w roku 2017.
Tak długi okres niskiej dzietności odcisnął swoje piętno na mentalności Polaków. Z jednej strony istnieje oczekiwanie, by „coś zrobić”, by przywrócić wyższą dzietność – stąd z nadzieją obserwowane wskaźniki dzietności oraz nuta rozczarowania, kiedy ich zmiana następuje w stopniu mniejszym niż oczekiwany.
Pogłębione studia demograficzne dają szansę na znalezienie sposobów na zmianę trendu. Płodność populacji jest wypadkową jednoczesnego oddziaływania dziesiątków czynników. I choć obecnie sprzyjają one niskiej dzietności, to można je regulować i w perspektywie długoterminowej zwiększać liczbę urodzeń.
Po pierwsze, w rzeczywistości dzietność w Polsce jest nieco wyższa, niż wskazują statystyki, które nie uwzględniają 2,5 mln osób – migrantów czasowych, mieszkających nie w Polsce, tylko w Wielkiej Brytanii, Niemczech i innych krajach Europy. Znając koncentrację tych migracji w rocznikach wieku rozrodczego, można swobodnie założyć, że około milion potencjalnych matek jest nieobecnych w Polsce, a statystycznie są one wliczane do puli potencjalnych rodzących. Po drugie, kobiety w Polsce odkładają macierzyństwo, a statystyki oparte są na założeniu, że odłożenie narodzin jest równe zaniechaniu. Uwzględnienie tych elementów pozwala szacować aktualną dzietność na 1,6–1,7.
Mimo to wciąż potrzebujemy, by dzieci rodziło się więcej. Zależy od tego rozwój gospodarczy, utrzymanie stabilności systemu emerytalnego, zapewnienie dobrobytu nie tylko przyszłym emerytom, ale również przyszłym pokoleniom aktywnych zawodowo, zagrożonych zwiększaniem obciążeń podatkowych.
Niegdyś „kilkudzietność” była zjawiskiem zupełnie naturalnym. Co się zatem stało, że o dzieci jest tak trudno?
W najprostszym rozumieniu powiedzieć można, że historyczny spadek dzietności był skutkiem zaniku szeregu motywatorów oraz pojawieniem się – lub zwiększeniem siły oddziaływania – wielu barier.
Pierwszy typ motywatorów to elementy materialne. Ludzie chętniej podejmują się działania, np. idą do pracy do biura, jeśli daje im to środki do zabezpieczenia egzystencji. Rodzenie i wychowywanie dzieci przez tysiąclecia zapewniało dochód netto dla gospodarstw domowych, czyli dochód większy niż bezpośrednie koszty ich utrzymania (zbieranie chrustu, owoców lasu, pomaganie w obejściu, pasienie zwierząt gospodarskich, pomaganie w polu i warsztacie). Posiadanie dzieci stawało się warunkiem przeżycia na starość, ponieważ to dzieci zapewniały utrzymanie oraz opiekę i pielęgnację w momencie choroby i niedołężności.
Uległo to radykalnej zmianie. Nastąpiło coś, co demografowie i ekonomiści nazywają odwróceniem kierunku transferów w ramach gospodarstwa domowego. W obecnym systemie społecznym dzieci nie zapewniają dochodów netto. Są, mówiąc bezpośrednio, finansowym obciążeniem.
Po obowiązkowej edukacji młodzi wchodzą w system pracy zarobkowej.
Wprowadzenie emerytur repartycyjnych i kapitałowych spowodowało, że dzieci stały się niepotrzebne do zapewnienia dochodów na starość. Dzieci stały się konkurencją dla dostatniego życia w podeszłym wieku.
Aktualne algorytmy kalkulacji wysokości emerytur w systemie repartycyjnym wiążą je z wysokością składek (czytaj: dochodów) i długością okresów składkowych. A jak najlepiej je zmaksymalizować, jeśli nie poprzez poświęcanie na pracę i dodatkową edukację godzin, które przy konieczności zajmowania się dziećmi byłyby niedostępne? Doprowadziło to do absurdalnej sytuacji, w której składki płacone przez dorosłe dzieci rodziny kilkudzietnej (która musiała ograniczać aktywność zawodową dla ich wychowania), są przeznaczone dla tych, którzy nie mając dzieci, dużo pracowali.
W systemie emerytalno-kapitałowym konkurencja dzieci dla wysokości emerytur jest nawet bardziej ewidentna. Dodatkowo wprowadzenie systemu publicznej opieki zdrowotnej wiążącego świadczenia z faktem ubezpieczenia w części zniosło zależność od rodziny w opiece (w przypadku choroby).
Dla zapewnienia godnego życia dziecko stało się nieobowiązkowe. Mało tego, stało się balastem. O ile czynnik ekonomiczny ma szansę być potężnym motywatorem w obecnych uwarunkowaniach, to bezpośrednie koszty wychowywania dziecka stały się równie potężną barierą. Jej oddziaływanie złagodziło świadczenie wychowawcze „Rodzina 500+”, ulga podatkowa na dzieci i karta dużej rodziny, które mimo plusów mają ograniczoną zdolność do wpływania na pozostałe bariery.
Motywatory niematerialne związane są z oddziaływaniem czynników kulturowych, jak wysoka, emocjonalna wartość przypisywana dziecku czy prestiż społeczny – o ile dana społeczność wiąże posiadanie rodziny kilkudzietnej z wyższym statusem. Do niematerialnych motywatorów zaliczyć można też tzw. „dziedziczenie norm”, zgodnie z którym osoby wywodzące się z liczniejszych rodzin mają większą skłonność do posiadania licznego potomstwa.
Nie można zapomnieć o religijności. Badania udowadniają, że im wyższy jest stopień religijności w religii katolickiej, konserwatywnym protestantyzmie, islamie lub judaizmie, tym wyższy jest poziom dzietności.
Nauczanie katolickie wskazuje na zdecydowaną preferencję takich rozwiązań, które wiążą się z większą dzietnością. Należą do nich przyjęcie małżeństwa jako jedynej formy związku kobiety i mężczyzny i odrzucenie (mniej dzietnych) konkubinatów; odrzucenie możliwości rozwodów i preferencja dla działań zmierzających ku pojednaniu w przypadku konfliktów. Płodności sprzyja także stosunek wobec środków antykoncepcyjnych i odrzucenie aborcji, mobilizowanie mężczyzn do obecności w życiu rodzinnym i zajmowania się sprawami domowymi czy podkreślanie wartości dzieci i życia rodzinnego.
Religijność obecnie jawi się w badaniach w Polsce jako kluczowa zmienna dla chęci posiadania trzeciego i kolejnego dziecka, a także silnie koreluje z chęcią posiadania pierwszego i drugiego dziecka. Trudno właściwie wskazać inny czynnik, który korelowałby z chęcią posiadania trzeciego potomka. Ewentualne upowszechnianie się sekularyzacji stanowi zasadnicze zagrożenie dla przekroczenia bariery dwójki dzieci w rodzinie, co w przypadku istotnego odsetka rodzin jest konieczne dla wzrostu dzietności.
Życie nie znosi próżni. Brak aktywnego wpływu jednego bodźca spowoduje z czasem wzrost podatności na normy alternatywne. We współczesnych społeczeństwach rozwiniętych normy postępowania w znacznej mierze kształtuje inna postawa, będąca jedną z istotniejszych barier dla dzietności – indywidualizm.
Normy indywidualistyczne i chęć zmniejszenia liczby posiadanych dzieci zostały zanotowane już w odniesieniu do XVIII-wiecznej Francji. Ze szczególną intensywnością dały one o sobie znać od czasu rewolucji obyczajowej lat 60. XX wieku. W latach 80. powstała w demografii koncepcja tzw. drugiego przejścia demograficznego, która wskazała zmiany w zakresie norm i systemu wartości jako główną przyczynę spadku w krajach Zachodu dzietności poniżej zastępowalności pokoleń. Zmiany te objawiały się wzrostem dążenia do samorealizacji, zanikiem norm rodzinnych, wspólnotowych i religijnych. Ich konsekwencją stały się spadek powszechności małżeństw, zwiększenie się liczby rozwodów, wzrost akceptacji dla współżycia seksualnego poza stałym związkiem, wzrost akceptacji dla konkubinatów, małodzietności i bezdzietności. W Polsce wpływ indywidualizmu nie był rewolucyjny, jednak rośnie on wśród młodego pokolenia.
Masowe włączenie kobiet do rynku pracy poza gospodarstwem domowym, mające miejsce od połowy XX wieku, było ważnym impulsem zmniejszającym dzietność. Praca stała się zasadniczym konkurentem o czas na zajmowanie się dziećmi. W Polsce tymczasem ponad 80 proc. kobiet cechuje się nastawieniem adaptacyjnym – chciałyby móc łączyć pracę z rodziną. Barierą stają się nieelastyczny czas pracy oraz brak powszechnej możliwości wykonywania zawodu na część etatu. W Polsce ok. 10 proc. kobiet pracuje na część etatu, podczas gdy średnia dla Unii Europejskiej to 31 proc. Problemami stają się niski udział dziadków i innych krewnych w wychowaniu oraz braki w opiece instytucjonalnej, niska liczba przedszkoli, a zwłaszcza żłobków. O ile w przypadku przedszkoli odsetek dzieci w wieku 3–6 lat uczęszczających do placówek wychowania przedszkolnego w roku szkolnym 2017/2018 wynosił 84,3 proc. (w miastach 99,9 proc.), o tyle ze żłobków korzysta ok. 10 proc. dzieci w wieku 0–3.
Wysokie aspiracje zawodowe kobiet również nie współgrają z posiadaniem dzieci.
Skłonność do urodzenia dziecka np. kobiet kierujących przedsiębiorstwami czy będących specjalistkami w naukach ścisłych jest niższa niż ogółu, podczas gdy skłonność u kobiet pracujących w oświacie czy służbie zdrowia jest wyższa.
Kolejnym wyzwaniem jest nierównowaga w edukacji. W roku akademickim 2018/2019 na 1 kobietę kończącą studia wyższe przypadało tylko 0,58 mężczyzny. Ogranicza to kobietom możliwości poznania odpowiedniego kandydata. Jednocześnie pary, w których pozycja mężczyzny w związku jest silniejsza, cechują się wcześniejszym posiadaniem potomstwa i jego większą ogólną liczbą. Wbrew obiegowym opiniom okazuje się, że w zakresie edukacji to mężczyźni są płcią bardziej upośledzoną.
W Polsce występuje deficyt mieszkaniowy. W badaniach jako jeden z ważniejszych czynników wpływających na intencje rodzicielskie wskazywane jest posiadanie mieszkania na własność. Ale nie dla wszystkich jest to rzeczywisty problem. Odsetek respondentów mówiących, że barierą dla urodzenia dziecka są niesatysfakcjonujące warunki mieszkaniowe, jest taki sam w najwyższych i najniższych grupach dochodowych, co raczej wskazuje u niektórych na obawę przed obniżeniem standardu życia wyznaczonego przez kulturowe aspiracje niż na rzeczywisty brak możliwości.
Mówiąc o potencjale dzietności, nie można ograniczyć się tylko do mówienia o matce; wzrasta rola ojca. W społeczeństwach rozwiniętych wyższe zaangażowanie mężczyzn w życie rodzinne wiąże się z wyższą dzietnością.
W Polsce kobieta zadowolona z postawy ojca przy pierwszym dziecku jest bardziej skłonna do urodzenia drugiego – i ten efekt kompensuje wiele innych potencjalnych barier.
Powrót do warunków historycznych nie jest możliwy. Należy szukać rozwiązań adekwatnych i możliwych do wdrożenia we współczesnej rzeczywistości społecznej.
Potrzebny jest nieschematyczny sposób myślenia, który pozwoli wyciągać wnioski z badań naukowych, z doświadczeń organizacji społecznych i samych rodziców. Potrzeba ośrodka, centrum myśli, które będzie w stanie zaproponować rozwiązania znane i stosowane w innych krajach, ale także rekomendacje, innowacyjne i pionierskie pomysły. Potrzebny jest także silny ośrodek po stronie administracji publicznej, który będzie koordynował działania na rzecz wzrostu dzietności we wszystkich niezbędnych wymiarach.
Pierwsze trzy propozycje należą do grupy motywatorów ekonomicznych, odwracających kierunki transferów w ramach gospodarstwa domowego, i mieszczą się w palecie działań, które rząd może zrealizować bezpośrednio:
- Wprowadzenie emerytur rodzinnych obowiązujących dla roczników mających 26 lat i młodszych w dniu wprowadzenia, w których obok emerytury minimalnej zapewnianej przez państwo i dobrowolnego komponentu kapitałowego wysokość emerytur zależy od wartości podatków i składek wpłacanych przez dzieci i dorosłe wnuki emeryta. De facto oznacza to, że wysokość emerytury zależy od liczby pracujących dzieci i wnuków i ich dochodów, a pośrednio od takich działań rodziców w zakresie rozwoju intelektualnego i emocjonalnego dziecka, które wpływają na wysokość dochodów.
- Rozwinięcie rynku pracy dla młodzieży, w którym wszystkie składki i podatki generowane w gospodarce przez pracującą młodzież do 21. roku życia są przelewane przez urząd skarbowy bezpośrednio na konta rodziców.
- Wprowadzenie rodzinnego systemu ochrony zdrowia, w której dostęp do publicznych świadczeń ochrony zdrowia w przypadku posiadania dorosłych dzieci i wnuków jest uzależniony od wartości wpłacanych przez nie podatków i składek, a w przypadku dzieci i wnuków małoletnich – od szacowanych w oparciu o średnie dochody przyszłych wpłat podatków i składek.
Zwrócić też należy uwagę na znoszenie barier dzietności. Przykładowe kierunki działań obejmują:
- Wsparcie mężczyzn w osiąganiu wyższego poziomu wykształcenia i co najmniej wyrównania odsetka męskich absolwentów kolejnych etapów edukacji.
- Udoskonalenie możliwości łączenia pracy z rodziną. Upowszechnienie możliwości pracy na część etatu, etatów dzielonych czy pracy z domu. Dla sukcesu inicjatywy konieczne może być także zwiększone zaangażowanie i poczucie odpowiedzialności pracodawców, np. w formie rozwoju działań z zakresu odpowiedzialności społecznej (Corporate Social Responsibility, CSR). Z pomocą paradoksalnie przychodzi nam koronawirus, który doprowadził to znacznego upowszechnienia praktyki pracy zdalnej, da też dużo doświadczenia kadrze kierowniczej w zarządzaniu strukturą rozproszoną.
Dla określenia kierunków działań istotne jest zidentyfikowanie, jakie zmiany kulturowe byłyby pożądane jako mające istotny wpływ na zwiększenie dzietności.
- Wzrost altruizmu młodego pokolenia (przyszłych rodziców), ich zdolności do poświęcania czasu i uwagi innym, rezygnacji z części aspiracji dotyczących kariery zawodowej, indywidualnej konsumpcji czy wykorzystania czasu wolnego na rzecz kariery rodzinnej.
- Wzrost wartości emocjonalnej przypisywanej posiadaniu kilkorga dzieci, np. poprzez ekspozycję młodego pokolenia na normy kulturowe budujące pozytywną wartość emocjonalną rodziny kilkudzietnej (media, kultura i sztuka, edukacja, przykłady i wzorce).
- Desekularyzacja, zwłaszcza wśród młodego pokolenia.
- Zwiększenie powszechności małżeństw, zwiększenie ich trwałości.
- Zwiększenie zaangażowania mężczyzn w życie rodzinne.
- Zmniejszenie subiektywnie postrzeganych kosztów alternatywnych dla macierzyństwa przez kobiety z wyższym wykształceniem.
- Równouprawnienie postrzegania kobiet rezygnujących z zewnętrznej pracy zawodowej na rzecz pracy domowej.
Impuls konieczny dla istotnego zwiększenia dzietności powinien być znaczący. Najsilniejszy efekt prodemograficzny przyniesie wprowadzenie kompleksowego zestawu środków oddziałujących na wiele przyczyn niskiej dzietności, z których przytoczone przykłady powyżej są tylko jednymi z wielu. Nie wystarczy przy tym sama likwidacja barier. Należy wzmacniać ideały rodzicielskie.
Poprzestanie tylko na motywatorach również może okazać się niewystarczające, ponieważ bariery mogą stanowić problem nie do rozwiązania. W szczególności nie wystarczy stosować tylko stymulatory materialne – przemiany w kierunku bardziej pronatalistycznego systemu wartości wspomogą harmonijne nakierowanie na zwiększenie idealnej liczby dzieci.
.Innymi słowy, trzeba działać wielokierunkowo. Dokonanie tych przemian jest długoterminowo w naszym zasięgu. Jeśli tylko konsekwentnie weźmiemy się do pracy, przyszłość demograficzna Polski może zarysować się w naprawdę jasnych barwach.
Mateusz Łakomy