Indie odchodzą od demokracji
Pod rządami Modiego Indie wykonały gwałtowny zwrot w kierunku autokracji – pisze Ashoka MODY
.W październiku ubiegłego roku indyjskie władze wznowiły postępowanie sądowe przeciwko powieściopisarce i aktywistce Arundhati Roy. W 2010 r. Roy została oskarżona o „prowokacyjne wypowiedzi” podsycające „wrogość między różnymi grupami”, takie jak stwierdzenie, że Kaszmir nie jest „integralną” częścią Indii. Oskarżenie to grozi karą do siedmiu lat pozbawienia wolności i uniemożliwiło autorce podróż do Niemiec w celu wygłoszenia przemówienia otwierającego Festiwal Literatury w Monachium w 2023 roku.
Pod rządami premiera Narendry Modiego ataki na środki przekazu oraz praktycznie każdą ostoję demokracji stały się zjawiskiem powszechnym, kształtując okoliczności, w których dziś odbywają się w Indiach wybory kolejnego premiera i członków parlamentu. Spośród prawie miliarda uprawnionych do głosowania być może ok. 600 milionów oddało swoje głosy w trwającym sześć tygodni procesie. Modi, który stoi na czele Indyjskiej Partii Ludowej (Bharatiya Janata Party, BJP), wywalczył trzecią kadencję na stanowisku premiera w zaciętej rywalizacji z pstrokatym sojuszem partii opozycyjnych, Zjednoczonym Indyjskim Przymierzem Narodowym na rzecz Rozwoju (Indian National Development Inclusive Alliance, INDIA).
Obraz setek milionów Hindusów – z których wielu żyje w skrajnej nędzy – spełniających swój obywatelski obowiązek budzi zarówno nadzieję, jak i zdumienie, często przynosząc Indiom tytuł „największej demokracji na świecie”. Tymczasem indyjska demokracja jest dziś zrujnowana, a jej upadek zaczął się na długo przed rządami Modiego: jej erozja trwa od pierwszych lat niepodległości. Modi znacznie przyspieszył ten proces, ustanawiając de facto autokrację.
.Przez dziesięciolecia państwo indyjskie wykorzystywało represyjne środki prawne do tłumienia sprzeciwu, jednocześnie używając mechanizmów konstytucyjnych do delegalizacji głosów. Sądy w dużej mierze na to przystały, do indyjskiej polityki napłynęły pieniądze, a hinduski nacjonalizm zasiał ziarno podziału. To, co uważa się dziś za anomalie, dzieje się już od dawna. Niemniej jednak światowi przywódcy, w tym prezydent Joe Biden, często opisują Indie jako tętniącą życiem demokrację. Złożone analizy wskazują, że przetrwa ona obecny kryzys, ponieważ Hindusi szanują różnorodność i pluralizm, instytucje demokratyczne w kraju są silne, a wyjście z kryzysu – nieuniknione.
Jednak ta romantyczna wizja z natury demokratycznych Indii to zwykła bajka. Według szwedzkiego think tanku V-Dem Indie nigdy nie były liberalną demokracją, a dziś coraz wyraźniej zmierzają w kierunku autokracji. Nawet pod rządami pierwszego premiera Jawaharlala Nehru imponujący aparat wyborczy Indii nie gwarantował równości wobec prawa ani nie zapewniał obywatelom podstawowych swobód. Kolejni przywódcy zamiast załatać pęknięcia w konstytucyjnych podstawach Indii, rozszerzyli je, chociażby poprzez wykorzystanie siły nacisku państwa w celu obejścia procesów demokratycznych dla osobistych lub partyjnych korzyści. Wolność słowa, prawo do sprzeciwu i niezawisłość sądów są ofiarami naruszania norm demokratycznych od samego początku.
Konstytucja, którą niepodległe Indie przyjęły w 1950 r., definiowała kraj jako republikę demokratyczną, opowiadającą się za sprawiedliwością, równością i braterstwem dla obywateli. Ale demokratyczna koncepcja państwa doznała pierwszego ciosu zaledwie po 18 miesiącach od jej powstania. Nehru, sfrustrowany faktem, że indyjskie sądy broniły prawa do wolności słowa jego krytyków, zmienił konstytucję w czerwcu 1951 r., czyniąc z podżegania przestępstwo podlegające karze. Przed śmiercią Nehru, która zakończyła jego rządy, skazana za ten czyn została tylko jedna osoba. Ale kilka osób cierpiało przez dłuższy czas, zanim sądy wyższej instancji uchyliły wyroki. Ten długotrwały stan prawnego zawieszenia miał mrożący wpływ na swobodę wypowiedzi.
Nehru wykorzystał również inne cechy indyjskiej konstytucji. Podkreślała ona znaczenie integralności i bezpieczeństwa, kładąc nacisk na jedność, a nie autonomię zrzeszanych stanów. Jeśli rząd centralny Indii uzna politykę danego stanu za wadliwą, może objąć ten stan swego rodzaju federalnym zarządem komisarycznym (president’s rule), zasadniczo pozbawiając mieszkańców tego stanu praw wyborczych. Podczas swojej kadencji Nehru wprowadził zarząd komisaryczny osiem razy. Konstytucja miała też inne istotne luki, na przykład nie zapewniała kobietom równości społecznej i ekonomicznej. Nehru próbował uchwalić ustawę, która uchyliłaby tradycyjne hinduskie praktyki patrymonialne, ale nawet w erze jedności narodowej, która nastała po uzyskaniu niepodległości, zorganizowane siły hinduskie utrzymały tożsamość i władzę polityczną. W 1951 r. udaremniły one wysiłki legislacyjne Nehru; uniemożliwiły też wdrożenie ustaw, które zostały uchwalone później.
Mimo wszystkich swoich wad Nehru cenił tolerancję i sprawiedliwość. Nie można tego jednak powiedzieć o jego córce Indirze Gandhi, która objęła stanowisko premiera jakiś czas po nim i zapoczątkowała gwałtowny upadek demokratycznych norm obowiązujących pod rządami Nehru. W 1967 r. zareagowała na protesty chłopskie w Naxalbari w Bengalu Zachodnim uchwaleniem bezwzględnej ustawy o zapobieganiu bezprawnym działaniom (Unlawful Activities Prevention Act), która pozwalała policji aresztować i przetrzymywać ludzi bez procesu, kaucji czy wyjaśnień. Uchwała ta stała się narzędziem represji na nadchodzące dziesięciolecia. Objęła również Bengal Zachodni zarządem komisarycznym, a mianowany przez nią gubernator wykorzystał policję i siły zbrojne, aby unicestwić pokolenie idealistycznych studentów wspierających sprawę chłopów. Gandhi wprowadziła zarząd komisaryczny prawie 30 razy od 1966 do 1975 r. W samym 1975 r. ogłosiła wewnętrzny stan wyjątkowy i przejęła władzę dyktatorską. Na początku 1977 r. Gandhi rozpisała wybory, licząc na legitymizację swoich autokratycznych rządów. Kiedy jednak sfrustrowane społeczeństwo indyjskie zagłosowało przeciwko niej, politolodzy Lloyd i Susanne Rudolph z Uniwersytetu w Chicago radośnie uznali – powtarzając powszechnie panujący pogląd – że „demokracja zyskała w Indiach charakter masowy”.
Okazało się to myśleniem życzeniowym. Po ponownym wyborze na premiera w 1980 r. Gandhi przyspieszyła erozję norm demokratycznych. Podczas swojej drugiej kadencji (1980–1984) wprowadziła zarząd komisaryczny kilkanaście razy. Zaczęła również odwoływać się do sentymentów hinduistów, aby zdobyć ich głosy, co otworzyło drzwi zatwardziałym hinduskim nacjonalistom, którzy stali się dominującą siłą w indyjskiej polityce.
Być może najbardziej szkodliwą spuścizną Gandhi było wpompowanie do indyjskiej polityki brudnych pieniędzy – nierejestrowanych funduszy zgromadzonych w wyniku uchylania się od płacenia podatków i nielegalnych operacji rynkowych. W 1969 r. premier zakazała darowizn korporacyjnych na rzecz partii politycznych. Kiedy wkrótce potem jej kampanie stały się niezwykle kosztowne, nadszedł czas „polityki teczkowej”, w której darowizny na kampanie przychodziły w teczkach pełnych gotówki, głównie wypełniając portfele jej własnej Partii Kongresowej (Indian National Congress, INC). Wybory zaczęły być finansowane przez przestępców, a wraz z rozprzestrzenianiem się polityki opartej na wielkich (i brudnych) pieniądzach, ideologia oraz interes publiczny ustąpiły miejsca polityce nastawionej na prywatny zysk. Członkowie stanowych zgromadzeń ustawodawczych często „uciekali” do innych partii, aby zdobyć stanowiska ministerialne, które generowały korupcyjne zyski.
.A jednak pomimo wszystkich wyrządzonych szkód wielu analityków i dyplomatów nadal trzymało się romantycznej wizji indyjskiej demokracji. Po zabójstwie Gandhi w 1984 r. były oficer amerykańskiej służby zagranicznej napisał w „Foreign Affairs”, że przekazanie władzy w monarchicznym stylu jej synowi, politycznemu neoficie Rajivowi, to dowód na „siłę republiki i jej demokratycznego systemu konstytucyjnego”.
Na rządy Rajiva należy jednak spojrzeć zupełnie inaczej. To on pozwolił, by wichura hinduskiego nacjonalizmu wdarła się przez drzwi otwarte przez jego matkę. Zamówił dla państwowej sieci telewizyjnej Doordarshan serialową ekranizację uwielbianego eposu Ramajana, co przyczyniło się do powstania wyobrażeń Ramy jako przypominającego Rambo mściciela hindutvy. Rajiv ponownie rozpalił też spór między hinduistami i muzułmanami o teren, na którym stał szesnastowieczny meczet Babri Masdżid. Meczet został zamknięty w 1949 r., aby położyć kres zatargom między wspólnotami. Pod wpływem hinduskich fanatyków, którzy twierdzili, że budowla została wzniesiona w miejscu narodzin Ramy, Rajiv ponownie otworzył jej bramy. Gdy w grudniu 1992 r. oszalałe hinduskie tłumy zburzyły meczet, wywołując krwawe zamieszki i jeszcze bardziej wzmacniając sprawę hinduskich nacjonalistów, administracja premiera P.V. Narasimhy Rao, kierowana przez Indyjski Kongres Narodowy, zadrżała w posadach.
W latach 1989–1998 w Indiach władzę sprawowały rządy koalicyjne, co historyk Ramachandra Guha określił jako „przejaw poszerzenia i pogłębienia demokracji”, ponieważ „różne regiony i różne grupy zyskały większy udział w aparacie władzy”. W tym okresie normy demokratyczne ulegały degradacji w coraz szybszym tempie. Polityka wielkich pieniędzy wyhodowała polityków-najemników, czasem wręcz gangsterów, którzy oferowali reprezentację kastową, ochronę i inne usługi, których państwo nie dostarczało. Politycy nie zwracali uwagi na dobro publiczne, takie jak tworzenie większej liczby miejsc pracy czy poprawa edukacji i usług zdrowotnych, zwłaszcza we wschodnich stanach Bihar i Uttar Pradesh – nauczyli się przekształcać w broń słusznie stawiane im zarzuty o korupcję.
Hinduski nacjonalizm rósł w siłę. W latach 1998–2003 Indyjska Partia Ludowa przewodziła rządowi koalicyjnemu, który zaczął dostosowywać podręczniki szkolne do programu hindusko-nacjonalistycznego. Administracja kierowana przez Partię Kongresową, rządzącą w latach 2004–2014, odwróciła ten trend, ale doprowadziła do gwałtownego nasilenia korupcji: w ciągu tej dekady odsetek członków niższej izby parlamentu oskarżonych o poważne przestępstwa – w tym morderstwa, wymuszenia i porwania – osiągnął 21 procent w porównaniu z wcześniejszymi 12 procentami.
Zarówno Partia Ludowa, jak i Partia Kongresowa przyjęły model wzrostu gospodarczego napędzanego przez bardzo bogatych, uznając szkody dla interesów gospodarczych słabszych i wrażliwych, a także dla środowiska za nieuniknione skutki uboczne. W Chhattisgarh przywódca Partii Kongresowej, przy wsparciu stanowego rządu Partii Ludowej, opłacał prywatną armię strażniczą mającą chronić interesy biznesowe, które obejmowały eksploatację minerałów i wycinanie dziewiczych lasów na obszarach plemiennych. Kiedy Sąd Najwyższy uznał istnienie tej armii za niezgodne z konstytucją, władze Indii zareagowały w stylu Andrew Jacksona, który skwitował stanowisko Najwyższego Sędziego Stanów Zjednoczonych lekceważącymi słowami: „John Marshall podjął decyzję – niech ją teraz wyegzekwuje”.
Ustanowione przez wcześniejsze rządy przepisy antyterrorystyczne i przeciwko podżeganiu przydały się, gdy koalicja pod przewodnictwem Partii Kongresu chciała stłumić protesty i zastraszyć przeciwników. Rząd wprowadził również nowe prawo, rzekomo mające na celu zapobieganie praniu brudnych pieniędzy, i stopniowo poszerzał jego zasięg, a także wykorzystywał uprawnienia śledcze państwa na własną korzyść poprzez tuszowanie korupcji. W 2013 r. sędzia Sądu Najwyższego stwierdził, że Centralne Biuro Śledcze to „papuga w klatce” śpiewająca „głosem swojego pana”. W przededniu wyborów, które wyniosły Modiego do władzy w maju 2014 r., trudno było zatem określić Indie mianem solidnej demokracji. Przeciwnie, wszystkie instrumenty potrzebne do jej rozbiórki zostały już zgromadzone przez wcześniejsze administracje i grzecznie przekazane kolejnym. W rękach populistycznego demagoga, jakim jest Modi, narzędzia te nabrały ogromnej mocy.
.W trakcie kampanii wyborczej Modi obiecywał, że naprawi nieudolną politykę gospodarczą Indii i będzie przeciwdziałać korupcji Partii Kongresowej. Obietnice te nie były jednak wiarygodne. Mało tego, jako główny minister Gudźaratu w 2002 r. Modi nie zdołał powstrzymać krwawej masakry muzułmanów, stając się tym samym awatarem hinduistyczno-nacjonalistycznego ekstremizmu. Nie mógł nawet uzyskać wizy wjazdowej do Stanów Zjednoczonych. Mimo to wielu indyjskich intelektualistów podchodziło do całej sytuacji z optymizmem. Niektórzy publicznie podkreślali, że antydemokratyczne siły nie mają szans w starciu z pluralistycznym usposobieniem mieszkańców Indii i liberalnymi instytucjami państwa. Politolog Ashutosh Varshney zauważył, że w swojej kampanii Modi unikał antymuzułmańskiej retoryki, ponieważ – jak wnioskował Varshney – indyjska polityka brzydzi się ideologicznym ekstremizmem. Inny politolog, Pratap Bhanu Mehta, poprosił politycznych przeciwników Indyjskiej Partii Ludowej o zastanowienie się nad swoimi faszystowskimi tendencjami. Mehta napisał, że Partia Kongresowa „zrobiła wszystko, co w jej mocy”, aby zaszczepić strach w obywatelach i zniszczyć instytucje chroniące prawa jednostki; Modi wyciągnąłby Indie ze stagnacji gospodarczej.
Po dojściu Modiego do władzy przemoc wobec muzułmanów szybko narastała. Wybitni krytycy hinduskiego nacjonalizmu zostali zastrzeleni na progach swoich domów: M.M. Kalburgi z Dharwadu w stanie Karnataka zginął w sierpniu 2015 r., a Gauri Lankesh z Bengaluru w lipcu 2017 r. Pozycja Indii w światowych rankingach demokracji jest coraz niższa. Od 2018 r. V-Dem klasyfikuje Indie jako autokrację: kraj przeprowadza wprawdzie wybory, ale ogranicza prawa jednostki, możliwości sprzeciwu i działalność mediów tak bezwzględnie, że nie można go już uważać za demokrację w żadnym znaczeniu tego słowa. Od tego czasu stało się również wątpliwe, czy ustrój panujący w Indiach można nazwać jeszcze „wyborczym”.
Pod rządami Modiego Indie wykonały gwałtowny zwrot w kierunku autokracji. Jednak Partia Ludowa musiała tylko przebić się przez szczeliny w demokratycznych fundamentach państwa, poszerzone przez wcześniejsze administracje. Rząd w zatrważający sposób wykorzystał przymusowe uprawnienia państwa, aresztując aktywistów i obrońców praw człowieka na podstawie różnych przepisów prawa. Kolejne dochodzenia „Washington Post” wykazały, że przynajmniej niektóre z tych aresztowań przeprowadzono na podstawie sfingowanych dowodów. Jeden z aresztowanych, jezuicki ksiądz i działacz na rzecz praw człowieka, zmarł w więzieniu z powodu powikłań po covidzie, pozbawiony opieki medycznej. Nierówności w poziomie dochodów i zamożności wzrosły wraz z nadzwyczajnymi wydatkami na kampanie wyborcze nawet na poziomie stanowym. Coraz głośniej domagano się wyburzenia kolejnych meczetów. W konsekwencji nawet partie opozycyjne, w tym Partia Kongresowa, przyjęły – w łagodniejszej formie – ideologię hindusko-nacjonalistyczną, aby przyciągnąć hinduskich wyborców.
Rząd Indyjskiej Partii Ludowej regularnie oskarża swoich krytyków w mediach m.in. o uchybienia podatkowe lub działania antynarodowe. Organizacja Reporterzy bez Granic opisuje Indie jako jeden z najbardziej niebezpiecznych krajów dla dziennikarzy. W 2023 r. Indie zajęły 161. miejsce na 180 krajów pod względem wolności prasy, do czego przyczyniło się przejęcie mediów przez oligarchów bliskich Modiemu i „potworne” nękanie dziennikarzy w sieci przez „armię internetowych zwolenników” premiera.
Czy w takich okolicznościach naprawdę można powiedzieć, że Hindusi głosują swobodnie? Nawet jeśli odpowiedź jest twierdząca, wydaje się, że rząd znalazł sposób na pozbawienie obywateli praw wyborczych post factum. W sierpniu 2019 r. rząd wycofał przepis konstytucyjny, który przyznawał Kaszmirowi szczególną autonomię. Zdegradował również Kaszmir ze stanu do terytorium, umieszczając go pod bezpośrednią kontrolą rządu centralnego – bez konsultacji z ludnością Kaszmiru. Ponieważ Sąd Najwyższy odmówił cofnięcia tych decyzji, przyszłe rządy centralne mogą w podobny sposób obniżyć rangę innych stanów.
Główni ministrowie Jharkhand i Delhi przebywają w więzieniu, oczekując na proces w sprawie zarzucanego im prania brudnych pieniędzy. Rząd zamroził też konta bankowe Partii Kongresowej, oskarżając ją o uchylanie się od płacenia podatków. Wielu członków partii opozycyjnej, którym postawiono zarzuty karne, dołącza do rządzącej Partii Ludowej, dając jej większą władzę polityczną w zamian za oddalenie zarzutów. Niedawna dyrektywa Sądu Najwyższego wymagająca przejrzystości w segmencie finansowania kampanii doprowadziła do ujawnienia oznak rozległej korupcji, na której skorzystali głównie politycy Partii Ludowej, ale także liderzy opozycji odpowiedzialni za administracje stanowe.
Pomimo tego wszystkiego po wizycie premiera Modiego w Stanach Zjednoczonych w czerwcu ubiegłego roku i jego przemówieniu na specjalnym posiedzeniu dwóch partii Kongresu Biały Dom i Indie wydały wspólne oświadczenie, w którym czytamy: „Stany Zjednoczone i Indie potwierdzają i przyjmują wspólne wartości wolności, demokracji, praw człowieka, integracji, pluralizmu i równych szans dla wszystkich obywateli”. W styczniu sekretarz stanu Antony Blinken określił Indie mianem „największej demokracji na świecie” i kluczowego partnera. Departament Stanu nadal podtrzymuje to stanowisko. Takie stwierdzenia są jednak sprzeczne z rzeczywistością. W ciągu siedmiu dekad od uzyskania niepodległości indyjska demokracja zdradziła swój naród, skazując większość mieszkańców na brak godnej pracy, podstawowej edukacji, zdrowia publicznego czy czystego powietrza i wody. Zdrada ta, jak również śmierć demokracji, zadawana brutalnymi ciosami, rodzi niepokojące pytanie, czy Indie są autokracją.
.Wygrana Modiego wzmacnia autokratyczne tendencje w kraju. Demokracja jest kruchą konstrukcją. Gdy odstępstwa od cechujących ją norm trwają tak długo jak w indyjskiej polityce, stają się normą. Odwrócenie tego procesu będzie olbrzymim zadaniem. Jeśli ewentualna zwycięska opozycyjna koalicja nie zdoła poprawić jakości życia Hindusów, odradzający się Modi i jego zwolennicy hindutvy mogą przypieczętować los demokracji.
Tekst ukazał się w nr 64 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]. Miesięcznik dostępny także w ebooku „Wszystko co Najważniejsze” [e-booki Wszystko co Najważniejsze w Legimi.pl LINK >>>].