Zerwanie status quo z Rosją jest w interesie Polski, ale też Europy
Podróż do Kijowa Mateusza Morawieckiego, Jarosława Kaczyńskiego, Petra Fiali i Janeza Janšy często porównuje się do wyprawy do Tbilisi Lecha Kaczyńskiego. Byłem w 2008 r. razem z prezydentem. Pamiętam, jak tamta wizyta była ważna dla Gruzinów – pisze Adam BIELAN
Polska jest krajem, który od lat alarmował, że Rosja Władimira Putina idzie drogą odbudowy imperium. Zwracaliśmy uwagę na bardzo duże przyspieszenie tempa zbrojenia się rosyjskiego państwa. Podkreślaliśmy znaczenie agresji rosyjskiej w Gruzji, na wschodzie Ukrainy i na Krymie, zwracając uwagę, że na tym ambicje Rosji się nie kończą (pamiętne słowa prezydenta Lecha Kaczyńskiego z 2008 r: „Dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę”).
Dziś praktycznie wszyscy przyznają nam rację. Tyle że w tej sytuacji nie chodzi o to, żeby chwalono Polskę za przenikliwość. Zamiast tego warto postawić pytanie, dlaczego mimo tych ostrzeżeń doszło do rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Czy Zachód, a przede wszystkim Europa, nie mógł się na to przygotować?
Dziś wyraźnie widać listę zaniechań. Już wiele lat temu można było rozpocząć działania prowadzące do uniezależnienia się od rosyjskich surowców, a także wzmacniać wschodnią flankę NATO, tak by Putin dobrze wiedział, że koszty ewentualnej agresji będą bardzo duże. Dodatkowo należało wspierać Ukrainę. Do tego jednak nie doszło. Zamiast tego Rosja była przez lata finansowana głównie przez Unię Europejską. Opinia publiczna dowiaduje się o coraz bardziej wstydliwych faktach, jak łamanie embarga na dostawy broni przez Francję i Niemcy. W konsekwencji mamy wojnę rozgrywającą się w bezpośrednim sąsiedztwie Unii Europejskiej i Paktu Północnoatlantyckiego.
W interesie Polski, ale także całej Europy jest, aby nastąpiło zerwanie status quo z Rosją, które to status quo obowiązywało zdecydowanie zbyt długo. Temu m.in. służyła wizyta polityków z Czech, Polski i Słowenii w Kijowie. Podróż do stolicy Ukrainy Mateusza Morawieckiego, Jarosława Kaczyńskiego, Petra Fiali i Janeza Janšy często porównywano do wyprawy do Tbilisi prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a także przywódców Ukrainy, Litwy, Łotwy i Estonii w 2008 r.
Miałem zaszczyt być współorganizatorem tamtej wyprawy, wziąłem w niej udział. Pamiętam, jak bardzo dla gruzińskich obywateli było ważne to, że kiedy rosyjskie czołgi były kilkadziesiąt kilometrów od stolicy Gruzji, kilku przywódców europejskich nie bało się przylecieć. Równie ważny był teraz dla Ukraińców przyjazd przywódców Czech, Polski i Słowenii. W chwilach takich dramatów tego typu gesty mają ogromną siłę. Wizyta w Kijowie miała olbrzymie znaczenie symboliczne także w kontekście powściągliwości czy wręcz bierności Zachodu w obliczu obecnej wojny.
Polska od początku tego konfliktu popycha Zachód do większych sankcji i realnych działań. Warto wspomnieć, że to premier Mateusz Morawiecki skutecznie przekonał niemieckiego kanclerza Olafa Scholza do oficjalnej zmiany polityki niemieckiej. Dzięki jego interwencji udało się przekonać kanclerza Niemiec do odcięcia Rosji od systemu SWIFT. Niestety nie jest to odcięcie pełne, co uwidacznia istniejący od lat poważny problem bierności i ostrożności elit politycznych Europy wobec Władimira Putina.
Polska musi zrobić w tej chwili wszystko, by skłonić Zachód do wyciągnięcia wniosków z tego, co dzieje się na Ukrainie. Zerwanie status quo z Rosją jest kwestią także naszego bezpieczeństwa. Naszą rolą jest naciskać na opinię publiczną i polityków w Europie Zachodniej i doprowadzić do wprowadzenia skutecznych sankcji. Obecne są bolesne dla Rosji, ale widzimy, że ze względu na wzrost cen ropy i gazu Rosja otrzymuje codziennie jeszcze więcej środków niż przed wybuchem wojny. To pozwala jej uniknąć najpoważniejszego scenariusza, czyli całkowitego załamania gospodarki. Tylko taki scenariusz może skłonić Putina do zaprzestania zbrodniczych działań na Ukrainie.
Udział Polski w pomocy Ukrainie i angażowaniu krajów zachodnich jest kluczowy i nie do przecenienia. W kontekście tragedii, która dzieje się na Ukrainie, w wymiarze militarnym i humanitarnym Polska okazała największe wsparcie i największą inicjatywę, jeśli chodzi o obronę europejskich wartości.
.Gdyby Polska była teraz bierna jak w 2014 roku, kiedy doszło do zajęcia Krymu i napaści na Ukrainę, sytuacja sprzed ośmiu lat mogłaby się powtórzyć. Wznowienie normalnych relacji gospodarczych z Rosją, zgodnie z zasadą business as usual nastąpiło wtedy bardzo szybko. Sojusz Polski, krajów Europy Wschodniej i Środkowej w tych dniach uniemożliwił powtórkę tego fatalnego scenariusza. Dzisiaj, kiedy dzieje się historia, musimy pomóc Ukrainie, zanim rosyjskie wojska zaatakują Polskę. Wtedy może być już za późno.
Adam Bielan