Kiedy i jak zakończy się wojna na Ukrainie? Pięć scenariuszy
Rosyjska agresja to dramat dla Ukrainy. Ale paradoksalnie stworzyła możliwość naprawy tego, co wydawało się (i wciąż się niektórym wydaje) nie do naprawienia w relacjach polsko-ukraińskich – pisze prof. Ewa THOMPSON
Podziw, sympatia, pomoc i zazdrość – taka jest reakcja wschodnioeuropejskiej diaspory w Ameryce na zmagania Ukraińców, tych walczących na Ukrainie i tych wspomagających ich w USA i w innych krajach. Nie do wiary, że niecały milion Amerykanów ukraińskiego pochodzenia (plus podobna grupa w Kanadzie) potrafił zmobilizować amerykański kontynent do tak intensywnej psychologicznej i materialnej pomocy Kijowowi w jego walce z Moskwą. Nie ma chyba żadnego miasteczka czy wioski w USA, gdzie nie powiewałaby przynajmniej jedna ukraińska flaga. Demonstracje przed rosyjskimi konsulatami, wiece w centrum miast, wystąpienia w lokalnych telewizyjnych dziennikach, szkołach, instytucjach – Ukraińcy potrafili wszystko zorganizować.
Potrafili też zwerbować do swego obozu Timothy’ego Snydera, wpływowego amerykańskiego historyka wschodniej Europy, autora wielu proukraińskich publikacji, a ostatnio peanu na cześć obrońców ukraińskiej niezawisłości na internetowym portalu „Thinking about…”.
W USA nie ma chyba żadnego kościoła katolickiego, gromadzącego ludność ze wschodniej Europy, w którym nie odbyła się zbiórka pieniędzy na pomoc Ukrainie. Od „New York Timesa” do powiatowych gazetek sprawa Ukrainy jest na kontynencie amerykańskim nagłaśniana w sposób sprzyjający sprawie ukraińskiej. Tego rodzaju mobilizacji nie było chyba od drugiej wojny światowej. Na próżno fanatycy imperium szepczą, że to manipulowanie opinią publiczną, że rację ma Rosja, a nie jakaś tam jej prowincja rządzona przez podejrzanego typa i byłego komedianta. Jak słusznie napisał Timothy Snyder, „wartości istnieją i świat nie jest pusty”. Istnieją rzeczy, za które warto umierać. Dowiedli tego ostatnio Ukraińcy.
Nikt nie wie, jak się ta wojna zakończy. Trudno jednak wyobrazić sobie Putina w roli zwycięzcy, paradującego w międzynarodowym pochodzie na cześć Rosji, nawet jeżeli udałoby się mu opanować wszystkie duże ukraińskie miasta. Po raz pierwszy w historii Ameryki wielkie media i celebryci otwarcie wyrażają niechęć do Rosji. Co oczywiście nie oznacza, że w kąt idą interesy ekonomiczne tych firm, które obecnie Putina potępiają i ostentacyjnie wycofują się z robienia z nim interesów.
Najgorszym z możliwych scenariuszy byłaby taka sytuacja: Putin wygrywa tak, jak wygrał w Czeczenii, czyli przez zrównanie ukraińskich miast z ziemią i zlikwidowanie warstwy przywódczej. Zrezygnowany Zachód wraca do pozy, którą przybrał w czasach zimnej wojny, chroniąc jednocześnie swoje ekonomiczne interesy wymagające kontaktów z Rosją. Zrównując Ukrainę z ziemią, Rosjanie oczywiście naruszyliby również swoje interesy i dlatego taki rozwój wypadków przyniósłby niewyobrażalne szkody wszystkim. No i fakt, że Ukraińców jest czterdzieści razy więcej niż Czeczenów. Dlatego ten scenariusz jest mało prawdopodobny pomimo furii Putina widocznej np. w wystąpieniu 16 marca 2022 r.
Drugi scenariusz to łagodniejsza wersja pierwszego. Putinowska artyleria zmiata z powierzchni ziemi ukraińskie miasta, a ruinami rządzą nowi urzędnicy wyznaczeni przez Rosjan. Rozpoczyna się ukraińska partyzantka, która nie pozwala Rosjanom w pełni skolonizować Ukrainy. Ukraińskie rolnictwo przestaje produkować na eksport, co boleśnie odczuwają Liban i Egipt. Ale i na Ukrainie brakuje żywności.
Sytuacja polityczna na świecie pogarsza się, następuje powrót do zimnej wojny. W tym scenariuszu Putin szuka pretekstu do rozpoczęcia wojny z Polską, ale nie z NATO. Na początek bombarduje okolice Lwowa. To scenariusz bardzo niedobry dla Polski, bo szanse zmobilizowania świata zachodniego na pomoc Polsce w ten sam sposób, w jaki świat obecnie pomaga Ukraińcom, są niewielkie: Polacy są bardzo tępymi uczniami, jeśli chodzi o public relations i dyplomację.
Trzeci scenariusz jest korzystny dla Polski. Jest to przewrót pałacowy, który dokonuje się dzięki współpracy FSB i armii. Putin trafia do aresztu domowego, podobnie jak obecnie kierownik sekcji zagranicznej FSB Siergiej Beseda i jego zastępca Anatolij Boluch. Obu oskarżono o korupcję. Putin zdymisjonował również ośmiu generałów. Tego rodzaju posunięcia mogą wywołać reakcje wśród jeszcze niezdymisjonowanych przywódców: wojna nie idzie dobrze i w dodatku rośnie niebezpieczeństwo osobiste, bo wściekły Władimir Władimirowicz, przegrywając wojnę, zdolny jest do wszystkiego. Zwłaszcza że straty rosyjskie są dotkliwe: Pentagon szacuje, że w ciągu pierwszych trzech tygodni wojny zginęło 7 tys. rosyjskich żołnierzy, a więc więcej niż Amerykanów w ciągu 20 lat wojny w Iraku i Afganistanie. Rodzi się konsensus: Putin musi ustąpić. W jaki sposób: jelcynowski czy stalinowski? To już szczegóły. W pośpiechu podpisany zostaje rozejm, pozwalający Rosji zachować twarz, ale w gruncie rzeczy korzystny dla Ukrainy. Rosjanie wycofują się. Następuje kilka lat pokoju. Ten scenariusz nie przyniósłby głębokich zmian politycznych w Rosji, bo moim zdaniem takie przemiany mogłyby mieć miejsce tylko wtedy, gdyby stolica Rosji była okupowana przez wrogie jej wojska (śpieszę dodać, niepolskie) – tak jak miało to miejsce w nazistowskich Niemczech. Ale wymiana autokratów pozwoliłaby sąsiadom Rosji oddychać swobodniej przez szereg lat.
Scenariusz czwarty to kontynuacja wojny w ślimaczym tempie. Ukraina broni się uparcie, co zmusza Rosjan do tymczasowej zmiany planów. W końcu Ukraina zobowiązuje się przestać aspirować do NATO (ale nie wpisuje tego do konstytucji) i uznaje rosyjską aneksję Krymu oraz niezawisłość „republik” Donieckiej i Ługańskiej. Rosja cofa się do swoich granic i obiecuje w nich pozostać. Zachód powoli przystosowuje się do tej manifestacji prawa dżungli, zasłaniając nos chusteczką.
Wrogowie niegermańskiej Europy Środkowej w USA, tacy jak Patrick Buchanan, przedstawiają scenariusz piąty: rozbiór Ukrainy wzdłuż Dniepru: wschodnia część ma być rosyjska, zachodnia ma pozostać niezawisłym państwem. Jest to jednak scenariusz zupełnie nierealny, proponowany przez historycznego ignoranta.
A co z Polską? Dla wielu zabrzmi to niewłaściwie, ale napływ ukraińskich uciekinierów jest dla Polski korzystny – ze względów demograficznych. Ważne jest również to, że gościnność Polaków być może stanie się początkiem rzeczywistej przyjaźni pomiędzy Polską a Ukrainą. Korzyści z PR wytworzonego przez polską szczodrość to równowartość dobrych paru miliardów dolarów. Wprawdzie to pestka w porównaniu z Ukrainą, która „zarobiła” sobie chyba cały bilion, ale lepszy rydz…
.Ci, którzy patrzą na Ukrainę przez pryzmat Ogniem i mieczem oraz powieści kresowych Zofii Kossak-Szczuckiej i Marii Dunin-Kozickiej, muszą się teraz zastanawiać, jak to się stało, że Polacy na przestrzeni wielu pokoleń nie docenili siły sprzeciwu przodków dzisiejszych Ukraińców. Możliwość ich polonizacji znikła już w czasie rewolty Chmielnickiego. Przed drugą wojną światową było jasne, że naród ukraiński rozgości się nie tylko w Czernihowie, ale i we Lwowie. Jedyne, co Polacy wtedy mogli zrobić, to pertraktować w sprawie statusu specjalnej polskiej mniejszości w przyszłym państwie ukraińskim. Wiemy, że zamiast tego miały miejsce straszliwe rzezie. Teraz rosyjska agresja paradoksalnie stworzyła możliwość naprawy tego, co wydawało się (i wciąż się niektórym wydaje) nie do naprawienia.
Ewa Thompson