Jak Polska uczyła się analizować politykę wschodnią
Koncepcja paryskiej „Kultury”, redagowanej przez Jerzego Giedroyca, Juliusza Mieroszewskiego, Józefa Czapskiego legła u podstaw polskiej polityki wschodniej po 1989 r. – pisze Adam EBERHARDT
.Gdy przed trzydziestu laty Marek Karp zakładał Ośrodek Studiów Wschodnich, żeby wspierać władze wolnej Polski w odczytywaniu dynamicznie zmieniającego się wschodniego sąsiedztwa, mógł nawiązać do dwóch uzupełniających się doświadczeń polskiej myśli wschodniej: międzywojennego oraz emigracyjnego. Symbolem tego pierwszego był Instytut Naukowo-Badawczy Europy Wschodniej w Wilnie, tego drugiego zaś środowisko paryskiej „Kultury”. Pierwsze wskazywało przede wszystkim, jakich narzędzi potrzebujemy do zrozumienia Wschodu, drugie – jak wiedzę o zmieniającym się sąsiedztwie przełożyć na język koncepcji politycznych.
Ośrodek wileński. Dokąd zmierza Wschód?
Inspiracją uświadamiającą potrzebę profesjonalnego zainteresowania się zmianami zachodzącymi na Wschodzie był osobisty kontakt Karpia z wybitnym, choć zapomnianym Stanisławem Swianiewiczem. To w latach 80. w Londynie sędziwy profesor zafrapował młodego asystenta z UW historią Instytutu Naukowo-Badawczego Europy Wschodniej – pierwszego polskiego ośrodka badawczo-analitycznego, który w 1930 r. podjął wyzwanie kompleksowego badania rzeczywistości sowieckiej epoki Stalina.
Sam Swianiewicz był nie tylko wybitnym znawcą Europy Wschodniej (oraz problematyki niemieckiej), ale zarazem jedynym naocznym świadkiem zbrodni katyńskiej. Swaniewicz znajdował się w więzieniu w Kobielsku, skąd wysłano go w transporcie do stacji Gniezdowo – jako jedyny stamtąd wrócił, (Józef Czapski, który trafił do więzienia w Starobielsku, także uniknął rozstrzelania w Katyniu – choć jego i 393 innych więźniów nie skierowano do Gniezdowa). W kwietniu 1940 r. Sowieci, chcąc wykorzystać jego wiedzę, jako jedynego wyłączyli go z grupy polskich oficerów na sąsiadującej z lasem katyńskim stacji kolejowej Gniezdowo. Ale wileński instytut to również inne wybitne nazwiska międzywojennej nauki, jak Jan Kucharzewski, Stefan Ehrenkreutz czy Wiktor Sukiennicki.
Instytut powstał przy Uniwersytecie Stefana Batorego. Nie był jednak wyłącznie „akademicki” (w rozumieniu: mający ambicje prowadzenia jedynie badań naukowych). Ważnym jego zadaniem było inspirowanie polskiej polityki zagranicznej wolną od emocji ekspertyzą. Przygotowywał materiały na potrzeby m.in. MSZ, podejmując mrówczą pracę analizy skąpych i zafałszowanych źródeł sowieckich. Ta koncentracja na przydatności badań oraz działania jako eksperckie zaplecze dyplomacji przybliżała go do współczesnego świata instytucji analitycznych czy think tanków.
Podobieństw jest zresztą więcej. Zarówno na początku lat 30., jak i po upadku komunizmu trzeba było pilnie odpowiedzieć na fundamentalne pytanie, dokąd zmierza Wschód – przed wojną totalitarny i komunistyczny, w 1990 roku słabnący, ale nadal groźny w swej nieprzewidywalności i destabilizacji. Podczas gdy przed wileńskim instytutem stawało pytanie – czym skończy się komunistyczny eksperyment, jak ułożyć relacje Rzeczypospolitej z Sowietami, to we współczesnej Polsce stanęliśmy przed analogicznym w swej naturze pytaniem o przyszłość obszaru postsowieckiego oraz o ułożenie relacji z państwami powstałymi na gruzach imperium.
Ośrodek paryski. Pod prąd dogmatom
.Zarys odpowiedzi na współczesne pytania w postaci spójnej koncepcji politycznej został wypracowany na łamach wydawanej w Paryżu pod redakcją Jerzego Giedroycia, emigracyjnej „Kultury”, gdy jeszcze mało komu śnił się upadek systemu komunistycznego czy tym bardziej rozpad Związku Sowieckiego. Głównym autorem refleksji na temat naszych relacji ze Wschodem, nazywanej „doktryną Giedroycia”, był czołowy publicysta czasopisma Juliusz Mieroszewski, ale w propagowaniu jego tez wspierały go takie osoby jak Józef Czapski, mieszkający zresztą w domu redakcji w Maisons-Laffitte.
Idąc pod prąd dominującym na emigracji dogmatom, środowisko „Kultury” na sztandary wyniosło sprawę pojednania z Ukraińcami, wsparcia niepodległościowych aspiracji naszych wschodnich sąsiadów, ale zarazem – o czym często się zapomina – podjęcia dialogu polsko-rosyjskiego, mającego służyć pojednaniu na fundamencie antyimperialnym. To miał być, dodajmy, wysiłek obopólny. Ważnym elementem koncepcji Mieroszewskiego, warunkującym jej sukces, miało być porzucenie tradycji imperialnej w polskim myśleniu o ziemiach dawnej Rzeczypospolitej, w tym zarzucenie ograniczających sprawczość polityczną powszechnych na emigracji nadziei na odzyskanie Wilna i Lwowa.
Koncepcja paryskiej „Kultury” legła u podstaw polskiej polityki wschodniej po 1989 r. i dopiero w ostatnich kilku latach zyskała głośniejszych, choć mało precyzyjnych w sferze koncepcyjnej krytyków.
Niektóre konkretne propozycje środowiska skupionego wokół Giedroycia do dziś mogą stanowić aktualną rekomendację polityczną. „Porozumienia polsko-ukraińskiego nie zbudują ani ukrainofile, ani polonofile. Porozumienie musi być budowane zorganizowanym, wspólnym wysiłkiem Ukraińców i Polaków” – pisał w 1952 r. Mieroszewski i proponował: „Trzeba zacząć skromnie, ale z pewnym określonym celem. Powołajmy do życia Polsko-Ukraińskie Biuro Studiów. Członkami Biura byliby w połowie Ukraińcy, w połowie Polacy. Celem proponowanego Biura Polsko-Ukraińskiego byłoby porozumienie, a badanie problemów polsko-ukraińskich byłoby środkiem wiodącym do tego celu”. Za rok przypadnie siedemdziesiąta rocznica sformułowania tej niezrealizowanej dotąd inicjatywy, a sporów natury historycznej bynajmniej nam nie ubyło.
Kluczowe w rozważaniach paryskiej „Kultury” na temat polityki wschodniej było jednak wpisywanie jej w całościowe myślenie o interesach Polski, z założeniem, że najważniejszym zadaniem politycznym jest nasze ponowne zakorzenienie na Zachodzie. Polityka zagraniczna państwa nie składa się z autonomicznych, niezależnych od siebie obszarów – Zachód może dawać bądź ograniczać narzędzia realizowania polityki wschodniej, a ułożenie stosunków ze wschodnimi sąsiadami będzie stanowić o sile naszych wpływów wykraczających poza region.
Adam Eberhardt