Amandeep GILL: Unia Europejska chciałaby skopiować koncept Ruchu Państw Niezaangażowanych, współpracując ze wszystkimi? Nie będzie to łatwe

Unia Europejska chciałaby skopiować koncept Ruchu Państw Niezaangażowanych, współpracując ze wszystkimi? Nie będzie to łatwe

Photo of Amandeep GILL

Amandeep GILL

Dyrektor ośrodka analitycznego I-DAIR, były ambasador Indii przy Konferencji Rozbrojeniowej w Genewie

Europa, jak kiedyś Ruch Państw Niezaangażowanych, chce się trzymać swoich wartości i czerpać korzyści ze współpracy zarówno z USA, jak i z Chinami. Ale łączenie sprzecznych wpływów to nie lada wyzwanie – pisze Amandeep GILL

.W najtrudniejszym okresie zimnej wojny grupa krajów, które w końcu wybiły się na niepodległość, ogłosiła swoje niezaangażowanie, dystansując się w ten sposób od zmagań między Związkiem Radzieckim a Stanami Zjednoczonymi. Podążając za Egiptem Nasera, Indiami Nehru, Indonezją Sukarno i Jugosławią Tity, Ruch Państw Niezaangażowanych uznawał swoją wyższość moralną w kwestiach od apartheidu po próby jądrowe. Irytowało to Stany Zjednoczone, zwłaszcza za kadencji sekretarza stanu USA Johna Fostera Dullesa (1953–1959), który w 1956 r. przyrównał to niezaangażowanie do „niemoralności”.

Jednak wzniosłe ideały polityczne ruchu miały swoją ciemną, niemal makiaweliczną stronę. Państwa niezaangażowane przyjmowały pieniądze i wsparcie od obydwu supermocarstw; przywódcy tych państw wykorzystywali zimnowojenne współzawodnictwo supermocarstw do wzmacniania swojej władzy, a czasem też – wciąż głosząc retorykę ruchu – przystępowali do jednego z obozów. Co ważne, tylko nieliczne państwa Ruchu Państw Niezaangażowanych dysponowały siłą zdolną do wywierania nacisków i zapewniania większości głosów w ONZ.

Historia powraca. Dzisiaj, w miarę jak stosunki chińsko-amerykańskie przeradzają się w nową zimną wojnę, Europa szuka swojego miejsca w świecie, trzymając się, podobnie jak kiedyś państwa Ruchu Państw Niezaangażowanych, swoich wartości, a także rozumiejąc po swojemu, gdzie sytuują się europejskie interesy, jednocześnie odmawiając przyłączenia się do któregoś z obozów w kwestiach takich jak handel, technologia czy swoboda żeglugi na Morzu Południowochińskim.

Niemcy, najsilniejsza gospodarka Europy, są tu najlepszym przykładem, ale to samo można powiedzieć o państwach ze wschodnich i południowych rubieży Unii. Chcą czerpać korzyści z chińskich inwestycji w europejski przemysł i infrastrukturę. Odmawiają przestrzegania zasad amerykańskiej polityki zakazującej budowy sieci 5G chińskiemu telekomowi Huawei i nie widzą nic niestosownego w negocjacjach dotyczących dostępu do chińskiego rynku w zamian za koncesje na inwestycje chińskie oraz w przehandlowaniu kwestii przestrzegania praw człowieka.

Elity europejskie może i wyrażają zrozumienie dla Stanów Zjednoczonych, jednakże uważają współczesną Amerykę za mocarstwo nieprzewidywalne, które oderwało się od swoich podstaw moralnych. Podobnie uważały elity rządzące krajami Ruchu Państw Niezaangażowanych w latach 50. i 60. ubiegłego wieku. Od czasu studiów w Stanach Zjednoczonych liczni przedstawiciele tych elit pozostawali pod urokiem wartości amerykańskiej konstytucji i demokracji. Reakcja władz USA na potworności wojny w Wietnamie i na ruch na rzecz praw obywatelskich wzmocniły ich antyamerykańskie nastawienie. Podobny wpływ miały ekscesy prezydentury Donalda Trumpa na elity europejskie.

Rozczarowany pierwszym kontaktem z mocarstwowymi USA Jawaharlal Nehru miał powiedzieć: „Nikt nie powinien odwiedzać Ameryki po raz pierwszy”. Dobrze ukryty mikrofon mógłby pochwycić podobne słowa Angeli Merkel czy Emmanuela Macrona. Na bardziej prozaicznym poziomie europejskie umysły zaczynają ulegać moralnemu symetryzmowi, zrównującemu, powiedzmy, amerykańską reakcję na ruch Black Lives Matter z naruszaniem praw człowieka Ujgurów i Tybetańczyków przez Chiny czy też praktyki gigantów z Doliny Krzemowej z działaniami chińskich firm informatycznych.

Kraje Ruchu Państw Niezaangażowanych nie doczekały spokoju, podobnie nie przyniosą go Europie próby zachowania neutralności. Z uwagi na możliwość użycia broni masowej zagłady dwa supermocarstwa unikały bezpośredniej konfrontacji. Nie wiązały się z państwami członkowskimi układu wojskowego strony przeciwnej – czy to NATO, czy to Układu Warszawskiego. W zastępstwie, o ironio, prowadziły walkę na terytoriach „neutralnych”.

Państwa Ruchu Państw Niezaangażowanych stały się terenem walki nie tylko o serca i umysły, ale i o rzeczywiste łupy – bazy wojskowe i surowce, także energetyczne. Teraz widać analogię – tylko spotęgowaną. Europa jest największym rynkiem zbytu dla gigantów z Doliny Krzemowej, jak również dla producentów z Chin i firm handlujących w sieci, których działalność na najważniejszych rynkach pozaeuropejskich jest coraz częściej blokowana. W miarę jak chińskie inwestycje poddaje się coraz wnikliwszym analizom z uwagi na bezpieczeństwo narodowe w takich krajach jak Stany Zjednoczone i Japonia, Chińczycy szukają w Europie nie tylko rynku dla swoich produktów i inwestycji, lecz także szansy na zdobycie krytycznych technologii i wiedzy. USA będą zawzięcie walczyć o utrzymanie w Europie prymatu, który mają w niej od czasów II wojny światowej, oraz o wpasowanie swoich sojuszów euroatlantyckich w szersze konteksty, sięgające Indo-Pacyfiku. Sprzeczne dążenia USA i Chin będą dla Europy nie lada wyzwaniem.

.Wiele do myślenia daje niedawny eksperyment ASEAN polegający na wciągnięciu największych mocarstw do gry na warunkach tej organizacji. Dziesięciu państwom Azji Południowo-Wschodniej wydawało się, że mogą „zaprosić dużych chłopców do zabawy na własnym podwórku” i wykorzystać to do przeprowadzenia rozmów, a może nawet zachęcić mocarstwa do inwestowania, handlu i pomocy w utrzymaniu stabilności finansowej na wielkim rynku, liczącym przeszło 600 milionów konsumentów. Rachunek zysków i strat przyniósł otrzeźwienie…

Dla Europy to dopiero początek trudnych wyzwań.

Amandeep Gill
Przekład: Piotr Krasnowolski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 11 lutego 2021