Andrij RUKKAS: Razem z Wojskiem Polskim.  Armia Ukraińskiej Republiki Ludowej

Razem z Wojskiem Polskim. Armia Ukraińskiej Republiki Ludowej

Photo of Andrij RUKKAS

Andrij RUKKAS

Doktor historii, adiunkt na Wydziale Historycznym Kijowskiego Uniwersytetu Narodowego im. Tarasa Szewczenki. Autor ponad 100 publikacji naukowych, m.in. książek: Razom z Wijskom Polskim: Armia Ukraińskoj Narodnoj Respubliki 1920 r. (1. wyd. Niżyn 2013; 2. wyd. Kijów 2015), Istorija Ukraińskiego Wijska (Charków 2016, współautor), Polska – Ukraina 1920 (Warszawa 2017, wspólnie z Januszem Odziemkowskim).

Czas nieubłaganie oddala od nas heroiczne dzieje ukraińskich walk narodowowyzwoleńczych z lat 1917–1921, kiedy po kilku wiekach pozostawania pod władzą rosyjskich monarchów Ukraińcy zaczęli tworzyć własne niezależne i suwerenne państwo, dla którego obrony powstała odrodzona ukraińska armia, kontynuująca sławne tradycje kozackie. Na początku XX w. nie było nam przeznaczone wygrać krwawej walki z wrogiem, więc Ukraina jeszcze na ponad siedem dziesięcioleci pozostała częścią obcego imperium – tym razem sowieckiego.

.Przez wiele lat sowiecka propaganda podejmowała niemałe wysiłki, żeby stworzyć negatywny i pogardliwy obraz ukraińskich żołnierzy, ukraińskiej armii i ukraińskiego państwa. Najbardziej ucierpiał wizerunek Przewodniczącego Dyrektoriatu Ukraińskiej Republiki Ludowej (URL) i Atamana Głównego Wojska i Floty URL (dalej – Ataman Główny) Symona Petlury, do którego mocno przylgnęła łatka antysemity i inicjatora pogromów. Jego zwolennicy i następcy – „petlurowcy” – byli przedstawiani jako ludzie ograniczeni i ignoranci, którzy zasługują tylko na poniżenie i sarkazm. Ukraiński ruch narodowowyzwoleńczy i ukraińska idea państwowa były uznawane za fantazję lub komedię. Jednak w pamięci narodowej, pomimo wysiłków komunistycznych propagandystów, zachował się prawdziwy obraz żołnierzy ukraińskich, obrońców ziemi ojczystej.

W rzeczywistości ukraińskie wojsko było scentralizowaną i zorganizowaną siłą z własnymi organami zarządzania, jednostkami bojowymi, służbami bezpieczeństwa, zaopatrzenia i uzupełnienia. Wiosną 1920 r. wojsko to dosłownie odrodziło się z popiołów po straszliwej katastrofie z jesieni poprzedniego roku, kiedy wydawało się, że armia ukraińska została ostatecznie rozbita i zniknęła na zawsze. Wielka w tym zasługa naszych sojuszników – Polaków, z którymi żołnierze ukraińscy wspólnie ruszyli wyzwolić swój kraj spod władzy bolszewików. Okazało się, że nie była to ostatnia regularna kampania wojenna prowadzona przez Armię URL. Pod naciskiem wroga w listopadzie 1920 r. musiała się ona wycofać z ojczystych ziem.

Korzystając z porażki białogwardzistów, wojska polskie nieco rozszerzyły swoją strefę kontroli na Podolu. Pod koniec grudnia 1919 i na początku stycznia 1920 r. bez walki zajęły opuszczone przez „białych” miasta Płoskirów, Starokonstantynów, Dunajowce, Jarmolińce i Nową Uszycę. Jednak w opisanej sytuacji zmiany te nie wróżyły niczego dobrego dla sprawy ukraińskiej. Na Ukrainę powrócili bolszewicy, nowy i jednocześnie stary i dobrze znany przeciwnik, bardziej niebezpieczny i potężniejszy niż pokonana Biała Armia. W tym samym czasie ukraiński rząd praktycznie zszedł z areny zmagań politycznych jako samodzielny czynnik. Musiał podporządkować się polityce silniejszych uczestników. Dalsze sukcesy w walce narodowowyzwoleńczej zależały teraz od tego, czy rząd URL będzie miał silnego sojusznika. Wierząc w tymczasowość takiej sytuacji, ukraińscy przywódcy z Przewodniczącym Dyrektoriatu i Atamanem Głównym Wojska i Floty URL Symonem Petlurą obrali kurs na sojusz z Polską, w której pokładali nadzieję na skuteczne przeciwstawienie się agresji Rosji bolszewickiej.

Sojusz ten odpowiadał interesom geopolitycznym części polskiej elity rządzącej z Naczelnikiem Państwa i Naczelnym Wodzem Wojska Polskiego Józefem Piłsudskim na czele, który był głównym promotorem idei federalizmu w polityce wschodniej Rzeczypospolitej. Koncepcja ta miała realizować dwa cele: osłabić Rosję, która zagrażała polskiej niepodległości, i zaangażować w osiągnięcie tego zadania narody, które także czuły się zagrożone przez wielkorosyjski imperializm i rosyjską hegemonię. Piłsudski pragnął w istocie rozerwania bolszewickiej Rosji po szwach narodowościowych i stworzenia pod przewodnictwem Polski bloku sprzymierzonych (inaczej mówiąc – zależnych) państw satelickich na przestrzeni pomiędzy Bałtykiem a Morzem Czarnym. Dzięki tej strefie buforowej Rosja byłaby odsunięta daleko na wschód, a Polska stałaby się regionalnym mocarstwem w Europie Wschodniej. Z tego powodu Piłsudski stwierdzał: „Musimy być gospodarzami nie tylko u siebie w domu, lecz i w całym państwie cara”. Kluczowa rola w realizacji tych planów przypadała Ukrainie, której oddzielenie od Rosji miało zabezpieczyć Polskę przed ekspansjonistycznymi zapędami Moskwy. Jeszcze w marcu 1919 r. w wywiadzie udzielonym korespondentowi jednej z ważniejszych francuskich gazet, „Le Petit Parisien”, Piłsudski powiedział odnośnie do tego: „Ich [bolszewików – przyp. A.R.] atak na Polskę zależny jest w pierwszym rzędzie od kwestii ukraińskiej. Na politykę Sowietów wpływają względy materialne, a przede wszystkim głód. Muszą się zaopatrywać w bogatej Ukrainie. Jeżeli sprawa Ukrainy będzie załatwiona na ich korzyść, wówczas pójdą na Polskę; ale żeby do niej dojść, muszą przebyć kraje zniszczone, nieomal pustynne, które nie dostarczyłyby im niczego. Muszą więc wszystko brać z Ukrainy”.

Piłsudski absolutnie nie wątpił w swoje siły, nieustannie zapewniając, że jest w stanie rozbić wojska Rosji sowieckiej, których zdolność bojową oceniał bardzo nisko. W wywiadzie udzielonym pod koniec września 1919 r. korespondentowi renomowanej francuskiej agencji informacyjnej „Havas” polski przywódca pewnie oświadczył: „Może pan powiedzieć, że nie obawiamy się armii bolszewickiej i że jesteśmy pewni pobicia jej w każdym spotkaniu. Jest to marne wojsko, źle dowodzone i niemające zupełnie pojęcia o manewrowaniu. Chociaż pod różnymi względami ustępujemy bolszewikom, bijemy ich manewrem, kiedy tylko chcemy. Jedynym zbawieniem armii bolszewickiej byłoby moralne zarażenie naszych wojsk. Ale te są odporne na propagandę sowiecką i ufam, że i nadal takimi pozostaną”. Na początku października 1919 r. w odpowiedzi na pytanie dziennikarza Lumby’ego, korespondenta brytyjskiej gazety „Times”, czy Polska może samodzielnie walczyć z bolszewikami, Piłsudski odpowiedział: „Nie boję się o Polskę w wojnie przeciwko bolszewikom. Zarówno pod względem stanu ducha, jak i wyszkolenia, wojsko polskie góruje nad wojskiem bolszewickim”. Cztery miesiące później, 9 lutego 1920 r., rozmawiając z tym samym Lumbym, wypowiadał się jeszcze bardziej optymistycznie i powiedział mu wprost, że czerwonoarmiści są znacznie gorszymi żołnierzami niż Polacy, a Polska po prostu nie może przegrać wojny. Mniej więcej wtedy w wywiadzie dla znanej francuskiej gazety „L’Écho de Paris” Piłsudski przedstawił swoją ocenę zdolności bojowej wojsk bolszewickich. Wedle jego słów: „Małe przednie straże biją się dobrze. Siły główne, idące za nimi, zaledwie zasługują na miano wojska […]. W obronie bolszewicy trzymają się aż do wieczora. Gdy wieczór zapada – uciekają. W natarciu mogą walczyć tylko w ciągu kilku godzin; następnie załamuje się ich hart ducha i są do niczego”. Ponownie nazwał czerwonoarmistów źle zorganizowanymi i źle dowodzonymi żołnierzami, którym brakuje waleczności. Wszystko to napełniało polskiego przywódcę wiarą w jego przyszły sukces.

Jak widać, nastawiony coraz bardziej optymistycznie Piłsudski planował zadać bolszewikom druzgocącą klęskę i triumfalnie zakończyć wojnę, spodziewając się, że po takim zwycięstwie będzie mógł podyktować im poniżające warunki pokoju, wytyczyć granice wedle swojej woli, stworzyć nowe państwa i zdecydować w ten sposób o losie Europy Wschodniej zgodnie z polskimi interesami. Do tego działał on, nie oglądając się na ententę, której rosyjską politykę uważał za niespójną, nieprzemyślaną i obojętną wobec polskich interesów. Odnośnie do tego warto przytoczyć słowa, które Piłsudski skierował do włoskiego posła w Warszawie: „Dla was [ententy – przyp. A.R.] dziś istnieje Kołczak, jutro jakieś kooperatywy, pojutrze Denikin… Ostatecznie wam jest wszystko jedno, kiedy dla nas, bezpośrednich sąsiadów Rosji, jest to kwestią wojny albo pokoju. My nie możemy latać za zygzakami polityki aliantów. Albo zawrzemy pokój serio, albo będziemy bić, bić, bić – aż drzazgi będą leciały”.

Przewodniczący Dyrektoriatu URL Symon Petlura, rozumiejąc złożoność całej sytuacji, był gotów pójść na znaczne ustępstwa terytorialne. Jego głównym celem było zawarcie sojuszu z Polakami i otrzymanie od nich pomocy wojskowej, niezbędnej dla wznowienia walki zbrojnej przeciwko bolszewikom o niepodległość Ukrainy, choćby okrojonej terytorialnie. Odnośnie do tego pisał 15 marca w liście do premiera Mazepy: „Polska ma nas uznać, ale oczywiście za wysoką cenę: chce wziąć sobie 5 powiatów Wołynia: kowelski, łucki, dubieński, rówieński i część krzemienieckiego. Oficjalnie dziś o tym nie wspomina, ale jutro lub pojutrze może to jednoznacznie oznajmić. Co uda się naszej misji zachować – nie można powiedzieć. W każdym razie bez tego czy innego porozumienia z Polską nie możemy wznowić naszej pracy państwowej”.

.Umowa z Polską w istocie wyprowadziła Ukrainę z dyplomatycznej próżni stworzonej wokół niej przez kraje zachodnie. Oprócz tego wspólny antybolszewicki front dwóch państw stałby się mocną barierą ochronną przed ekspansjonistycznymi ambicjami Kremla oraz gwarantem bezpieczeństwa i stabilności w Europie. Petlura był tego doskonale świadomy, więc wbrew uprzedzeniom z przeszłości zdecydowanie popierał porozumienie polsko-ukraińskie, o czym pisał ministrowi spraw wojskowych URL płk. Wołodymyrowi Salskiemu pod koniec marca 1920 r.: „Nie raz zdarzyło mi się rozmawiać z panem na temat porozumienia polsko-ukraińskiego. To etap, przez który powinniśmy przejść. Ale to mało i nie jest to w moich oczach przeważający argument motywujący potrzebę takiego porozumienia. My – Polska i Ukraina – powinniśmy zawrzeć to porozumienie, aby móc stawić opór Moskwie.

Razem z Wojskiem Polskim. Armia - okładka książki

Powoływanie się na historię sporów polsko-ukraińskich w przeszłości nie jest argumentem dla współczesnego realistycznego polityka. Nowe relacje wymagają zmian w stosunku do przeszłości także od strony polskiej, a życiowy interes Polski zmusza ją, by mieć u boku niepodległą Ukrainę. Ci działacze ukraińscy, którzy pchają nas w objęcia federacji z Rosją – to ludzie pozbawieni perspektywy państwowej, nie umieją oni wznieść się ponad interesy i udręki dnia dzisiejszego i przez to są słabymi politykami, a ich praca jest szkodliwa dla Ukrainy […]. Ale niech pan nigdy nie zapomina, że polscy politycy jak p. Piłsudski muszą w samej Polsce walczyć o naszą ideę państwową, bo nie wszyscy z nich ją rozumieją, nie wszyscy ją popierają, a są i tacy – i to jeszcze wpływowi – którzy tę ideę zwalczają…”.

Andrij Rukkas
Fragment książki „Razem z Wojskiem Polskim.  Armia Ukraińskiej Republiki Ludowej w 1920 r”, wyd. IPN, Warszawa 2020, [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 7 kwietnia 2022