Zwycięzcy przez cały czas się poddają
Wybierz pracę, którą kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia więcej. Znasz to powiedzenie? A teraz wyobraź sobie, że codziennie budzisz się z uśmiecham na twarzy, bo wiesz, że czeka Cię dzień wypełniony inspirującymi i ważnymi zadaniami. Pracą, którą uwielbiasz wykonywać i która daje Ci morze satysfakcji. Brzmi jak sen? Niekoniecznie. Praca marzeń jest na wyciągnięcie ręki – przekonuje Chris GUILLEBEAU
.„Nigdy się nie poddawaj”. To zła rada. Prawdziwi zwycięzcy nie zawahają się zrezygnować z nieudanego przedsięwzięcia. Opanuj sztukę „cięcia strat” związanych z działaniami skazanymi na porażkę, polegającą na umiejętnej ocenie sytuacji.
Musisz wiedzieć, kiedy warto zrezygnować, a kiedy z uporem trwać przy swoim.
Czy słyszałeś historię pewnego sportowca, który pokonuje kolejne przeszkody, nie chce się poddać, a w końcu udaje mu się zdobyć złoty medal? Taka historia nadaje się na scenariusz filmowy, ale w rzeczywistości marzenia większości ludzi, którzy pragną stać się zawodowymi sportowcami, kończą się rozczarowaniem. To prosta matematyka. Naprawdę. Jeśli ktoś ma wygrać, wielu musi przegrać. Na szczęście jeśli chodzi o znalezienie pracy, dla której się urodziłeś, nie musisz rywalizować z tysiącami innych ludzi. I jeśli coś Ci się nie udaje, wcale nie musisz z uporem brnąć dalej. Tak naprawdę prawdopodobnie nawet nie powinieneś. Prawdziwi zwycięzcy ciągle z czegoś rezygnują.
Lewis Howes był jednym z tych nielicznych sportowców, którzy mieli realną szansę na osiągnięcie sukcesu w zawodowym sporcie. Jako reprezentant Stanów Zjednoczonych w dwóch różnych dyscyplinach grał w rozgrywkach Arena Football League, a potem dostał się również do drużyny olimpijskiej USA w piłce ręcznej. Niestety los miał wobec niego inne plany i rozwiał jego marzenia. Najpierw w trakcie meczu footballu Lewis odniósł kontuzję nadgarstka, a potem jego zespołowi piłki ręcznej nie udało się awansować do finałów w decydującej fazie eliminacji.
Przez większą część swojej młodości Lewis marzył tylko o jednym: chciał zostać zawodowym sportowcem. Poświęcił wszystko dla tego celu, wielokrotnie zmieniając college¢e na te, które zapewniały mu największą szansę gry w pierwszym zespole, wydając ostatnie centy na odżywki proteinowe i udowadniając swoje umiejętności skautom NFL. Tymczasem jednak drzwi do zawodowej kariery powoli się zamykały. I bez względu na to, jak ciężko Lewis pracował, wciąż malało prawdopodobieństwo tego, że odzyska on swoją sprawność i znów będzie zachwycał tłumy.
Gdy Lewis Howes zrozumiał, że poniósł porażkę, upadek był naprawdę bolesny. Nie miał planu awaryjnego, co doprowadziło do tego, że musiał spać na kanapie u siostry, z ręką wciąż na temblaku. Imał się różnych prac dorywczych, dzięki którym chciał spłacić rosnące zadłużenie na karcie kredytowej. To nie było życie, jakie sobie wymarzył w młodości.
Po jakimś czasie zrozumiał jednak, że może mieć inne marzenie.
W ciągu zaledwie kilku lat zupełnie odmienił swoje życie. Zrezygnował z marzeń o staniu się zawodowym sportowcem i rozpoczął swój marsz po innej ścieżce — a właściwie po innych ścieżkach. Został przedsiębiorcą i doradcą, rozkręcił kilka małych firm i dziś pomaga autorom w promowaniu książek. Później zaczął też przygotowywać własny podkast School of Greatness; zbiera w nim i omawia recepty na sukces znanych CEO, celebrytów i zawodowych sportowców, czyli ludzi z tej grupy, do której dawniej sam chciał należeć. Jego podkast zyskał sobie mnóstwo fanów. Miliony internautów wciąż pobiera kolejne odcinki.
Dzisiaj Lewis mówi, że czuje się bardzo szczęśliwy. Dał z siebie wszystko, dążąc z całych sił do realizacji jednego marzenia, ale to mu się nie udało. Zamiast jednak przeżywać gorycz porażki i tkwić na kanapie u siostry, znalazł sposób, aby przekierować swoją energię i wykorzystać ją do zmierzenia się z innymi wielkimi wyzwaniami.
Nie wszyscy na jego miejscu poradziliby sobie tak dobrze. Wielu ludzi, którzy „próbują, a potem próbują jeszcze raz”, licząc na wielkie zwycięstwo, tak naprawdę nigdy nie odzyskuje dawnego wigoru i energii. Czasem nawet ci, którzy osiągają sukces, później nie radzą sobie z kolejnym istotnym zadaniem „drugiego aktu”.
Umiejętność selekcji zadań, z których należy zrezygnować, jest wielką tajemnicą sukcesu — musisz po prostu nauczyć się, kiedy powiedzieć sobie „dość”, a kiedy kontynuować pracę wbrew przeciwnościom.
Być może znasz pewne stare powiedzenie, którego autorstwo często przypisywane jest Albertowi Einsteinowi: „Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów”.
Einstein miał rację, twierdząc, że jeśli chcemy pozostać przy zdrowych zmysłach, naprawdę nie powinniśmy robić w kółko tego samego — co w konsekwencji prowadzi do regularnego ponoszenia porażki — bez próby postąpienia jakoś inaczej. Największe błędy popełniamy wtedy, gdy pozwalamy rządzić sobą rutynie. Większość z nas jest wystarczająco inteligentna, aby zrozumieć, że gdy próbujemy czegoś nowego i nam nie wychodzi, nie możemy po prostu powtarzać tych samych działań do znudzenia i oczekiwać innych efektów. Możemy spróbować jeszcze raz, ale potem zwykle zmieniamy taktykę. Nawet mysz w labiryncie uczy się dostosowywać i próbuje różnych rozwiązań, jeśli wielokrotnie trafia na ten ślepy zaułek.
Większy problem mamy zwykle wtedy, gdy przyzwyczajamy się do tego, że jakiś sposób postępowania lub plan prowadzi nas do sukcesu; to działa przez jakiś czas, ale w końcu coś się psuje. Trudno jest nam zmienić perspektywę i wyuczone nawyki. Nie próbujemy w kółko tego samego, bo jesteśmy głupi albo nie znamy żadnego innego, lepszego rozwiązania. Chodzi o to, że kochamy to, co znamy, a zmiana jest trudna.
Zadajemy sobie pytanie: „Dlaczego to nie działa? Przecież działało tysiąc razy. Może jeśli spróbuję jeszcze raz, wszystko będzie tak jak dawniej?”.
Czy powinieneś spróbować raz jeszcze? Być może. Ale ponieważ z każdym kolejnym powtórzeniem procesu prowadzącego do porażki wzrasta ryzyko popadnięcia w obłęd, może powinieneś tym razem zrobić coś inaczej?
.Przejdźmy teraz do historii innego sportowca, któremu udało się osiągnąć w życiu zawodowym nieco więcej niż Lewisowi Howesowi. Słyszałeś o Michaelu Jordanie, słynnym graczu w baseball? Nie, nic mi się nie pomyliło. Przez kilka lat Michael Jordan był jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób na świecie. Zyskał sławę dzięki temu, że poprowadził zespół Chicago Bulls do sześciu mistrzostw NBA i pobił niemal wszystkie rekordy ligi w najistotniejszych statystykach. A w 1992 r. gruchnęła wieść, że odchodzi na sportową emeryturę. Rozpisywały się o tym gazety na całym świecie.
Chociaż Michael Jordan był postacią znaną i rozpoznawaną, większość ludzi nie wiedziała, że od dzieciństwa kochał baseball i przez cały czas swojej kariery koszykarskiej śledził wyniki rozgrywek baseballu, nawet gdy jego imię i nazwisko odmieniane już było przez wszystkie przypadki na różnych arenach sportowych.
Dwa lata po zakończeniu kariery koszykarskiej Jordan podpisał kontrakt z Chicago White Sox. Trafił do drużyny niższej ligi i wziął się ostro do pracy. Mimo świetnych warunków fizycznych i wyuczonych umiejętności radził sobie nie najlepiej. I nic w tym dziwnego, rzadko bowiem zdarza się, że w sporcie zawodowym talent z boiska do koszykówki przekłada się na świetne wyniki na boisku baseballowym. W gruncie rzeczy można się nawet dziwić, że Jordan radził sobie aż tak dobrze — zaliczył kilka home runów i zdobył niezły wynik 0,252 w jednym z dwóch sezonów gry — ale to i tak nie były rezultaty wystarczająco dobre do tego, aby móc liczyć na dłuższą karierę. Prawdopodobnie najlepszy koszykarz w dziejach miał wielkie trudności z przystosowaniem się do odmiennej fizyki gry w innym sporcie. Dlatego nie próbował walić głową w mur i… zrezygnował.
Michael Jordan wrócił do koszykówki, sportu, dla którego się urodził, zdobywając po dwóch tygodniach aktywnej gry 55 punktów w jednym meczu. Sięgnął po kolejne trzy mistrzostwa z rzędu.
Żaden trener obiektywnie patrzący na dokonania Michaela Jordana na boisku baseballowym nie zachęcałby go do kontynuowania tej kariery w sporcie, w którym był tylko nieznacznie lepszy od zawodnika średniej klasy. Oczywisty był wtedy dla Jordana wybór lepszego rozwiązania. Powinien wrócić do koszykówki! Kiedy to zrobił, jeszcze raz osiągnął szczyt i dominował w lidze NBA przez wiele lat.
Wielkie decyzje dotyczące Twojej kariery mogą mieć wielki wpływ na Twoje życie, podobnie jak decyzja o powrocie do koszykówki miała na życie Jordana.
Umiejętność trafnej oceny tego, kiedy należy się poddać, a kiedy iść dalej, nie zważając na przeszkody, może wydawać się nieosiągalną supermocą, ale istnieją trzy proste strategie, które można wykorzystać w takiej sytuacji.
1. Gdy stawka jest niska, wprowadź zmiany lub szybko zrezygnuj
.Wcześniej wspominałem, że zmieniłem kierunek studiów z księgowości na socjologię. Zdecydowałem się na tę zmianę dość szybko (może nawet nie do końca z własnej woli), bo zrozumiałem, że nie jestem zbyt dobry w rachunkowości. Mógłbym tego nie zrobić, ale i tak istniało prawdpodobieństwo, że nie zdałbym swoich rocznych egzaminów. Dokonanie zmiany kierunku po semestrze czy dwóch tak naprawdę wcale nie wpłynęło negatywnie na moją edukację. W tym czasie nie chodziłem przecież tylko na zajęcia z rachunkowości, ale uczęszczałem także na kilka dodatkowych zajęć, które wybierali również studenci innych kierunków, dlatego kiedy zdecydowałem się na socjologię, nie miałem za dużo zaległości.
W gruncie rzeczy gotów jestem zaryzykować stwierdzenie, że zmiana kierunku poprawiła moją sytuację, dając mi wręcz pewną przewagę. Gdybym kontynuował naukę na dotychczasowym kierunku przez kilka kolejnych semestrów, miałbym o wiele więcej zaległości i prawdopodobnie bardzo trudno byłoby mi je nadrobić. No i kto chce być studentem zmieniającym kierunek kilkanaście razy? Nikt przecież nie ma ochoty chodzić od dziekana do dziekana i w połowie studiów stwierdzić, że ciągle nie może zdecydować się na coś konkretnego. O wiele mądrzej jest dokonać zmian możliwie wcześnie, gdy ich koszty nie są jeszcze wysokie.
Zmiana kierunku na pierwszym roku wiąże się z małym ryzykiem.
Zmiana kierunku na semestr lub dwa przed absolutorium wiąże się z dużym ryzykiem.
Ten sam rodzaj analizy stosuje się w przypadku każdej decyzji. Nie trać czasu na małe żale; gdy stawka nie jest za duża, dokonaj wszelkich niezbędnych zmian, nie czekając na nic.
2. Walcz z FOMO
.Jest taka znana historia, wielokrotnie powtarzana przy okazji wygłaszania przemówień motywacyjnych i kazań na całym świecie. Nazywa się ją w skrócie „Trzy stopy od złota”. Popularność zyskała głównie dzięki często cytowanej książce Napoleona Hilla Myśl i bogać się. W krótszej wersji opowiada o pewnym poszukiwaczu, który w czasie gorączki złota rusza do Kalifornii przekonany o tym, że się wzbogaci. Nie udaje mu się jednak znaleźć żyły złota. W końcu poddaje się i sprzedaje swoje narzędzia komuś innemu, kto zabiera się do pracy z wielkim entuzjazmem; pracuje wytrwale i szybko znajduje złoto dokładnie w tym samym miejscu, w którym kopał poprzedni właściciel, zaledwie trzy stopy głębiej. Wniosek z tej sytuacji wydaje się oczywisty: Gdyby tylko poszukiwacz się nie poddał, znalazłby złoto, ale on zrezygnował zbyt szybko.
Jest to fajna historyjka, ale to właśnie z powodu takich opowieści jak ta wiele osób tkwi w niezdrowych układach, które nie przynoszą im żadnych korzyści. Nie ma żadnej gwarancji, że pierwszy poszukiwacz znalazłby złoto następnego dnia, a nawet w następnym dziesięcioleciu. Równie (a może nawet bardziej) prawdopodobne jest to, że nadal trudziłby się na próżno. Tymczasem zamykałyby mu się przed nosem inne drzwi, inne szanse by znikały. Podobnie jak nie wiemy, dokąd zaprowadziłaby nas nasza metaforyczna „droga niewybrana”, tak nie wiemy, co zyskał pierwszy poszukiwacz po zrezygnowaniu z szukania złota i zajęciu się czymś innym.
Może wziął pieniądze ze sprzedaży narzędzi i zrobił świetny interes, zakładając farmę ze stadem bydła gdzieś niedaleko? A może nie? Nie wiemy tego. Chodzi o to, że sprzedaż narzędzi mogła mu się opłacić i wyszedł na niej o wiele lepiej niż na szukaniu złota.
Te historie i ten sposób myślenia nie są winą Napoleona Hilla. Źródłem jest zjawisko o nazwie FOMO, czyli lęk, że coś Cię ominie (ang. fear of missing out). Chociaż FOMO uważane jest za normalny i naturalny objaw, typowy dla ludzkich emocji, nie zmienia to faktu, że może być niebezpieczne, jeśli uniemożliwia Ci zrezygnowanie z czegoś, choć już dawno przekroczyłeś jakąś granicę. W końcu jeśli naprawdę chcesz odnieść sukces, nie możesz żyć w strachu.
3. Staraj się za wszelką cenę ignorować „poniesione koszty”
.Nawet jeśli nie jesteś poszukiwaczem złota na Dzikim Zachodzie, bardzo prawdopodobne jest to, że od czasu do czasu chodzisz na zakupy do sklepów spożywczych. Wyobraźmy sobie taki oto scenariusz: w sklepie spożywczym jest tłok. Być może są właśnie godziny szczytu, gdy wiele osób robi zakupy, lub zbliżają się święta i wszyscy ruszyli po sprawunki. Kasjerzy robią, co mogą, ale przed kasami ustawiają się długie kolejki wózków wypełnionych po brzegi bananami, piwem i chipsami. To wtedy zbliża się moment decyzji. Posłusznie czekałeś na swoją kolej, aż tu nagle otwiera się kasa obok. Co robisz? Stoisz w kolejce już 20 minut, więc może… nie warto się wychylać?
Tymczasem facet za Tobą, który czeka zaledwie od dwóch minut, błyskawicznie podejmuje decyzję i już kieruje się do nowo otwartej kasy. Szybko załatwia swoje sprawy, po chwili zabiera siatki i odchodzi, podczas gdy Ty wciąż masz przed sobą trzy wózki ze stosem zakupów. Twój błąd dotyczy podjęcia decyzji o zmianie na podstawie wskaźnika, jakim jest czas poświęcony na stanie w kolejce (ja często zachowuję się tak samo); w efekcie powstaje niekorzystne przywiązanie do dokonanego wyboru nawet wtedy, gdy pojawia się interesująca alternatywa.
Nie ma znaczenia, ile czasu, pieniędzy lub innych zasobów zainwestowałeś w jakiś projekt. Następnym razem, gdy znajdziesz się w sklepie spożywczym i zostanie otwarta nowa kasa, nie zwlekaj i skorzystaj z okazji.
4. Wykorzystaj odpowiedzi na dwa pytania, aby poprowadzić proces decyzyjny
.Gdy stawka jest wysoka i trzeba zdecydować, czy zrezygnować z jakiegoś projektu lub zmienić podejście, zadaj sobie takie oto dwa podstawowe pytania: Czy to działa? Czy to mnie nadal cieszy?
Nie musisz jakoś specjalnie analizować tych pytań i nie powinieneś też „lukrować” odpowiedzi. W dłuższej perspektywie bardziej opłaci Ci się uczciwość, bądź więc szczery z samym sobą. Odpowiedź na pytanie, czy coś działa, czy nie, powinna być obiektywna, a odpowiedź na pytanie, czy to coś sprawia Ci przyjemność, powinna być intuicyjna. Jeśli nie jesteś w stanie odpowiedzieć od razu na drugie pytanie, wyobraź sobie dzień bez myślenia o pracy lub jakimś działaniu związanym z Twoim projektem. Jak się z tym czujesz?
Jeżeli odpowiedzi na oba pytania są takie same (dwa razy „tak” albo dwa razy „nie”), decyzja o tym, czy zrezygnować z projektu, czy kontynuować prace, powinna być oczywista.
Prawdziwe wyzwanie może pojawić się wówczas, gdy odpowiedzi są różne. Wtedy musisz przeprowadzić nieco bardziej zaawansowaną analizę. Załóżmy, że otwiera się przed Tobą szansa na interes, który przynosi pieniądze, ale jakoś niespecjalnie cieszy Cię perspektywa zmiany zajęcia. Albo załóżmy coś zgoła odmiennego: Pracujesz nad czymś przez dłuższy czas i ciągle kochasz to, co robisz, ale wygląda na to, że nie będzie z tego wielkich pieniędzy. W jednym scenariuszu masz więc wystarczający dochód, ale nie masz przyjemności, a w drugim masz radość, ale nie masz poczucia bezpieczeństwa finansowego.
W takim przypadku możesz być przez jakiś czas stosunkowo zadowolony z wykonywanej pracy, z projektu lub z określonych działań, ale wysoce prawdopodobne jest to, że nie są to zajęcia, dla których się urodziłeś, i ostatecznie nie przyniosą Ci one poczucia szczęścia ani nie zakończą się sukcesem. Wtedy lepiej jednak zacząć myśleć o zmianie, nawet jeśli zdecydujesz się na trzymanie się tej pracy przez dłuższą chwilę w ramach okresu przejściowego.
Detoksykacja życia: sporządź listę rzeczy, z których rezygnujesz
.Wszyscy mamy różne złe nawyki, których warto się pozbyć. Może chodzić o kofeinę, cukier, nic niewarte programy telewizyjne czy coś innego. Jeśli kiedykolwiek próbowałeś zrezygnować z jakiegoś złego nawyku, to wiesz, że to wcale nie jest takie proste. Nagle okazuje się, że masz wielki apetyt na jedną z tych czerwonych, aksamitnych babeczek oraz wielki kubek miętowej mokki, nawet jeśli nigdy wcześniej nie miałeś na nie takiej ochoty.
Jest jeszcze inny rodzaj detoksykacji, o wiele łatwiejszy do przeprowadzenia. Jeśli pracujesz w grupie z innymi ludźmi, od czasu do czasu możesz przejąć od nich złe nawyki, które wpłyną negatywnie na Twoją produktywność; są to zachowania nieprzynoszące Ci korzyści i prowadzące do marnowania i tak ograniczonego czasu, który można byłoby przeznaczyć na ważniejsze sprawy. Porzucając te złe nawyki, dostrzeżesz natychmiastowe zmiany na lepsze, niemające prawie żadnych wad ani niepowodujące żadnych dziwnych zachcianek. Oto kilka dobrych propozycji, z których warto skorzystać.
Pozbądź się chęci niepotrzebnego dążenia do uzyskania kontroli nad mało ważnymi sprawami
Nie musisz być informowany o każdym e-mailu lub o każdej decyzji. Jeżeli wszystko idzie zgodnie z planem, nie ingeruj w naturalny bieg rzeczy. A nawet jeśli tak nie jest, czy naprawdę musisz codziennie czytać po 200 wiadomości?
Zapomnij o potrzebie budowania swojego image’u kosztem robienia czegoś sensownego
Stworzenie swojego dobrego wizerunku w miejscu pracy samo w sobie jest celem wartościowym, ale najlepiej będzie, gdy zaczniesz robić prawdziwe postępy w zakresie wspólnych celów. Zanim wyślesz wiadomość e-mail lub podejmiesz się realizacji jakiegoś zadania czy projektu, zadaj sobie pytanie, czy to ma znaczenie.
Pożegnaj się z nierealnymi marzeniami o kontrolowaniu wszystkich i wszystkiego
Jeśli próbujesz robić wszystko, co tylko możliwe, bez wątpienia zaczniesz mieć zaległości. Musisz dobrze rozumieć swoją rolę — czy to jako część większej organizacji, czy jako jednostka w ramach ludzkości w ogóle — i wziąć odpowiedzialność za zadania powierzone właśnie Tobie. Nie zadręczaj się innymi sprawami. Jeśli dobrze wykonujesz swoją pracę, prawdopodobnie i tak nie będziesz w stanie śledzić wszystkich innych działań. I bardzo dobrze.
Wymieniłem tu tylko kilka przykładów złych nawyków, z których warto zrezygnować. Stwórz swoją własną listę i wybierz jakiś nawyk, z którym pożegnasz się już dziś.
Zapewnij sobie poduszkę bezpieczeństwa, żebyś mógł zrezygnować (nie ogłaszając przy tym bankructwa)
Awaryjne konto oszczędnościowe zapewnia bezpieczeństwo finansowe w przypadku braku źródła aktywów, czy to z powodu utraconej pracy, klęski żywiołowej, czy po prostu zepsutej pralki. Jednak jak wyjaśniałem już wcześniej, największym atutem są budowane przez Ciebie relacje międzyludzkie. Dlaczego zatem tak niewielu z nas zakłada na wszelki wypadek „konto oszczędnościowe” dla relacji?
Sieć LinkedIn jest ciekawym modelem, który może posłużyć do stworzenia owej poduszki bezpieczeństwa. Jeśli kiedykolwiek zakładałeś konto na LinkedIn, prawdopodobnie uzupełniałeś profil, podając różne szczegóły dotyczące wykształcenia, zatrudnienia i umiejętności. Potem pewnie system „zaproponował” Ci pewne kontakty z ludźmi, których znasz; zrobił to na podstawie danych z książki adresowej poczty elektronicznej lub katalogu firm. (Pamiętaj: Niezależnie od tego, z jakiej sieci społecznościowej korzystasz, unikaj pokusy, aby traktować ludzi w sposób abstrakcyjny; to nie są Twoi fani ani „obserwatorzy”).
Z czasem w trakcie korzystania z serwisu LinkedIn (lub innych podobnych serwisów) przy każdym logowaniu będziesz otrzymywać informacje na temat zmiany statusu Twoich kontaktów; może się zdarzyć, że zaczniesz dostawać coraz więcej zaproszeń do nawiązania kontaktu z innymi użytkownikami serwisu. LinkedIn to zasadniczo centrum relacji, tak jak lista rzeczy do zrobienia lub Twój kalendarz są centrum monitorowania Twojego czasu i zarządzania nim.
Możesz wykorzystać to centrum (lub inne, jeśli nie lubisz LinkedIn), aby stworzyć „konto oszczędnościowe dla relacji międzyludzkich”, dzięki któremu poczujesz się nieco bardziej komfortowo podczas wielkiej zmiany lub w momencie rezygnacji z jakiejś części swojej działalności; będziesz się czuć bezpieczniej, wiedząc, że są ludzie, którzy pomogą Ci w czasie wielkiej niepewności. I nie chodzi tu o gromadzenie największego na świecie zbioru wizytówek, tylko o budowanie prawdziwych relacji, depozytu w banku przyjaźni na czarną godzinę. Ważna podpowiedź: Nie czekaj z gromadzeniem tych „oszczędności”, aż przyjdzie ta czarna godzina, bo wtedy będzie już za późno. Zacznij od razu.
A oto kilka propozycji działań, które możesz podjąć już teraz:
- Dodaj wszystkich nowo poznanych ludzi do znajomych w sieci społecznościowej serwisu, z którego korzystasz najczęściej.
- Pytaj swoich współpracowników, czym się zajmują i czy możesz im jakoś pomóc.
- Bądź proaktywny przez oferowanie swoim znajomym konkretnych korzyści. Może to być propozycja rozmowy w sprawie pracy albo poznanie danej osoby z kimś wartościowym z Twojej sieci znajomych, a nawet wysłanie komuś egzemplarza książki, którą uważasz za interesującą.
- Praktykuj losowe akty dobroci.
Tak jak depozyty regularnie umieszczane na koncie oszczędnościowym lub w funduszu emerytalnym pozwalają rosnąć Twoim oszczędnościom, tak regularne „wpłaty na konto relacji międzyludzkich” będą Ci przynosiły różne wymierne korzyści.
Jeśli nie trafiasz w 100 na 100, jeżdżaj z lodu
W każdej książce motywacyjnej znajdziesz rozdział z opisem historii różnych sławnych osób, którym udało się pokonać przeciwności losu i które nigdy się nie poddały, dzięki czemu mogły w końcu spełnić swoje marzenia. Podobne historie słyszałeś pewnie wiele razy. Bohaterem jednej z nich może być na przykład światowej klasy pisarz, którego wcześniej odrzucały setki wydawnictw, a ktoś wreszcie dał mu szansę i zdobył on Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury, albo wynalazca, któremu pierwszy tysiąc wynalazków nie przyniósł żadnych korzyści, za to ostatni wynalazek okazał się wielkim hitem, innowacją zmieniającą zasady gry, i tak dalej.
„Nie trafiasz stu procent tych strzałów na bramkę, których nie próbujesz” — taki cytat motywacyjny, którego autorstwo przypisywane jest legendzie hokeja Wayne’owi Gretzky’emu, często pojawia się dla wzmocnienia efektu przekazu płynącego z podobnych opowieści. W sensie dosłownym nie można mu nic zarzucić: Oczywiste jest to, że jeśli nie strzelasz, nie możesz trafić. Jednak jeśli naprawdę raz za razem nie trafiasz do bramki przeciwnika, może powinieneś coś zmienić i nie strzelać tak samo? A w prawdziwym życiu, tak jak podczas prawdziwego meczu hokeja, nigdy nie masz takiego komfortu, aby próbować i próbować w nieskończoność. Trener w końcu posadzi Cię na ławce. Twoi koledzy z zespołu przestaną Ci podawać. Wymyślą inny argument: „Po prostu nie udaje nam się sto procent podań do tego faceta”. W efekcie stracisz szansę na zdobywanie bramek.
.Wbrew popularnej opinii, jeśli chcesz wygrać, nie zawsze powinieneś iść przed siebie, ignorując porażki. Musisz przegrupować siły i spróbować czegoś zupełnie innego. „Zwycięzcy nigdy się nie poddają, a ci, którzy się łatwo zniechęcają, nigdy nie wygrywają” — to jest wierutne kłamstwo. Aby wygrać, czasem trzeba znaleźć nową grę, w której można sięgnąć po najwyższą nagrodę.
Chris Guillebeau
Fragment książki „Skazany na sukces. Znajdź pracę marzeń”, wyd.OnePress, POLECAMY: [LINK]