Pokolenie Y Jaki świat przyszłości zafunduje nam pokolenie tworzące dziś internet?
Czy na podstawie informacji o tym, jak „generacja Y” korzysta z internetu, można przewidzieć, jak będzie wyglądał świat przez nią zarządzany – pisze Gosia FRASER
„Millennialsi”, czyli „pokolenie Y” — prawdopodobnie nie ma dziś nikogo, kto choć raz nie otarłby się o tę nazwę, określającą grupę demograficzną ludzi urodzonych pomiędzy 1980 a 2000 rokiem.
Wielu analityków określa „millennialsów” jako najważniejszą dziś grupę ludzi. Stanowią oni większość spośród osób aktywnych zawodowo. Określają nie tylko trendy konsumpcyjne, ale też definiują od nowa sposób, w jaki myślimy o pracy. „Pokolenie Y” to również pierwsza generacja, która wychowywała się w czasach szybkiego upowszechnienia internetu. „Digital natives”, termin określający grupę ludzi urodzonych i wychowanych w świecie przesyconym tym, co cyfrowe, często błędnie używany jest zamiennie z określeniem „millennialsi”. „Digital natives” to również tzw. „pokolenie Z”, czyli ludzie urodzeni po roku 2000, następcy „millennialsów”.
Internet jest naturalnym środowiskiem dla obu tych grup, a zarazem medium, które coraz mocniej definiuje obraz świata. W miarę zacierania się granicy pomiędzy tym, co podłączone do internetu, i tym, co „offline”, zanika rozróżnienie pomiędzy użytkownikami internetu i jego twórcami. To, w jaki sposób „pokolenie Y” korzysta z internetu, w ogromnym stopniu definiuje rozwój sieci i udostępnianych przez nią usług, coraz silniej wykraczających poza świat wirtualny.
Pokolenie sieci
.Czy można opisać „pokolenie Y” — jego nastawienie do świata, wartości, ale też cechy psychologiczne — bazując na danych o tym, w jaki sposób „millennialsi” korzystają z internetu? Czy na podstawie takiego opisu można prognozować, w jaki sposób pokolenie to będzie dalej kształtować rzeczywistość (polityczną, konsumencką, medialną)? Odpowiedź na to pytanie lepiej zostawić subiektywnym ocenom.
„Pokolenie Y” to przede wszystkim generacja video. Płynny obraz jest tym rodzajem przekazu, który zdobywa największą popularność wśród młodych ludzi szczególnie w krajach azjatyckich; zdominował inne formy medialne w Japonii, Korei Południowej i Chinach. Co sprawia, że właśnie ten rodzaj przekazu jest tak popularny? Przede wszystkim jego łatwa przyswajalność; video to format, który wymaga od odbiorcy relatywnie mało zaangażowania mentalnie, intelektualnie. Nawet jeśli jest informacyjny — musi zachowywać jednocześnie cechy rozrywkowości. Można odbierać go „w tle”, mając świadomość, że nawet jeśli poświęcimy mu całą uwagę, nie zabierze nam więcej niż jakieś 4 minuty (optymalny czas, pozwalający na przyswojenie klipu w całości).
„Millennialsi” to też grupa, która jest niezwykle oddana mediom społecznościowym. Dla wielu stanowią one podstawę korzystania z internetu. Co ciekawe, bardziej „społecznościowi” są młodsi członkowie tej grupy. Media społecznościowe budzą jednak sprzeczne uczucia: przeładowanie treściami prowadzi do frustracji. Przeciętny człowiek „pokolenia Y” używa 3,7 sieci społecznościowych. Najczęściej są to Facebook, YouTube, Instagram, a dopiero później Twitter i inne media. 7 na 10 osób regularnie sprawdza, jakie treści informacyjne zamieszczają w mediach społecznościowych ich znajomi — nie jest więc tak, że odbiorcy treści zdani są wyłącznie na algorytmy. Interesujące jest, jakie główne zastosowanie wskazują użytkownicy dla swoich ulubionych mediów społecznościowych: 76% używa Facebooka, gdyż służy on do kontaktu ze znajomymi, a 43% dostrzega w używaniu Twittera szansę na opuszczenie swojej „bańki informacyjnej” (warto tu zaznaczyć dwie sprawy: po pierwsze, tylko 12% „millennialsów” jest świadomych istnienia zjawiska „baniek informacyjnych”, po drugie, konto na Twitterze posiada jedynie 37% tej grupy demograficznej). Zdecydowana większość z nich chętnie opuszcza swoją „bańkę”, twierdząc, że inność, różnorodność, a nawet spór wynikający z różnic opinii to dla nich szansa na naukę i poznanie świata, a także zwiększenie szans na dotarcie do prawdziwych informacji.
Choć chętnie płacą za treści (przede wszystkim w systemach „na żądanie”, czego doskonałym przykładem jest coraz popularniejszy Netflix), uważają, że rzetelna informacja to coś, co im się należy za darmo. Mimo to za dostęp do wiadomości płaci 40% „millennialsów”. Warto w tym miejscu zadać pytanie, czy starcie z tą grupą demograficzną zmusi wreszcie wydawców, dziennikarzy i „mediaworkerów” do zmiany modelu funkcjonowania mediów, zarówno tradycyjnych, jak i cyfrowych. Czy dobre treści — opiniotwórcze, ale i z dużą wartością informacyjną — zdominują wreszcie walkę o wiernego czytelnika?
Ciekawym zjawiskiem jest skłonność młodych ludzi do sięgania po „analogowe” kopie zakupionych wcześniej cyfrowych książek czy muzyki.
18% spośród „pokolenia Y” korzysta z usług e-learningu. To trend rosnący. I słusznie, internet powoli przekształca się w kierunku, który towarzyszył jego powstawaniu i popularyzacji. Potencjał edukacyjny sieci jest ogromny, a instytucje naukowe, dostrzegając to, coraz szerzej otwierają w niej dostęp do swojej oferty, często bezpłatnie. Dla wielu jest to szansa nie tylko na podniesienie bądź zdobycie kwalifikacji czy umiejętności zawodowych (co w świecie szybkich przemian jest koniecznością), ale i na dostęp do edukacji wyższej w ogóle.
Prywatność — jeśli w ogóle istnieje, zyskuje na znaczeniu
.Według obiegowego przekonania „pokolenie Y” niespecjalnie dba o swoją prywatność w sieci. Pytanie jednak, czy może być inaczej, skoro coraz więcej modeli biznesowych usług sieciowych opiera się na traktowaniu danych użytkowników jako waluty. Zezwolenie na śledzenie, analizę i marketing to dziś cena dostępu do bardzo wielu atrakcyjnych usług i produktów cyfrowego świata, które dla większości młodych użytkowników sieci stały się integralną częścią codziennej rutyny.
Choć w europejskim prawie prywatności i ochrony danych szykują się spore zmiany (wdrożenie przepisów GDPR, czyli Ogólnego rozporządzenia o ochronie danych, które de facto będzie prawem o globalnym zasięgu, a także dyrektywa ePrivacy), łatwo można przewidzieć, że wcześniej wspomniane modele biznesowe nie znikną, a jedynie przekształcą się w celu uniknięcia dotkliwych konsekwencji prawnych, związanych z brakiem odpowiedniego zabezpieczenia danych użytkowników.
Prywatność dla „millennialsów” to w znacznej mierze kontrola ustawień mediów społecznościowych, z których korzystają. 37% chętnie usunęłoby swoje nieodpowiedzialne wpisy z facebookowej przeszłości, gdyż boi się ich negatywnego oddziaływania na przyszłość.
Obawy „pokolenia Y” wiążą się również z możliwą kradzieżą tożsamości (58%), dostępem wielkich korporacji do prywatnych danych i ich wykorzystaniem w późniejszym profilowaniu (45%), wreszcie — inwigilacją ze strony organów państwa (34%).
Zainteresowanie prywatnością powoli rośnie, podobnie jak świadomość zagrożeń związanych z korzystaniem z internetu w nieodpowiedzialny sposób. Na pewno w ogromnym stopniu przyczyniają się do tego szeroko rozpowszechniane informacje o masowych wyciekach danych, będących konsekwencjami cyberataków. Co do zasady jednak, większość „millennialsów” wierzy w bezpieczeństwo swoich danych w internecie (największym zaufaniem cieszą się instytucje finansowe).
W grupie pomiędzy 18 a 29 rokiem życia 74% przyznało, że usuwa pliki cookies i historię przeglądanych stron, a 49% skonfigurowało swoje przeglądarki tak, by plików cookies nie akceptowały w ogóle. Interesujące, że 42% spośród starszych „millennialsów” zdecydowało się zaniechać korzystania ze stron i usług, które nie pozwalały na użycie pseudonimu i żądały podania prawdziwych danych. Zdecydowana większość używa też oprogramowania blokującego niechciane, a często niebezpieczne reklamy. Jednocześnie „pokolenie Y” bardzo chętnie dzieli się w sieci szczegółami swojego życia.
Tendencja ta — która w języku angielskim dorobiła się swego rodzaju właściwej nazwy: „oversharing” — zmienia się jednak wraz z wiekiem użytkowników. Czy to my się starzejemy, czy też starzeją się media społecznościowe jako zjawisko — trudno powiedzieć. Faktem jest, że obecnie „millennialsi” dzielą się treściami w zupełnie inny i bardziej ograniczony sposób, niż robili to 10 lat temu, gdy np. na Facebooku udostępniali absolutnie każdy szczegół własnego życia. Pałeczkę w „oversharingu” przejmuje następująca po nich „pokolenie Z”, która w mniejszym stopniu rozumie zagrożenia związane z korzystaniem z internetu.
Kim są naprawdę?
.Każdy z nich posiada przeciętnie 319 aktywnych połączeń z innymi w sieciach społecznościowych.
Większość pragnie życia, w którym poczucie celu i sensu dominują nad stabilnością finansową i bezpieczeństwem socjalnym.
Określani najbardziej kapryśną, roszczeniową grupą społeczną, jaka kiedykolwiek istniała na świecie, „millennialsi” są często znienawidzeni i jednocześnie kochani przez usługodawców, właścicieli domów mediowych, pracodawców i… polityków.
Ich wpływ na rzeczywistość nieustannie rośnie — powoli zajmują miejsca w zarządach firm, zasiadają w parlamentach, obejmują stanowiska w instytucjach międzynarodowych.
Czy to, jak żyją — co tak często znajduje odzwierciedlenie w sposobie, w jaki używają internetu (coraz bardziej przechodzącego z roli medium do roli łącznika pomiędzy tym, co „cyfrowe”, wirtualne, a tym, co „analogowe”) — pozwoli przewidzieć, jak będą budować nasz świat? Opisane wyżej wybrane zagadnienia dotyczące korzystania z sieci przez „millennialsów” to jedynie przyczynek do głębszej analizy, potrzebnej, by młode pokolenie (choć po jego piętach depcze kolejne, młodsze, inne) — często niesłusznie obarczone mitem nieodpowiedzialności — mogło zacząć być postrzegane jako ktoś więcej niż jedynie zaplątani w sieć konsumenci.
Gosia Fraser