Granica między oboma obozami, jaka wyłoni się z dzisiejszej mgły, będzie zapewne bardziej wyraźna niż kiedykolwiek. Tożsamość i suwerenność narodu francuskiego kontra roztopienie się Francji w Europie federalnej, otwartej na globalizację tak jak na napływ imigrantów, ale zamkniętej na obronę swoich korzeni duchowych – to najistotniejsze punkty odniesienia na tej nowej linii podziału – pisze Christian VANNESTE
.Francuski krajobraz polityczny przeżył prawdziwy wstrząs. Ale co tak naprawdę się za nim kryje? Przez dziesięciolecia, począwszy od lat 70 XX wieku, naprzemienne rządy prawicy i lewicy nadawały rytm życiu naszego kraju. Postępowa lewica koncentrowała swoja aktywność w trzech obszarach: równość społeczna, progresywizm obyczajowy oraz kolektywizm. Rzeczywistość jednak okazała się brutalna: zakończony fiaskiem program nacjonalizacji, a także wzrost wydatków publicznych w 1981 roku sprawiły, że wraz z upadkiem komunizmu lewica przestała być aktywna w tym ostatnim obszarze. Skupiła się natomiast na drugim. Zniesienie kary śmierci pozostaje najważniejszym dokonaniem Mitterranda. Małżeństwa osób tej samej płci to zaś największe osiągnięcie Hollande’a.
Postęp społeczny, wraz z redukcją czasu pracy jako głównym motorem, okazał się strategią i głupią i sprzeczną wewnętrznie, gdyż przyniósł spadek PKB oraz wzrost bezrobocia i de facto powiększył jeszcze nierówności. Lewica więc ponownie skupiła całą swoją uwagę na nierównościach, ale tym razem bardziej obyczajowych niż społecznych, związanych z płcią, czyli z tym, co ona nazywa ‘gender’, z orientacją seksualną, pochodzeniem czy też kolorem skóry. Walka z dyskryminacją stała się ważniejsza niż wyższe płace i poprawa warunków zatrudnienia. W czasie tej metamorfozy lewica z 1936 roku stała się lewicą z 1968. Kosmopolityczni i hedonistyczni „lewicowi burżuje” zastąpili „socjalistów”, którzy dziś są wymierającym gatunkiem. Ostał się jedynie rezerwat nostalgicznych i „niezłomnych” Indian wiedzionych przez czarownika pamiętającego jeszcze niegdysiejsze obrzędy i uświęcone formuły, które jednak utraciły swoją magię i przestały działać.
Na prawicy natomiast ten długi okres naprzemiennych rządów sprawił, że wrażliwości poszczególnych rodzin politycznych w jej łonie – patriotyzm gaullistów, liberalizm giscardystów, konserwatyzm moralny powiązany z postępem społecznym chrześcijańskich demokratów – stopniowo się zacierały. Gdy byli w opozycji, wszystkim chodziło jedynie o powstrzymanie lewicowej polityki, a gdy rządzili, dążyli do podtrzymania tego, co było w niej najważniejsze, godząc się mniej lub bardziej z jej hasłami. 35-godzinny tydzień pracy, podatek od wielkich fortun (ISF), związki partnerskie (PACS): ileż to czasu prawicowi parlamentarzyści poświęcili na zwalczanie rozwiązań, od których potem, gdy sami rządzili, nie byli w stanie odejść. Niekonsekwencja w takich kwestiach jak suwerenność, tożsamość a także bezpieczeństwo doprowadził do rozłamu wśród wyborców. Brak silnej partii – jak niegdyś RPR – skierował wyborców prawicy w stronę Frontu Narodowego. Ale w przeciwieństwie do przykładu płynącego z Austrii, obie francuskie prawice nie potrafiły się porozumieć.
Niespodzianka, jaką była machinacja, której Fillon stał się celem tuż przed wyborami prezydenckimi, nie odniosłaby zamierzonego skutku, gdyby Front Narodowy nie był tak silny.
Jeśli wierzyć sondażom, poparcie dla obecnie rządzącej ekipy wygląda nie najgorzej. Korzysta ona z wyjątkowego układu gwiazd. Są gwiazdy światowego i europejskiego kontekstu ekonomicznego, które przynoszą poprawę francuskich wskaźników. Nastąpiła ona co prawda później i z gorszymi efektami niż w innych krajach, ale Francuzi wiążą ją z prezydenturą Macrona (zapominając przy tym, że jej opóźnienie było skutkiem fatalnej polityki Hollande’a, którego doradcą był tenże sam Macron). Bardziej konkurencyjne euro, wciąż jeszcze tania ropa, kreacja pieniądza bez inflacji, niesamowicie niskie stopy procentowe tworzą idealne środowisko, takie, w którym nadymają się najgorsze bańki, ale to już inna historia…
Gwiazdy polityczne są również sprzyjające. Na arenie międzynarodowej Francja rozmawia niemal ze wszystkimi i może sprawiać w oczach Francuzów wrażenie, że jej głos jest głosem mądrości, słuchanym przez wszystkich, gdy tymczasem inne państwa, i nie mniej ważne, są kierowane albo przez nieprzewidywalnego prezydenta, albo przez premier uwikłaną w Brexit, albo też nie potrafią wyłonić rządu. Francuskie media, niemal ekstatycznie zauroczone prezydentem, nie przestają pokazywać go w pozytywnym świetle, a to biorącego udział w kolejnym konstruktywnym międzynarodowym spotkaniu w sprawie pokoju na świecie lub ochrony środowiska, albo podpisującego jakieś umowy. Nawet niedawne okoliczności pogrzebowe (chodzi o pogrzeb Johnny’ego Hallydaya, dopisek tłumacza) dały prezydentowi sposobność do wykazania się talentem krasomówczym.
Na arenie wewnętrznej, przytłaczająca i posłuszna większość parlamentarna głosuje jak jeden mąż, nie próbując nawet podważyć cudu, którym jest jej istnienie. Opozycja jest marginalizowana w parlamencie, ale przede wszystkim sama jest skłócona. Niedawne odejście z partii Xaviera Bertranda, przy miażdżącym zwycięstwie Laurenta Wauquieza, pokazuje dobitnie, że jej członkowie bardziej kierują się swoim własnym interesem niż wyrzucanymi do lamusa przekonaniami. Ekipa rządząca ma w zasadzie program lewicowy, z wydatkami publicznymi i fiskalnością bijącymi światowe rekordy, ale kilka inteligentnych rozwiązań, zwłaszcza w dziedzinie edukacji, przyciąga do niej elektorat prawicowy. Wisienka na torcie: Macron zastąpił na stanowisku prezydenta postać nieszczęsną. Najmniejszy promyk słońca raduje serce po tak ciemnej nocy.
Ten kontekst jest sztuczny i nie będzie trwał wiecznie. Dziś zaciemnia on obraz, ale jutro realne państwo odtworzy linię podziału, tę która go przecież naprawdę dzieli. Tak, jak ma to miejsce w innych krajach zachodnich, i we Francji staną naprzeciw siebie postępowcy i konserwatyści, z tym zastrzeżeniem, że to co robią postępowcy, jest w rzeczywistości zazwyczaj upadkiem i dekadencją, i że konserwatyści, zachowując to, co najważniejsze, sprawiają, że postęp materialny jest bardziej namacalny. Generał de Gaulle już to kiedyś dobitnie wykazał. Granica między oboma obozami, jaka wyłoni się z dzisiejszej mgły, będzie zapewne bardziej wyraźna niż kiedykolwiek. Tożsamość i suwerenność narodu francuskiego kontra roztopienie się Francji w Europie federalnej, otwartej na globalizację tak jak na napływ imigrantów, ale zamkniętej na obronę swoich korzeni duchowych – to najistotniejsze punkty odniesienia na tej nowej linii podziału. Będą też i inne. Austria pokazała właśnie, że prawica może się zjednoczyć, by ich bronić. Jest to przykład wart naśladowania.
Christian Vanneste