Ryszard CZARNECKI: Polska-Francja. Czas współpracy. I czas na polityczny pragmatyzm

Polska-Francja. Czas współpracy.
I czas na polityczny pragmatyzm

Photo of Ryszard CZARNECKI

Ryszard CZARNECKI

Polityk Prawa i Sprawiedliwości. Poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII i VIII kadencji, od 2014 jego wiceprzewodniczący. Były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej. Absolwent historii na Uniwersytecie Wrocławskim.

zobacz inne teksty Autora

Kiedyś prezydent Barack Obama uczynił wraz z Hillary Clinton reset na linii USA ‒ Rosja. Dziś czas na reset w relacjach polsko-francuskich – pisze Ryszard CZARNECKI

.Stosunki Warszawa – Paryż przypominają może nie najlepsze, ale wysokiej klasy, prestiżowe auto, którego koła buksują, silnik ryczy, a ono porusza się z szybkością polskiego ślimaka winniczka eksportowanego na francuskie stoły.

Czas to zmienić. Wybory prezydenckie w Republice Francuskiej wygrał kandydat, którego stosunek do NATO jest generalnie tożsamy z tym, który prezentuje Polska — a jest on kompletnie inny od tego, który prezentowała jego główna kontrkandydatka. Emmanuel Macron jest politykiem, którego stosunek do Rosji był najbardziej realistyczny w porównaniu z poglądami wszystkich jedenastu kandydatów na fotel prezydenta Francji, w tym czterech głównych. To też bardzo zbliża go do Polski: Rosja bowiem dla nas nie jest abstrakcją, jaką być może jest dla niektórych polityków z Lizbony, Dublina czy Valletty. Jestem przekonany — i mówię to, opierając się na rozmowach z francuskimi dyplomatami — że nowy prezydent zaśpiewa w europejskim chórze domagającym się (to już za miesiąc) przedłużenia sankcji wobec Federacji Rosyjskiej.

Stosunek Emmanuela Macron do NATO jest generalnie tożsamy z tym, który prezentuje Polska.

Nie ma co ukrywać protokołu rozbieżności między władzami Rzeczpospolitej a najmłodszym w historii lokatorem Pałacu Elizejskiego. Paryż będzie za realizacją hasła „więcej Europy w Europie” — my będziemy sceptyczni. Emmanuel Macron będzie forsował ideę Europy dwóch lub kilku prędkości. Polska w sposób oczywisty będzie temu przeciwna.

Na marginesie: tak naprawdę nie wiemy, czy, mówiąc bardzo konkretnie, nowy prezydent jest za „Europą dwóch prędkości”, czy „Europą wielu prędkości”. To jest jednak różnica. Ta pierwsza koncepcja jest „większym złem”. Ta druga też nie wróży nam nic dobrego, choć z pewnością pierwsza będzie bardziej dzielić Europę. Warto dowiedzieć się, czego tak naprawdę Macron chce i jaką ma wizję Europy. Najlepiej — od niego samego. Pośrednicy nie są tu potrzebni. Berlin nie musi tłumaczyć Warszawie, co Paryż „ma na myśli”. Usłyszmy to od Francuzów bezpośrednio. I polemizujmy.

Polska i Francja to dwa z pięciu największych krajów Unii Europejskiej (oczywiście po Brexicie). Francja ma ludność 1,5 razy większą niż Polska, ale przecież stałą od dekad, choć zwłaszcza ostatnio tendencją w UE jest to, że „duzi” dogadują się z „dużymi”. Warto zatem to robić. Przede wszystkim w wymiarze bilateralnym. Również jednak w ramach Trójkąta Weimarskiego. Ta figura geometryczno-polityczna była odświętną doroczną szopką za rządów PO-PSL — w praktyce politycznej funkcjonowała jako „kwiatek do kożucha” dla tandemu Berlin – Paryż. Dla obecnego rządu Trójkąt Weimarski w praktyce jest martwy, co de facto oznacza kontynuację jego niefunkcjonowania za poprzedniego rządu. Warto jednak, aby Trójkąt Weimarski nie stał się Trójkątem Bermudzkim i aby nie znikały w nim nasze polskie interesy. Nasza współpraca z Niemcami jest — mimo czasem istotnych różnic — dość bliska i coraz bliższa.

Nie widzę żadnego powodu do asymetrii i gorszych relacji między Polską a Francją. Wręcz przeciwnie: należy równoważyć dobre i coraz bliższe relacje Warszawa – Berlin istotnym pogłębieniem — po okresie ostatniego kryzysu relacji Warszawa – Paryż. Pierwsze tygodnie prezydentury Emmanuela Macrona, powołanie jego pierwszego gabinetu oraz nowe rozdanie w Zgromadzeniu Narodowym w Republice Francuskiej może być świetnym powodem do stworzenia nowej jakości w naszych relacjach. A jest to bardzo potrzebne.

Berlin nie musi tłumaczyć Warszawie, co Paryż „ma na myśli”.

Wielka polityka wielką polityką. Jest też kwestia elementarnych interesów gospodarczych. Francja przez szereg lat była inwestorem zagranicznym numer jeden w Polsce. A i teraz jest w ścisłej czołówce. Rzeczpospolita jest dla francuskiego kapitału nie tylko wielkim rynkiem inwestycyjnym, ale też wielkim rynkiem zbytu. Nie ma co ukrywać, że także w obszarze przemysłu zbrojeniowego. Gdy na stole negocjacyjnym są — czy znajdą się — francuskie łodzie podwodne, których potrzebuje polska flota i na które mamy pieniądze w budżecie, warto nie rozpamiętywać śmigłowców ani nie skupiać się na historii używania przez Francuzów widelca, który do Polski przywiozła żona Zygmunta Starego Bona Sforza (a do Francji z Polski wyeksportował go Henryk Walezy). Warto też, żeby francuscy politycy z prezydentem włącznie w wypowiedziach na temat Polski uświadomili sobie, że jedna kampania wyborcza się już zakończyła, a druga (parlamentarna) skończy się za miesiąc — zatem czas na pragmatyzm. Co wpisuję do polskiego i francuskiego sztambucha.

Ryszard Czarnecki

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 19 maja 2017