Dominik DUBIEL SJ: Długa droga w głąb. Nowa płyta Sanah

Długa droga w głąb.
Nowa płyta Sanah

Photo of Dominik DUBIEL SJ

Dominik DUBIEL SJ

Kompozytor, dyrygent, pianista. Absolwent jezuickiej Akademii Ignatianum oraz Akademii Muzycznej w Krakowie. Obecnie studiuje teologię na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim. Mieszka w Rzymie.

zobacz inne teksty Autora

Trudno się dziwić, że podobnie jak netflixowy „Wiedźmin” czy amazonowe „Pierścienie władzy” zbierają bezlitosną krytykę od fanów prozy Sapkowskiego i Tolkiena, tak Sanah srogo obrywa się od miłośników Szymborskiej czy Słowackiego za to, że wciskając wiersze w ramy prostych popowych piosenek, banalizuje i wypacza sens ważnych dla nich utworów – pisze Dominik DUBIEL SJ

Nagrywając serię piosenek z tekstami poetów, Sanah porwała się na projekt karkołomnie trudny i skazany na kontrowersje. Nie dziwi zatem różnorodność reakcji – od zachwytu po niesmak. Jednak nie jest to pierwszy raz, kiedy artystka z właściwym sobie niewinnym uśmieszkiem wkłada kij w mrowisko. Spróbujmy jednak spojrzeć na to przedsięwzięcie artystyczne nie tylko jako na mniej czy bardziej udane próby umuzycznienia poezji (w dalszej części tekstu dojdziemy i do tego aspektu), ale przede wszystkim jako na kolejny odcinek drogi, którą przemierza artystka. Drogi, która – pod wieloma względami – może być dla nas wszystkich wielce pouczająca.

Zuzanna Irena Jurczak, znana jako Sanah, jest bez wątpienia jedną z najciekawszych postaci polskiego popu ostatnich lat, wokalistką z charakterystyczną manierą i barwą głosu, która jednych zachwyca, a innych doprowadza do szału. Zdolna i niezwykle pracowita kompozytorka z darem pisania wpadających w ucho, a jednocześnie niebanalnych melodii.

W jednym z wywiadów artystka wspomina, że przez wiele lat codziennie poświęcała godzinę wyłącznie na komponowanie. Trudno wyzbyć się skojarzenia ze słynną anegdotą z Maurycym Ravelem w roli głównej. Ponoć kompozytor zapytany kiedyś, na czym polega natchnienie, miał odpowiedzieć, że na tym, iż codziennie na godzinę siada do biurka i komponuje. Sanah jest też absolwentką Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie w klasie skrzypiec, studiów, które wymagają nie tylko ciężkiej pracy, ale i ogólnej erudycji muzycznej, czyli cech skądinąd pożądanych w karierze muzycznej. Poza tym sięgnięcie do skrzypiec w trakcie popowego koncertu, gęstego od elektroniki i nowoczesnych brzmień, jest po prostu równie miłym, co nieoczywistym bonusem, który na polskiej scenie można porównać chyba tylko z raperem Meek, oh why?, który podczas koncertów zachwyca swoich fanów fantastyczną grą na trąbce.

Jej kariera zaczęła się, paradoksalnie, od kilku porażek w castingach do różnych talent show. Jednak talent i ciężka praca połączone ze wsparciem znakomitych producentów muzycznych zaowocowały hitami, które niebawem, nolens volens, nuciła cała Polska, takimi jak: „Szampan”, „Ale jazz” czy „Etc.”. Wydaje się, że zawrotne tempo kariery i szybko otrzymany status czołowej gwiazdy polskiego popu przyjęła dużo lepiej i pogodniej niż choćby nieco starsi koledzy z branży, jak Dawid Podsiadło czy Taco Hemingway, w których twórczości często gęsto przewijają się nieco cierpiętnicze wątki o trudach popularności. Sanah tymczasem sprawia wrażenie wiecznie uradowanej uśmiechem losu, który zaprowadził ją do miejsca, w którym znajduje się teraz. A jej kariera na razie nie zwalnia ani na moment – artystka otrzymuje kolejne prestiżowe nagrody muzyczne, nowe single stają się przebojami, a kolejne albumy hitami wydawniczymi.

Pod prąd (sic!)

Co słyszymy i widzimy w działalności artystycznej Sanah? Pierwsze albumy są niemalże monotematyczne: poszukiwanie prawdziwej i romantycznej miłości, wielkie emocje związane z miłością zawiedzioną i tą oczekiwaną, brak pewności siebie i zagubienie, przed którym może uratować tylko ten jedyny, upragniony, umiłowany. Do tego teledyski, w których królują suknie w dawnym stylu, koronki i róże, nawiązujące do kobiecej estetyki z początków XX wieku. Krótko mówiąc, widzimy kreację idącą całkowicie pod prąd współczesnym narracjom o roli kobiet. Zamiast siły, niezależności i chłodnej racjonalności mamy delikatność, zaplątanie we własnych emocjach i opowieści o tym, że dziewczyna może zostać uszczęśliwiona tylko dzięki kochającemu mężczyźnie. Nie będę rozwijał tego wątku, gdyż zrobił to już w swoich tekstach i podcaście Piotr Kaszczyszyn – zainteresowanych odsyłam do tych źródeł. W tym miejscu chciałbym jedynie zauważyć odwagę artystki w proponowaniu własnej drogi, obcej mainstreamowi, w którym jednak – mimo wszystko – bryluje dzięki kolejnym hitom.

Pewnego rodzaju przełomem w twórczości Sanah był album „Uczta”, do współtworzenia którego artystka zaprosiła całą śmietankę polskiej sceny okołopopowej: od wspomnianego Dawida Podsiadły i Kwiatu Jabłoni po Artura Rojka i Grzegorza Turnaua. Tutaj, oprócz typowych dla artystki tekstów napisanych potoczną mową upstrzoną kolokwializmami, pojawiają się również teksty poetów – Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i Edgara Allana Poego. Seria „Poezyje” powstała poniekąd na przedłużeniu tego projektu.

„Poezyje” śpiewane

Umuzycznianie poezji jest praktyką sięgającą czasów starożytnych i rozwijającą się w różnych formach na przestrzeni wieków, by wspomnieć tylko słynne renesansowe madrygały czerpiące z poezji wielkich twórców z Petrarką na czele. Od dziesięcioleci w Polsce nie brakuje amatorów tzw. poezji śpiewanej. Do tego nurtu można zaliczyć zarówno średnio udane pod względem muzycznym piosenki z gitarą, jak i znacznie bardziej ambitne projekty, takie jak chociażby album „Herbert” Karima Martusewicza czy kompozycje nieodżałowanej pamięci Jacka „Budynia” Szymkiewicza.

Komponowanie muzyki do poezji jest jednak sprawą trudną na wielu poziomach. Już pod względem technicznym skomponowanie utworu w oparciu o tekst poetycki wymaga w pierwszym rzędzie uchwycenia i dobrego zrozumienia wewnętrznej rytmiki opracowywanej poezji. Wbrew pozorom wiersze oparte na bardziej regularnych i powtarzalnych schematach wcale nie są łatwiejsze do umuzycznienia (oczywiście o ile kompozytor nie chce wpaść w banał i kicz). Potrzebna jest duża inwencja, kreatywność i, naturalnie, solidny warsztat kompozytorski.

Ponadto pisanie muzyki do popularnej poezji przypomina nieco tworzenie adaptacji filmowej znanej książki. Każdy, kto zna oryginał, ma swoje własne wyobrażenia, skojarzenia, klimat. Twórca dokonujący owej magicznej „transmutacji” jednego działa sztuki w inne również posiada własną interpretację dzieła, czasem bardzo odmienną od interpretacji odbiorców. Na dodatek musi uwzględniać prawa, którymi rządzi się owa druga dziedzina sztuki. Podobnie jak w filmie nie da się poprowadzić narracji, tak jak prowadzi się w książce, tak i piosenka pop jest po prostu światem odmiennym od poezji. Trudno się zatem dziwić, że podobnie jak netflixowy „Wiedźmin” czy amazonowe „Pierścienie władzy” zbierają bezlitosną krytykę od fanów prozy Sapkowskiego i Tolkiena, tak Sanah srogo obrywa się od miłośników Szymborskiej czy Słowackiego za to, że wciskając wiersze w ramy prostych popowych piosenek, banalizuje i wypacza sens ważnych dla nich utworów.

W tych zarzutach jest niewątpliwie trochę racji. Wiele rozwiązań melodyczno-rytmicznych i harmonicznych niebezpiecznie ociera się o banał. O ile w opowiastkach miłosnych spisanych potocznym językiem prosta (acz dopieszczona produkcyjnie) muzyka świetnie koresponduje z tekstem, o tyle w spotkaniu z poezją z nieco wyższej (lub zgoła najwyższej) półki może powodować zgrzyt u odbiorcy. Również regularna rytmiczność tekstów w kilku piosenkach zaowocowała nieco monotonnym, żeby nie powiedzieć: wprost nudnym, powtarzaniem tego samego schematu muzycznego. Od strony aranżacyjno-produkcyjnej natomiast nie dzieje się praktycznie nic, czego nie znalibyśmy z wcześniejszych płyt artystki.

Mimo powyższych zarzutów uważam ten projekt za bardzo udany i wartościowy.

„Poznaj samego siebie”

Po pierwsze, mimo mankamentów nadal jest to po prostu przyzwoicie napisany i świetnie wyprodukowany pop. Uważam, że „Kamień” z tekstem Asnyka i „Do * w sztambuch” do słów Mickiewicza są zrobione hitowo, a kanoniczny „Hymn” Słowackiego, przefiltrowany przez znaną z wcześniejszych albumów wrażliwość Sanah, stał się po prostu porządną, wpadającą w ucho popową balladą.

Po drugie, nieco abstrakcyjne retro-teledyski towarzyszące piosenkom są po prostu piękne, kontemplacyjne, hipnotyzujące. Oczywiście nawiązują do wspomnianej wcześniej opcji preferencyjnej na rzecz oldschoolowej roli kobiety, której Sanah konsekwentnie się trzyma, choć w tym miejscu to akurat mniej istotne.

W końcu album ten jest po prostu bardzo pouczający. Nie chodzi mi tu wyłącznie o niewątpliwy walor edukacyjny, polegający na promocji wielkiej poezji wśród odbiorców artystki, zwłaszcza młodych. Na „Poezyje” patrzę jako na naturalny etap drogi, którą artystka podąża właściwie od początku kariery. Podmiot liryczny w piosenkach Sanah jest zawsze w kontakcie z własnym wnętrzem. Widzi swoje uczucia, pragnienia i obawy, nazywa je po imieniu, konfrontuje z rzeczywistością zewnętrzną.

Jak przypomina papież Franciszek w swoich fenomenalnych katechezach środowych o rozeznawaniu duchowym, poznanie samego siebie jest jednym z warunków wstępnych dobrego rozeznania, a ostatecznie spotkania z Bogiem i szczęśliwego życia. Wśród innych elementów wymienia odnalezienie w sobie wielkich pragnień, które niczym gwiazdy rozświetlają nam drogę, oraz patrzenia na swoje życie jak na opowieść, z której możemy się wiele nauczyć. Wszystkie te elementy, co najmniej w formie zalążkowej, odnajdujemy w całokształcie twórczości Sanah, która stanowi świetną lekcję kontaktu z własnym wnętrzem, odczytywania własnych uczuć, nazywania ich i umiejętności mówienia o nich. Kiedy jednak rzeczywistość naszego wnętrza i głębia tematów, z którymi próbujemy się zmierzyć, okazuje się zbyt złożona, potrzebujemy mądrych przewodników. Mogą być nimi bardziej doświadczone osoby, które nam towarzyszą duchowo i egzystencjalnie, ale również klasycy duchowości, wielka literatura i muzyka, w końcu poezja. Na swoim nowym albumie Sanah dotyka kwestii najwyższej egzystencjalnej wagi: poświęcenia, przemijania, miłości, ojczyzny, wolności, Boga. Myślę, że decyzja, by obrać sobie za przewodników po tych sprawach autorów tak przenikliwych, jak Adam Asnyk, Juliusz Słowacki, Adam Mickiewicz, Krzysztof Kamil Baczyński czy Wisława Szymborska, jest nie tylko gestem autorskiej pokory, ale po prostu strzałem w dziesiątkę z punktu widzenia pogłębionego spojrzenia na rzeczywistość.

.Czy jednym z elementów składających się na fenomen Sanah jest nasza tęsknota za umiejętnością przyjmowania własnych uczuć i mówienia o nich niezależnie od opinii innych? Tęsknota, która budzi się, kiedy zaczynamy się uważniej wsłuchiwać w piosenki młodej artystki? Zaryzykowałbym hipotezę, że tak właśnie jest. Choć być może przemawia tu przeze mnie mój jezuicki optymizm w kwestii ludzkiej natury. Niemniej jednak, jeśli spotkasz kiedyś Zuzannę, Drogi Czytelniku, podziękuj jej w moim imieniu za popkulturową lekcję wchodzenia w głąb siebie. Ku spotkaniu z samym sobą, z Drugim i z Bogiem.

Dominik Dubiel SJ

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 23 października 2022