
Gdy rodzice się starzeją
Kiedy nasi rodzice słabną i stają się coraz mniej samodzielni, stajemy przed poważnymi pytaniami o sposób opieki nad nimi. Nie ma na nie gotowych odpowiedzi, każda rodzina musi wypracować własną drogę – fragment książki Gdy rodzice się starzeją. Praktyczny i duchowy przewodnik, autorstwa Annie i Claude BEAUDUCEL
Czy rodzice stają się naszymi dziećmi?
.Trzy zasadnicze potrzeby osoby starszej to poczucie bezpieczeństwa, bycie użytecznym i kochanym. A zatem to głównie ich będą dotyczyły oczekiwania i prośby naszych rodziców, kierowane szczególnie pod naszym adresem.
Potrzeba bezpieczeństwa
.Dla starzejących się rodziców nasza obecność staje się coraz bardziej niezbędna; nieobecność może ich niepokoić i czasem mogą źle znosić nasze wyjazdy – wakacyjne czy inne. Jest w nich jakby nowa potrzeba emocjonalnego bezpieczeństwa, ochrony.
Po śmierci mojego ojca mama nie była już w stanie znieść rozstań ze swoimi dziećmi; były więc niekończące się pożegnania, którym często towarzyszyły łzy (Marianne).
Niepokój ten może przejawiać się w ich negatywnych, pesymistycznych lub wręcz agresywnych wypowiedziach. Łatwo możemy odebrać je jako osobiste ataki czy zarzuty.
„Mogłaś przyjść wcześniej! Niepokoiłam się!” – tak wita mnie moja mama, ale ja muszę najpierw dokonać nie lada wyczynów, żeby tak zorganizować swój dzień, by być dyspozycyjną dla niej (Anne).
Na początku być może będzie nam trudno powstrzymać się od ostrej riposty w swojej obronie… Chodzi jednak o to, by pomału przyswajać sobie nowy sposób patrzenia na naszych rodziców – rozumieć ich lęki i przyjmować je jako wołanie o pomoc. Taka zmiana postawy nie dzieje się sama. Stopniowo dociera do nas, że nie jesteśmy już dziewczynką czy chłopcem dostającymi reprymendy, ale osobą dorosłą, na której nasi rodzice, będąc teraz w podeszłym wieku, mogą się wesprzeć. Nasze jedno krótkie zdanie, wypowiedziane z łagodnością, ma moc ich uspokoić: „No i widzisz, mamo, jestem tu, nie zapomniałam o tobie”.
Potrzeba bycia użytecznym
.Seniorom drobne sprawy życia codziennego zabierają coraz więcej czasu. Wszystko staje się trudniejsze: działania poza domem wymagają większego wysiłku, zakupy i przemieszczanie się męczą, kwestie finansowe stają się tematem rozmów i powracającą obawą. Odwiedziny i zaproszenia także wywołują u nich niepokój, bo przecież nadal zachowują zrozumiałą troskę o „dobre przyjęcie”.
Nasi rodzice, wcześniej świetnie radzący sobie z codziennymi problemami, coraz częściej też zwracają się do nas z prośbą o załatwienie ich spraw. W efekcie, często wśród naszego osobistego i rodzinnego zabiegania, jesteśmy dodatkowo wzywani na pomoc.
Moja matka, która była wzorową panią domu i lubiła urządzać u siebie spotkania rodzinne, zaczyna panikować, jak tylko zapowiada się jakaś wizyta, i coraz częściej muszę ją uspokajać, przychodząc z pomocą we wszystkich przygotowaniach (Anne).
Odkrywamy – nieraz ze zdziwieniem – że nasi rodzice mają swoje własne zranienia. Choć zdawało się, że pokonali już życiowe próby i zdobyli pewną równowagę, mogą u nich powracać jakieś lęki.
U mojej mamy, która przeżyła okres okupacji i wojennej biedy, pozostała troska o to, żeby nigdy niczego nie zabrakło, dlatego ciągle gromadzi po szafkach żywność – „na wszelki wypadek!” (Chantal).
Inny przykład to anegdota świetnie obrazująca lata niedostatku wywołanego wojną: znajoma znalazła w szafie swojej matki pudełko z takim napisem: „Małe kawałki sznurków. Do niczego się nie nadają, ale nigdy nie wiadomo…”.
Uświadamiamy sobie zatem, że odtąd musimy zająć się swoimi rodzicami i chronić ich. Coś musi się w nas przełączyć i na początku może to budzić niepokój. Możemy być jednocześnie szczęśliwi, że nas potrzebują, i poirytowani, bo często zaburza to nasze życie osobiste. Z biegiem czasu rodzice mogą na różne sposoby stać się od nas zależni. Ubywa im sił i cierpią na rozmaite dolegliwości lub fizyczną niepełnosprawność. Trzeba ich czasem zawieźć do lekarza, zrobić zakupy, zjeść z nimi posiłek, rozwiązać problem z ogrzewaniem, napisać list, wypełnić urzędowy formularz itp. Dla rodziców może to być bardzo trudne, ponieważ mają oni cały czas pragnienie bycia użytecznymi. Potrzebują pomocy, ale czuwajmy nad tym, aby zapewniając im swoją obecność, pozostawiać im równocześnie jak najwięcej autonomii.
Mama nie mogła już co prawda chodzić, ale nadal mogła robić na drutach odzież dla swoich wnuków i każde nowe narodziny były okazją do przygotowania wyprawki, dokładnie według potrzeb i zamówienia jej dzieci (Clémence).
Mój ojciec do końca życia wycinał z gazety dla każdego ze swoich dzieci artykuły, które ich dotyczyły. Wiele razy z moimi braćmi i siostrą skorzystaliśmy z tej jego pracy i wyszukiwania dla nas przydatnych treści (Laurent).
Zrozumiałam, że mama potrzebuje, żebym jej przypominała o datach urodzin jej wnuków (ma ich dwadzieścioro, więc niełatwo te wszystkie daty spamiętać!), ponieważ lubi wysłać każdemu z nich kartkę z życzeniami i pokazać, że o nim myśli (Françoise).
W gruncie rzeczy, chociaż to już nie my potrzebujemy naszych rodziców, lecz teraz oni muszą się oprzeć na nas, to nadal pozostają naszymi rodzicami! W jakimkolwiek byliby stanie, zachowują całą swoją godność. To oni dali nam życie, a wraz z nim, co do zasady, wychowanie i całą miłość, do jakiej byli zdolni. Nasz szacunek powinien pozostać nienaruszony.
Potrzeba bycia kochanym
.W ciągu naszego życia byliśmy przyzwyczajeni przede wszystkim do przyjmowania miłości naszych rodziców. Oczywiście, my też okazywaliśmy im miłość, ale w okresie ich starości powoli uświadamiamy sobie, że sytuacja się odwraca. Nasi rodzice potrzebują czuć się kochani, nawet jeśli się o to głośno nie dopominają. Gesty macierzyńskie, ojcowskie czy gesty miłości? Równocześnie rodzice nie przestają być osobami dorosłymi. Konfrontacja z ich słabościami i kruchością może wywoływać w nas zażenowanie czy wręcz nas razić. Im bardziej stają się wątli i zależni, tym bardziej mogą się w nas rodzić wobec nich gesty podobne do tych, jakimi obdarzaliśmy nasze dzieci – gesty matki i ojca wobec naszych własnych rodziców, szczególnie wtedy, gdy trzeba im pomóc przy posiłku czy toalecie. Jednocześnie zaś wyraźnie czujemy, że istnieje tu pewna różnica.
Opiekowanie się dziećmi wydaje nam się całkowicie naturalne. Jesteśmy odpowiedzialni za ich zdrowie, dobrostan, rozwój. Nasze macierzyńskie i ojcowskie gesty są zarówno okazją do okazania im miłości, jak i zapewnienia potrzebnego bezpieczeństwa. Natomiast od rodziców zasadniczo odcięliśmy pępowinę. Opuściliśmy ojca i matkę, żeby prowadzić własne życie, a więc powrót do takiej bliskości może nam się wydawać trudny.
Kiedy nasz ojciec nie mógł już wstawać z łóżka, jego codzienne życie skomplikowało się i czasami, w niedziele, musiałyśmy z siostrą pomagać mu w myciu i przebieraniu. Coś, czego obawiałam się jako sytuacji krępującej intymności, okazało się jakimś wstrząsającym momentem posługi. Wzruszał mnie widok naszego ojca świadomego, ale całkowicie zdanego na nas, pokornie powierzającego się w ręce swoich dzieci. W myciu cierpiącego ciała tego, który nas spłodził i wychował, było coś sakralnego, transcendentalnego wobec realizmu tej chwili (Élisabeth).
Współczucie
.Rozumiemy wówczas, że możemy wznieść się ponad relację emocjonalną i wejść w postawę prawdziwego współczucia wobec rodziców.
Gdy mój ojciec zbliżał się do kresu życia, poczułam się przynaglona, by powiedzieć mu, że go kocham, bo w naszej rodzinie nigdy się tego nie mówiło, to było tylko domyślne! Po długim wahaniu, pewnego dnia zdobyłam się na to, a ojciec z kolei zdołał wyrazić mi swoją czułość tak, jak nigdy wcześniej. Stało się to dla mnie źródłem pokoju i uzdrowienia (Annie).
W naszej rodzinie relacje uczuciowe były zawsze dość zdystansowane; było w niej dużo ciepła towarzyskiego i intelektualnego, lecz niewiele czułych gestów. Gdy moja matka przeżywa swoje sędziwe lata (dziewięćdziesiąt sześć!), coraz częściej ze zdziwieniem łapię się na tym, że biorę ją w objęcia, kładę dłoń na jej dłoni, na pożegnanie wiele razy ją całuję. Ten kontakt dotykowy jest językiem serca i jestem przekonana, że im bardziej umysł słabnie, tym bardziej relacja przeżywana jest w ciele. Dotykając starsze osoby, dajemy im świadectwo porywu naszego serca (Élisabeth).
Oczywiście sytuacje mogą być bardzo różne, w zależności od relacji, jaką mieliśmy z naszymi rodzicami. Na przykład jedna z naszych znajomych nie była przez swoją matkę chciana i otrzymała od niej niewiele miłości. Bez wątpienia będzie ona potrzebować dużo czasu i doświadczenia najpierw Bożego miłosierdzia, zanim zdoła otworzyć swoje serce na przebaczenie i prawdziwe współczucie wobec matki.

.Bóg w tajemniczy sposób posługuje się wszystkimi zdarzeniami naszego życia, aby z nich uczynić drogę świętości. W dalszym ciągu uczy nas, jak kochać – teraz poprzez towarzyszenie rodzicom, w którym jesteśmy zapraszani do przekraczania dotychczasowego modelu relacji.
Annie i Claude Beauducel
Fragment książki Gdy rodzice się starzeją. Praktyczny i duchowy przewodnik, wyd. „W drodze”, 2024 r. [LINK]