
Afera glifosatu. Podręcznikowy przykład dezinformacji
Sprawa glifosatu, z pewnością najbardziej znanego środka chwastobójczego na świecie, zdumiewa zarówno gwałtownością sądów wyrażanych przez jego przeciwników, jak i licznymi zwrotami akcji – pisze Gil RIVIÈRE-WECKSTEIN
.Międzynarodowa Agencja Badań nad Rakiem (IARC) zaklasyfikowała glisofat jako substancję „prawdopodobnie rakotwórczą”. Tymczasem, wyniki badania przeprowadzonego przez Agriculture Health Study pokazują, że nie ma żadnego związku między stosowaniem glifosatu a wzrostem zachorowalności na raka. A chodzi o jedno z największych badań epidemiologicznych, jakie kiedykolwiek zostało zrealizowane w obszarze rolnictwa – wzięło w nim udział 89 000 osób.
Wszystko zaczęło się wiosną 2015 r. IARC, dokonując oceny glifosatu, określiła go jako „prawdopodobnie rakotwórczy”. Dała tym samym organizacjom ekologicznym asumpt do wytoczenia najcięższych dział przeciwko temu herbicydowi, którego grzechem pierworodnym jest to, że wymyśliła go i komercjalizuje amerykańska firma Saint-Louis, Monsanto. Po Internecie krąży petycja podpisana przez ponad milion osób, w której pada żądanie zakazania jego stosowania.
A tak naprawdę glifosat jest jednym z najmniej toksycznych środków chwastobójczych. Od ponad 30 lat jest stosowany w rolnictwie. Na całym świecie podlega ciągłej i ścisłej kontroli ze strony agencji zajmujących się oceną zagrożeń sanitarnych. Wszystkie są zgodne: glifosat nie jest ani rakotwórczy ani mutagenny, ani nie powoduje zaburzeń płodności. W swoim oświadczeniu z 15 marca 2017 potwierdziła to także Europejska Agencja Chemikaliów (ECHA). Każdemu, kto wie, jak działa ten herbicyd (a blokuje on u roślin proces fotosyntezy), łatwo jest zrozumieć, dlaczego nie jest on predestynowany do wywoływania chorób typu nowotworowego. Jak zatem wyjaśnić to wyjście przed szereg i ten upór tak renomowanej przecież instytucji międzynarodowej jaką jest IARC?
Rąbka tajemnicy uchyliła niedawno brytyjska agencja prasowa Reuters. Dotarła ona do zeznań Aarona Blaira, przewodniczącego grupy roboczej IARC, przygotowującej ocenę glifosatu, złożonych pod przysięgą w trakcie śledztwa w Kalifornii. Kluczowe w tej sprawie badanie zostało odrzucone tylko dlatego, że jego rezultaty – znane Aaronowi Blairowi – nie były jeszcze opublikowane.
Chodzi o wnioski z badania przeprowadzonego przez Agriculture Health Study. Jego autorzy nie znaleźli żadnego związku między stosowaniem glifosatu a powstawaniem nowotworów. A było to jedno z największych badań epidemiologicznych, jakie kiedykolwiek zrealizowano w obszarze rolnictwa – wzięło w nim udział 89 000 osób: pracowników rolnych oraz rolników ze stanów Iowa i Karolina Północna, a także ich rodzin. Aaron Blair, pytany przez adwokatów Monsanto, przyznał, że gdyby te wnioski zostały wzięte pod uwagę przez ekspertów IARC, ocena glifosatu z pewnością byłaby inna. I nie byłoby tego całego zamieszania wokół herbicydu.
Ciężko będzie agencji IARC zmienić ocenę glifosatu i jednocześnie wyjść z tej afery z twarzą, zachowując pełne zaufanie opinii publicznej, która przecież na skutek działań różnych organizacji pozarządowych uwierzyła w szkodliwość preparatu.
.Nie jesteśmy dziś świadkami zwykłej kłótni między ekspertami, ale prawdziwej medialnej propagandy, zorganizowanej w sposób świadomy przez organizacje ekologiczne i ich współpracowników, w tym kilku walczących, odrzucając racjonalne argumenty, dziennikarzy.
Rządy krajów europejskich – a zwłaszcza rząd francuski – będą musiały dać dowód sporej odwagi, aby przyjąć stanowisko Komisji Europejskiej w tej kwestii. Chce ona bowiem, żeby rolnicy mogli korzystać z tego herbicydu o tak korzystnym profilu toksykologicznym. Trudno jednak sobie wyobrazić inną decyzję, zważywszy na dostępne informacje. W szczególności te, ujawnione ostatnio przez Reutersa.
Gil Rivière-Weckstein