Hoshyar SIWAILY: Kurdystan będzie niepodległym państwem

Kurdystan będzie niepodległym państwem

Photo of Hoshyar SIWAILY

Hoshyar SIWAILY

Szef Biura Stosunków Zagranicznych Partii Demokratycznej Kurdystanu

Photo of Michał KŁOSOWSKI

Michał KŁOSOWSKI

Zastępca Redaktora Naczelnego „Wszystko co Najważniejsze”, szef działu projektów międzynarodowych Instytutu Nowych Mediów, publikuje w prasie polskiej i zagranicznej. Autor programów radiowych i telewizyjnych. Stypendysta Departamentu Stanu USA oraz rzymskiego Angelicum. Ukończył studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie i London University of Arts.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Dzień po zakończeniu wizyty papieża w Iraku i Kurdystanie z Hoshyarem SIWAILYM, szefem Biura Stosunków Zagranicznych Partii Demokratycznej Kurdystanu – o przyszłości Iraku, Kurdystanu i o tym, jakie skutki dla regionu może mieć historyczna papieska wizyta – rozmawia Michał KŁOSOWSKI

Michał KŁOSOWSKI: – Podczas pielgrzymki Franciszek odwiedził także Kurdystan, odprawiając mszę świętą na stadionie w Irbilu. Co jest najistotniejsze dla Kurdów w wizycie papieża?

Hoshyar SIWAILY: – Warto zacząć od historii. Relacje Autonomicznego Regionu Kurdystanu z Watykanem sięgają 2005 r., kiedy ówczesny prezydent Iraku narodowości kurdyjskiej, a wcześniej przewodniczący Patriotycznej Unii Kurdystanu Dżalal Talabani został oficjalnie przyjęty przez papieża Benedykta XVI. Spotkanie głowy Kościoła katolickiego i prezydenta Iraku, z pochodzenia Kurda, rozpoczęło 15-letni proces budowania relacji między obu stronami, czego efektem była wizyta papieża Franciszka w Irbilu, stolicy Kurdyjskiego Okręgu Autonomicznego.

Warto to podkreślić: wizyta Jego Świątobliwości znacząco wzmocniła relacje dyplomatyczne Kurdystanu i Watykanu. Msza święta zorganizowana na stadionie w Irbilu, która zgromadziła 10 tys. osób, była dla świata szeregiem istotnych sygnałów.

Po pierwsze, potwierdziła, że Irbil jest miejscem pokojowej koegzystencji i tolerancji religijnej w Iraku. Po drugie, papież zwrócił uwagę na znaczenie Kurdystanu i jego miejsce w świecie, ponownie wzmacniając relację między nami a Stolicą Apostolską. Wizyta papieża miała także znaczenie dla chrześcijan całego świata. Papież słuchał uważnie świadectw o tym, jak Irbil i Kurdowie udzielali pomocy prześladowanym chrześcijanom od 2003 r. Nie da się tego ukryć: chrześcijanie przeżyli w Iraku coś strasznego, najpierw z rąk Al-Kaidy, potem tzw. Państwa Islamskiego. Pielgrzymka papieża w symboliczny sposób otwiera nowe drzwi, promuje współpracę, pomoc i potwierdza, że w Irbilu chrześcijanie będą bezpieczni.

Co wizyta papieża zmieni w regionie?

– Dzisiaj Irbil jest miastem pokoju. Jestem pewien, że wizyta papieża dodatkowo wzmocni rolę Kurdystanu jako miejsca, w którym wolność religijna i pokojowe współistnienie nabierają mocy i wyrazu. Wizyta papieża była przede wszystkim wyrazem uznania dla poświęcenia i roli tego miasta w przeszłości. Spodziewam się także, że obecność papieża zmotywowała ludzi do podążania tą samą ścieżką w przyszłości. 

Celem tej wizyty było także ponowne zwrócenie uwagi świata na Irak.

– Przesłanie papieża i cel jego wizyty miały dwa aspekty. Po pierwsze: oddzielenie religii od polityki. W jednym z najważniejszych miast muzułmańskich, Nadżafie, Franciszek odbył prywatne spotkanie z wielkim ajatollahem as-Sistanim, jednym z najbardziej wpływowych i szanowanych duchownych szyickich.

Ali as-Sistani różni się od irańskich szyitów właśnie swoją umiejętnością zdystansowania się od polityki. Nawet jeśli czasem zdarzało mu się dokonywać interwencji w kwestiach spornych, to w większości przypadków pozostawia politykę politykom. To być może najważniejsze wydarzenie pielgrzymki papieża pozostawiło świat z ważnym przesłaniem: pokojowego współistnienia i potwierdzenia prawa irackich chrześcijan.

A drugi aspekt?

– Sprzeciw wobec ekstremizmu, który zapadnie nam w pamięć za sprawą dwóch wydarzeń. Pierwszym było spotkanie Franciszka z przedstawicielami irackich przywódców religijnych na pustyni w pobliżu liczącego blisko 6000 lat zigguratu na równinach Ur, uważanego za miejsce narodzin Abrahama. W spotkaniu uczestniczyli przedstawiciele muzułmanów, chrześcijan, jazydów i mandejczyków, których papież wezwał do współpracy i do pokoju. A papieska wizyta w Karakoszu na Równinie Niniwy pozwoliła Franciszkowi zobaczyć tragiczne skutki terroru dokonanego przez ekstremistów z tzw. Państwa Islamskiego. Ojciec Święty zetknął się tam oko w oko z tym, co przyniosła przemoc, z jaką borykali się chrześcijanie i inne społeczności regionu, który do dzisiaj symbolizuje ucisk ISIS w imię islamu.

Samuel Huntington w Zderzeniu cywilizacji pisał o konflikcie. Tymczasem przedstawienie przez papieża Iraku i w szczególności Kurdystanu jako miejsca pokoju było bardzo istotne, także w ramach misji Jego Świątobliwości jako promocji braterstwa i pokoju między religiami. Papież doprowadził do spotkania wielkich i starych cywilizacji pod znakiem dialogu, nie konfliktu. Wysłuchałem z uwagą jego uwag i przemówień. On wysłuchał naszych. Złączyliśmy się pod jednym przesłaniem miłości, rodziny religii i pokoju wyznań.

Franciszek jest pierwszym od dawna przedstawicielem świata Zachodu, który przyjechał do Iraku głosić pokój. Jak świat zachodni może pomóc Irakowi, a zwłaszcza Kurdystanowi?

– Zanim poprosimy kogoś o pomoc, powinniśmy odpowiedzieć sobie na pytanie, jak sami możemy sobie pomóc. Jeśli Irak lub iraccy politycy nie pójdą po rozum do głowy, to żadna pomoc Zachodu nas nie uratuje.

Wyzwanie stojące przed Irakiem i Kurdystanem jest jedno: uświadomić sobie nasze słabości i zacząć się rozwijać. Dopiero wtedy i tylko na niektórych etapach możemy prosić i oczekiwać pomocy od naszych przyjaciół. Czasem będzie to wsparcie polityczne. Niekiedy moralne, finansowe lub techniczne. Nie można mieć jednego bez drugiego, ale wiemy, od czego powinniśmy zacząć: od siebie.

Co z pomocą finansową?

– Szacunki zmarnowanych dolarów w Iraku w ciągu ostatnich dwudziestu lat sięgają miliardów. Jak przełożyły się one na pokój, szczęście i wzrost bogactwa? Czy jest to stosunek choć trochę proporcjonalny? Nie jestem tego pewien. Jeśli Irak nie rozwinie swoich zdolności do zarządzania państwem (ang. to govern), to żadna pomoc nie zmieni jego rzeczywistości. 

Musimy zacząć od siebie, ale nie możemy zostać sami. Bez przyjaciół nie sprostamy wielkim wyzwaniom, które stoją przed przyszłością Iraku. Doskonałym tego przykładem jest wojna z terroryzmem. Bez oddziałów wojskowych rozlokowanych na miejscu, przede wszystkim Kurdów, Zachód byłby zupełnie bezradny w walce z Państwem Islamskim. My natomiast bez zachodnich pieniędzy, szkoleń, broni, technologii i wywiadu nie moglibyśmy marzyć, aby przeciwstawić się szaleńczej determinacji bojowników ISIS. Także wizyta papieża nie mogłaby się odbyć bez naszej woli i gotowości do rozwoju oraz wsparcia sojuszników.

Te papieskie cztery dni w Iraku były bardzo intensywne. Co wizyta Franciszka mówi o przyszłości Iraku?

– Watykan jest ważnym ośrodkiem zarówno duchowym, jak i politycznym, a papież jest jednym z najważniejszych światowych liderów. Choć znaczenie tej wizyty w Iraku było ogromne, to jej charakter jest przede wszystkim symboliczny. Naiwnością byłoby oczekiwanie, że po wizycie papieża nasze problemy znikną, a Irak stanie się krainą mlekiem i miodem płynącą. Dzisiaj potrzebujemy realizmu i motywacji do dalszego działania na rzecz Kurdystanu, nie składając na barki papieża zbyt dużego ciężaru.

Pod względem symbolicznym papieżowi udało się jednak coś niemal niewyobrażalnego. Niewielu ludzi odważyłoby się udać do Karakoszu. Niewielu zdecyduje się na podróż do Iraku, Mosulu, Nadżafu. Decyzja papieża o tej podróży będzie oceniana i wspominana z perspektywy lat, jednak jako politycy musimy być realistami. Prawda jest następująca: po kilku latach zmienią się warunki, oby na lepsze, a wizyta papieża pozostanie symbolem obecnego czasu; niczym więcej. Powinniśmy ją zatem postrzegać wyłącznie w kontekście tego, czym była i co nam przekazała.

Czyli dla Kurdów była to wizyta wyłącznie symboliczna?

– Symbolika jest istotna i to na niej powinniśmy się skupić. Teraz świat wie, że Irbil jest bezpieczny. Papież mógł odprawić swoją ostatnią mszę w stolicy Iraku, w Bagdadzie, tak jak nakazuje tradycja. Nie zrobił tego, ponieważ wie, że Bagdad nie jest bezpieczny dla tego rodzaju dużych zgromadzeń. Nie byłoby to bezpieczne ani dla niego, ani dla osób, które by w tej mszy uczestniczyły. 

O wizycie papieża Franciszka donosił prawie każdy kanał informacyjny na świecie. Zostanie o tym napisane tysiące stron w prawie każdym języku. O Iraku i papieżu mówią setki tysięcy osób od Australii po Wielką Brytanię. Mimo ryzyka, także związanego z koronawirusem, ludzie wychodzili i spoglądali na papieża z nadzieją, nawet jeśli wyznawali inną wiarę niż on. Papież tchnął nową nadzieję w przyszłość religii i pokojowe współistnienie narodów. Jego wizyta w Iraku była czymś metafizycznym, czego nie powinniśmy rozpatrywać w kontekście zmian politycznych czy gospodarczych jednego kraju.

Więc jeśli mamy być realistami, w świetle tego, jak dziś wygląda Irak i jak przebiegła wizyta Franciszka, jaka jest przyszłość tego kraju?

– Dzisiaj bardzo trudno odczytać przyszłość, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie. Polityka jest skomplikowana. Wielu graczy wpływa pozytywnie lub negatywnie na rozwój sytuacji w regionie. Dla nas kluczowe są sprawy podstawowe. Konstytucja Iraku z 2005 roku usankcjonowała istnienie Kurdyjskiego Rządu Regionalnego posiadającego pełną wewnętrzną autonomię na obszarze Kurdystanu. W ciągu ostatnich miesięcy kilkanaście delegacji zostało wysłanych z Irbilu do Bagdadu, aby rozstrzygnąć sprawy związane z samym tylko budżetem. Zmagamy się z wyzwaniem, jakim jest nieprzestrzeganie przez Bagdad zapisów konstytucji. Jeśli kraj nie uznaje podstaw prawnych naszych relacji, trudno patrzeć w przyszłość. A tak właśnie jest dzisiaj.

Brzmi to pesymistycznie. Nie ma Pan nadziei na przyszłość Kurdystanu?

– Nie ma Kurdystanu bez nadziei. Wiem o tym dobrze. Od 1981 do 1984 r. sam byłem peszmergiem i ze strzelbą w ręku walczyłem z potężnym rządem w Bagdadzie, na którego czele stał Saddam Hussein. Bez nadziei i determinacji nie mógłbym wówczas przeżyć.

Pokolenia Kurdów przez wiele lat żyły nadzieją i o nią walczyły. Dzięki niej dotarliśmy do punktu, w którym znajdujemy się dzisiaj, i wiemy już na pewno: Kurdystan powinien być niepodległym krajem. Ale czy możemy tę niepodległość osiągnąć już teraz? W obecnej sytuacji międzynarodowej jest to bardzo trudne. Spoglądając na przykład innych narodów, które przeszły podobną drogę do tej, którą zmierza naród kurdyjski, wiemy, że do urzeczywistnienia woli narodu w postaci wolnego państwa potrzeba czegoś więcej niż gotowości. Potrzebne są także okoliczności.

Zwróćmy uwagę na Polskę. Gdyby nie doszło do rozkładu Związku Radzieckiego pod koniec lat osiemdziesiątych, Polska nie miałaby szans wyzwolić się spod sowieckiej strefy wpływów. Wiemy o tym dobrze: w końcu Polacy niejednokrotnie wcześniej próbowali sprzeciwić się władzy komunistycznej i wyrwać się na wolność. Podobne tendencje narodowotwórcze wyzwoliła I wojna światowa, rozbijając dominację wielkich i wielonarodowych mocarstw kontynentalnych. Dzisiaj także i my czekamy na swoją szansę.

Czymś innym jest zbrojna walka o niepodległość, czymś innym zaś codzienne rządzenie krajem. Czy Kurdystan jest gotowy, by rządzić się samemu?

– Są dwa różne podejścia do tworzenia państwowości. Pierwsze: bez istnienia państwa nie można zbudować instytucji. Dopiero w momencie, kiedy struktura krajowa zacznie się urzeczywistniać, to instytucje administracyjne w naturalny i ewolucyjny sposób wypełnią krajobraz strukturalny państwa. Drugie: bez instytucji nie można stworzyć struktury państwa. Wierzę w tę drugą.

Dużo łatwiej powołać do życia państwo w momencie, kiedy stworzono już jego podstawę administracyjną. Nie oznacza to, że istnienie instytucji gwarantuje istnienie państwa. Jest wiele przykładów na świecie, kiedy powołano instytucje, a nie udało się stworzyć suwerennego państwa. Jednak instytucje nie posiadają wpływu na stosunki międzynarodowe. Ostatecznie wciąż powracamy do postawionej już tezy: musimy liczyć przede wszystkim na siebie. 

Daron Acemoğlu i James A. Robinson, autorzy książki Why Nations Fail: The Origins of Power, Prosperity, and Poverty, twierdzą, że bez instytucji bardzo trudno jest rządzić krajem. Dlatego powołaliśmy państwo kurdyjskie. Pamiętajmy jednak, że 20 lat w historii narodów to bardzo krótki czas. Zarówno instytucje, jak i demokracja krystalizują się w procesie ewolucji. Nawet w Europie obserwujemy kryzys instytucji demokratycznych. Tego procesu nie możemy przyśpieszyć. Kluczowym zadaniem dla nas pozostaje rozumienie międzynarodowej dynamiki sił, odporność i determinacja w dążeniu do w pełni niepodległego Kurdystanu. To realistyczne podejście, które pozwala już dzisiaj powiedzieć, że jesteśmy na tę niepodległość gotowi.

Rozmawiał: Michał Kłosowski
Więcej w najnowszym wydaniu miesięcznika opinii „Wszystko Co Najważniejsze”, nr 28 [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 13 marca 2021