

Pielgrzymka nadziei. Franciszek w Iraku
Pielgrzymkę w te rejony Bliskiego Wschodu – do Iraku, Egiptu i Izraela – planował już Jan Paweł II – pisze Michał KŁOSOWSKI na kilka dni przed wylotem do Iraku, skąd będzie relacjonował kolejną papieską pielgrzymkę.
Dopóki papież Franciszek nie wejdzie na pokład samolotu, którym na polecieć do Bagdadu, ta pielgrzymka może się w ogóle nie odbyć. I wielu zależałoby na tym, aby się nie odbyła, wielu twierdzi, że to nierozważne. Dla nas dziennikarzy którzy będą na miejscu będzie to wyzwanie. Wojna i pandemia to przecież nie jest dobre połączenie. Jednak Ojciec Święty jest niezwykle zdeterminowany i wszystko wskazuje na to, że pierwszą – po koronawirusowej przerwie – podróżą apostolską Franciszka będzie pielgrzymka do Iraku, 5–8 marca 2021 roku. Oczywiście w ścisłym reżimie bezpieczeństwa, ponadto kalendarz papieski będzie bardzo napięty. Bo jeśli nie papież, to kto ujmie się za milionami szykanowanych, setkami tysięcy mordowanych, rzeszami przesiedlanych? I dlatego dla wielu papieska wizyta w Iraku jest co najmniej kłopotliwa, więcej jest jednak takich, dla których jest ona promykiem nadziei. Nie tylko na Bliskim Wschodzie.
Od początku. Ponad rok minął od ostatniej pielgrzymki do Tokio, podczas której papież prosił między innymi o pokój na świecie – pełnym chaosu i wielu konfliktów. Słuchałem i rozmawiałem z uczestnikami tej pielgrzymki na miejscu: rozmawialiśmy o podstawach wiary [Michał KŁOSOWSKI: Czy w Tokio da się być katolikiem?]. Teraz Ojciec Święty udaje się tam, gdzie ludzie doświadczyli cierpienia w skali niewyobrażalnej.
Na ziemi skrwawionej przez rządy Państwa Islamskiego (ISIS), wojny domowe, nękanej kryzysami ekonomicznymi papież apelować będzie o pokój i braterstwo, o odejście od „rozwiązań siłowych” i stawienie czoła wyzwaniom przyszłości – wspólnie: jako narody, jako ludzkość, jako bracia i siostry w wierze.
Ale przecież Irak nie kojarzy się z chrześcijaństwem. Nie ma tam wielkich katedr, jak we Francji, nie ma silnych organizacji katolickich, jak w Niemczech. Franciszek udaje się na peryferie, na pogranicze, tam, gdzie kamery spoglądają wyłącznie wtedy, gdy leje się krew. A jednak te tereny – żyzny półksiężyc tworzony przez rozlewiska rzek Tygrys i Eufrat – to kolebka religii monoteistycznych, w Ur mieszkał sam Abraham. Chrześcijanie pojawili się tam już w I wieku, będąc świadkami zesłania Ducha Świętego. Jednak kilkaset lat później, w VII wieku, po zajęciu tych ziem przez Arabów, chrześcijanie musieli płacić podatek od wyznania, chociaż nie byli zmuszani do zmiany wiary. Budowali miasta, tworzyli lokalne społeczności. W latach 90. XX wieku w Iraku żyło jeszcze 1,2 mln chrześcijan, w 2003 roku 1,5 mln. Ale w latach 2003–2014 ich liczba w tym państwie zmniejszyła się o 1,35 mln w wyniku prześladowań. W 2009 r. po serii ataków bombowych w Mosulu połowa chrześcijan uciekła z miasta, a wcześniej, w 2006 r., zamordowano tamtejszego biskupa Paulosa Faraja Rahho. Został ścięty, a jego ciało porąbano i wyrzucono na śmietnik.
Chrześcijanie są w Iraku traktowani jako kolaboranci współpracujący ze światem zachodnim, światem, który do Iraku i na Bliski Wschód przyniósł tyle cierpienia i łez. W ramach walki z religią chrystusową w Państwie Islamskim muzułmanie wypędzali chrześcijan, dokonywali egzekucji, porywali kobiety i dzieci oraz niszczyli kościoły.
Domy zamieszkane przez chrześcijan oznaczane były literą „N” (Nazarejczyk). Po takim oznaczeniu budynek przechodził na własność muzułmanów z ISIS. Kobiety były zbiorowo gwałcone, po czym często popełniały samobójstwo. W wielu miejscach jeszcze do niedawna trzeba było płacić, by zachować wiarę. Nielicznym chrześcijanom oraz innym ofiarom terrorystów udzielają pomocy Kurdowie. W 2015 roku Open Doors umieścił Irak w rankingu państw najbardziej prześladujących chrześcijan na trzecim miejscu, po Korei Północnej i Somalii.
W Irbilu i sąsiednich miastach, głównie w Kurdystanie, żyje około 95 000 chrześcijan (12 000 rodzin) zarejestrowanych jako wysiedleńcy. Wielu z nich chce, lecz nie może powrócić do domów. Mimo zakończenia działań zbrojnych zniszczenia są znaczne: prawie 13 000 domów w dziewięciu chrześcijańskich osiedlach na obszarze zwanym Równiną Niniwy zostało spalonych lub całkowicie zniszczonych. Jednak na Równinie Niniwy głos i rola przywódców lokalnego Kościoła są silniejsze niż w innych regionach Iraku. Za głosem hierarchów kościelnych podążają nie tylko wierni, ale także władze cywilne. I to daje nadzieję – ponieważ w tamtej części świata chrześcijanie mogą zagwarantować pokój między zwaśnionymi stronami. Bo tego uczy chrześcijaństwo: by budować mosty, by kochać nawet swoich nieprzyjaciół, by zawsze starać się znajdować dobro i budować pokój.
Franciszek wyrusza do świata, który czeka na jego wizytę. Obecny rząd Iraku określił planowaną pielgrzymkę jako „historyczne wydarzenie”, będące symbolicznym przesłaniem pokoju w tym kraju i całym regionie. Jednak stabilizacji w Iraku nadal brak. Zamachy terrorystyczne są tu częste, także w Kurdystanie, który jest uznawany za stosunkowo bezpieczny. Zaledwie kilka dni przed papieską pielgrzymką na lotnisko w Irbilu spadły rakiety.
Pielgrzymkę w te rejony Bliskiego Wschodu – do Iraku, Egiptu i Izraela – planował już Jan Paweł II. Saddam Husajn, ówczesny władca Iraku, nie wyraził jednak na to zgody. Potem przyszła wojna i amerykańska interwencja, którą Jan Paweł II profetycznie nazwał „koszmarnym i nieodwracalnym w skutkach przedsięwzięciem”. Później było Państwo Islamskie. A jesienią ubiegłego roku rozpoczęły się trwające wiele miesięcy krwawe demonstracje i zamieszki z udziałem młodych Irakijczyków, domagających się reform i zdecydowanej walki z korupcją. Powstały w maju 2020 roku nowy rząd ma wielkie plany, prowadzone są przygotowania do wyborów parlamentarnych, które odbędą się w czerwcu 2021 roku. Wizyta papieża ma dodać otuchy zwolennikom reform i pokojowego współżycia w regionie.
Wszystko to jednak rodzi pytania o bezpieczeństwo papieża w czasie planowanej pielgrzymki. Ta wizyta to wymarzona okazja dla tych, którzy walczą z chrześcijaństwem: medialnie i zbrojnie. Wymarzona okazja także do tego, by wskazać, że Franciszek znów szuka przyjaźni daleko od Europy. Pielgrzymka ta to również problem dla świata, skoncentrowanego na walce z pandemią i konieczności przetrwania. To problem dla Saudów i Turcji, dla których Irak jest polem walki o wpływy. To też problem dla wszystkich tych, którzy chcą, by na świecie tliły się konflikty i by zwyciężał radykalizm. Bo Franciszek pielgrzymuje z przesłaniem pokoju i prośbą o opanowanie, wygaszenie radykalizmów i budowanie mostów porozumienia. Dwa ocalałe mosulskie mosty na Tygrysie mogłyby być symbolem tej pielgrzymki.
.Szczególnie ważne będzie spotkanie Franciszka z Alim as-Sistanim, przywódcą szyickich muzułmanów w Iraku. Odbędzie się ono w pobliżu grobu proroka Ezechiela, który dodawał otuchy Izraelitom przebywającym w niewoli babilońskiej. „Prorok dał im nadzieję, że pewnego dnia Bóg tchnie życie w martwe kości. Kiedy modliłem się przy tym grobie, widziałem, że przychodzą tam również muzułmańscy pielgrzymi. Wizyta papieża daje nadzieję, że życie pojawi się również w relacjach chrześcijan i muzułmanów” – powiedział w wywiadzie dla EWTN kard. Fernando Filoni, w latach 2001–2006 nuncjusz apostolski w Iraku i Jordanii.
Nadzieja – to hasło przewodnie tej pielgrzymki.
Michał Kłosowski