Hubertus KNABE: Niemcy piszą historię tej wojny od nowa. A przecież zostali pokonani, nie wyzwoleni

Niemcy piszą historię tej wojny od nowa. A przecież zostali pokonani, nie wyzwoleni

Photo of Hubertus KNABE

Hubertus KNABE

Niemiecki historyk, były dyrektor naukowy Berlin-Hohenschönhausen Memorial, muzeum i pomnika w słynnym byłym więzieniu tortur Stasi w Berlinie. Autor kilku prac na temat ucisku w byłych komunistycznych państwach Europy Wschodniej, zwłaszcza w Niemczech Wschodnich. Wcześnie aktywnie zaangażowany w Partii Zielonych.

75 lat temu Niemcy zostały wyzwolone. A przynajmniej tak twierdzą przywódcy państwa. Pozwoliłoby to Niemcom uciec od historycznej odpowiedzialności. W roku 1945 nikomu bowiem nawet przez myśl nie przeszło, by Niemców wyzwalać – Hubertus KNABE pisze o tym, jak Niemcy piszą historię tej wojny.

.Minęło 75 lat od ogłoszenia przez niemiecki Wehrmacht bezwarunkowej kapitulacji. Nie 8 maja, jak często się sądzi, ale dzień wcześniej. Generał pułkownik Alfred Jodl podpisał dokument kapitulacji w imieniu rządu Rzeszy Niemieckiej we francuskim Reims w dniu 7 maja. Tylko dlatego, że Stalin nalegał na powtórzenie owego aktu triumfu w radzieckiej kwaterze głównej, ceremonia odbyła się następnego dnia po raz drugi w Berlinie – i de facto nie 8 maja, gdyż było wówczas już krótko po północy: stąd Rosja świętuje zwycięstwo w wielkiej wojnie ojczyźnianej dzień później.

Kiedy Niemcy obchodzą rocznicę zakończenia wojny, zastanawiająca jest nie tylko błędna data. Bardziej problematyczne jest przeinterpretowywanie upadku jednego z najbardziej morderczych reżimów w historii świata. Nie tylko czołowi politycy Partii Lewicy, ale także frakcje parlamentarne FDP i Zielonych zażądały, aby 8 maja jako Dzień Wyzwolenia stał się ogólnoniemieckim świętem państwowym. Rząd Berlina wprowadził je już nawet jednorazowo w roku 2023 na terenie tego kraju związkowego. W ten sposób Niemcy niepostrzeżenie zmienili strony: będąc sprawcami, weszli w rolę ofiar.

W rzeczywistości 75 lat temu nikomu nawet przez myśl nie przeszło, by Niemcy wyzwalać. Alianci chcieli je raczej pokonać militarnie – i chcieli to zrobić tak skutecznie, by doprowadzić do bezwarunkowej kapitulacji. Nawet Amerykanie, którzy odegrali największą rolę w przekształceniu Republiki Federalnej w państwo demokratyczne, nie postrzegali siebie jako wyzwolicieli. Wręcz przeciwnie: dyrektywa 1067, podpisana 10 maja 1945 roku przez amerykańskiego prezydenta Harry’ego S. Trumana, zawiera wyraźne polecenie skierowane pod adresem Sztabu Generalnego Stanów Zjednoczonych, zgodnie z którym Niemcy „nie [mają być] okupowane w celu ich wyzwolenia, lecz jako pokonane wrogie państwo”.

Tym bardziej Związek Radziecki nie miał zamiaru wyzwalać Niemców. Gdy w dniu 12 stycznia 1945 roku Armia Czerwona rozpoczęła szturm na Prusy Wschodnie, szef 3 Frontu Białoruskiego, marszałek Czerniachowski, rozkazał swoim żołnierzom: „Przemaszerowaliśmy dwa tysiące kilometrów i widzieliśmy, że zniszczone zostało wszystko, co zbudowaliśmy przez dwadzieścia lat. Teraz stoimy przed jaskinią faszystowskich napastników, którzy nas zaatakowali. Nie zatrzymamy się, dopóki jej nie oczyścimy. Nie ma litości – dla nikogo, tak jak nie było litości dla nas. […] Ziemia faszystów musi stać się pustynią”.

Również Niemcy dalecy byli od wiwatowania na cześć alianckich sił zbrojnych. Nie wynikało to jedynie z szokującego zachowania żołnierzy Armii Czerwonej wobec ludności cywilnej, lecz raczej z faktu, iż większość ludności do końca identyfikowała się z reżimem nazistowskim. W przeciwieństwie do wielu innych krajów w Niemczech nie było ani oddziałów partyzanckich, ani lokalnych powstań. Również ruch oporu miał wymiar marginalny.

Zwłaszcza na froncie wschodnim niemieccy żołnierze stawiali zacięty opór – nawet wtedy, gdy wojna była już dawno przegrana. Walka trwała nawet po samobójstwie Hitlera w dniu 30 kwietnia 1945 roku. Gdy 2 maja Berlin ostatecznie poddał się po trwającej ponad dwa tygodnie bitwie o niemiecką stolicę, zginęło w niej 170 tys. żołnierzy. Historycy nie mają zatem wątpliwości: to nie Niemcy zostały 75 lat temu wyzwolone, lecz Europa została wyzwolona od Niemiec.

Kiedy Niemcy zostały ostatecznie pokonane, alianci, co logiczne, ani myśleli przywrócić im wolność. Bezwarunkowa kapitulacja oznaczała, że Niemcy straciły wszelkie prawa do decydowania o własnej przyszłości. Obce wojska zajęły całe ich terytorium. W deklaracji berlińskiej z 5 czerwca 1945 roku cztery państwa alianckie zastrzegły, że cała władza państwowa, aż po szczebel gminny, należy do mocarstw okupacyjnych. Na działalność polityczną każdego rodzaju, w tym działalność antyhitlerowską, konieczne było uzyskanie zezwolenia ze strony aliantów. Sytuacja w maju 1945 roku bardziej przypominała dyktaturę wojskową niż nowy demokratyczny początek.

Dla milionów Niemców koniec wojny oznaczał wręcz odwrotność wyzwolenia. Na skutek kapitulacji Wehrmachtu większość niemieckich żołnierzy dostała się do niewoli; ostatecznie było to jedenaście milionów osób. Poza tym ponad dwanaście milionów Niemców zostało wypędzonych ze swoich domów na niemieckich terenach wschodnich oraz w Europie Środkowo-Wschodniej. W czterech strefach okupacyjnych aresztowano setki tysięcy cywilów. W swojej strefie okupacyjnej Związek Radziecki z miejsca zainstalował nową dyktaturę, która przetrwała do 1989 roku.

Nie ma wątpliwości, że koniec wojny był wyzwoleniem dla więźniów niemieckich obozów koncentracyjnych. To samo dotyczy milionów zagranicznych jeńców wojennych i robotników przymusowych. Również prześladowani rasowo i przeciwnicy reżimu hitlerowskiego mogli odetchnąć z ulgą. Ale zdecydowana większość Niemców znajdowała się po drugiej stronie barykady. Dlatego tym bardziej zdumiewające jest, z jaką pewnością siebie wielu Niemców zalicza się dziś do ofiar i przeciwników reżimu narodowosocjalistycznego.

Potrzeba odrzucenia roli sprawcy daje się zaobserwować bardzo wcześnie. Zwłaszcza w NRD w błyskawicznym tempie dokonano przedefiniowania, stając nie po stronie przegranych, lecz zwycięzców. Już w 1950 roku 8 maja jako Dzień Wyzwolenia ogłoszono świętem państwowym, obchodzonym odtąd z wielką propagandową pompą. Do 1967 roku i ponownie w roku 1985 był nawet dniem wolnym od pracy. Kierownictwo partii SED zachowywało się wręcz tak, jakby „antyfaszystowska” NRD przyczyniła się do zwycięstwa nad Hitlerem. Chociaż w tamtejszej dyktaturze nie mogło być mowy o wolności, mit wyzwolenia przez Armię Czerwoną stanowił najważniejszy argument uzasadniający jej istnienie.

To, że owa propaganda była skuteczna, wynikało przede wszystkim z faktu, iż stanowiła dla mieszkańców NRD możliwość uwolnienia się od winy. Skoro w 1945 roku Niemcy zostały wyzwolone od „faszyzmu” (jak konsekwentnie nazywano tam narodowy socjalizm), nie ma potrzeby zmagać się z własną winą i uwikłaniem w działania reżimu hitlerowskiego. Ponadto SED operowała sugestią, jakoby byli naziści mieszkali wyłącznie w RFN, co było oczywistą nieprawdą. W ten sposób dla wielu obywateli NRD, jak ujął to kiedyś historyk Peter Bender, Hitler stał się mieszkańcem Republiki Federalnej Niemiec.

W RFN reinterpretacja zakończenia wojny rozpoczęła się znacznie później. Cezurę stanowiło wystąpienie prezydenta Richarda von Weizsäckera w roku 1985. Podczas obchodów czterdziestej rocznicy kapitulacji oświadczył w niemieckim Bundestagu: „8 maja był dniem wyzwolenia. Wyzwolił nas wszystkich od nieludzkiego systemu narodowosocjalistycznego terroru”. Ta teza była tym bardziej znamienna, że w procesie zbrodniarzy wojennych w Norymberdze ojciec von Weizsäckera został skazany na siedem lat więzienia za zbrodnie przeciwko ludzkości, a on sam stanął wówczas w jego obronie.

Po wystąpieniu von Weizsäckera fikcyjna teoria antyfaszystowskich Niemiec wyzwolonych przez aliantów została podchwycona także w Niemczech Zachodnich. Stopniowo i tutaj awansowała do rangi swoistej racji stanu. Dziesięć lat później zjednoczone Niemcy nie omieszkały uczcić tego dnia wspólnie ze zwycięskimi mocarstwami. Prezydent Roman Herzog zaprosił przywódców byłych państw alianckich na oficjalne uroczystości do Berlina w dniu 8 maja 1995 roku.

Z okazji 60. i 70. rocznicy zakończenia wojny kolejni prezydenci Niemiec przemawiali w podobnym tonie. I tak w 2005 roku Horst Köhler podziękował „narodom, które pokonały Niemcy i wyzwoliły je od narodowego socjalizmu”. Dziesięć lat później Joachim Gauck oświadczył, że wojna zakończyła się dopiero wtedy, gdy alianci zmusili Niemcy do kapitulacji, „a tym samym wyzwolili także i nas, Niemców, spod dyktatury nazistów”. Podczas ceremonii upamiętnienia w tym samym roku przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert zacytował zdanie von Weizsäckera i dodał, że na takim stanowisku stoi obecnie zdecydowana większość Niemców. Jedynie historyk Heinrich August Winkler zwrócił wówczas parlamentarzystom uwagę na to, iż „w maju 1945 roku przytłaczająca większość Niemców bynajmniej nie przeżywała zwycięstwa aliantów jako wyzwolenia”.

Gdyby to zależało od elit politycznych Republiki Federalnej, również 75. rocznicę kapitulacji Niemcy świętowałyby jako akt wyzwolenia. Prezydent Frank-Walter Steinmeier zaprosił już 1600 gości z Niemiec i zagranicy na oficjalne uroczystości mające odbyć się przed budynkiem Reichstagu. W całym kraju zaplanowano imprezy, podczas których chciano świętować wyzwolenie. Rząd federalny przeznaczył na ten cel 2,5 miliona euro. Tylko dlatego, że na skutek pandemii koronawirusa życie publiczne zostało niemal całkowicie zawieszone, większość wydarzeń trzeba było odwołać.

.W roku 1945 Niemcy nie zostały wyzwolone, lecz pokonane, a NRD przez dziesiątki lat pozostawała dyktaturą. To, że mimo odpowiedzialności za 80 milionów ofiar Niemcy mogą dziś same o sobie decydować, jest wielkim historycznym łutem szczęścia, za który powinny być losowi ogromnie wdzięczne.

Hubertus Knabe

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 23 czerwca 2023
Fot. Reuters / Forum