Jan PARYS: Europa w cieniu Monachium

Europa w cieniu Monachium

Photo of Jan PARYS

Jan PARYS

Polityk, socjolog i publicysta, minister obrony narodowej w latach 1991-1992.

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Pomysł, by powrócić do relacji z Rosją z okresu sprzed wojny, jest niemoralny nie tylko dlatego, że oznacza prawną akceptację agresji i zbrodni. To byłby pomysł samobójczy z punktu widzenia bezpieczeństwa kontynentu – pisze Jan PARYS

.Jak co roku, w lutym odbędzie się w Monachium międzynarodowa konferencja poświęcona bezpieczeństwu świata zachodniego. W latach poprzednich zastanawiano się tam, co robić, by nie doszło do wojny. Wydarzenia z 24 lutego 2022 roku dowiodły, że nie znaleziono wówczas sposobu na to, aby zapobiec wybuchowi konfliktu zbrojnego w Europie. Tym razem obrady toczyć się będą podczas agresji, jaką Rosja prowadzi przeciwko narodowi i państwu ukraińskiemu. Zatem wszyscy będą się zastanawiać, jak tę wojnę zakończyć sukcesem, jak z niej wyjść z najmniejszymi stratami i jak zapewnić sobie w układzie powojennym silną pozycję polityczną.

Rosja naruszyła zasady, które gwarantowały Europie pokój od 1945 roku, i dlatego dzisiaj przeciwnikiem Zachodu jest imperializm, a nie jakieś formy autorytaryzmu. Jak dotychczas, jedni czekają na rozstrzygnięcie militarne konfliktu, a inni na rozpoczęcie rokowań pokojowych. Wynik walk na froncie bez wątpienia wpłynie na stosunki między Ukrainą a Rosją oraz na sytuację w całej Europie. Konferencja nie może być miejscem debaty o pokoju z Rosją, lecz okazją do debaty o bezpieczeństwie Zachodu.

Wojna, chociaż bezpośrednio jest prowadzona przez Rosję i Ukrainę, nie dotyczy tylko tych dwóch państw, bo w różny sposób angażuje wiele innych krajów. Chyba wszyscy zgodzą się z opinią, że z tej wojny wynikają ważne wnioski dla bezpieczeństwa całego kontynentu europejskiego i dla relacji między USA a Rosją. Nie ma możliwości, by powrócić do tego ładu geopolitycznego, który był przed 24 lutego 2022 roku. Dawny ład oparty był na założeniu możliwej kooperacji politycznej i gospodarczej państw zachodnich z Rosją. Agresja na Ukrainę i próba zmiany granic w Europie za pomocą wojny bezpowrotnie zakończyły epokę współpracy z władzami na Kremlu.

Trudno znaleźć w Europie racjonalnych polityków, którzy nadal mieliby zaufanie do Rosji jako partnera. Rosja okazała się państwem nieobliczalnym, agresywnym i niewiarygodnym. Jest państwem, które zagraża pokojowi w Europie. Politycy w Polsce, podobnie jak w USA, stanęli przed wyzwaniem, jak zatrzymać rosyjską agresję, jak przeciwstawić się rosyjskiemu imperializmowi, jak budować bezpieczeństwo Zachodu w sytuacji, kiedy nie można mieć zaufania do władz na Kremlu. Natomiast politycy z Niemiec pragną obecną wojnę wykorzystać do umocnienia swej pozycji w Europie.

Europa musi zmienić priorytety. Zamiast koncentrować się tylko na rozwoju gospodarczym, trzeba prowadzić taką politykę, która przede wszystkim zapewni bezpieczeństwo. Skoro są nowe poważne zagrożenia militarne, to nie można kontynuować dawnej polityki z epoki pokoju. Jednocześnie trzeba opracować projekt nowego ładu geopolitycznego w Europie. Tym razem już nie można być naiwnym, przyjmując, że Rosja jest partnerem o pokojowych zamiarach. Nowy porządek polityczny w Europie musi uwzględniać to, że Rosja jest militarnym zagrożeniem dla Europy, że sama się wyeliminowała z europejskiej kooperacji. Potrzebujemy takiego systemu bezpieczeństwa, który nas zabezpieczy przed Rosją; powinna ona być poza nim. Oczywiście to nie oznacza pełnej jej izolacji międzynarodowej. Rosja była i jest dużym państwem. Z woli władzy na Kremlu wracamy do czasów zimnej wojny, kiedy relacje z Rosją były ograniczone do stosunków dyplomatycznych, a kooperacji z Moskwą nie prowadzono. Trzeba odrzucić koncepcję budowy pokoju przez handel i wrócić do polityki z czasów Reagana, kiedy to budowano pokój przez siłę. Dziś Zachód nie potrzebuje kontroli zbrojeń i równowagi sił, lecz militarnej przewagi.

Tegoroczna konferencja w Monachium to okazja, by przedyskutować nowy porządek w Europie, tym razem bez udziału Rosji. Bo agresor nie może budować zachodniego systemu bezpieczeństwa. Jak mówi stare przysłowie, trudno, by lis współrządził kurnikiem. Dotychczas zostały sformułowane dwie propozycje nowego porządku w Europie. Jedna to ultimatum, jakie Rosja przedłożyła państwom zachodnim 17 grudnia 2021 roku. Polega ono na tym, że Europa ma wrócić do sytuacji geopolitycznej z czasów ZSRR, a dokładnie z roku 1997, kiedy granice świata zachodniego kończyły się na Łabie. Drugą propozycję sformułował kanclerz Niemiec Olaf Scholz w grudniu 2022 roku. W miesięczniku „Foreign Affairs” oraz w bieżących komentarzach kanclerz proponuje Rosji powrót do sytuacji i relacji sprzed 24 lutego 2022 roku. Uważa, że można pominąć milczeniem fakt wywołania wojny, masowe zbrodnie i zniszczenia dokonane na Ukrainie, byle tylko jak najszybciej wrócić do dawnych biznesów z Rosją. Politycy w Waszyngtonie i w Europie mają więc jak dotychczas wybór między tymi dwoma propozycjami. W rzeczywistości wybór jest żaden, bo propozycję rosyjską, mówiącą o tym, by Europa wróciła do sytuacji z 1997 roku, kraje zachodnie odrzuciły na początku roku 2022. Na stole w Monachium, przy którym będzie rozważany powojenny system bezpieczeństwa, jest więc na razie tylko koncepcja kanclerza Scholza.

Chciałbym wierzyć, że w polskim MSZ, od chwili, gdy kanclerz Scholz opublikował swoją koncepcję nowego porządku w Europie, powołano specjalny zespół, by przeprowadzić solidne analizy niemieckiej propozycji. Bo nie ma teraz nic ważniejszego w życiu dyplomatycznym Europy niż poszukiwanie pomysłu na nowy ład geopolityczny na naszym kontynencie. Bezpieczeństwo Polski można i trzeba zapewnić nie tylko przez intensywne zbrojenia, ale także przy stole dyplomatycznym. Wierzę, że Biuro Bezpieczeństwa Narodowego od dawna pracuje nad polską wizją bezpieczeństwa w Europie po wojnie i nad wystąpieniami polskich polityków na konferencji w Monachium. Nie możemy w tej sprawie być tylko widzem, który czeka na inicjatywy niemiecko-francuskie. Propozycja kanclerza Scholza ma różne wady, ale ma tę siłę, że jest jedyną, która leży na stole. Zatem podczas konferencji w Monachium mówcy będą się odnosić właśnie do niej. Będzie ona oczywiście promowana przez gospodarzy. Została opublikowana z odpowiednim wyprzedzeniem w grudniu 2022 roku (tekst Olafa Scholza „Jaka Europa?” opublikowany został w numerze 45. „Wszystko co Najważniejsze” – przyp. red.) właśnie po to, by podczas obrad monachijskich mogła być głównym tematem.

Kanclerz słusznie zwraca uwagę, że współczesnego świata nie można postrzegać w sposób dwubiegunowy, jako rywalizacji dwóch obozów, demokracji i autorytaryzmu, skupionych wokół USA i Chin. To jest spojrzenie ideologiczne, które jest tak bardzo uproszczone, że nie pozwala na poważne wyjaśnienie czegokolwiek. Społeczność międzynarodowa liczy ponad 190 państw, mamy na świecie wiele odrębnych cywilizacji i różnych kultur. Z satysfakcją można przyjąć opinię kanclerza, z której wynika, iż to tezy Huntingtona, a nie Fukuyamy okazują się prawdziwe. Lecz właśnie to dostrzeżenie znaczenia odrębnych cywilizacji i kultur powinno prowadzić do bardziej subtelnych wniosków.

Nie ulega wątpliwości, że zarówno Europa, jak i kraje Ameryki Północnej mają to samo dziedzictwo, tj. mają korzenie w cywilizacji judeochrześcijańskiej. Zatem próba traktowania Europy jako bytu odrębnego od USA nie ma uzasadnienia z punktu widzenia historii. Nie ma także uzasadnienia geopolitycznego. Bo choćby wojna na Ukrainie dowodzi, że sama Europa nie jest w stanie obronić się wobec zagrożeń ze strony Rosji czy Chin. Zatem negowanie jedności świata zachodniego oraz traktowanie Europy i USA jako różnych bytów, które prowadzą inne polityki na świecie, nie jest racjonalne, jest po prostu błędem.

Dobrze, że kanclerz przyjął tezę o wielobiegunowości współczesnego świata. Chciałbym jednak, by był w swoich poglądach konsekwentny. Nie można Europy traktować gorzej niż inne kontynenty. Skoro szanujemy inne cywilizacje i kultury na świecie, to nie można Europy traktować gorzej. Zatem nie można budować Unii Europejskiej na zasadzie unifikacji, czyli negacji odrębności konstytucyjnej i kulturowej poszczególnych państw członkowskich. Kraje Unii Europejskiej nie mogą mieć mniejszych praw do zachowania odrębności niż państwa pozaeuropejskie, którym kanclerz bez problemu przyznaje prawo do wielobiegunowości, czyli do odrębności polityczno-kulturowej. Nie jest do przyjęcia, by Ukraina była traktowana przez polityków niemieckich jako zakładnik w procesie ewolucji Unii Europejskiej. Nie jest do przyjęcia to, by Polska była zmuszana przez władze Unii szantażem finansowym do wyrzeczenia się zasad swego ustroju konstytucyjnego. Traktat o Unii Europejskiej nie zawiera zapisu, który pozwala Komisji Europejskiej szerzyć demokrację za pomocą szantażu np. finansowego, nie zawiera też zapisu o tym, że w Unii istnieje tylko jeden obowiązujący model demokracji. Każdy, kto uważa się za zwolennika wolności, powinien akceptować fakt, że są możliwe różne modele demokracji. 

Politycy z USA zastanawiają się nie tylko na tym, jak bronić Europy w ramach NATO. Mają też zmartwienie, bo trzeba tej obronie w sytuacji nowych zagrożeń nadać pewną nową formę politycznego sojuszu. Amerykanie czekają na konferencję w Monachium, by zobaczyć, jak Europa rozumie nową sytuację i co proponuje. Dotychczas tylko dyplomaci niemieccy zdobyli się na całościową koncepcję. Powstaje pytanie, dlaczego inne kraje Europy milczą. Dlaczego nie występują z własnymi koncepcjami lub nie zajmują stanowiska wobec pomysłów Scholza? Może powstać wrażenie, iż inne państwa wobec propozycji niemieckiej milczą, gdyż ją po prostu akceptują. Nie wiem, czy tak jest w przypadku polskiego MSZ.

Wierzę, że politycy polscy, którzy wkrótce pojadą na konferencję bezpieczeństwa do Monachium, przedstawią tam nie tylko uwagi co do aktualnego przebiegu wojny na Ukrainie. Idzie również o to, by zgłosić coś więcej niż tylko wezwanie do wspierania Ukrainy bronią dalekiego zasięgu. Trzeba oczywiście przypominać, że państwa zachodnie, które ograniczają dostawy broni dla Ukrainy, odsuwają moment zwycięstwa nad agresorem i tym samym biorą odpowiedzialność za dalsze trwanie wojny i za kolejne zbrodnie. Mam nadzieję, że polscy politycy zajmą w Monachium także stanowisko w kwestiach fundamentalnych, tj. nowego porządku w Europie, tym razem zbudowanego bez Rosji.

Polski obywatel ma prawo wiedzieć, jak nasz rząd ocenia propozycje kanclerza Scholza i co jej wprowadzenie w życie oznaczałoby dla kolejnych pokoleń Polaków. Nie można dopuścić do powtórzenia sytuacji, jaka była podczas II wojny światowej. Wtedy, w 1943 roku, podczas konferencji w Quebecu i w Teheranie o losach Polski decydowano bez Polski. Nie można dopuścić do tego, by powtórzyła się sytuacja z czasów konferencji „Dwa plus Cztery” z 1990 roku, kiedy polskiego szefa MSZ wpuszczono na obrady na kilkanaście minut. Właśnie korzystając z nieobecności przedstawiciela RP, politycy RFN świadomie wprowadzili w błąd prezydenta USA, tłumacząc mu, że sprawa odszkodowań za straty wojenne dla Polski jest rozwiązana. Trzeba więc jasno mówić, że nie będzie zgody Polski, Ukrainy i całego Trójmorza na nowy porządek w Europie bez uwzględnienia naszych interesów, tj. naszego bezpieczeństwa.

Każdy, kto ceni pokój, powinien pamiętać, skąd biorą się wojny. Czasem wojny są wynikiem działania polityków, którzy uważają, że należą do rasy wyższej i dlatego po prostu muszą rządzić innymi narodami. Tak wybuchła II wojna światowa. Wtedy politycy niemieccy najpierw uznali, że są rasą uprzywilejowaną i mogą rządzić Austrią, Czechosłowacją, Polską, a potem całą Europą. Czasem wojna to wynik patologicznych koncepcji opracowanych przez intelektualistów, którzy tworzą ideologie uzasadniające imperializm jako drogę do zapewnienia szczęścia innym narodom. Taka była rola koncepcji „Eurazji” Aleksandra Dugina oraz „ruskiego miru” P.G. Szczedrowickiego, które stały się uzasadnieniem dla rosyjskiej agresji na Ukrainę w 2022 roku.

Jeżeli chcemy pokoju na świecie, to trzeba się wystrzegać polityków, którzy chcą ingerować w ustrój innych państw. Trzeba także gonić intelektualistów, którym wydaje się, że wiedzą, jak zbawić ludzkość, którzy chcą całemu światu narzucać swoje zasady, jak należy żyć. Podstawą pokoju na świecie jest jedna fundamentalna reguła, tj. zasada nieingerencji w sprawy wewnętrzne innych państw. Wspólne zasady, które obowiązują wszystkie kraje na świecie, mogą dotyczyć tylko relacji międzynarodowych. Bo wolność jednych państw nie może szkodzić wolności innych. 

Nie można dopuścić do tego, by politycy skompromitowani prowadzeniem polityki prorosyjskiej dalej decydowali o losach Europy. Czas także powiedzieć głośno, że kanclerz Niemiec nie ma mandatu od państw europejskich, by je reprezentować wobec USA, że kanclerz nie ma zgody państw Unii Europejskiej, by występować jako lider w kwestiach bezpieczeństwa na naszym kontynencie. Przywództwo Niemiec w Europie nigdy nie rozwiązywało problemów, lecz stanowiło zagrożenie, a wręcz tworzyło problemy. Od dawna Niemcy nie są dawcą bezpieczeństwa w Europie. To ich naiwna polityka wschodnia przyczyniła się do rosyjskiej agresji na Ukrainę. Dziś nie są mocarstwem ani w sensie politycznym, ani moralnym. Nie mają także siły militarnej.

Pomysł, by powrócić do relacji z Rosją z okresu sprzed wojny, jest niemoralny nie tylko dlatego, że oznacza prawną akceptację agresji i zbrodni. To byłby pomysł samobójczy z punktu widzenia bezpieczeństwa kontynentu. Wówczas doszłoby do powtórzenia sytuacji, w której Niemcy kupują surowce rosyjskie i w ten sposób ponownie finansują rosyjskie zbrojenia wymierzone w Europę i w USA. Raz świat popełnił taki błąd, ale nie widzę powodu, by go powtarzać. Jeżeli kanclerz proponuje taki rozwój wydarzeń, to znaczy, że nie zależy mu na bezpieczeństwie ani Europy, ani USA. Można tylko ubolewać, że kanclerz widzi Europę jako siłę, która nie jest częścią Zachodu, i nie poczuwa się do solidarności, kiedy USA bronią całego Zachodu wobec zagrożeń ze strony Chin czy Rosji.

Patrząc na amerykańską politykę międzynarodową, skłaniam się do opinii, że USA nie zamierzają być policjantem, który wyznacza porządek na świecie. Natomiast o ile wiem, USA nie zamierzają godzić się na to, by jakikolwiek kraj budował swą pozycję globalną poprzez dominację w regionie. Zatem koncepcja niemieckiego przywództwa w Europie jest sprzeczna z witalnym interesem Waszyngtonu. W tej sprawie nasze interesy są zbieżne z interesem USA.

.Na koniec chciałbym przypomnieć dyplomatom opinię wygłoszoną 1 września 2009 roku. Jak mówił wówczas prezydent RP, z tamtego Monachium, z 1938 roku, trzeba umieć wyciągać wnioski. Warto pamiętać, że uroczystości 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej odbywały się rok po zablokowaniu przez Niemcy drogi do członkostwa w NATO dla Gruzji i Ukrainy oraz po rosyjskiej agresji na Gruzję. Dlatego Lech Kaczyński, patrząc na serdeczną przyjaźń między Putinem i Merkel, apelował do zgromadzonych na Westerplatte polityków europejskich, mówiąc, że jeżeli chcemy pokoju na naszym kontynencie, to imperializmowi ustępować nie wolno.

Jan Parys
Tekst ukazał się w nr 49 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei >>>]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 16 lutego 2023