
Platformersi kontra niemieccy chadecy
Nowy fundusz Unii Europejskiej miałby w głównej mierze opłacać koszty przerywania ciąży Polkom wyjeżdżającym w tym celu za granicę, choć – rzecz jasna – mógłby on czynić wypłaty także na rzecz Maltanek, Włoszek, Słowaczek, czy Austriaczek, gdzie ograniczenia swobody aborcyjnej również obowiązują – pisze Jan ROKITA
.Parlament Europejski zainicjował powołanie specjalnego unijnego funduszu, z którego miałoby być finansowane przeprowadzanie aborcji. Wynik głosowania, które odbyło się w środę, 17 grudnia 2025 roku, wskazuje na wyraźną większość popierającą koncept takiego ekstraordynaryjnego funduszu: 358 głosów za, wobec 202 przeciw.
Nikogo nie trzeba przekonywać, że ta inicjatywa ma charakter swoistej ideologicznej prowokacji wobec tych państw członkowskich Unii, których konstytucja i ustawodawstwo nie uznają pełnej swobody aborcyjnej, w imię godności, albo jak niektórzy nawet sądzą, świętości życia ludzkiego. Wszyscy w Europie wiedzą, że pierwszym celem ataku jest tu od dawna Polska, którą w swoim rocznym raporcie proaborcyjnym skrajnie lewicowa fundacja Federa określa mianem „brunatnej plamy na mapie Europy”. Nowy fundusz Unii Europejskiej miałby zatem w głównej mierze opłacać koszty przerywania ciąży Polkom wyjeżdżającym w tym celu za granicę, choć – rzecz jasna – mógłby on czynić wypłaty także na rzecz Maltanek, Włoszek, Słowaczek, czy Austriaczek, gdzie ograniczenia swobody aborcyjnej również obowiązują.
Oczywiście rzecz nie w tym, by wracać do znanych każdemu argumentów w sporze o to, czy przerywanie ciąży jest wielkim dobrem, czy też straszliwym złem. Co jest bowiem naprawdę ciekawe – to czysta polityka dziejąca się w Strasbourgu przy okazji tej uchwały.
Otóż, jak jasno wynika z najrozmaitszych oświadczeń europosłów – to, iż skrajna postać uchwały nie tylko przejdzie przez Parlament Europejski, ale nawet uzyska tak wyraźną większość, było sporym zaskoczeniem dla wnioskodawców. (Notabene, amatorzy teorii spiskowych mają pożywkę z faktu, iż referentem uchwały była iracka postępowa muzułmanka ze Szwecji – poseł Abir Al-Sahlani). Spodziewali się oni raczej, iż tekst skrajny zostanie odrzucony przez wspólny front europosłów prawicy i chadeckiej międzynarodówki EPP, do której – jak wiadomo – należą dwie partie polskiej koalicji rządowej: Platforma (teraz KO) i PSL. I że po odrzuceniu trzeba będzie negocjować jakiś projekt kompromisowy, znacznie mniej ekstremistyczny.
.Niespodzianie jednak w EPP wybuchł konflikt, tak że głosy teoretycznie „chadeckiego” centrum podzieliły się niemal równo po połowie: 71 za, wobec 68 przeciw. A to sprawiło, że decyzja, która miała nie mieć szans, zapadła dużą większością. Przy czym niemiecko-francusko-hiszpańskie jądro EPP (czyli chadecja Friedricha Merza, gaulliści Brunona Retailleau oraz ludowcy Núñeza Feijóo) opowiedzieli się za odrzuceniem projektu, lecz nieoczekiwanie, chyba także dla samych siebie, tym razem znaleźli się w przegranej mniejszości. Idea stworzenia funduszu finansowania aborcji zyskała natomiast aplauz posłów z partii ze Skandynawii i Europy Środkowo-Wschodniej, w tym także z Polski. Przeglądając imienną listę z wynikami głosowania, wśród głosujących przeciw uchwale znalazłem tylko dwa nazwiska europosłów z obecnego obozu rządowego: Hanny Gronkiewicz-Waltz oraz Adama Jarubasa. Tylko ta dwójka głosowała zgodnie z linią niemieckiego szefa frakcji EPP, Manfreda Webera, który sam też opowiedział się za odrzuceniem uchwały.
Polityczne znaczenie tego głosowania polega właśnie na tym, że obnaża ono istotne, choć dla wielu z nas bynajmniej nieoczywiste pęknięcie pomiędzy „starą” i „nową” Europą (jak niegdyś mawiali konserwatyści amerykańscy), przebiegające wewnątrz najsilniejszego w UE „chadeckiego” obozu politycznego. Obozu, z którego wywodzi się zarówno szefowa Komisji Europejskiej, jak i niemiecki kanclerz.
Otóż widać wyraźnie, że ci „starzy”, czyli z Europy Zachodniej, nie są wcale aż tak ideologicznie napaleni, a nawet mają inklinacje do poszukiwania pewnych zbieżności z europejską prawicą. Z kolei ci naprawdę zajadli, którzy chcieliby narzucić „par force” pseudopostępową ideologię za pomocą ponadnarodowych narzędzi władzy – to właśnie „nowi” Europejczycy, wywodzący się z naszej części kontynentu. To oni, wraz z unijną lewicą i liberałami, chcą teraz wymusić precedens, wedle którego Unia ze wspólnych funduszów miałaby finansować jedyną i zarazem najbardziej kontrowersyjną procedurę medyczną. Podczas gdy ani europejskie traktaty, ani dotychczasowa praktyka unijna nie zakłada, iżby Komisja Europejska, za pomocą specjalnych funduszów, miała organizować czy finansować usługi medyczne. Ale jeśliby już, na przekór owym traktatom i unijnej praktyce, Komisja miała jednak zabrać się do takiego zadania, to czyż rozum i przyzwoitość nie nakazywałyby zająć się najpierw takimi plagami, nękającymi ludzi w Europie, jak rak, cukrzyca czy choroby serca? A nie myśleć o tym, jak by tu za wspólne pieniądze uśmiercić jeszcze większą liczbę płodów ludzkich na naszym kontynencie?
Gdy idzie o Polskę, jeszcze jedna rzecz jest warta zauważenia. Rząd Donalda Tuska, choć gromko głosi publicznie pochwałę swobody aborcyjnej i różnych innych libertyńskich nowinek, nie dokonał od dwóch lat w tej mierze w zasadzie niczego. I chwała Bogu!
Jednak trudno uniknąć wrażenia, że przyczyna tego tkwi nie tyle w sprzeciwie kolejnych dwóch prezydentów, ile w przewrotnej taktyce, jaką często zwykł posługiwać się premier. Im bardziej bowiem Tusk z rozmachem i swadą głosi różne rzeczy, tym częściej nie zamierza ich w praktyce czynić. W przeciwieństwie do swoich sfanatyzowanych europosłów Tusk jest świadom zachodzących (nie tylko w Polsce) przemian społecznych, które coraz częściej czynią Polaków sceptycznymi albo obojętnymi wobec haseł obyczajowej rewolucji. I woli dać wysokie rządowe stanowiska politykom lewicy czy postępowym feministkom z własnego obozu, niźli ulegać ich pseudopostępowym natręctwom.
.Taka przecież jest polityczna geneza oddania prestiżowego urzędu Marszałka Sejmu zasłużonemu komuniście, który teraz okazuje Tuskowi uległość i posłuszeństwo. Wygląda na to, że rzecz się ma podobnie z platformerskimi europosłami. Przy uchwałach podejmowanych w Strasbourgu wolno im dawać upust ich natręctwom, nawet na przekór unijnemu szefowi EPP – Manfredowi Weberowi. Dlaczego? Bo i tak dla realnej praktyki rządu Tuska nie będzie to mieć przecież żadnego znaczenia.




