
Zakazane dowody na istnienie Boga
Uniwersytety katolickie są dziś dotknięte ideologiczną chorobą w stopniu być może nawet większym niźli uczelnie świeckie – pisze Jan ROKITA
.Przed tegorocznymi świętami Bożego Narodzenia sławna monachijska Wyższa Szkoła Filozofii zaprosiła Sebastiana Ostritscha, aby wygłosił publiczny wykład na temat filozoficznych dowodów na istnienie Boga. Ostritsch jest tzw. Privatdozentem na Uniwersytecie w Heidelbergu, a więc uczelni, którą od czasów Hegla zwykło się uważać za kuźnię klasycznej niemieckiej filozofii. A nie tak dawno opublikował głośną książkę Serpentinen, której intelektualnym celem jest wykazanie, iż pomimo znanej każdemu studentowi filozofii krytyki Kanta racjonalne dowody na istnienie Boga bynajmniej nie zostały skutecznie obalone. Książki – niestety – jak dotąd nie czytałem, ale nie o dyskusję nad tezami docenta Ostritscha mi tu idzie (choć sam też traktuję istnienie Boga jako rzecz ze wszech miar racjonalną).
Nie bez znaczenia jest natomiast to, iż Sebastian Ostritsch jest katolikiem o umiarkowanie konserwatywnych poglądach na świat i religię, a jego felietony, publikowane na łamach niemieckiego katolickiego magazynu „Tagespost”, wydawanego w Wurzburgu, bywają myślowo inspirujące również dla mnie. I co ciekawe, na YouTubie założył kanał o tematyce filozoficznej, któremu nadał nieco zabawny tytuł: Vernunftrausch, co można by chyba przełożyć jako „Pijany rozsądek” albo „Amok racjonalizmu”. Jasne jest, że ten tytuł wiele mówi o światopoglądzie docenta Ostritscha.
Wykład na temat dowodów na istnienie Boga się jednak w końcu nie odbył. Studenci monachijskiej Wyższej Szkoły Filozofii kategorycznie nie życzyli sobie bowiem ani takiego tematu, ani tym bardziej takiego wykładowcy na swojej uczelni. W niemieckiej prasie można teraz przeczytać, iż grupa studentów otwarcie zapowiedziała, iż „nie pozostawi bez zakłóceń” wykładu Ostritscha, co oczywiście zwiastowało, że zamiast filozoficznego namysłu i dyskusji dojdzie raczej do prymitywnej burdy.
Władze uczelni – jak widać raczej wyrozumiałe wobec tych gróźb własnych studentów – zorganizowały otwartą naradę, z udziałem profesorów i studentów, na której „demokratycznie” miano zadecydować, czy katolicki intelektualista może wystąpić w Wyższej Szkole Filozofii z wykładem na temat dowodów na istnienie Boga. W trakcie owej narady jeden ze studentów – organizatorów protestu – zwrócił się do władz uczelni z takim oto uspokajającym oświadczeniem: „Pan Ostritsch chce być jak Charlie Kirk, ale możemy was uspokoić – nie zastrzelimy go”.
Tymczasem profesorowie, którzy przybyli na naradę niemal w komplecie, zachowywali się biernie, przebąkując coś o tym, iż dobrze by było, aby w Wyższej Szkole Filozofii panowała wolność słowa, a wykład kogoś takiego jak docent Ostritsch, i to z krytyką oświeceniowej krytyki dowodów na istnienie Boga, mógłby wywierać „polityczną presję” na uczelnię. Krótko mówiąc, w zasadzie zapanowała zgoda pomiędzy władzami szkoły, ciałem profesorskim i zbuntowanymi studentami, iż do tego rodzaju wykładu nie należy dopuścić. Więc rektor profesor Johannes Wallacher kazał wykład odwołać i usunąć także z sieci wszelkie informacje na jego temat.
Prawdę mówiąc, w dzisiejszych czasach, gdy cenzura akademicka pleni się na europejskich (w tym także polskich) uniwersytetach, cała historia mogłaby się wydać typowa albo i nawet trywialna. Mogłaby, gdyby nie jedna zdumiewająca okoliczność, z racji której historia ta nabiera charakteru tragigroteski. Otóż monachijska Wyższa Szkoła Filozofii – to prestiżowa uczelnia katolicka, założona w 1925 roku i prowadzona do dziś dnia przez Towarzystwo Jezusowe, czyli przez zakon jezuitów, a rektor Wallacher – to szef kluczowej rady doradczej niemieckiej Konferencji Episkopatu, którego misją – jak można przeczytać na portalu szkoły – jest kierowanie szkołą „wedle duchowości ignacjańskiej”.
.Co prawda św. Ignacy był człowiekiem ze wszech miar „nowoczesnym”, co zresztą w XVIII wieku sprawiło, iż skrajnie konserwatywne europejskie monarchie wymusiły na papieżu likwidację założonego przezeń i potężnego już wówczas zakonu. Niemniej przypuszczenie, iż filozoficzny wykład na temat dowodów na istnienie Boga, mający podjąć intelektualną dyskusję z oświeceniowym racjonalizmem, mógłby się kłócić z nowoczesnością duchowości ignacjańskiej, wygląda na jakiś głupi żart z ludzkiego rozumu, ale nawet – co tu kryć – z samego założyciela jezuitów i całego tego zakonu.
To, że z jezuitami dzieje się nie od dziś nie najlepiej, nie jest żadną nowiną. Tak się składa, że mam o wiele młodszych od siebie przyjaciół, którzy nie tak dawno pobierali nauki na Papieskim Wydziale Teologicznym Południowych Włoch, który jest częścią neapolitańskiego uniwersytetu, a prowadzą go jezuiccy teologowie. Ich opowieści o „postępowych” ekscesach i dziwactwach jezuickich profesorów – prawdę mówiąc – wywołują zawsze raczej mój smutek, niźli budzą poczucie humoru. Np. zakazywanie młodym księżom czytania teologii Benedykta XVI i powoływania się na nią albo dyscyplinarne wymuszanie rezygnacji z noszenia sutanny przez kleryków. Zdaje się, że tego rodzaju atmosfera panuje także w monachijskiej Wyższej Szkole Filozofii, która jakiś czas temu uchodziła za kluczowy w Europie ośrodek intelektualny.
Niestety – to trzeba jasno sobie powiedzieć – uniwersytety katolickie są dziś dotknięte ideologiczną chorobą w stopniu być może nawet większym niźli uczelnie świeckie. A jeśli coś budzi jeszcze nadzieję, to fakt, iż postępowanie jezuickiej szkoły w Monachium nie przeszło w Niemczech bez krytycznego echa.
.Jeden głos wart jest szczególnie przywołania – szefa Szkoły Mediów na Uniwersytecie w Kolonii – prof. Ricardo Wagnera, który opublikował w niemieckich mediach list do rektora monachijskiej Wyższej Szkoły Filozofii. Są w nim zawarte m.in. takie koleżeńskie pytania do rektora Johannesa Wallachera: „Pytam cię szczerze: Jaki sygnał wysyłasz swoim uczniom? Jaki przedstawiasz obraz Kościoła, teologii i filozofii, skoro nawet wykład o klasycznych dowodach na istnienie Boga nie jest już możliwy, bo mówca jest publicznie potępiony jako „fundamentalista”? Czy naprawdę chcesz, by oszczerstwa i modne słowa stały się ważniejsze niźli argumenty i jakość naukowa?”. O ile wiem, odpowiedzi rektora jezuickiej uczelni nie było.
Jan Rokita






