Jan ROKITA: Deficyt standardów

Deficyt standardów

Photo of Jan ROKITA

Jan ROKITA

Filozof polityki. Absolwent prawa UJ. Działacz opozycji solidarnościowej, poseł na Sejm w latach 1989-2007, były przewodniczący Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej. Wykładowca akademicki. Autor felietonów "Luksus własnego zdania", które ukazują się w każdą sobotę we "Wszystko co Najważniejsze".

Ryc.: Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Już poprzednia władza zmusiła Zbigniewa Jagiełłę do złożenia dymisji, po czym niezwłocznie zainspirowała przeciw niemu śledztwo prokuratorskie. Teraz nowa władza potrzebuje kolejnych „oszustów”, aby wystawić ich na pokaz opinii publicznej, tak jak solennie obiecał to premier. Były prezes PKO pasuje w takiej roli obu stronom. Żadna partia nie będzie go ochraniać, więc w dzisiejszej Polsce niełatwo będzie mu liczyć na sprawiedliwość – pisze Jan ROKITA

.Nigdy nie wątpiłem, iż tzw. „złote spadochrony” menedżerów wielkiego biznesu walnie przyczyniły się do dzisiejszego załamania wiary w wartość wolnego rynku i sens kapitalizmu. Tym sposobem wielcy bankierzy wyrządzili wolnemu światu znaczącą i trudną do wymierzenia krzywdę. Kapitalizm, tak samo zresztą jak demokracja, wymaga mocnych i wysokich standardów, w przeciwnym bowiem razie budzi ludzką złość i sprzeciw. Innymi słowy – zarówno demokracja, jak i kapitalizm wymagają nieustannego uszlachetniania, które po prostu warunkuje ich przetrwanie. 

Dlatego właśnie z nieskrywanym podziwem obserwowałem niegdyś (a nawet starałem się popularyzować w Polsce) inicjatywę szwajcarskiego biznesmena i prawicowego polityka Thomasa Mindera, który samotnie uruchomił w swoim kraju kampanię contre les rémunérations abusives („przeciw nadużyciom wynagrodzeń”), doprowadzając z sukcesem do ogólnokrajowego referendum w 2013 roku, a w efekcie do zmiany szwajcarskiej konstytucji. Od tamtego czasu wymaga ona, aby w każdej spółce publicznej akcjonariusze raz do roku ustalali wysokość całkowitego wynagrodzenia menedżerów, tym ostatnim zakazując pobierać jakiekolwiek dodatkowe bonusy, premie czy odprawy. Zdaje się, że w Europie jest to jedyny przypadek takiego konstytucyjnego ustanowienia standardów obowiązujących wielki biznes. Choć kilka lat później, w roku 2017, również Unia Europejska wzmocniła kontrolę akcjonariuszy nad wynagrodzeniami menedżerów spółek publicznych.

Akcja Mindera przypomniała mi się teraz, gdy przeczytałem, iż lubelska prokuratura wniosła akt oskarżenia przeciw byłemu wieloletniemu prezesowi największego polskiego banku PKO BP – Zbigniewowi Jagielle. Grozić ma mu dziesięć lat więzienia za wyrządzenie bankowi „szkód w wielkich rozmiarach”. Te szkody, jakie miał ponieść bank z winy swego prezesa, to właśnie „złote spadochrony”, czyli różne premie i ekwiwalenty, jakie wypłacono menedżerom PKO, w tym samemu prezesowi. Nie ma wątpliwości, że wszystkie te wypłaty dokonywały się w zgodzie z polskim prawem, natomiast prokurator – jak się zdaje – uważa, że łamały one tzw. „zasady współżycia społecznego”. I dlatego były prezes banku winien zostać posłany do kryminału.

Przypadek tego aktu oskarżenia wart jest jednak szczególniejszej uwagi. Oto bowiem następuje tu pomieszanie dwóch porządków, wprowadzające – jak sądzę – z premedytacją zamęt do całej sprawy. Uszlachetnianie kapitalizmu jest moralnym zadaniem państwa, o ile temu państwu zależy na respekcie dla wysokich standardów w biznesie. W tym celu państwo winno wprowadzać regulacje prawne, takie choćby jak te, które poprzez referendum udało się przeforsować Minderowi w Szwajcarii. Gdyby w Polsce istniał konstytucyjny zakaz pobierania premii, bonusów czy ekwiwalentów urlopowych przez menedżerów spółek publicznych, to tego rodzaju wypłaty miałyby istotnie charakter kryminalny. Ale ani wspomniana unijna dyrektywa, ani polskie ustawodawstwo nie zawiera takich zakazów. Wręcz przeciwnie: w przypadku ekwiwalentów urlopowych pozwala na ich dochodzenie przed sądem. Nasz polski kapitalizm ciągle cierpi na deficyt standardów. A od prezesa spółki publicznej nie można przecież żądać, aby w imię „poczucia sprawiedliwości” albo „uszlachetniania kapitalizmu” odmawiał stosowania praw własnego kraju. Jagiełło płacił, bo tak czynią wszyscy bankierzy, o ile nie pętają ich sztywne standardy ustanowione przez prawo. Głowę dam, że taki sam akt oskarżenia można by zapewne wnieść do sądu przeciw wielu innym prezesom spółek publicznych.

.Trudno zatem nie odnieść wrażenia, że lubelskiej prokuraturze, w której polityczną czystkę przeprowadzono już w styczniu 2024 roku, wcale nie chodzi o żadne „uszlachetnianie kapitalizmu”. Ale raczej próbuje ona się wpisać w ogłoszoną przez premiera sławną kampanię poszukiwania ukradzionych rzekomo stu miliardów. Zresztą już poprzednia władza zmusiła Jagiełłę do złożenia dymisji, po czym niezwłocznie zainspirowała przeciw niemu śledztwo prokuratorskie. Teraz nowa władza potrzebuje kolejnych „oszustów”, aby wystawić ich na pokaz opinii publicznej, tak jak solennie obiecał to premier. Były prezes PKO pasuje w takiej roli obu stronom. Żadna partia nie będzie go ochraniać, więc w dzisiejszej Polsce niełatwo będzie mu liczyć na sprawiedliwość.

Jan Rokita

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 4 października 2024
Fot. Marek WIŚNIEWSKI / Puls Biznesu / Forum