Jan ŚLIWA: Szlaki jedwabne, dawne i nowe

Szlaki jedwabne, dawne i nowe

Photo of Jan ŚLIWA

Jan ŚLIWA

Pasjonat języków i kultury. Informatyk. Publikuje na tematy związane z ochroną danych, badaniami medycznymi, etyką i społecznymi aspektami technologii. Mieszka i pracuje w Szwajcarii.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Gdy na nasz stół trafiają bakalijki wschodnie czy przyprawy z wysp korzennych, postrzegamy je jako nowe podniety dla smaku, rzadziej interesują nas odległe kraje pochodzenia tych produktów, a jeszcze mniej dzikie lądy i morza, przez które musiały przedostać się karawany i karawele – pisze Jan ŚLIWA

Podobnie interesuje nas historia nasza i naszego kręgu kulturowego – od Greków i Rzymian. Ważna jest obrona granic przed barbarzyńcami, lecz ich własne dzieje, przepełnione niewymawialnymi nazwami plemion i wodzów, pozostają poza naszym zasięgiem. W tę właśnie lukę trafia Peter Frankopan ze swoimi książkami o jedwabnych szlakach: The Silk Roads: A New History of the World (Bloomsbury, 2015). Historia na ogół koncentruje się na jednym państwie lub grupie państw: historia Chin, historia Polski, historia Europy. Oddziaływania ze światem zewnętrznym są o tyle interesujące, o ile mają wpływ na nasz przedmiot badań. W swej nowej historii świata dla Frankopana tematem są oddziaływania i sieci połączeń.

Zaczyna od powstania oryginalnego szlaku jedwabnego, jeszcze w starożytności. Punktem zwrotnym były podboje Aleksandra Wielkiego, który przez Persję i stepy dotarł aż do Indii. W regionie Gandhara w północnym Pakistanie dokonała się synteza sztuki greckiej i buddyjskiej – wczesne przedstawienia Buddy inspirowane są postacią Apolla. W Baktrii długo rozbrzmiewał język grecki, a niektóre edykty wielkiego króla Ashoki wydawane były w sanskrycie i grece. Z drugiej strony ekspansja Chin w stronę Zachodu pozwoliła na organizację szlaku handlowego przez całą Azję. Przeszkodami były pustynia Takla Makan, góry Tien-szan i Pamir. Przy takich trudach i ryzykach opłacalny był jedynie handel naprawdę cennym towarem, stąd jedwab oraz przyprawy. Były symbolem luksusu w domach bogatych Rzymian, z drugiej strony rzymskie monety docierały do Chin i Indii.

Oprócz towarów dalekimi szlakami podróżują też idee. Frankopan pokazuje drogi rozprzestrzeniania się zoroastryzmu, buddyzmu, judaizmu i chrześcijaństwa. Ostatnie dotarło do Egiptu, Etiopii, Heratu w Afganistanie i Kaszgaru na jedwabnym szlaku. Dalej nadszedł islam, zaniesiony na szablach wojowników. Reakcją na tę ekspansję były wyprawy krzyżowe. Zawsze oprócz podbojów zachodziła wymiana ludzi i idei, a także towarów.

W obszarach przenikających się kultur – łacińskiej, arabskiej i żydowskiej – możliwa była transmisja greckiego dziedzictwa poprzez arabski do Europy. Tak było na przykład w Toledo i na Sycylii. Ludzie nie byli tylko handlarzami i rycerzami. Byli też towarem. W cenie byli Słowianie, a zwłaszcza Słowianki, dobry prezent dla emira czy kalifa. W Kordobie w 961 r. było ponad 13 000 słowiańskich niewolników.

Ważny targ był w Pradze. A handlował kto mógł – Arabowie, Żydzi, Wikingowie. Stąd, jak odnotował Ibrahim ibn Jakub (Abraham ben Jacob), dirhemy z Samarkandy były w obiegu w Moguncji. A sama nazwa dirhem pochodzi od greckiej drachmy, a dinar to rzymski denarius. Słowa zataczają kręgi, na przykład forteca: castrum -> al-qaṣr -> alcázar, od łaciny, poprzez arabski, do hiszpańskiego.

I dalej mamy szlaki Wikingów przez Rosję, szlaki transatlantyckie Hiszpanów i Portugalczyków, drogi rozprzestrzeniania się Czarnej Śmierci. Mongołowie niszczący wszystko lub prawie wszystko, lecz zapewniający transport poprzez połacie Azji. Transporty czarnych niewolników, brytyjskie imperium, nad którym nie zachodzi słońce, walka o Czarne Złoto Bliskiego Wschodu.

Książka osiągnęła sukces – stała się bestsellerem w swojej dziedzinie. Zachęcony tym sukcesem autor napisał dalszy ciąg: The New Silk Roads: The Present and Future of the World (Bloomsbury, 2018), tym razem odnoszący się do czasów współczesnych. Głównym tematem jest wzrost znaczenia krajów leżących na oryginalnym Jedwabnym Szlaku – od Turcji, poprzez Azję Środkową, Iran i Rosję, po Chiny. Rozwój ten prowadzi do przetasowań układu sił, nowych związków i konfliktów. Słowem – wpisuje się w tak aktualną dziś geopolitykę.

Autor zaczyna od klubów piłkarskich, dających spektakularny obraz nowych powiązań. Aston Villa, West Bromwich, Birmingham i Wolverhampton należą do Chińczyków. Manchester City jest emiracki, Paris Saint-Germain katarski, Everton perski, a Arsenal po części uzbecki. Chelsea rosyjska, Queens Park malajsko-indyjski, jeden Sheffield tajlandzki, a drugi saudyjski. Wszystko to narody, które niedawno przynosiły białemu sahibowi drinki na srebrnej tacy. Lub kraje w otchłani Azji, gdzie znane nam były tylko stepy, nomadowie w jurtach i Borat. Lista nabytków w Europie jest imponująca. Chiński businessman kupił we Francji 3000 hektarów ziemi, by produkować mąkę na bagietki dla nowej klasy średniej, inni importują francuskie wino. W Azji Środkowej bogactwo opiera się na ropie, Astana wygląda więc jak nowa wersja Manhattanu, a nie jak no man’s land, gdzie z bydlęcych wagonów wysadzano polskich deportowanych.

Gdzie są pieniądze, pojawiają się inwestycje, mniej i bardziej sensowne. W Turkmenistanie zbudowano stadion olimpijski (choć nigdy tam nie było olimpiady), arenę sportów zimowych (przy temperaturach dodatnich do 40 stopni) i lotnisko w Aszchabadzie na 17 milionów pasażerów (przy 105 000 gości w 2015 r.).

Ale są też nowe drogi, koleje, połączenia wodne. Są to tereny często górzyste, ale wchodzą tu też chińskie firmy, mające doświadczenie w trudnym terenie. Do tego rozwija się współpraca. Mentalnie widzimy te kraje jako zamknięte jednostki, skomunikowane przez kolonizatorów. Ale powstają egzotycznie brzmiące związki, jak porozumienie z Aszchabadu z 2011 r. o współpracy Indii, Iranu, Kazachstanu, Turkmenistanu i Omanu czy „korytarz Lapis Lazuli”, łączący Afganistan, Turkmenistan, Azerbejdżan, Gruzję i Turcję. Wyraźnie widać, że kraje te zupełnie nie oglądają się na Zachód, lecz prowadzą własną politykę gospodarczą. Oczywiście są też problemy. Przy dużych pieniądzach pojawia się pokusa korupcji. Miliardowe majątki nie powstają tak szybko od zera w stuprocentowo koszerny sposób, zwłaszcza gdy są to dyktatury, gdzie dużą rolę odgrywa bakczysz i wzajemne przysługi. Oparcie się na jednym surowcu powoduje duże straty przy spadku cen, co np. nastąpiło w 2015 r. W tym kontekście wymieniony jest znany nam z fundacji Otwarty Dialog Mukhtara Ablyazova, który sprzeniewierzył 4 miliardy dolarów i jest poszukiwany „przez sądy od Kazachstanu po Knightsbridge”.

Azja Środkowa łączy regiony Azji, jej znaczenie rośnie. Bogacąc się, kraje te mogą sobie pozwolić na samodzielną grę. Ale regiony i kraje, które Azja Środkowa łączy, są większymi graczami. To Chiny, Indie i Pakistan, Rosja, Iran. O Chinach i Rosji napisano wiele. Wyraźnie rośnie pozycja Indii, które mają zupełnie inną strukturę ludności niż Chiny. Chiny z powodu polityki jednego dziecka zahamowały wzrost populacji, co pozwoliło na lepsze indywidualne kariery i szybszą modernizację, ale teraz brakuje ludzi, w tym milionów kobiet. Indie oprócz nielicznych centrów są dość zapuszczone. Centrum Delhi jest brudne, po zakurzonych ulicach przeciskają się trójkołowe tuktuki. Ale każdy wykształcony zna angielski, a liczna młoda generacja może być atutem. Iran z powodu ajatollahów ma słabą opinię, ale uczelnie są tam dobre. W Szwajcarii widziałem wielu doktorantów z Iranu. Na konferencji najlepszą prezentację miała dziewczyna w chuście. Nie była też zahukana. Naprawdę trzeba uważać z sugerowaniem się pozorami. W 2010 r. irańskie instalacje jądrowe zostały zaatakowane wirusem Stuxnet, powiedzmy, że z nieznanego kierunku. Z kolei ostatnio (wrzesień 2020 r.) irańska grupa hakerów MuddyWater zaatakowała izraelskie instytucje. Pracują oni dla Strażników Rewolucji Islamskich, którzy jak widać, nie zajmują się jedynie modłami.

Parag Khanna w The Future is Asian (https://wszystkoconajwazniejsze.pl/jan-sliwa-azja-wraca/) widział potencjał Azji jako w miarę zgodnego, olbrzymiego bloku, gdzie jest miejsce dla wielu regionalnych hegemonów. Jednak wiele jest tam długotrwałych konfliktów. Na przykład między Indiami i Pakistanem – na indyjskim formularzu wizowym najbardziej dociekliwe pytania dotyczą właśnie powiązań z Pakistanem. Wzajemnie z myślą o sobie oba kraje zdobyły broń atomową. Chiny i Indie – rywalizacja o dominację, konflikty w Himalajach. Iran skonfliktowany z państwami arabskimi. Izrael otoczony samymi wrogami, choć robiący zaskakujące postępy w drodze do pokoju. Przy rozszerzaniu stref wpływów liczy się, kto z kim gra. Pakistan zapewnia Chinom korytarze komunikacyjne omijające Indie. Trzeba zapytać, kto z kim współpracuje w Indochinach, wreszcie przez które kraje Azji Środkowej da się skutecznie i trwale przeprowadzić chiński Pas i Szlak, tak by pociągi nie musiały stawać na granicy, gdy któreś państwo na trasie zmieni sojusze. No i pytanie, kto gra z Ameryką, kto z Chinami, kto próbuje lawirować. Jeżeli wygra raczej współpraca, potencjał jest gigantyczny.

Obecny świat jest wielobiegunowy i zmienia się szybko. Nie ma obowiązku śledzenia sytuacji. Można nic nie robić, przysypiać, zajmować się wczorajszymi wyzwiskami w Sejmie i czasem narzekać. Można się też obrażać. Na przykład francuski intelektualista Bernard-Henri Lévy w książce L’Empire et les cinq rois (Imperium i pięciu królów) rozpacza tylko nad zachodzącymi zmianami. Pięciu ambitnych królów, reprezentujących Iran, Turcję, Chiny, Rosję i Arabię, to nowi barbarzyńcy, podkopujący dominację stabilizującego (amerykańskiego) imperium. A i to imperium, prowadzone przez populistę Trumpa, to nie to samo co kiedyś. Niedobrze się dzieje, oj niedobrze. Oczywiście jest to spojrzenie ekstremalne i bezproduktywne.

Można też się dostosowywać do nowych warunków. Ameryka kontroluje drogi morskie, jest skonfliktowana z Chinami i Iranem. Ale dzięki rozwojowi infrastruktury lądowej kraje te mogą połączyć siły. Co to da, zobaczymy. I nie o to chodzi, czy nam się to podoba, czy nie. Gdy kraje zamorskie były zależne od handlu z europejską metropolią, można było każdemu z nich oddzielnie przykręcić kurek. Ale teraz mogą rekonfigurować sieć powiązań, do tego mają rosnący rynek wewnętrzny.

Taka gra ma granice. Ameryka naciska na jednoznaczny wybór sojuszu. Taka jest Ameryka Trumpa, zobaczymy, co będzie po wyborach. Ten nacisk jest zrozumiały – elementy strategicznej infrastruktury nie powinny być produkowane w kraju nieprzyjaznym. Zwłaszcza telekomunikacja. Sieć oparta na Huawei ma olbrzymią ilość oprogramowania, którego nikt nie jest w stanie przeanalizować. Bóg jedyny raczy wiedzieć, ile tam jest tylnych wejść i gdzie w kodzie wysyłane są meldunki do centrali w Pekinie. Więc nawet jeżeli w polityce nie ma przyjaciół, są jednak pewne powiązania kulturowe.

Służby wywiadowcze amerykańskie, brytyjskie, australijskie, kanadyjskie i nowozelandzkie współpracują w ramach systemu Five Eyes. I albo się jest w systemie, albo jest się poza. Nic pośrodku.

Wróćmy do naszych krajów Jedwabnego Szlaku – może zintegrują wielką strukturę eurazjatycką od Lizbony po Szanghaj, a może „tylko” połączą regiony Wielkiej Azji, tej drugiej, sinocentrycznej połowy świata. Na pewno nie będą to już dzikie pola.

Jako bonus chciałbym polecić miłośnikom strategicznych przepływów i łańcuchów dostaw książkę Paraga Khanny Connectography: Mapping the Future of Global Civilization (Random House, 2016). Zawiera ona wiele niekonwencjonalnych map, akcentujących powiązania gospodarcze. Kto produkuje, kto konsumuje, kto transportuje, którędy. Czy produkt przewożony z A do B przez C nie zawiera krytycznych surowców i podzespołów z D i E. Czy handlujemy z tym, kogo lubimy, czy z tym, kto po prostu ma towar. Kto ma podstawowe surowce, kto ma wiedzę. Tradycyjna mapa polityczna z granicami państwowymi nie mówi wszystkiego. Ważnymi jednostkami są wielkie miasta – megamiasta. W nich koncentrują się życie gospodarcze i kulturalne oraz administracje. Kraje łączą się w regionalne wspólnoty gospodarcze, z których niektóre faktycznie przyczyniają się do pokoju i wzrostu. Dalej mamy wspólnoty kulturalne, jak diaspora indyjska czy chińska (sinosfera). Dodajmy: oraz Polonia. Wreszcie integrującym czynnikiem są wielkie ponadnarodowe korporacje, pełniące rolę słabo kontrolowanych szarych eminencji.

.Książka jest z 2016 r., sprzed wielkich wstrząsów. Przy każdej książce z tej zamierzchłej epoki trzeba by zapytać: i jak to autor widzi teraz. Jednak pewne trendy i tematy pozostają aktualne. Dziś byśmy dodali, że ważne jest, kto co kontroluje, kto z kim współpracuje, a kogo zwalcza. Możliwe jest przerwanie powiązań z powodów politycznych, o czym w epoce triumfującej globalizacji prawie zapomniano. Nawet przy zmienionych danych na pewno wartościowe jest otwarcie oczu na sieciowy sposób myślenia.

Jan Śliwa

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 29 października 2020