Jan ŚLIWA: Uśmiech Zofii. Co możemy wiedzieć?

Uśmiech Zofii. Co możemy wiedzieć?

Photo of Jan ŚLIWA

Jan ŚLIWA

Pasjonat języków i kultury. Informatyk. Publikuje na tematy związane z ochroną danych, badaniami medycznymi, etyką i społecznymi aspektami technologii. Mieszka i pracuje w Szwajcarii.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Wiem, nie jestem pierwszy, który zadaje to pytanie. I w tym momencie mógłbym skończyć, bo literatura na ten temat jest nie do przebrnięcia. Ale jak zapowiedziałem we wprowadzeniu do tego cyklu, będziemy w takich sytuacjach próbowali włączyć własny mózg i zobaczymy, co z tego wyniknie.

Na wstępie uwaga: Drogi Czytelniku, Droga Czytelniczko — gdy używam formy „my”, mam na myśli mnie i Ciebie, dwóch (dwoje) ludzi zainteresowanych tym, jak to wszystko działa. Będę też używał pierwszej osoby liczby pojedynczej, tak niemile widzianej w pracach naukowych, ponieważ piszę to od siebie, a nie w imieniu jakiejś bezosobowej społeczności. Formułuję myśli własne, które będą często oparte na cudzych pracach i przemyśleniach, ale robię to we własnym imieniu. Również nie piszę tego dla ludzkości, lecz dla Ciebie, oczywiście z nadzieją, że takich jak Ty będzie więcej.

.Dlaczego to podkreślam? Dlatego że wiedza co prawda jest budowana przez zastępy badaczy, lecz istotne procesy rozgrywają się w indywidualnych mózgach. Przykładem jest „rozumienie”. Weźmy takiego Augusta Kekulé, który we śnie zobaczył pierścieniową strukturę benzenu. Własności benzenu były mierzone przez wielu, ustalono też jego wzór: C6H6. Znano liniowe węglowodory — sześć atomów węgla ma heksan, przy każdym dwa atomy wodoru, po jednym na końcu, razem C6H14. Ale C6H6? Rozwiązaniem jest struktura pierścieniowa.

Dziś to oczywiste, ale ktoś to musiał zobaczyć jako pierwszy. Można pracować w tysiąc osób nad statkiem kosmicznym, ale nie można w tysiąc osób zrozumieć powiązania faktów w jedną całość.

Gdy idea ta powstała w mózgu Augusta Kekulé, musiał on ją sformułować i opublikować. Już samo to nie jest trywialne. Weźmy inny przykład — Alberta Einsteina. Dziś wszyscy wiemy, kim był, i czasopisma by sobie wyrywały z rąk jego artykuły. Ale w 1905 roku było inaczej. Pomyślmy: pracownik urzędu patentowego w dość prowincjonalnym mieście (stolicy Szwajcarii, ale naukowo to nie Getynga) zgłasza do wiodącego czasopisma fizycznego artykuł stawiający na głowie dotychczasową fizykę. Gnieździ się w małym mieszkanku z żoną i dzieckiem, nie pracuje na uczelni, nie ma na koncie poważnych publikacji, nie ma nazwiska — no academic affiliation, no published papers, no name, nobody. Dziś moglibyśmy go porównać do „obalaczy”, którzy z uporem godnym maniaka (sic!) obalają teorię względności i fizykę kwantową. Nikt z nimi nie rozmawia, nikt nie traktuje ich poważnie. Dziś Einstein mógłby publikować w „Super Ekspressie” lub w jakimś niszowym ezoterycznym pisemku.

Ale się udało. Publikacja — piękna rzecz. Ktoś jeszcze musi ją przeczytać. No i na tyle zaakceptować, by stała się wspólnym dobrem. Co ciekawe, w 1921 r. Einstein dostał Nagrodę Nobla, ale za odkrycie zasady efektu fotoelektrycznego. Komitet Noblowski nie chciał się powoływać na teorię, która mogła zostać obalona.

.Tych parę historii sugeruje, że zadane na wstępie pytanie jest bardziej złożone, niż się wydawało. To dobrze — filozofia polega najpierw na zadawaniu pytań i dostrzeganiu problemów tam, gdzie nikt normalny ich nie widzi.

Więc dobrze — oto pierwszy zestaw pytań:

  • Kto to są ci „my”, którzy chcą poznać świat?
  • Jednym z nich jestem ja — ale w którym etapie mojego życia, o jakiej porze dnia, w jakim nastroju?
  • Czy wiedza to jedna budowla, do której jedynie dokładane są kolejne cegiełki?
  • Czy ci „my” to tylko świat kultury zachodniej?
  • Czy wystarczy, gdy wiedzę posiadają jedynie nieliczne elity?
  • W jaki sposób idea przebija się do głównego nurtu?
  • Na ile ważne jest to, kto proponuje ideę?
  • Czy bada się to, co ważne, czy to, co będzie opublikowane?
  • Czy jesteśmy w stanie wykryć dane niechlujne i zmanipulowane?

Granice poznania:

  • Czy nasze ewolucyjne mózgi są w ogóle predestynowane do poznania świata?
  • Czy na kolejne kluczowe eksperymenty będzie nas finansowo i technicznie stać?
  • Czy dojdziemy do teorii, której nikt nie będzie w stanie zrozumieć?
  • Czy dalsze teorie będą tworzone przez maszyny, które będą je popularyzować w Scientific American dla białkowych czytelników?
  • Czy masowe statystyki (big data) dadzą nam wiedzę, czy tylko śmieciowe informacje?

I dalej — pytania podstawowe:

  • Co to są fakty?
  • Jak długo zdania prawdziwe są prawdziwe?
  • Używamy nazw obiektów — na ile są one jednoznaczne?
  • Co to znaczy rozumieć?
  • Jak z faktów powstaje wiedza?
  • itp.

Mogę Ci obiecać, Drogi Czytelniku, Droga Czytelniczko, że pytań nam nie zabraknie. Możesz zapytać, co z odpowiedziami. Hm… Niektórych szukamy już od 2500 lat. W kulturze indyjskiej może dłużej. Ale cóż jest piękniejszego od szukania? Celem jest droga, jak mawiają alpiniści. Człowiek ciekawy świata się nie nudzi, wolniej się starzeje, bo chętnie się budzi rano, oglądając świat na nowo, z nowej strony. Tylko tyle i aż tyle.

Co do dalszych tematów, chciałbym przedstawić niektóre podstawowe fakty i teorie, które powinny wpływać na nasz obraz świata — od fizyki po paleontologię. Na naszych oczach rozgrywają się również fascynujące zjawiska społeczne, a od Greków po dziś dzień polityka nie jest obca filozofii. Mam nadzieję, że nie zakłócą one na tyle porządku świata, byśmy musieli wyłączyć serwery oraz zamknąć ten cykl, który zapowiada się jako open end.

Jan Śliwa

Kilka słów o mnie:

Zarabiam na chleb jako informatyk. Przeszedłem drogę od pierwszych mikroprocesorów i taśmy perforowanej do aplikacji w Javie, baz danych itp. Od kilku lat zajmuję się zarządzaniem danymi medycznymi i ich wykorzystaniem do badań naukowych. Wiąże się to z ciekawymi zagadnieniami etycznymi, jak pogodzenie gwarancji jakości danych dla analiz z ochroną prywatności. Publikuję z tej dziedziny prace, które prezentuję również na konferencjach.

A poza tym… interesuje mnie prawie wszystko, może oprócz maszyn rolniczych. Znam w praktyce sporo języków, w tym nieindoeuropejskie, co samo w sobie rozszerza horyzonty i daje bezpośredni dostęp do wielu kultur.

W przypływie natchnienia pisuję opowiadania i wiersze, które wiszą sobie na portalach internetowych.

Od października 1981 (dwa miesiące przed stanem wojennym) mieszkam w Szwajcarii. Pewnego dnia dwukrotnie uczestniczyłem w wyborach, z dwoma czerwonymi paszportami.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 28 sierpnia 2016
Fot. Shutterstock