Prof. Jan WINIECKI: "Konkurencyjność, komunizm, kapitalizm - czyli unijna reindustrializacja"

"Konkurencyjność, komunizm, kapitalizm - czyli unijna reindustrializacja"

Photo of Prof. Jan WINIECKI

Prof. Jan WINIECKI

Profesor, ekonomista, obecnie kierownik katedry w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie oraz członek Rady Polityki Pieniężnej; m.in. były profesor Uniwersytetu Aalborg (Dania) i Uniwersytetu Europejskiego – Viadrina we Frankfurcie nad Odrą, współzałożyciel i prezes (do 1995 roku) fundacji Centrum im. A. Smitha; były członek rady nadzorczej EBOiR, współzałożyciel i przez cztery kadencje prezes Towarzystwa Ekonomistów Polskich.

Unijna biurokracja wyprodukowała kolejną strategię. Poprzednia była strategią w stylu sowieckim: „obgonit’ i pieregonit’ ” Stany Zjednoczone jako najbardziej innowacyjną gospodarkę świata. Unia Europejska, jeszcze wówczas „piętnastka”, miała tego dokonać w ramach strategii lizbońskiej w latach 2000-2010. Napisałem wówczas komentarz „Poganianie zdechłego mustanga” i nie myliłem się, bo dystans technologiczny do USA raczej się zwiększył, niż zmniejszył.

Nowa strategia „reindustrializacji” nie jest aż tak ambitna. Celem ma być zwiększenie udziału przemysłu przetwórczego w całości PKB z kilkunastu procent do dwudziestu. Obawiam się jednak, że tak unijna biurokracja, jak i wspierająca ją profesura niezbyt dobrze „ogarniają” (jak to się modnie dziś określa) istotę problemu. Efekty mogą więc być równie kiepskie jak w przypadku przeganiania Stanów Zjednoczonych.

Dystans technologiczny do USA raczej się zwiększa, niż zmniejsza.

Kiedy gospodarka komunistyczna wypadła ostatecznie z wyścigu? Żyjemy w pokomunistycznej części Europy i nam powinno być łatwiej zrozumieć przeszłe (i dodajmy przyszłe) niepowodzenia demokratycznej Europy. Bowiem w niedemokratycznej, skrajnie niewydolnej i marnotrawnej gospodarce komunistycznej przeszliśmy to samo, tylko z zaostrzonymi objawami.

Przełom lat 60.-70. XX w. był okresem niezwykle znaczących przemian w strukturze produkcji przemysłowej, wówczas głównego sektora gospodarek średnio i wysoko rozwiniętych. Rolę dźwigni wzrostu gospodarczego przestawały wówczas odgrywać przemysły przetwórcze, oparte głównie lub w znacznej części na wielkiej skali produkcji. Kiedy podwojenie skali produkcji wystarczało, by zwiększyć produktywność firmy o 20-30 proc., troska o innowacyjność czy przedsiębiorczość wydawała się na Zachodzie czymś mniej istotnym.

Dla gospodarek komunistycznych zaś była to j e d y n a właściwie dźwignia wzrostu. To, co potrafiono zrobić, to zgromadzić środki w znacznej skali i – marnotrawnie je wykorzystując – zbudować jakąś hutę, fabrykę produktów chemii wielkotonażowej, czy jeszcze marnotrawniej – fabrykę traktorów lub samochodów. W wyniku zniekształconej struktury bodźców jakość bądź nowoczesność czy inne ważne cechy były poza zasięgiem możliwości tych gospodarek.

Tymczasem coraz większą rolę od końca lat 60. odgrywać zaczęły w świecie zachodnim przemysły oparte właśnie na innowacyjności, szybkiej poprawie jakości wytwarzanych produktów, na „kastomizacji”: dopasowaniu produktu do potrzeb indywidualnego, konkretnego klienta (tak dziś kupujemy np. samochody). Jednym słowem na – najogólniej określając – p r z e d s i ę b i o r c z o ś c i.

I to był koniec możliwości rozwojowych gospodarek komunistycznych, w których żaden menedżer państwowej firmy nie mógł przecież niczego „przedsiębrać”. Co najwyżej podać zwierzchnikom fałszywe, lepsze dane wykonania planu. Nic dziwnego, że z badań wynika, iż w latach 70. zaczęła się na Wschodzie realna stagnacja. Na przykład akademicy z Nowosybirska obliczyli, że tempo wzrostu gospodarki sowieckiej w latach1976-1980 wyniosło tam realnie 1 proc. rocznie. W mniejszych krajach nie było lepiej, a często gorzej, gdyż ucierpiały one na wzroście cen paliw i surowców w latach 70. (na czym zyskały Sowiety, co im zresztą – jak widać – niewiele pomogło).

Na Zachodzie zachodziły zmiany, ale w różnym tempie. Gospodarka oparta na wielkiej skali produkcji, na wielkich przedsiębiorstwach jak każda akcja wywoływała reakcję. Duże firmy to także liczebne – i przez to silne – związki zawodowe z ich tradycyjnie mało racjonalnymi roszczeniami. To także „duże”, zabierające coraz większą część PKB państwo: nacjonalizujące, a jeszcze silniej regulujące życie gospodarcze. Nie przypadkiem więc właśnie w latach 70. pojawił się termin „euroskleroza”.

Zmiany następowały jednak w różnym tempie i w różny sposób. Klasyczną liberalizację, w tym deregulację, obniżkę podatków i gdzieniegdzie prywatyzację przeprowadzono w latach 80. Wymienia się powszechnie „liberalną kontrrewolucję” thatcherowską i reaganowską, która przyniosła efekty w postaci przyspieszenia wzrostu PKB w relacji do tegoż tempa krajów kontynentalnej Europy.

Ale do tych pozytywnych zmian dodać należy również głęboką deregulację – nie tylko przemysłu – w Szwecji, a także w Finlandii. W kontekście „reindustrializacji” warto wspomnieć, że w tych dwóch ostatnich krajach udział przemysłu wzrósł wyraźnie. Widać więc, że ewentualna droga do reindustrializacji prowadzi przez liberalizację, a nie podsypywanie państwowego obroku i nowe przeregulowane rozwiązania instytucjonalne.

W krajach bogatych, o wysokim poziomie rozwoju, coraz większy udział w PKB mają prywatne usługi, zwłaszcza wymagające dużego udziału kapitału ludzkiego.

Czy recepty z lat 80. wystarczą na reindustrializację? Odpowiadam krótko: nie do końca. Liberalizacja wprawdzie z a w s z e pomaga, ale gospodarka, w tym krajów wysoko rozwiniętych, ewoluuje cały czas. W mojej najnowszej książce Developmental Strategies and Structural Change (jeszcze u wydawcy) zwracam uwagę, że w krajach bogatych, o wysokim poziomie rozwoju, coraz większy udział w PKB mają prywatne usługi, zwłaszcza wymagające dużego udziału kapitału ludzkiego.

Z wielce innowacyjnych badań wynika, że obok kapitału fizycznego, nazwijmy go: materialnego, coraz większą rolę odgrywa kapitał niematerialny, właśnie efekt zaangażowanego w produkcję dóbr i jeszcze bardziej usług kapitału ludzkiego. I wbrew błędnym opiniom nie są to tylko ani nawet w największej mierze prace badawcze i rozwojowe. Cała gama innowacyjnych rozwiązań: od tworzenia baz danych, poprzez wielce różnorodne formy własności intelektualnej (od eksploracji górniczych po projekty architektoniczne), aż po zasoby wykorzystywane w przedsiębiorstwach w celu dostosowania posiadanych zasobów ludzkich i materialnych do zmieniających się technologii i zachowań odbiorów, odgrywa coraz większą rolę jako czynnik wzrostu gospodarczego.

Z badań przeprowadzonych na zlecenie USA wynika wyraźnie, że udział kapitału niematerialnego rośnie wraz z rozwojem gospodarki mierzonym PKB per capita. Na początku obecnego stulecia udział ten równy był już udziałowi kapitału materialnego (ok. 12 proc. PKB) i nadal rośnie, w odróżnieniu od udziału tradycyjnego kapitału fizycznego (nazwanego tu dla kontrastu materialnym). Nieliczne badania dla innych wysoko rozwiniętych krajów Zachodu wydają się potwierdzać tę tendencję.

Wnioski z powyższych rozważań sugerują, że pomysł na reindustrializację jest pomysłem intelektualnie nietrafnym, gdyż nie bierze pod uwagę zmian dokonujących się w gospodarkach średnio i wysoko rozwiniętych. Udział usług o wysokim nasyceniu kapitałem ludzkim będzie rósł, bo takie są tendencje popytowe i takie też przewagi konkurencyjne wysoko rozwiniętych krajów Zachodu. Czy kraje te będą produkować więcej tradycyjnych produktów przemysłu lekkiego i ciężkiego? Bardzo wątpię, gdyż wymagałoby to dwóch zmian. Po pierwsze obniżenia kosztów pracy, czyli zmniejszenia gigantycznego garbu welfare state, dławiącego wzrost gospodarczy Zachodu. A po drugie, w odniesieniu do produktów kapitałochłonnych, także obniżenia kosztów energii (co obserwujemy w Stanach Zjednoczonych). W obu przypadkach unijna Europa podąża jednak w o d w r o t n y m kierunku. Szanse na sukces w tych warunkach oceniam więc jako bliskie zera.

Jan Winiecki

Tekst pochodzi z portalu Project Syndicate Polska, www.project-syndicate.pl publikującego opinie i analizy, których autorami są najbardziej wpływowi międzynarodowi intelektualiści, ekonomiści, mężowie stanu, naukowcy i liderzy biznesu.

logo sindicate

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 19 września 2014