Jarosław GWIZDAK: Temida 3.0 Polska postsprawiedliwość

Temida 3.0
Polska postsprawiedliwość

Photo of Jarosław GWIZDAK

Jarosław GWIZDAK

Prezes Sądu Rejonowego Katowice Zachód. Członek Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia. W 2015 r. ogłoszony Obywatelskim Sędzią Roku przez fundację Court Watch

„Dość, że Hrabia chciał zamku. Właśnie i Sędziemu
Przyszła nagle taż chętka, nie wiadomo czemu.
Zaczęli proces w ziemstwie, potem w głównym sądzie,
W senacie, znowu w ziemstwie i guberskim rządzie;
Wreszcie, po wielu kosztach i ukazach licznych,
Sprawa wróciła znowu do sądów granicznych”.

Adam Mickiewicz, „Pan Tadeusz”

.Znane. Zdane. Nauczone. Zapomniane.

Niewątpliwie w epopei narodowej wątek konfliktu, sądu, procesu, zemsty jest obecny i wysoce intensywny. Nie trzeba przypominać konieczności odszczekania wyroku pod stołem czy ogólnej dla szlachty pogardy dla prawa czy rozstrzygnięć sądów. Przewagi zajazdu nad negocjacjami.

Czy można dziwić się współczesnym, którzy okazują podobną pogardę?! Przecież nauczyli się tego w szkole, w tym wyrastali i dojrzewali.

Sąd nigdy nie był nasz. Był „ich”, czy to zaborców, czy to okupantów, potem komuny… Ucieleśniał opresję, cudzy aparat państwowy. To jedna z istotnych przyczyn braku zaufania i szacunku dla trzeciej władzy.

.Czyj jest wymiar sprawiedliwości obecnie? Nie odważę się odpowiedzieć, bo i prostej odpowiedzi nie ma…

Postaram się jednak wskazać, jaki wymiar sprawiedliwości mógłby być, aby już niewielu stawiało pytania, czyj jest, i aby wtórna legitymizacja, tak obecnie głośna i przez niektórych postulowana, przebiegła z korzyścią tak dla obywateli, jak i trzeciej władzy.

Nie zamierzam podpowiadać rozwiązań stricte legislacyjnych, bo znacznie ważniejsza jest pewność i stabilność prawa, będąca w polskich warunkach utopią. Chcę zwrócić uwagę na konieczne z punktu widzenia praktyka obszary objęte regularnym, systemowym zaniedbaniem.

E-stonia a P-olska

.Polska cyfrowa. Z definicji. Z bałwochwalczych zapowiedzi. Wyrobienie podpisu elektronicznego jest drogą przez mękę, a gdy już się ten podpis ma, to używa się go rzadko. Dopiero od kilku lat złożenie zeznania podatkowego online przebiega bez problemów i staje się preferowanym rozwiązaniem.

Utworzenie e-sądu miało być panaceum na przeciążone drobnymi roszczeniami sądy, a stało się kolejnym narzędziem represji, wykorzystywanym w większości przez firmy windykacyjne, nękające roszczeniami — przedawnionymi, wątpliwymi, kierowanymi na tzw. „awizo”, w miejsca zamieszkania dłużników sprzed kilku czy kilkunastu lat. Niewielki procent zawisłych przed e-sądem spraw to te, w których po obu stronach są osoby fizyczne. 90-procentową większość stanowią sprawy B2C (business to consumer, jak nazwano by je z angielska).

To kolejne narzędzie, którym biznes dręczy zadłużonych. Kilkakrotna interwencja ustawowa, mająca położyć kres nadużyciom skierowanym przeciw obywatelowi, dowodzi nieprzemyślanego rozwiązania. Dodajmy do tego całkowite niedoszacowanie „obrotu” sądu, ponieważ zakładano, że wpływ wyniesie kilkaset tysięcy spraw, a w pierwszym roku działania było ich półtora miliona, nieprzyjazny interfejs, wciąż za ciasny i zaadaptowany na potrzeby sądu budynek siedziby itp.

Nie tylko jednak e-sąd symbolizuje „polską szkołę publicznej informatyzacji”. Jej klasycznym przykładem była dla mnie przeprowadzana kilka lat temu z wielkim szumem innowacyjna „internetowa rekrutacja do katowickich przedszkoli”. Należało wówczas wypełnić online formularz, a potem go wydrukować, podpisać i zanieść do przedszkola. A tam jeszcze przystawiano najważniejszą pieczątkę.

Na drugim biegunie od P-olski (P, czyli papier) znajduje się E-stonia (E, czyli elektronika). Kraj o co prawda dwumilionowej populacji (co zawsze stanowi wygodne wytłumaczenie, że w dziewiętnastokrotnie większej P-olsce się przecież nie da), będący w światowej awangardzie cyfryzacji.

E-stonia ma już e-obywateli, wyposażonych w cyfrowe dowody tożsamości, możliwość przeprowadzenia wyborów online, znakomity portal sądowy (Courtal) i wiele, wiele innych cyfrowych udogodnień.

Od Estończyków uczą się pragmatyczni Holendrzy i Finowie. Tworzącym estońskie rozwiązania nie jest obca filozofia user experience czy human-centered design. Na każdym kroku wskazują, że rozwiązania tworzone są dla obywateli, że jakość publicznej usługi ma fundamentalne znaczenie.

.Nie pojmuję, dlaczego nie toczą się kompleksowe prace pozwalające na wyzwolenie sądów od papieru, na digitalizację dokumentów w skali makro. Nie ma obecnie komercyjnego banku, który tkwi w papierach, jakiejkolwiek korporacji prowadzonej segregatorami i skoroszytami. A sąd się skutecznie digitalizacji opiera.

Ewentualnie wdraża się systemy finansowo-księgowo-kadrowe niemal wprost z korporacji, każąc sądom się ich uczyć. To niewłaściwa kolejność. Niewiele jest przedsiębiorstw, które miałyby w skali roku kilka milionów tak ważnych klientów — obywateli — i rozwiązywałyby ich najistotniejsze problemy.

Przypomnę, że systemy biurowości i sprawozdawczości są w polskich sądach trzy, pochodzą od różnych producentów, nie komunikują się ze sobą, a o pomyśle na integrację ich baz danych nie słyszałem.

Adresy internetowe sędziów sądów rejonowych składają się z cudownego i klarownego imię.nazwisko@nazwasiedziby.sr.gov.pl, zamiast być budowane np. w domenie @sad.gov.pl lub @spraw.gov.pl. To oczywiście kolejny drobiazg, ale daje wyobrażenie o całości systemu, jego przyjazności dla użytkownika.

Nie wiem, dlaczego jest wciąż problemem wyposażenie 10 000 polskich sędziów w tablety zawierające edytor tekstu, program prawniczy z przepisami i literaturą, zdalny dostęp do własnych spraw oraz ich zdigitalizowane akta. Dlaczego wykonując obowiązki w czasie limitowanym „wymiarem zadań”, jak określił to ustawodawca, nie można wygodnie popracować zdalnie, w dogodnej chwili.

W pracy sędziego występuje oczywiście korporacyjny „home-office”. Przynosi się do domu tomiszcza akt i pisze uzasadnienie.

Wymiar sprawiedliwości i obywatele zasługują na najwyższej jakości rozwiązania technologiczne, tak w sprzęcie (hardware), jak i jego oprogramowaniu.

Przypomnę, jest jesień roku Pańskiego 2016.

(Nie)świadomość prawna

.Nie ma w Polsce tradycji korzystania z dostępnego niemal w każdej gminie sądu rejonowego jako źródła wiedzy prawniczej dla obywateli.

Inicjatywa „przyjścia z klasą do sądu” równie często wychodzi od nauczycieli, jak od zaprzyjaźnionych ze szkołą sędziów, zaangażowanych w jej działania jako rodzice czy absolwenci.

Mimo że mam kilkunastoletni staż orzeczniczy, nie przestaje mnie dziwić pytanie stawiane przez obywateli w każdym wieku i o wszelkich poziomach wykształcenia: „To ja mogę przyjść do sądu?”. Odpowiadam: „Nie tylko możesz, powinieneś”. Wizyta w sądzie to doskonała lekcja obywatelskich praw i postaw. To także edukacyjna pigułka związana z konsekwencjami niektórych działań (rozprawa przed sądem karnym) czy dokonywanych czynności prawnych (rozprawa cywilna).

Ta edukacja jest całkowicie darmowa, dostępna dla wszystkich, tak jak dostępne są sądy rejonowe (w ich 321 siedzibach na terenie kraju). Sędziowie, jak wszyscy aktorzy publicznej przestrzeni, nie powinni grać spektakli do pustej sali.

Badania dotyczące świadomości prawnej społeczeństwa zatrważają. Pojawiają się np. w nich odpowiedzi, że wymiar sprawiedliwości stanowią Żandarmeria Wojskowa i Straż Miejska, że od wyroku sądu można odwołać się do ministra sprawiedliwości, że prezes sądu może unieważnić orzeczenie itp.

Poziom wiedzy i świadomości prawnej społeczeństwa jest bardzo niski. Starają się temu przeciwdziałać sami sędziowie, prowadząc działania edukacyjne, wydając broszury i podręczniki, z których najlepsza jest „apTeczka prawna – lex bez łez”, przygotowana przez Oddział Śląski Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia” — wkrótce doczeka się trzeciego wydania. Na jej bazie powstały także gotowe scenariusze lekcji, dostępne do pobrania dla nauczycieli.

Nie uważam jednak, że krzewienie wiedzy prawnej na podstawowym poziomie jest wyłączną misją sędziów, przeciwnie, działanie takie powinno zostać zinstytucjonalizowane na poziomie władz edukacyjnych, a minimalna wiedza prawna, podobnie jak pierwsza pomoc przedmedyczna, winna znaleźć się w programach nauczania.

Obywatel świadomy, bywały nie tylko w świecie, ale i w sądzie, będzie miał do niego większe zaufanie. Obecność na rozprawie i obserwacja pracy sędziego oraz jej efektów w postaci wydanych orzeczeń, przystępnie wytłumaczonych, zbuduje świadomość prawną i zwiększy zaufanie. Obecność obywateli przypomni z kolei sędziemu po raz kolejny o fundamentach jego służby, jej celu i zasadzie jawności i bezstronności.

Komunikacja

.Orzeczenia sądów wydawane są w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej. Jej obywatel zasługuje na to, by były zrozumiałe, „przyswajalne” i łatwe do przekazania dalej. O ile w odniesieniu do wyroków zauważalna jest poprawa jakości komunikacji, to są w sądownictwie trzy obszary, wymagające koniecznej naprawy.

O pierwszym, czyli kontakcie sądów z mediami już napisałem [LINK].

Pozostałe to motywy orzeczeń, czyli sposoby ich pisemnego uzasadnienia oraz kierowane do obywateli wszelkie wezwania, zawiadomienia i pouczenia.

Uzasadnienia orzeczeń sądowych wymagają rewolucji. Osławione nagrywanie rozpraw i ogłaszanych orzeczeń, mające uprościć i przyspieszyć procedury, w mojej ocenie nie przyczyniło się do żadnej z zakładanych zmian. Mam wrażenie, że sędziowie, nie pisząc uzasadnień, w istocie piszą je inną metodą, a treść zostaje taka sama. Motywy orzeczenia można bowiem wygłosić i zarejestrować. Problem w tym, że z reguły jest to dyktowanie uzasadnienia na podstawie wcześniej sporządzonych notatek. Późniejsza transkrypcja uzasadnienia prowadzi do powstania jego pisemnej emanacji, wykonanej pod wcześniejsze dyktando sędziego. Uzasadnienia zatem się nie pisze, ale się je wygłasza. W formie i strukturze identycznej z dotychczasową pisemną. Zmiana ta sprowadza się zatem do zmiany technologii, niekoniecznie na lepsze — ale w formie, redakcji czy języku uzasadnień nie zmieniło się nic.

Nie chciałbym, aby uzasadnienia wyroków pisane były jedynie dla profesjonalistów, przeciwnie, przedstawiona w nich argumentacja powinna być zrozumiała na poziomie zwykłego języka urzędowego, wymagającego od odbiorcy około 10 lat edukacji, a nie poziomu słuchacza seminarium doktoranckiego. Dobra i trafna decyzja sądu musi bronić się jakością argumentacji, precyzją i klarownością wywodu, a nie kryć motywów w labiryncie metajęzyka, zrozumiałego dla nielicznych. O technologii pomyślano, o warunkach treści uzasadnienia nie. Przegadywanie treści uzasadnień czy pism procesowych, redagowanych w oparciu o wklejane hurtem orzeczenia, poglądy komentatorów, a pozbawionych własnego poglądu, punktu widzenia i argumentacji, jest chorobą postępowania przed sądami. Postulowane czasem w prawniczych żartach limity objętości tak pism procesowych, jak i uzasadnień orzeczeń, np. do 5 stron formatu A4 (z wyłączeniem spraw o niezwykle skomplikowanym stanie prawnym czy faktycznym), uważam za właściwy kierunek.

Ostatnią basztą bastionu złej sądowej komunikacji są pisma niebędące orzeczeniami, kierowane przez sądy do obywatela. Wszelkie doręczenia, wezwania, pouczenia są komunikacyjnym koszmarem. Ustawodawca wymaga kierowania przez sądy coraz większej ilości pouczeń do stron postępowania. Pouczenia te, niczym drożdże, powodują gwałtowny przyrost treści kierowanych do obywateli. Średnio do zawiadomienia o pierwszym terminie rozprawy w postępowaniu cywilnym dołączone są dwie gęsto zapisane pouczeniami strony A4. Nie jest to materia możliwa do przyswojenia przez przeciętnego odbiorcę. Nie stosuje się tabel, piktogramów, infografik czy innych nowocześniejszych niż wynalazek Gutenberga rozwiązań.

Trzykrotna zmiana procedury karnej, angażująca sędziów do żmudnej analizy, kogo, jak i o czym pouczać, to kolejny przykład legislacyjnej bariery dla sprawnego funkcjonowania sądów.

Znów przypomnę — mamy rok 2016, jesień. Testowane są obecnie pojazdy komunikacji miejskiej bez kierowców, a w ofercie komercyjnej pojawiły się wycieczki na Marsa.

ODR/AI i przyszłość — wybór sposobu rozstrzygnięcia

.Wspomniałem o pojeździe bez kierowcy nieprzypadkowo. Coraz odważniej wyobrażam sobie zarówno proces bez fizycznej sali rozpraw, zastąpionej wirtualną przestrzenią czy też w wersji minimum platformą komunikacyjną na kształt popularnych aplikacji na urządzenia mobilne, jak i proces bez sędziego.

Taki cybersąd bez sali rozpraw absolutnie mnie nie dziwi. Paradoksalnie — jest bliżej, niż myślimy, i nawet jego prototyp w drobnym zakresie pojawił się przed polskimi sądami (!). Mam na myśli przeprowadzanie wideokonferencji za pośrednictwem komunikacji elektronicznej, pozwalających na zachowanie zasady bezpośredniości przez skład orzekający, który obserwuje i słucha np. świadka „na odległość”. Początek został zatem zrobiony.

Sąd bez sali to jednak zaledwie przygrywka do sądu bez sędziego. Coraz częściej i odważniej mówi się już nie o ADR (alternatywne metody rozstrzygania sporów, jak mediacja i arbitraż), ale o ODR (online dispute resolution — wirtualne rozstrzyganie sporów), wspartym dodatkowo sztuczną inteligencją. Zgadzam się z poglądem, że za 10 – 15 lat podstawowym sądowym dylematem będzie wybór, czy sprawiedliwość ma wymierzać maszyna, czy też człowiek. Wydaje mi się również, że pewna część rozstrzygnięć pozostanie we władzy sędziego —orzecznika — jak np. poważne przestępstwa czy zadośćuczynienia za wysoce bolesne i bulwersujące zdarzenia, a część ludzkie orzecznictwo utraci bezpowrotnie.

Upraszczając nieco prognozy futurologów, wieszczących „świt robotów”: tam, gdzie efekt działań oparty jest na prostym algorytmie, człowiek, nawet jeśli sprawuje urząd sędziego, będzie zbyteczny. Zadecydują efektywność, rachunek ekonomiczny i potrzeba stabilności orzeczeń. Nie jest przypadkiem, że obecnie ogłoszono istnienie programu przewidującego z niemal 80-procentową celnością treść rozstrzygnięć Trybunału w Strasburgu. Prace nad językiem naturalnym, zaawansowane działania władców technologii, jak IBM nad komputerem Watson, konieczność „obróbki” coraz większych ilości danych (big data) nie są obojętne dla wymiaru sprawiedliwości.

Oby i Polska znalazła się po stronie innowacyjnego myślenia nad kondycją i przyszłością trzeciej władzy, wciąż mocno osadzonej w skansenie technologii, komunikacji i społecznej świadomości.

Oby reforma wymiaru sprawiedliwości nie straciła z pola widzenia interesów obywateli, uczyniła ich wygodę i podmiotowość w postępowaniu fundamentem zmian. Zmian, które przywrócą zaufanie i szacunek dla trzeciej władzy bez populistycznej narracji o „sądzie nad sędziami” czy potrzebie wzmożonej, ludowej kontroli.

Rozsądne zmniejszenie kognicji i wprowadzenie sędziowskiego pensum, zagwarantowanie minimum stabilności legislacji wraz z postulatami postsprawiedliwości mogą całkowicie odmienić pozycje i jakość wymiaru sprawiedliwości, pozwalając mu wkroczyć, mimo lat zaniedbań i zaniechań, w XXI wiek.

Jarosław Gwizdak

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 5 listopada 2016
Fot.Shutterstock