
Dlaczego media nie rozumieją sądów, a sądy nie rozumieją mediów?
Relacje trzeciej władzy z żadną z pozostałych władz nie są idealne. To truizm. Ale najbardziej skomplikowane są relacje władzy sądowniczej z tą czwartą. Z mediami. Być może głównie w Polsce, być może dlatego, że czwartej władzy nie wyodrębnił Monteskiusz. Wydaje się, że jego trójpodział władz nie przystaje do naszej współczesności i nie definiuje jej w pełni
Trzecia władza desperacko potrzebuje wtórnej legitymizacji, sprzyjają jej między innymi koncepcje sprawiedliwości naprawczej, sądu osadzonego w społeczności (community court), zwłaszcza w krajach anglosaskich. Tej legitymizacji służy także transparentność władzy sądowniczej, wypełnianie misji edukacyjnej i prewencyjnej.
Nowej legitymizacji władzy sądowniczej sprzyjać mogłyby media jako rozsądny partner i obiektywny pośrednik między sądem a społeczeństwem. Niestety, to bardzo trudne partnerstwo, oparte bardziej na konflikcie niż zrozumieniu, bardziej na wzajemnych pretensjach niż kompromisie, bardziej na obojętności na wzajemne potrzeby, a nie na próbie zrozumienia.
Napięcia na styku dwóch władz ilustrują nazwane przeze mnie cztery paradoksy.
Paradoks prędkości
.News jest szybki. News musi być tu i teraz, musi być zaraz i być aktualny. Ale proces sądowy powinien toczyć się w konstytucyjnie rozsądnym terminie, takim w sam raz. Niewątpliwie zderzenie tych dwóch prędkości nie pozwala na zrozumienie świata mediów z przestrzenią sprawiedliwości. Media nie są zainteresowane żmudną, paranaukową działalnością orzeczniczą. Kolejna rozprawa, kolejne postanowienie incydentalne nie budzi szczególnego zainteresowania. Ważne jest końcowe rozstrzygnięcie, z reguły pierwszej instancji. Ważne jest dla mediów, aby zapadło jak najszybciej. Oskarżony powinien być już nawet wymieniony z imienia i nazwiska, powinna być ujawniona jego twarz i trzeba pokazać skute kajdankami nadgarstki. Nie ujawniając nazwiska, i tak można zawsze zidentyfikować skazanego, wskazując jego pokrewieństwo ze znanym ojcem, ujawniając jego stanowisko czy zainteresowania. I wtedy domniemanie niewinności staje się fikcją. Media zastępują sąd — wyrokują. „Anonimowy” prezes nazwanej spółki giełdowej zostaje zatrzymany — akcje po kwadransie pikują. Informacja jest wymierna i przeliczalna na pieniądze. Informacja jest władzą.
Dla sądu najistotniejsze jest prawomocne rozstrzygnięcie, zresztą najważniejsze i dla stron procesu. Dla mediów — niekoniecznie.
14 lipca 2015 r. Sąd Rejonowy Katowice-Zachód w Katowicach odmówił zastosowania tymczasowego aresztowania wobec jednej z osób podejrzanych o wprowadzenie do obrotu znacznej ilości substancji szkodliwej dla zdrowia — dopalacza, nazwijmy go „Hegemon”. To był wtorek po tragicznym wakacyjnym weekendzie, podczas którego około 200 osób odurzonych specyfikiem przeżyło bardzo silne zatrucie, doznając między innymi zaburzeń układu nerwowego. Człowiek handlujący partią trucizny został ujęty, prokuratura ogłosiła sukces organów ścigania, a zły sąd nie przychylił się do wniosku o tymczasowe aresztowanie.
Po raz pierwszy sąd, którym kieruję, znalazł się w czołówce wszystkich programów i serwisów informacyjnych w Polsce. Połączenia telewizyjne, radiowe i telefoniczne zajęły cały mój dzień pracy. Ale taka już rola prezesa. Przygotowaliśmy komunikat prasowy, krótki i zwięzły, napisany w punktach, nie odmówiłem żadnemu z przedstawicieli mediów rozmowy i tłumaczenia decyzji sądu. Jedna z dziennikarek zażądała wręcz, aby „sąd się wytłumaczył”. Odpowiedziałem, że owszem, „sąd wytłumaczy decyzję, ale nie będzie się tłumaczył”. W chwilach, gdy akurat jedna z linii telefonicznych sądu była wolna, odbierałem telefony od oburzonych obywateli, wyrażających swoją wściekłość i rozczarowanie taką, a nie inną decyzją. Niezależnie od jej podstaw było oczywiste, że należy ją obywatelom zaprezentować i wskazać jej podstawowe motywy, nie zdradzając przy okazji tajemnicy śledztwa. Była to decyzja pierwszej instancji. Decyzja ta na skutek zażalenia prokuratury została zmieniona przez sąd okręgowy, i mężczyznę aresztowano.
Epilog
Minęło kilka miesięcy. 30 grudnia 2015 r. prokurator wniósł o skazanie bez rozprawy handlarza, a podczas posiedzenia w przedmiocie uchylenia tymczasowego aresztowania wnosił o zwolnienie oskarżonego z aresztu.
Postanowieniem z dnia 7 stycznia 2016 r. uchylono tymczasowy areszt.
28 kwietnia 2016 r. wpłynął wniosek o skazanie bez przeprowadzenia rozprawy na uzgodnioną z oskarżonym karę.
Wyrokiem z 27 czerwca 2016 r. oskarżonego skazano zgodnie z wnioskiem prokuratury. Udało się przypisać mu odpowiedzialność za dwunastokrotne (!) udzielenie środków odurzających o łącznej wartości… 120 złotych.
Wyrok jest prawomocny z dniem 24 sierpnia 2016.
Ale nikt nie był już tym zainteresowany…
Paradoks edukacji
.Sędzia chciałby mieć w sali rozpraw wykształconego dziennikarza. Takiego, co, broń Boże, nie pomyli odrzucenia z oddaleniem. Takiego, który rozezna różnicę między nakazem zapłaty a wyrokiem i będzie wiedział, czym jest środek zaskarżenia. Dziennikarzowi jest to doskonale obojętne. Co więcej, obojętne jest to również pracodawcy dziennikarza — odbiorcy, czytelnikowi, subskrybentowi. Ten czytelnik, obywatel, chce wiedzieć jedno. W swojej sprawie chce wiedzieć, czy ją przegrał, czy wygrał. Jeśli ją przegrał, chce wiedzieć, jak i do kogo można się odwołać. Jeżeli sprawę wygrał, to chce wiedzieć, kiedy i jak wyegzekwuje należność bądź kiedy oskarżony trafi za kraty.
Jeżeli zaś obywatel interesuje się sprawą sąsiada, krewnego, celebryty czy kogoś innego, chce właściwie wiedzieć to samo. Ale nie tylko, bo wtedy chce poznać np. zasady i cele kary pozbawienia wolności. Chce wiedzieć, czy osobę chorą psychicznie można na wieki umieścić w „psychuszce”, czy dzieci odbiera się rodzicom „z biedy”, czy można eksmitować niepełnosprawnego…
Każde z głośniejszych medialnie rozstrzygnięć aż prosi się o krótki, analityczny komentarz. Wystarczyłoby przytoczyć treść przepisu i przedstawić jego wykładnię. Taka ściągawka z przepisów, towarzysząca opisowi rozstrzygnięcia, oraz krótki komentarz praktyka miałyby dużą wartość. W tym zakresie sądy nie powinny liczyć na dziennikarzy, tylko przygotowywać tego rodzaju opracowania samodzielnie. Byłoby wspaniale, gdyby takie opracowanie okrasić infografiką czy nagrać trzyminutową wypowiedź sędziego bądź rzecznika prasowego sądu na YouTube… Science fiction?! Nie sądzę. Możliwe, ale niezwykle trudne do zrealizowania, i to nie ze względu na dziennikarzy. Trudne dla nas, sędziów…
Paradoks jawności
.Znaczna część postępowań przed polskimi sądami toczy się jawnie. Jawność jest przecież regułą demokratycznego rozpoznawania spraw, zapisaną w Konstytucji. Mimo to obecność kogokolwiek poza stronami postępowania w sali rozpraw należy do absolutnej rzadkości. Sędziowie grają swój spektakl w pustych ścianach. Obecny najczęściej jest jedynie protokolant. Dlatego tak wielkie poruszenie budzi pojawienie się w sali rozpraw postronnego obywatela, tak duże problemy spotykali w początkach swojej obserwacyjnej działalności w sądach wolontariusze fundacji Court Watch.
W jawności rozpraw nie ma stanów pośrednich. Albo sala rozpraw świeci pustkami, jak co dzień, albo za sprawą mediów o rozprawie dowiadują się miliony. To poważny błąd, błąd systemowy. Sędziów, czy to w procesie kształcenia, czy w początkach pracy orzeczniczej, nie oswaja się z publicznością, nie ma tradycji odwiedzania sądów przez szkoły ponadgimnazjalne, studentów czy lokalną społeczność. A takie to proste. Niedawno dowiedziałem się, że wizyta na rozprawie w lokalnym sądzie jest jednym z elementów niemieckiego kursu języka dla cudzoziemców, w którego programie są obowiązkowe dwie takie bytności.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że jakieś 50% polskich sędziów może znaleźć nagrania z prowadzonych rozpraw na YouTube. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę stanowisko służbowe, imię i nazwisko. Jak to możliwe? Mamy przecież niemal 38 milionów paparazzich, wyposażonych w smartfony łączące w sobie dyktafon, aparat fotograficzny i kamerę wideo. Nagranie rozprawy nie jest żadnym problemem. Przeciwnie, ta samodzielność znalazła wreszcie rozwiązanie ustawowe. Od 8 września 2016 r. strony mogą samodzielnie rejestrować przebieg postępowania cywilnego własnym sprzętem elektronicznym (art. 1621 k.p.c.). To bardzo dobra regulacja, stawiająca pod znakiem zapytania celowość olbrzymiej inwestycji, jaką było nagrywanie rozpraw. Ale to temat na osobny artykuł.
Konkludując, obecnie rozprawy są coraz bardziej jawne dzięki lub wbrew przyzwyczajeniom sędziów. Jedynie od obywateli i przedstawicieli mass mediów zależy, czy i jaki użytek uczynią z tej jawności.
Paradoks prawdy
.Last but not least. To, co dzieli najbardziej, a mogłoby z powodzeniem łączyć.
Prawda.
Sądy ustalają prawdę, to cel postępowania dowodowego. Odpowiedź na pytanie, jak było, co się stało, jakie fakty miały miejsce, poprzedza dokonanie przez sąd oceny prawnej. Czyż nie taka jest rola mediów?
Mówi o tym wprost art. 6 ust. 1 prawa prasowego. Prawdziwe przedstawianie wydarzeń to rola prasy. Często jednak „prawda czasu i prawda ekranu” to prawda jednej ze stron. Często niestety media zapominają, że proces to spór, konflikt co najmniej dwóch stron, i poprzestają na relacji i wsparciu jednej. Nie da się ukryć, że „wejście z kamerą” czy z dziennikarzem u boku jest jednym z pozaprocesowych środków perswazji, stosowanych przez doświadczonych pełnomocników. To jeszcze nie faul, ale zagranie oddalające się od fair play, znajdujące się na pograniczu dobrego procesowego obyczaju.
Dziennikarz niestety z rzadka wysłucha drugiej strony, pozostając na posterunku przy swoim bohaterze. Ten jest zawsze tym słabszym, pokrzywdzonym, uciemiężonym. Takiego wizerunku dziennikarz broni do momentu wydania orzeczenia.
Sąd także ma swoją prawdę, poszukiwanie jej jest celem postępowania. I ma to być, w odróżnieniu od prawdy mediów, prawda co najmniej formalna, którą ustalono na podstawie przeprowadzonych w sprawie dowodów.
Paradoksy i problemy nazwane. Postawiono diagnozę. Czas na receptę.
Dwóm moim ulubionym władzom przepisuję: szybkość, prostotę komunikacji, misję edukacyjną oraz wykształcenie nowego pokolenia prawniczych publicystów.
Szybkość reakcji jest kluczowym czynnikiem jej powodzenia. Polityka informacyjna trzeciej władzy musi stać się proaktywna, być zwrócona ku zapobieganiu medialnym kryzysom, a nie być wdrażana, gdy „mleko się rozleje”. Bardzo przykrym przykładem braku szybkiej i adekwatnej reakcji sądu była sprawa ojca sześciorga dzieci z Łodzi, gdy reakcję sądu na medialne doniesienia przyniosła trzecia doba emisji informacji. W dzisiejszym świecie — minęła epoka.
Reakcja na medialny kryzys sprowadzająca się do umieszczenia na witrynie WWW sądu oświadczenia o objętości dwóch stron formatu A4, zapisanych gęsto niewielkim fontem, jest działaniem niewystarczającym. Decyzję sądu trzeba wyjaśnić szybko, jasno i zwięźle. Cywilizacja wtórnej przedpiśmienności, jak nazywają współczesność filologowie, opiera się na prostym komunikacie. Idealne byłyby infografiki obrazujące działanie sądu i objaśniające podstawę prawną orzeczenia. Użycie prostej polszczyzny, nieepatującej metajęzykiem, „ugruntowanym poglądem doktryny i judykatury” oraz wybranymi tezami z piśmiennictwa jest absolutnie konieczne.
Paradoks edukacji rozwiąże misja edukacyjna, wspomniana w opisie paradoksu. Zainteresowanych istotą rozstrzygnięcia, jego niuansami, ewolucją teorii prawa powinny przyciągnąć publicystyczne, popularyzatorskie teksty o nieco wyższym poziomie wymagań stawianych czytelnikowi. Nie powinno się również uciekać od nowych technologii w służbie publicystyki i rezygnować z kilkuminutowych filmów wyjaśniających.
Do realizacji powyższego zadania konieczne jest wykupienie ostatniego leku z recepty: zaistnienia i zaangażowania nowej grupy prawniczych publicystów. Ludziom potrafiącym zrozumiale i interesująco mówić o swoich dziedzinach wiedzy sprzyja internet, a jego moc jest nieoceniona.
.Trudni partnerzy, jakimi niewątpliwie są media i wymiar sprawiedliwości, zdolni są co najmniej do kompromisowej egzystencji. Zdolni są również do współpracy, wymagającej jednak zastosowania przepisanej kuracji.
Nie ulega wątpliwości, że odbiorcy mediów i podmioty działań wymiaru sprawiedliwości to ta sama grupa docelowa — obywatele. Zasługują na szybki, jasny i prosty, obiektywny i uczciwy przekaz. Wierzę, że go uzyskają.
Jarosław Gwizdak