Jarosław KORDZIŃSKI: Arogancja - największe zagrożenie edukacji czasów pandemii

Arogancja - największe zagrożenie edukacji czasów pandemii

Photo of Jarosław KORDZIŃSKI

Jarosław KORDZIŃSKI

Trener, coach, mediator, szkoleniowiec. Autor tekstów z zakresu zarządzania oświatą, organizacji procesu edukacyjnego i psychologii pozytywnej.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Być może czeka nas kolejny czas zdalnego nauczania. Nie uda się, jeśli rodzice nie dogadają się z nauczycielami. I nie chodzi o to, żeby rodzice nie odrabiali zadań domowych za swoje dzieci. To bzdura! Podobnie jak nonsensem jest zadawanie dzieciom prac, których te nie są w stanie same wykonać – pisze Jarosław KORDZIŃSKI

Dorośli. A w zasadzie specyficzni dorośli. Spotykasz ich na każdym kroku. Zawsze są obok swoich dzieci. Nieustannie próbują decydować o tym, co się z nimi dzieje.

Nazywa się ich helikopterowymi rodzicami. Bardzo szczegółowo planują co, kiedy i w jaki sposób ma się stać z ich potomstwem. Pilnie obserwują na ile to, co zaplanowali, zgadza się z tym, co dzieje się z ich podopiecznymi. A przede wszystkim wiedzą lepiej. W sposób dość oczywisty od swoich dzieci – to w końcu krew z krwi i główna odpowiedzialność rodzicielska, ale też od ich nauczycieli – bo też co taki pedagog może wiedzieć o ich pociechach, ani nie był przy ich narodzinach, ani nie przewijał po nocy, ani nie wie tak naprawdę, jak ważne jest to, co się dzieje i co się z nimi stanie. 

Są jacy są i… w efekcie przegrywają na każdym froncie. W zabiegach o wpływ na swoje potomstwo, które z czasem w naturalny sposób opowie się przeciwko nim i ich metodom wpływania na ich losy. We współpracy (jeśli o takiej można mówić) ze szkołą, w której pracują nie tylko profesjonaliści, ale przecież też osoby, których misją bywa to, że to oni jedyni mają rację i ani jeden rodzic nie ma prawa temu w żaden sposób zaprzeczyć!

Czy tak być musi? Jeden z bardziej znanych rysunków Katarzyny Niewiadomskiej opisany jest następującym dialogiem:  „Ojejku, ale pani córka jest samodzielna. Jak pani to robi?’- dopytuje się jedna z mam. „Pozwalam jej” – odpowiada zapytana.

Rodzice są bardzo ważni dla dzieci. I bardzo im potrzebni. Są po to, żeby je karmić i chronić, a przede wszystkim zapewnić możliwość konsekwentnego dorastania. W ciekawy sposób pisze o tym autorka jednego z bardziej spektakularnych eksperymentów pedagogicznych we Francji Céline Alvarez: „Wiemy już, że aby się uczyć i skutecznie specjalizować w świecie, dziecko potrzebuje nas, dorosłych (…). Żyjąc z dzieckiem, po prostu pozwólmy sobie na zatrzymanie się razem z nim, kiedy coś go zadziwi albo intryguje: kwiat, motyl, zachowanie przyjaciela, smak jakiegoś jedzenia. Odpowiedzmy wtedy na jego pytania w prosty sposób, precyzyjnie i dając mu czas na swobodną wypowiedź. Kiedy jesteśmy w pełni obecni w tej relacji i otwarci na interakcję, dajmy dziecku najlepsze możliwe wsparcie pedagogiczne i techniczne dla rozwoju jego inteligencji: życzliwe oraz zindywidualizowane. Dorosły odgrywa tak ważną rolę w kierowaniu uwagą dziecka, że trzeba go uważać za kluczowy element systemu uczenia się”.

Czy każdy dorosły zachowuje się właśnie w taki sposób? Czy ustalając w najdrobniejszych szczegółach dzień pracy (bo jak to inaczej nazwać?!) swojego dziecka, sprzyja jego rozwojowi, czy raczej wciska w jedynie słuszną formę swoich wyobrażeń o tym, jakie powinno być oraz kim i w jaki sposób ma się stać? Pomijając niepodważalny fakt, że dziecko jest autonomicznym człowiekiem, który może i ma prawo być takie, jakim jest, a nie takie, jakim chce go widzieć mama czy tata. Ale to nie wszystko…

Czy bowiem helikopterowymi dorosłymi są tylko rodzice? Wydaje się, że nie. Spotykamy ich również w izbach lekcyjnych. To helikopterowi nauczyciele. Z reguły żyją tym, co mają do przekazania. Ściśle kontrolują działania, zachowania oraz postępy swoich podopiecznych. Wiedzą „od zawsze” co jest ważne i tego wymagają. Głównie tylko tego. Za to, co jest odstępstwem karzą. Tak łatwiej.

Kiedy wiadomo czego dziecko ma się nauczyć, nie trzeba myśleć o tym, co mogłoby zrobić z sobą, ze swoimi możliwościami, z właściwym przygotowaniem do życia. Życie jest w gruncie rzeczy nieważne. Istotne są tylko egzaminy. I wymagania jakie w związku z przygotowaniem do nich stawia państwo, szkoła, w końcu nauczyciel.  

Na tę sytuację również możemy znaleźć stosowny rysunek Niewiadomskiej. Tu dialog przebiega w następujący sposób: „Szkoła to takie miejsce, gdzie można pytać o wszystko, czego jeszcze nie wiesz?” – pyta mała dziewczynka. „Nie, szkoła to takie miejsce, gdzie pytają ciebie o wszystko co i tak już wiedzą” – odpowiada mama. Coś w tym jest. Wspomniana Céline Alvarez pisząc o powodach, dla których zdecydowała się rewolucjonizować francuską edukację, wspomina: „Moje doświadczenie szkolne, jako nastolatki z biednej dzielnicy Argentuil, napełniło mnie rosnącym uczuciem buntu. Musiałam patrzeć, jak rok po roku system edukacji zbyt często gasi wyjątkowe talenty i światło w moich koleżankach i kolegach. Wielu z  nich popadło w rezultacie w poważne kłopoty z nauką. Już wtedy przeczuwałam, że oburzająco liczna grupa dzieci  musi doświadczać tego samego, ale w najśmielszych oczekiwaniach nie sądziłam, jak ogromna jest skala tego zjawiska”.

Przed nami dorosłymi ogromne wyzwanie – jak pozbyć się tego skrajnie aroganckiego przekonania, że wiemy lepiej, jak przygotować naszych podopiecznych do życia w świecie, którego w gruncie rzeczy nikt z nas nie zna. Jak zejść z cokołu tych, którzy mają prawo decydować o przyszłości nieletnich i stanąć odważnie naprzeciw nich i wspólnie się zastanowić co zrobić z tym, kim jesteśmy. Co więcej, dorośli powinni zacząć ze sobą rozmawiać. Nie o tym, co ma się stać, ale raczej o tym, co dzieje się tu i teraz.

Być może czeka nas kolejny czas zdalnego nauczania. Nie uda się, jeśli rodzice nie dogadają się z nauczycielami. I nie chodzi o to, żeby rodzice nie odrabiali zadań domowych za swoje dzieci. To bzdura! Podobnie jak nonsensem jest zadawanie dzieciom prac, których te nie są w stanie same wykonać.

.Bądźmy blisko naszych podopiecznych i postarajmy się stworzyć im taką przestrzeń, w której będą mogli się rozwijać w możliwie jak największym zakresie samodzielnie. Céline Alvarez daje w tej sprawie jedno z najważniejszych wskazań pisząc „mały człowiek uczy się sam”. Tak, ale – dodaje – „za pomocą innych ludzi”. To my jesteśmy tymi ludźmi! W każdym razie dobrze, żebyśmy nimi rzeczywiście byli.

Jarosław Kordziński

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 2 września 2020
Fot. Mateusz Włodarczyk / Forum