"Piąta władza. Zjednoczony widz świata ma dziś większą moc, niż światowe media"
.Dwoje młodych, dojrzałych ludzi. Mel Greig i Michael Cristian siedzą przejęci w stonowanym studiu telewizyjnym. To jest ich cywilna spowiedź. Nie spieszą się w czasie tego wywiadu. Ważą słowa, ale nie odgrywają bólu. Wyglądają jakby szli na szafot. Wielu zresztą życzyło im śmierci. Skąd jednak mogli wiedzieć, że ich żart doprowadzi do tragedii? Mieli być zabawni, więc byli – słuchacz jest najważniejszy. Ale stało się najgorsze, a wtedy w tym świecie zostajesz sam. Mel mówi ze łzami w oczach: „pamiętam moment, kiedy usłyszałam, że ona nie żyje; zapytałam, czy miała dzieci?”. Miała, dwoje.
.Prezenterzy australijskiego radia zadzwonili do szpitala w Londynie, podając się za królową Elżbietę II i następcę tronu. Zażądali informacji o stanie zdrowia księżnej Kate. Telefon odebrała Jacintha Saldanha. Dziennikarze-przebierańcy usłyszeli, że księżna śpi, jej stan jest stabilny i w nocy nie wydarzyło się nic szczególnego. Rozgłośnia nagrała rozmowę i opublikowała na antenie. W mediach wybuchła wojna. Jacinthę znaleziono w jej pokoju powieszoną na szalu przywiązanym do drzwi szafy. Pewnie gdyby nie żart byłaby wciąż żoną i matką. Ale czy to dziennikarze są winni jej samobójczej śmieci?
Pamiętam poranny program, kiedy okazało się, że matka małej Magdy z Sosnowca prawdopodobnie zabiła dziecko. Zwrot akcji, szok dla wielu, niedowierzanie, niesmak, złość, sieciowy wyrok „za morderstwo”.
Kładłem nacisk na dystans, bo sprawa nie była jasna od początku i, co zrozumiałe, nie będzie zakończona do wyroku. Ale pojawił się zupełnie inny wątek – matka Magdy, porzucona przez najbliższych dała się uwieść brukowej prasie. Zadziwiające sesje i kuriozalne wywiady. Jeden z widzów zapytał w mailu: „czy media zdają sobie sprawę, że kiedy matka Magdy zostanie przez nie wykorzystana i porzucona może popełnić samobójstwo?”. Kto wtedy będzie winny?
Stawiam pytania, nie daję odpowiedzi, bo tu nie ma zero-jedynkowych rozwiązań. „Tego dotąd nie było. Wydawca zarżnął kurę znoszącą złote jajka. To sygnał ostrzegawczy dla tabloidów na całym świecie, także w Polsce” – pisał Piotr Bratkowski w Newsweek’u o aferze „News of the World”. „Stała się rzecz w świecie mediów niebywała. Globalny magnat Murdoch podjął decyzję o likwidacji jednego ze swych flagowych przedsięwzięć. (…) Na każdym numerze „NOTW” jego właściciel tylko z reklam zarabiali 700 tysięcy funtów. Przeciętny nakład wynosił 3 miliony egzemplarzy i był rekordowy wśród anglojęzycznych tytułów prasowych na świecie. (…) Żywot pisma trwał 168 lat, do jego agonii zaś wystarczył niespełna tydzień”.
Warto przypomnieć czym gazeta-nieboszczka zgrzeszyła. W 2002 roku porwano 13-to letnią Milly Dowler. Zatrudnieni przez tabloid detektywi zachowali się jak hackerzy – włamali się do jej poczty głosowej. Kiedy skrzynka się zapełniła, wykasowali część nagrań, żeby zrobić miejsce dla nowych. Dali policji i rodzicom porwanej nadzieję, że zamordowana już wtedy dziewczynka żyje. Zakpili z nich.
Takie zachowanie nie ma nic wspólnego z człowieczeństwem, ale ma wiele wspólnego z mediami – bywa, że nie ma w nich zasad.
.Największy kłopot jaki mam z tą aferą to czas, w jakim została zapomniana. I to mimo skali, nazwisk, parlamentarnego dochodzenia. Współcześnie względność wszystkiego, lekkość w wybaczaniu błędów, lekceważenie zagrożeń są największą chorobą medialnego życia. Bratkowski analizował w Newsweeku: „w coraz większym stopniu cała czwarta władza postrzegana jest nie jako przyjazne ludziom narzędzie demokracji, lecz jako forma opresji mogąca w każdej chwili wkroczyć z butami i zniszczyć czyjąś prywatność. Fundamentalna dla demokracji wolność słowa jest w coraz mniejszej cenie – używana nie do ekspresji poglądów, lecz do niszczenia ludzi”.
Nadszedł czas żebyśmy uznali oficjalnie piątą władzę – odbiorców mediów. Oni są współodpowiedzialni za medialny sukces i współwinni medialnym porażkom.
Powszechny ostatnio zarzut, że to dziennikarze są całym złem świata a ich odbiorcy grupą aniołów, którzy obiektywnie patrzą, czytają i słuchają to hipokryzja. Od tego na co patrzą, czego słuchają i co czytają zależy poziom publicznej debaty.
.To zjednoczony widz świata ma dziś moc większą niż światowe media.
Obserwując współczesny układ dawca-odbiorca mediów zawsze wracam myślami do rzymskiego Koloseum. Tam czyjeś życie decydowało się poprzez jeden gest – kciuk w górę lub dół. Like or dislike – dziś to samo funkcjonuje na arenie o wiele potężniejszej – w Internecie.
Dwa miesiące temu Włosi zebrani na pogrzebie 15 letniego Andrei usłyszeli zapewnienie jego mamy – „nie spocznę, dopóki nie znajdą się winni śmierci mego syna”. Andrea nosił różowe spodnie, malował paznokcie. Autorzy jego fałszywego profilu na Facebooku uznali, że to gej. Kpili z niego. Andrea nie wytrzymał, popełnił samobójstwo. Facebook’a jako portal ratunkowy próbowała wykorzystać dwa razy starsza od Adrei Tajwanka, Clarie Lin. Popełniła samobójstwo, trując się dymem. Jak opisał Hufftington Post, Claire rozmawiała w czasie swojego samobójstwa z dziewiątką znajomych. Pisała im, że truje się dymem z rozpalonego w pokoju grilla. Wrzucała na Facebooka zdjęcia robione telefonem, na których widać żarzące się węgle. Nikt jej nie uwierzył.
Sam Facebook przyznał po jej śmierci, że to zdarzenie „w bolesny sposób przypomina o tym, jak ludzie, którzy są świadkami takich zdarzeń, mogą pomóc”, a cytowany przez Huffington Post socjolog z Uniwersytetu Tajwańskiego mówił, że „ludzie mogą mieć problem z potraktowaniem czegoś, co widzą w Internecie, jako prawdy”. To jest największy problem piątej władzy – świadomość. Nie piszę tego z wyższością osoby, która w mediach pracuje od dwudziestu lat i wie więcej. Piszę ze szczerą troską, prośbą, żeby telewizji, prasy, radia, internetu nie traktować z lekceważeniem. Bywa, że dzieją się tam rzeczy ostateczne i tylko od odbiorców może zależeć los bohaterów. Najczęściej to wirtualna zabawa – wyślę SMS, mój ulubieniec przetrwa – ale bywa, że jako odbiorcy mediów uczestniczymy w szczuciu, poniżaniu i obrażaniu ludzi.
.Clarie Lin, Jacintha Saldanha, Andrea ale też Katarzyna W. oraz Mel Grieg i Michael Cristian a także ja lub ty siadając przed komputerem, biorąc do ręki pilota czy gazetę stajemy się uczestnikami spektaklu. Od nas zależy kiedy on się zakończy. Nikt nie ma obowiązku siedzieć do końca, szczególnie kiedy zdradzony zostaje zdrowy rozsądek.
Modne jest dziś mówić, że za głupotę świata, jego płytkość, bylejakość, tempo odpowiadają media. Że odebrały ludziom poczucie godności i rozum. Nic bardziej niesprawiedliwego. Media same nie żyją. Czwarta władza ożywa tylko w zetknięciu z odbiorcami. Piąta władza może być współwinna lub współczysta, ale nigdy już nie będzie obojętna.
Jarosław Kuźniar
Tekst ukazał się w wyd.3 kwartalnika „Nowe Media”