
Urugwaj i Paragwaj wygrywają z pandemią
Gdy w Europie poluzowujemy restrykcje, rozmrażamy gospodarki i zastanawiamy się nad zagranicznymi wakacjami, choć jednocześnie określamy prawdopodobieństwo nadejścia drugiej fali pandemii, to na obu kontynentach amerykańskich w najlepsze trwa pierwsza fala, a liczba przypadków rejestrowanych każdego kolejnego dnia wciąż nie chce spadać – pisze Joanna GOCŁOWSKA-BOLEK
Obecnie najbardziej dotkniętym przez pandemię krajem są Stany Zjednoczone, gdzie liczba ofiar śmiertelnych przekroczyła 125 tys. Jednocześnie szef amerykańskiego Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom szacuje, że rzeczywista liczba zakażonych Amerykanów jest prawdopodobnie 10 razy wyższa niż oficjalne 2,5 miliona.
Ale na południe od Stanów Zjednoczonych sytuacja wygląda znacznie bardziej niepokojąco. W Ameryce Łacińskiej liczba przypadków zakażeń potroiła się w ciągu miesiąca. Region zamieszkiwany przez 8,4 procent światowej populacji w ciągu ostatnich dwóch tygodni odnotował około połowy globalnej liczby zgonów związanych z koronawirusem i w tym tygodniu przekroczył niefortunny próg 100 tys. ofiar śmiertelnych. Według prognoz naukowców do października liczba ta może przekroczyć 400 tys.
Najwięcej śmiertelnych przypadków odnotowuje się w Brazylii i Meksyku, dwóch najludniejszych krajach regionu (Brazylia liczy 210 mln mieszkańców, Meksyk 129 mln). W Brazylii potwierdzono już 1,23 mln zakażeń oraz 55 tys. przypadków śmiertelnych, a w Meksyku 203 tys. zakażeń i 25 tys. przypadków śmiertelnych. Rzeczywista liczba zakażeń i zgonów spowodowanych koronawirusem jest prawdopodobnie znacznie wyższa niż oficjalnie raportowane liczby.
Zarówno Brazylia, jak i Meksyk znajdują się na końcu listy państw świata pod względem liczby testów przeprowadzanych na 100 tys. mieszkańców. W obu tych krajach rządy przez długi czas bagatelizowały zagrożenie, a zbyt późno wprowadzane i niezbyt restrykcyjnie stosowane środki nie zdołały zapobiec rozwojowi pandemii.
Na popularne wcześniej teorie, że swobodne rozprzestrzenianie się wirusa pozwoli na osiągnięcie odporności stadnej, dziś patrzy się tu bardzo sceptycznie.
Trudna sytuacja panuje także w innych krajach regionu. Do października w Argentynie, Chile, Kolumbii, Ekwadorze, Gwatemali i Peru przewiduje się po ponad 10 tys. ofiar śmiertelnych. W Peru i Chile przywódcy polityczni początkowo dumnie ogłosili sukces w zwalczaniu pandemii, a obecnie gorączkowo szukają sposobu na ograniczenie drastycznie rosnącej liczby zakażeń (Peru: 270 tys., Chile: 260 tys.) i zgonów (Peru: 4,6 tys., Chile: 5 tys.) oraz powstrzymanie narastającego niezadowolenia społecznego.
W szczególności poważna sytuacja jest w Chile, które paradoksalnie cieszy się najwyższymi wskaźnikami PKB na mieszkańca oraz najbardziej zaawansowanym systemem opieki zdrowotnej w regionie (z wyjątkiem Urugwaju). Chociaż niedawno Chile ogłosiło, że wygrywa z pandemią i wkrótce może rozdawać pierwszy na świecie „paszport immunologiczny”, to dziś prezydent Sebastián Piñera ten moment przedwczesnej euforii wspomina z ogromnym zakłopotaniem. W ciągu kilku tygodni, gdy pandemia zaczęła zbierać swoje krwawe żniwo w dzielnicach ubogich, które nie mają dostępu do drogiej prywatnej opieki zdrowotnej, sytuacja zmieniła się drastycznie. Takiej skali klęski władze nie spodziewały się w najczarniejszych nawet scenariuszach. Obecnie liczba zakażeń na milion mieszkańców jest tu niemal najwyższa na świecie, a liczba przypadków śmiertelnych na milion mieszkańców jest taka sama jak w Brazylii. W Ameryce Południowej nadchodzi zima, w Chile szczególnie uciążliwa, co może jeszcze bardziej utrudnić zahamowanie pandemii. Wprowadzenie powszechnej kwarantanny nie przynosi diametralnej poprawy, a jednocześnie potęguje niezadowolenie społeczne, tlące się jeszcze po zeszłorocznych gwałtownych protestach. Podobnie jak ma to miejsce w większości krajów regionu latynoamerykańskiego, rozprzestrzenianie się pandemii w nieproporcjonalnie większym stopniu wpłynęło na biedniejsze grupy społeczne i jeszcze mocniej podkreśliło podziały społeczne i ekonomiczne. Perspektywy gospodarcze dla regionu są bardzo złe.
Zatem oprócz katastrofy spowodowanej paraliżem systemu opieki zdrowotnej nadchodzi kolejna katastrofa. Eksperci obawiają się, że w wyniku zamrażania gospodarek i spowolnienia ekonomicznego dziesiątki milionów mieszkańców regionu zostaną zepchnięte w ubóstwo, a nawet w skrajne ubóstwo, niwecząc wysiłki wielu dekad mozolnego i powolnego postępu społecznego, osiągniętego w różnych krajach. Może to wywołać nieprzyjemne skutki polityczne, gdy minie bezpośrednie zagrożenie pandemią i zostaną poluzowane restrykcje w swobodnym poruszaniu się. W Ameryce Łacińskiej nadciąga kolejna fala protestów społecznych, zapewne o wiele potężniejsza niż ta z 2019 roku.
Ale w Ameryce Łacińskiej są też przykłady pozytywne.
Dwa małe kraje, Urugwaj (3,5 mln mieszkańców) i Paragwaj (7,2 mln mieszkańców), przełamały regionalny trend i mogą pochwalić się niemal całkowitym zwycięstwem nad koronawirusem.
Choć leżą blisko siebie, są to kraje w dużym stopniu odmienne. Urugwaj, przez dziesięciolecia osiągający świetne wyniki ekonomiczne, czym zyskał przydomek „Szwajcarii Ameryki Południowej”, pozostaje enklawą gospodarki progresywnej o najniższym wskaźniku ubóstwa w regionie, podczas gdy Paragwaj, znacznie uboższy, zwykle gorzej zarządzany, jedyny obok Boliwii kraj latynoamerykański bez dostępu do morza, wykazuje wskaźniki ubóstwa na poziomie 40–50 proc. i zmaga się z odwiecznym, paraliżującym gospodarkę problemem typowym dla regionu, czyli ogromną korupcją.
W obu krajach udało się utrzymać zaskakująco niskie wskaźniki śmiertelności koronawirusa. Do tej pory w Paragwaju odnotowano zaledwie 13, a w Urugwaju 26 przypadków śmiertelnych związanych z COVID-19, i to pomimo rozległych granic lądowych z Brazylią, w której w wyniku pandemii zmarło już ponad 55 tys. osób. Kluczem do sukcesu była z pewnością szybka reakcja, w tym zwłaszcza wprowadzenie sprawnego systemu wykrywania i izolowania przypadków zakażeń.
Pytani o źródła sukcesu Urugwajczycy wskazują na długą historię postępowej polityki społecznej, która pozwoliła na zbudowanie sprawnego systemu ochrony zdrowia, obejmującego niemal całe społeczeństwo, co jest absolutnym ewenementem w Ameryce Łacińskiej. Niemal 100 proc. mieszkańców ma dostęp do bieżącej wody, co uznaje się za kluczowy czynnik w powstrzymywaniu rozprzestrzeniania się pandemii.
Urugwajczycy stopniowo otwierają szkoły i centra handlowe, aczkolwiek z zachowaniem zasad dystansowania społecznego, obowiązkowymi maseczkami i masowym testowaniem. Urugwaj postawił na masowe testowanie. Zajmuje czwarte miejsce na świecie po Nowej Zelandii, Australii i Tajlandii pod względem liczby testów przeprowadzonych w stosunku do potwierdzonych przypadków. Urugwaj przeprowadza 1610 testów na każdy nowy przypadek. Dla porównania USA i Wielka Brytania przeprowadzają tylko odpowiednio 52 i 21 testów. To każe przypuszczać, że ogromna większość przypadków zakażeń koronawirusem zostaje w Urugwaju wykryta, co pozwala na szybkie izolowanie chorych i osób z ich otoczenia.
Urugwaj nie ogranicza się do śledzenia kontaktów potwierdzonych przypadków. Powołuje specjalne zespoły do testowania losowo wybranych bloków i osiedli mieszkaniowych, a także pracowników kluczowych sektorów gospodarki, takich jak pracownicy budowlani. Do tej pory przebadano ponad 1,6 proc. populacji.
Od 13 marca, gdy koronawirus pojawił się w Urugwaju, przy tak intensywnym testowaniu odnotowano dotąd zaledwie 907 pozytywnych przypadków. Nie bez przyczyny zatem Urugwaj jest porównywany z Nową Zelandią, przy czym należy pamiętać, że na wyspie odizolowanej od innych krajów oceanem dużo łatwiej zadbać o ograniczenie rozprzestrzeniania się pandemii. Urugwajowi geografia nie sprzyja tak bardzo – jest wciśnięty pomiędzy dwa największe i najludniejsze kraje Ameryki Południowej, Brazylię i Argentynę, gdzie liczba zakażeń wciąż rośnie.
Północną granicę z Brazylią rozciągającą się przez 1000 km traktuje się tu jako ogromne zagrożenie. „Brazylia jest wielkim mieczem Damoklesa wiszącym nad naszymi głowami” – twierdzą Urugwajczycy. Potencjalnym źródłem zagrożenia jest miasto Rivera, zamieszkiwane przez 170 tys. Urugwajczyków i Brazylijczyków, którzy przekraczają wyimaginowaną granicę biegnącą środkiem miasta wielokrotnie w ciągu dnia, zmierzając do pracy czy na zakupy.
W obu krajach największym wyzwaniem było zachowanie zasad dystansowania społecznego, które mocno kontrastuje z latynoamerykańską naturą Urugwajczyków i Paragwajczyków. Zwyczajowym, silnie utrwalonym w kulturze sposobem powitania są pocałunki i ciepłe uściski, a dzielenie się tykwą z yerba mate (w Paragwaju przybierającego raczej postać mrożonego tereré), przekazywaną wielokrotnie w kółko pomiędzy przyjaciółmi i rodziną, którzy sączą ziołowy napar przez tę samą metalową słomkę, jest głęboko zakorzenionym rytuałem i niemal narodową tradycją.
Dr Antonio Arbo, paragwajski epidemiolog i były minister zdrowia, jako klucz do sukcesu Paragwaju wskazuje szybko wprowadzone przez rząd bardzo rygorystyczne środki, dobrze odebrane przez społeczeństwo.
Zamykanie granic, dystansowanie społeczne i początkowa faza zamrożenia gospodarki zakończyły się powodzeniem, co potwierdza analiza danych. W 7-milionowym Paragwaju odnotowano dotąd tylko 1500 przypadków zakażeń. Każdego dnia przybywa najwyżej kilka pojedynczych przypadków.
Rząd prezydenta Mario Abdo Beníteza był jednym z pierwszych w regionie, który wdrożył środki powstrzymujące rozprzestrzenianie się pandemii, gdy 10 marca odnotowano zaledwie drugi przypadek COVID-19. Teraz przeszedł do fazy trzeciej czteroetapowego planu ponownego otwarcia, przy znacznej reaktywacji gospodarki.
Pomimo niezwykłego sukcesu osiągniętego dotychczas Paragwaj pozostaje jednak w niepewnej sytuacji. Źródłem zagrożenia może być granica z Brazylią. Podobnie jak w Urugwaju, zapobieganie przenikaniu wirusa z Brazylii uznano za priorytet. Paragwaj zmilitaryzował kluczowe odcinki swojej granicy i zapewnił obowiązkowe centra kwarantanny dla powracających Paragwajczyków. Ogromna większość wszystkich potwierdzonych przypadków COVID-19 w Paragwaju dotyczyła obywateli powracających z Brazylii.
Pomimo godnych pozazdroszczenia wyników silna jest też krytyka administracji prezydenta Abdo Beníteza. Głośne publiczne oburzenie wywołały liczne skandale związane z niewłaściwym wykorzystaniem niektórych funduszy przeznaczonych na walkę z pandemią, co doprowadziło do rezygnacji kilku ważnych urzędników państwowych.
Perspektywy ekonomiczne dla obu tych krajów również są stosunkowo dobre. Co prawda na obecny rok prognozowany jest spadek dochodu narodowego (w Urugwaju o 3,7 proc., w Paragwaju o 2,8 proc.), ale już w 2021 oba kraje mają osiągnąć ponad 4,2-procentowy wzrost gospodarczy. Na tle Ameryki Łacińskiej (spadek regionalnego PKB o 7,2 proc., następnie wzrost rzędu 2,8 proc.) to są bardzo optymistyczne prognozy.
.Warto wspomnieć, że w przypadku Urugwaju zdalne nauczanie też udało się najlepiej: w tym kraju każde dziecko idące do szkoły otrzymuje tablet z dostępem do internetu i materiałów edukacyjnych. Dlatego zamknięcie szkół i przejście na wirtualne lekcje niemal nikogo nie wykluczyło z dostępu do edukacji. W pozostałych krajach Ameryki Łacińskiej szacuje się, że zaledwie 20 proc. uczniów faktycznie uczestniczy w zdalnym nauczaniu. To również będzie miało długofalowe skutki, gdy pandemia wreszcie się skończy.
Joanna Gocłowska-Bolek