Jolanta KRYSOWATA: "Polska właśnie. Wińsko (16). Las"

"Polska właśnie. Wińsko (16). Las"

Photo of Jolanta KRYSOWATA-ZIELNICA

Jolanta KRYSOWATA-ZIELNICA

Jedna z najbardziej nagradzanych polskich reportażystek. Autorka audycji i filmów dokumentalnych. Laureatka Prix Europa, Nagrody Głównej SDP (dwukrotnie), Grand Press, Grand Prix KRRiTV, Europejskiej Nagrody Filmowej i in. Związana z Polskim Radiem, TVP i TV Polsat. Od grudnia 2014 roku, po wygranych wyborach, wójt gminy Wińsko na Dolnym Śląsku.

zobacz inne teksty Autorki

.Jedna trzecia gminy pokryta jest lasem. Dominują państwowe, ale prywatnych mamy wyjątkowo dużo. Takich po kilka hektarów. Wzięły się stąd, że za Stalina (Bieruta) był taki ukaz, że wieś miała wykarmić miasto bez pośrednictwa gospodarki rynkowej. Od każdego hektara trzeba było oddać kontyngent. Tyle a tyle kwintali zboża, tyle a tyle mleka albo wieprzowiny. Ziemia w tej części Dolnego Śląska jest wyjątkowo licha. Klas najsłabszych (V i VI) najwięcej. Las na czymś takim sam rośnie, wystarczy dwa lata nie zaorać. W takich warunkach trudno było wyżywić z gospodarstwa własną rodzinę, a co dopiero miasto. Sprzedać, tak. Ale oddać bez zysku? Wyjścia były dwa: oddać część ziemi państwu albo zasadzić las. Prawdziwy chłop, a tacy zostali tu osiedleni po wojnie, dobrowolnie ziemi nie odda. Woli zasadzić las.DSC_1348-01

Stąd dziś my, wnukowie tamtych osadników, mamy w spadku lasy sadzone w latach pięćdziesiątych. Jak sąsiadujemy domami, tak i lasami. Również sadzimy, już nie z powodu Stalina (Bieruta) ale z powodu Unii. Dopłaca do hektara lepiej niż do ziemi uprawnej, dopłaca do nasadzenia, grodzenia na pierwsze 15 lat (żeby sarny nie wyżarły) itd.

Lasy państwowe i prywatne są tak poprzeplatane, że oprócz właścicieli (i ich sąsiadów, którzy też są właścicielami) nikt nie wie które drzewa czyje. I nie musi wiedzieć.

.Dzięki najmądrzejszej w Europie ustawie o lasach, nikt nikomu nie może zabronić wchodzić do lasu. Nie można prywatnego lasu grodzić. Nie można zabronić zbierania grzybów czy jagód. Nawet chrustu. Nikogo nie obchodzi czyj jest las, gdy się wybiera na spacer, randkę albo na grzyby.

Nikt nie może swego prywatnego lasu zaniedbać. Jeśli się bowiem robak jakiś zalęgnie w lesie prywatnym, może przejść na państwowy, bo robaki się na geodezji nie znają. Nikt nie może, ot tak, sobie wyciąć z prywatnego lasu prywatnego drzewa. Musi mieć pozwolenie. Podobnie jak na sadzenie. Las musi być urządzony zgodnie ze sztuką, pomysłem i projektem.

Czy się to komuś podoba czy nie (mi się akurat bardzo podoba), wszystkimi tymi pozwoleniami i kontrolami zarządzają Lasy Państwowe. Prowadzą też (a właściwie głównie) własną gospodarkę leśną. Są bogate i potrafią się tym bogactwem dzielić.

DSC_1137-01

Las dyktuje warunki. Najwięksi pracodawcy to firmy drzewne i usługi leśne. Drewno na opał dla mieszkańców jest wyrabiane bezpośrednio w lesie. Albo kupujemy odpad z zakładów drzewnych.

.Ludzie już od czerwca myślą o zimie. To widać po pryzmach pociętego, porąbanego drewna na podwórkach, wzdłuż płotów, przy ścianach budynków. Szczególnie mnie wzrusza widok stert kory (produkt uboczny z zakładu drzewnego), bardzo tani, dobry na rozpałkę i tzw. przepalanie dla ciepłej wody i przy mniejszych chłodach.

„Zima się spyta, gdzie lato było” mówi miejscowe przysłowie. Mądrze mówi.

U leśniczego, a nie w sklepie kupujemy choinki na zimę. Na wycięcie drzewka z własnego lasu też trzeba mieć tzw. asygnatę. Zresztą nie warto. Najładniejsze drzewka i tanie nadzwyczaj, bierzemy spod leśniczówki. Z paragonem.

Z tych wszystkich powodów nasze Nadleśnictwo Wołów jest dla nas tak ważną firDSC_1035-01mą.

.Obchody jego 70-lecia (u nas wszystko obchodzi w tym roku 70-lecie, bo tu się wszystko, co polskie, zaczęło w 1945), były wystawne i wyjątkowo ważne. W najpiękniejszej sali klasztoru w Lubiążu. Gości chyba z trzystu. Przedsiębiorcy, dyrektorzy, politycy (oczywiście z Wrocławia) i listy gratulacyjne z Warszawy. Kolejno wywoływani do tablicy. Przemówienia, upominki….

Trochę trwało i już słychać było, że gościom w brzuchach burczy, ale obiad miał być na końcu. Ku mojemu przerażeniu, przyszła kolej na mnie. Myślałam, że prosty wójt się uchowa. Nic nie przygotowałam na kartce, pojechałam więc z głowy. Że nie wiem jak to jest z tymi Lasami Państwowymi i z tym Nadleśnictwem Wołów. Czy to dobrze czy źle, że są. (Na sali zapanowało uzasadnione zaniepokojenie, ale ciągnęłam dalej). Bo z jednej strony – monitoring w lesie. Owszem, dzięki temu drewna złodzieje z lasu nie kradną i grzybiarze są bezpieczni. Ale z drugiej strony – ma on negatywny wpływ na przyrost naturalny, w jego segmencie spontanicznym. (Reakcja sali potwierdziła, że dobrze mówię). Ale z trzeciej strony – jak się oko leśnego wielkiego brata zwróciło na nasze dzikie wysypisko śmieci, to ono przestało rosnąć. Więc już nie wiem jak to jest z tymi Lasami Państwowymi i z tym Nadleśnictwem Wołów. to dobrze czy źle, że są.

Przytoczyłam jeszcze kilka przykładów, zawsze kończąc ta samą pointą, tym samym pytaniem.

Wesoło się zrobiło i rodzinnie w najpiękniejszej sali klasztoru w Lubiążu. Potem wreszcie podali obiad. Na pierwsze była zupa grzybowa. Na drugie coś z dziczyzny.

Jolanta Krysowata

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 4 października 2015
Fot. Kamilla Żółkowska