"Koniec świata jednak nastąpi"
.Koniec świata nastąpi, najpóźniej za jakieś miliard lat, ale nastąpi na pewno. Słońce stanie się trochę jaśniejsze, raptem o 10%, to jednak wystarczy by z oceanów wyparowała całkowicie woda. Jak wiadomo, życiu w formie jaką znamy woda w stanie ciekłym jest niezbędna. Koniec świata zacznie się oczywiście wcześniej i będzie dramatem rozpisanym na wiele milionów lat. Gwiazdy zmieniają się w ciągu całego cyklu swojego istnienia. Nasze Słońce od początku swojego istnienia (czyli od 4,5 mld lat) stało się już 40% jaśniejsze i dzieje się tak w dalszym ciągu. Za kilkaset milionów lat, życie na całej kuli ziemskiej stanie się równie przyjemne jak teraz na Saharze, a potem będzie już gorzej. Za około miliard lat życie stanie się na Ziemi praktycznie niemożliwe. Świat skończy się tak jak w wierszu T.S. Elliotta:
I tak się właśnie kończy świat
I tak się właśnie kończy świat
I tak się właśnie kończy świat
Nie hukiem ale skomleniem.
.Ludzkość do tego czasu, o ile oczywiście będzie jeszcze istniała, ma chyba tylko jedno wyjście…
stworzyć nową wersję arki Noego i odlecieć na inną nadającą się do zamieszkanie planetę.
To, oczywiście, nie jest wszystko, co ma dla nas w zanadrzu nasza najbliższa gwiazda.
Za około 5 miliardów lat całe paliwo termojądrowe w centrum Słońca, czyli tam gdzie teraz zachodzi, skończy się. Jądro, które teraz znajduje się w delikatnej równowadze pomiędzy grawitacją, a reakcją termojądrową, zacznie się zapadać dostarczając energii swoim warstwom zewnętrznym doprowadzając do zapłonu paliwa termojądrowego. Zewnętrzne warstwy słoneczne zaczną się rozszerzać i pochłonie wszystkie swoje wewnętrzne planety włącznie z Ziemią. Na Ziemi od dawna nie będzie już istniało życie, więc nikt nie będzie świadkiem jej mizernego końca. Z odległych planet okolica naszego Słońca będzie wyglądała równie malowniczo jak zdjęcie nad tym artykułem, przedstawiające gwiazdę NGC 2392, która znajduje się właśnie w tym stadium swojej ewolucji.
Krater Tycho na Księżycu sfotografowany przez teleskop Hubble’a. Zdjęcie obejmuje obszar porównywalny z obszarem województwa śląskiego. Krater ma średnicę około 80 km i powstał po zderzeniu asteroidy z powierzchnią naszego statelity około 100 milionów lat temu.
.Koniec świata może jednak nastąpić o wiele bardziej gwałtownie i o wiele prędzej. Właściwie to zdarzył się na Ziemi przynajmniej dwa razy. W latach 90-tych zeszłego stulecia naukowcy dzięki zdjęciom satelitarnym odkryli krater na Półwyspie Jukatan o średnicy 110 km! Obiekt, który go stworzył musiał mieć średnicę 10 km; w jego wnętrzu Mount Everest zmieściłby się z łatwością. Uderzenie asteroidy 65 milionów lat temu wywołało warunki iście piekielne: fale uderzeniową porównywalną z tą jaka powstałaby po wybuchu milionów bomb atomowych. W powietrze wzbiły się biliony ton pyłu sprawiając, że nastała nieprzenikniona ciemność. Gdy do tego dodamy jeszcze olbrzymie pożary i tsunami, obraz katastrofy staję tak tak straszny, że prawie niewyobrażalny. Około połowa, z wtedy istniejących gatunków, w tym i dinozaury, zniknęła z powierzchni Ziemi. Warunki zmieniły się tak szybko, że ewolucja w żadnej mierze nie potrafiła nadążyć za tempem zmian.
Naukowcy dziś sądzą, że takie wydarzenia na Ziemi wydarzyły się częściej, mając wpływ na kierunek ewolucji w sposób istotny. Wystarczy spojrzeć na najbliższe nam ciała niebieskie, by zobaczyć, że uderzenia meteorytów i asteroid nie są rzadkim wydarzeniem. Krater Tycho na powierzchni Księżyca jest raptem niewiele mniejszy od tego na Półwyspie Jukatan. Na dodatek całkiem niedawno w Republice Południowej Afryki odkryto krater o średnicy prawie 500 km(!), który powstał ze zderzenia asteroidy o średnicy 37 km z Ziemią. W jej wnętrzu Mount Everest zmieściłby się już nie raz, a kilkadziesiąt razy. Uderzając w Ziemię ponad 3 miliardy lat temu z prędkością 65 tys. km na sekundę sprawiła, że zewnętrzne warstwy oceanów zagotowały się, całą powierzchnię Ziemi ogarnęło trzęsienie Ziemi, które trwało kilka godzin, a fale tsunami osiągały wysokość kilkuset metrów. Gdyby życie istniało już wtedy, praktycznie nic poza może najprostszymi formami życia w głębinach oceanów nie przetrwałoby piekła, które powstało.
.Na szczęście, tak olbrzymie obiekty zdarzają się w naszej części kosmosu zdecydowanie rzadko. Częstsze są zdarzenia, jak ten sprzed roku w Czelabińsku, czy już groźniejszy – z początku XX wieku – który zniszczył olbrzymie połacie Syberii. Większość asteroid, które powstało podczas tworzenia się Układu Słonecznego około 4,5 miliarda lat temu, znajduje się w tzw. pasie asteroid pomiędzy Marsem a Jowiszem. Nie wiadomo ile ich jest. Do tej pory udało się zidentyfikować około 10 tysięcy, w tym koło 90% tych ogromnych, które mogłyby, podobnie jak ten sprzed 65 milionów lat, spowodować piekło na Ziemi. Niestety, nie wiemy zbyt wiele o tych, które podobnie jak meteoryt tunguski z 1908 roku, jest w stanie zetrzeć z powierzchni Ziemi miasto wielkości Nowego Jorku. Szacuje się, że jest ich około pół miliona, z których w każdej chwili dzięki kolizjom i oddziaływaniu grawitacyjnemu Marsa i Jowisza, któraś z nich może zostać skierowana w kierunku Ziemi. Obecnie przygotowywane są programy, głównie przez NASA, identyfikacji asteroid zmierzających w kierunku Ziemi, a także radzenia sobie z nimi. Planuje się przechwycenie asteroidy o średnicy około 9 metrów, przy pomocy bezzałogowego statku kosmicznego, przebadanie jego zawartości i skierowanie go na inną orbitę.
Animacja NASA demonstrująca projekt przechwycenia asteroidy i przebadanie jej zawartości.
.Ale są też zagrożenia, na szczęście niezmiernie rzadkie, na które nie możemy nic poradzić. Jeden z przykładów to potężne błyski promieniowania gamma. Promieniowanie to powstaje także podczas rozpadu pierwiastków promieniotwórczych, ale natężenie, choć niebezpieczne dla nas nieporównywalnie słabe w porównaniu do rozbłysków gamma, które powstają gdy zapada się supermasywna gwiazda lub zderzają ze sobą dwie czarne dziury. Powstaje wtedy bardzo potężny błysk, skolimowany w wiązkę, której natężenie jest tak silne, że gdyby przydarzyło się w naszej galaktyce mogłoby zagrozić wszystkim formom żywym na Ziemi.
Istnieją jeszcze dość prawdopodobne scenariusze, że ludzkość sama z siebie stworzy na Ziemi warunki, które zagrożą życiu tutaj w większym lub mniejszym stopniu. Nie doprowadzi to do końca świata, sprawi pewnie tylko, że życie stanie się nieznośnie ciężkie.
.Zmieniamy klimat, wywołujemy konflikty na coraz bardziej globalną skalę, zanieczyszczamy środowisko zachowując się tak jakby nasze poczynania nie niosły żadnych konsekwencji. Wynika to pewnie z naszej mentalności, która przez tysiąclecia ukształtowała się jak u gatunku żyjącego w małych grupach i zmieniających tylko najbliższe otoczenie prymitywnymi narzędziami. Od tego czasu minęło raptem parę tysięcy lat, nasze narzędzia mogą zmieść nas i połowę gatunków tu żyjących z powierzchni Ziemi. Staliśmy się też jednym z najbardziej rozpowszechnionych na kuli ziemskiej organizmów, który jest w stanie wpływać na środowisko, klimat a nawet ewolucję wielu innych form żywych. Mentalnie jednak dalej siedzimy niedaleko tych jaskiń, które opuściliśmy. Sami sobie jesteśmy w stanie zgotować los niemalże tak katastroficzny jak te opisane powyżej. Ludzie ludziom.
Marcin Jakubowski