

Jeszcze o Ministerstwie Cyfryzacji. O tym, co robi, czego nie robi i co mogłoby robić lepiej
Ostatnio wpadł mi w ręce kolejny hurraoptymistyczny artykuł na temat planów Ministerstwa Cyfryzacji w zakresie dowodów osobistych, tzw. e-dokumentów i m-dokumentów. Chwilę później przeczytałem protokół z posiedzenia komisji sejmowej do spraw cyfryzacji z marca 2017 r. Lektury te skłoniły mnie do ponownej analizy faktów – pisze Konrad BIAŁOSZEWSKI.
.Dla przypomnienia — projekt dotyczący e-dokumentów to projekt z 2007 roku, obejmujący dowody osobiste z warstwą elektroniczną, umożliwiającą nie tylko identyfikację posiadacza na podstawie danych widniejących na blankiecie dokumentu, ale także identyfikację w otoczeniu elektronicznym.
Projekt zmieniał nazwy od 2007 r., by wreszcie zaistnieć w świadomości Polaków jako pl.ID. Napotykał wiele trudności, nie ze względu na brak możliwości realizacyjnych, ale przede wszystkim ze względu na niewiedzę oraz brak chęci, by go urzeczywistnić zgodnie z jego założeniami.
W historii projektu pl.ID dała o sobie znać klątwa wszystkich realizowanych w Polsce projektów teleinformatycznych: każdy rząd realizował go nie tak, by powstał solidny system, tylko tak, by osiągnąć polityczny sukces.
Każdy minister chciał odnieść sukces, a nie dobrze wykonać długoterminowy projekt. W razie wizji porażki tworzone były i są projekty alternatywne, niewiele warte, ale za to pod dobrymi hasłami propagandowymi. Taki jest właśnie drugi projekt, który zaprezentowało Ministerstwo Cyfryzacji w latach 2016 i 2017, czyli mDokumenty — tj. projekt dokumentów w wersji elektronicznej, którymi mamy dysponować w telefonach i które mają być uwierzytelniane drogą elektroniczną.
Nikt nigdy nie przeprowadził rzetelnej analizy zalet i wad obu projektów – pl.ID i mDokumentów – a ponadto mówi się o nich tak, by nikt niczego nie zrozumiał. W efekcie zaczynają pojawiać się informacje o e-dokumentach, że są to rozwiązania przestarzałe, niewnoszące nic poza kosztami, a zarazem że mDokumenty są świetne i uwolnią nas od noszenia przy sobie dokumentów dotychczasowych (nic bardziej mylnego). W czterech miastach (m.in takich jak Łódź) w ramach pilotażu mDokumentów wydano około 760 dokumentów, z których skorzystano około 270 razy, co nie jest szczególnie ciekawym wynikiem.
Głosząc pochwałę mDokumentów nikt nie zwrócił uwagi na fakt, że w krajach, w których je wprowadzono, podstawową formą dokumentów są właśnie e-dokumenty i że prace nad kolejnymi rozwiązaniami trwają tam od ponad dwudziestu lat, podczas gdy w Polsce już w drugim roku projektu mDokumenty odtrąbiono sukces.
Forsowanie przez Ministerstwo Cyfryzacji projektu mDokumenty wynika stąd, że nie potrafi ono sobie poradzić z projektem pl.ID, więc kurczowo chwyta się nowego projektu mDokumenty, który ma przynieść sukces propagandowy.
Dlaczego tak to oceniam?
Odpowiedzmy sobie na pytanie: gdzie można korzystać z m-dokumentów? Odpowiedź: tylko w kontaktach z administracją publiczną. Drugie pytanie: gdzie korzystamy z dokumentów takich jak dowody osobiste, prawo jazdy, legitymacje, np. studenckie? I tu uświadamiamy sobie, że to nie tylko administracja publiczna, ale również szkoły, gdy zapisujemy do nich dzieci, każde wejście do budynku chronionego przez agencję ochrony, umowy cywilnoprawne np. przy zakupie lub sprzedaży samochodu lub mieszkania, wiele innych sytuacji, w których konieczne jest potwierdzenie tożsamości osoby. Tego w przypadku m-dokumentów nie zrobimy wiarygodnie. Taką weryfikację możemy przeprowadzić wyłącznie na podstawie zwykłego dokumentu (e-dokumentu). Ponadto we wszystkich krajach, które wprowadziły mDokumenty, nie zrezygnowano z e-dokumentów z prostego powodu: poza granicami państwa mDokumenty są nieuznawane i nie można na ich podstawie podróżować po Unii Europejskiej, co wynika wprost z rozporządzeń Rady Unii Europejskiej.
Czego nie osiągnięto, a co osiągnięto dotychczas w realizacji głośnego projektu pl.ID?
Osiągnięto modernizację Systemu Rejestrów Państwowych (SRP), który jako system PESEL funkcjonował od 1975 r. na archaicznym, choć bardzo stabilnym systemie JANTAR. Niestety, modernizację prowadzono niesystematycznie, co chwila zmieniając koncepcję, co dla osób postronnych uwidoczniło się przede wszystkim w częstych zmianach nazwy projektu, od PESEL2, poprzez pl.ID, po SRP, jako części wydzielonej, a nie elementu całości, oraz w liczbie ujawnionych błędów po oddaniu SRP do eksploatacji.
Oddany w ramach projektu pl.ID SRP był obciążony błędami w liczbie przekraczającej tysiąc, które to błędy są usuwane do dziś w ramach działań naprawczych we współpracy z urzędami stanu cywilnego. Było to efektem pochopnego uruchomienia nie przetestowanego w drodze pilotażu oraz stopnioego wdrożenia systemu. Mimo usuwania ujawnionych błędów i informowania już przez Ministerstwo Cyfryzacji o kolejnych sukcesach naprawczych należy podkreślić, że projekt pl.ID nie został zrealizowany, ponieważ jego celem było wydanie obywatelom dowodu osobistego z warstwą elektroniczną, czyli e-dowodu.
Co oznaczają pomysły wycofania się z pełnej realizacji projektu pl. ID?
Pomysły wycofania się z wydania e-dokumentów oznaczają rezygnację z doprowadzenia do referencyjności SRP, ponieważ nie ma w tym systemie funkcji, która by eliminowała posługiwanie się tą samą tożsamością przez np. dwóch różnych obywateli lub tożsamością fikcyjną. Oznacza to, że zadanie państwa, polegające na ochronie tożsamości polskich obywateli, nie jest realizowane. Pojawiające się informacje o konieczności rewolucyjnych zmian w SRP w przypadku wprowadzenia e-dokumentów są nieprawdziwe, co wynika z analiz wykonywanych od 2007 roku do maja roku 2016. Konieczne jest tylko wprowadzenie mechanizmu kojarzącego różne informacje i w zasadzie możliwość późniejszych modyfikacji zbiorów będzie ograniczona wyłącznie bieżącymi potrzebami wynikającymi ze stanu prawnego.
Przy okazji dyskusji nad SRP: istotnym elementem jest również to, czego nie osiągnięto dotychczas, a co w obecnej sytuacji bezpieczeństwa i porządku prawnego jest niezbędne. Jest to integracja i skomunikowanie ze sobą na jednej platformie wszystkich zbiorów danych na temat osób przebywających na terytorium państwa polskiego bez względu na to, czy mają polskie obywatelstwo, czy też mają status cudzoziemców.
Chodzi o taką integrację, która by umożliwiała weryfikację informacji szczególnie o tych osobach, które pierwotnie były obywatelami innych państw a potem uzyskali polskie obywatelstwo. W przekonaniu tym utwierdziło mnie prawodawstwo szwajcarskie, w którym obywatel tego kraju, który był imigrantem może w konkretnych przypadkach związanych z terrorem zostać pozbawiony obywatelstwa i deportowany do kraju przodków. Wyrok taki już w Szwajcarii zapadł i został wykonany. O takim rozwiązaniu w zakresie zbiorów danych dyskutowano w Ministerstwie Cyfryzacji w 2016 roku, ale jak wiele projektów został on zarzucony.
Odrębną kwestią są działania Ministerstwa Cyfryzacji świadczące o nieznajomości specyfiki warunków funkcjonowania systemów, czego przykładem są propozycje rozwiązań w zakresie Rejestru Dokumentów Paszportowych (RDP), który ma zastąpić obecny Paszportowy System Informacyjny (PSI). PSI został zbudowany w latach 2004 – 2008 i jest jedynym nowym funkcjonującym systemem pozytywnie ocenionym przez wszystkie podmioty kontrolne, zarówno polskie (z NIK włącznie), jak i Unii Europejskiej (Rada i Komisja Unii Europejskiej).
Zaprezentowany na sejmowej komisji ds. cyfryzacji pomysł, by stworzyć RDP, który będzie pracował wyłącznie w trybie online, świadczy o całkowitej nieznajomości przedmiotu sprawy.
Otóż PSI został zbudowany w taki sposób, by dla obywatela nie miało znaczenia to, czy centralna baza danych w określonym momencie może odbierać dane, czy też nie. Obywatel ma przyjść do urzędu w dowolnym momencie i załatwić swoją sprawę. Specyfika pracy systemu polega na tym, że zarówno w kraju, jak i za granicą są przedziały czasowe, w których centralna baza danych jest niedostępna, nie tylko z przyczyn technicznych, ale także z przyczyn naturalnych (np. w Etiopii jest to okres opadów monsunowych i wówczas nie ma w ogóle łączności przez 12 godzin w ciągu dnia). Dla ludzi, którzy niejednokrotnie pokonują po kilka tysięcy kilometrów, żeby dotrzeć do urzędu konsularnego, informacja, że niestety nie można załatwić sprawy, oznaczałaby ogromny problem i czasowy i finansowy.
Odnoszę nieodparte wrażenie, że Ministerstwo Cyfryzacji popełniło grzech pierworodny, który popełniają wszyscy zajmujący się informatyzacją procedur administracji publicznej: uważają, że są to projekty informatyczne, a nie informatyzacyjne, co doprowadza do absurdu, ponieważ wymyśla się systemy informatyczne w oderwaniu od rzeczywistości. Potem są zastrzeżenia, że resorty odpowiedzialne za konkretne obszary utrudniają informatyzację. Taki stan rzeczy oznacza brak elementów, które powinny lec u podstaw projektu: brak jest audytów, które definiowałyby informatyzowany obszar, brak analizy potrzeb nie tylko resortu wiodącego ale i innych resortów obsługujących system, brak jest zwartej wizji co chcemy osiągnąć tak by stworzyć bezpieczne i funkcjonalne rozwiązanie. Prowadzi to do nieporozumień i zupełnie niepotrzebnych konfliktów.
Twierdzę, że czas jest na urząd centralny do spraw informatyzacji, podległy wyłącznie premierowi, z prezesem mianowanym na jednorazową siedmioletnią kadencję, a wówczas problemy wynikające z faktu że informatyzacją zajmuje się Ministerstwo które musi wykazać się sukcesami politycznymi zostaną przełamane.
Szerzej ideę tę prezentowałem we wcześniejszej analizie: [LINK].
Efektem problemów Ministerstwa Cyfryzacji jest wycofywanie się z wielu pierwotnych projektów i zredukowanie aktywności wyłącznie do kwestii sieci szerokopasmowej, m-dokumentów oraz systemu EZD RP (elektroniczne zarządzanie dokumentacją w administracji). Zresztą, czytając ogłoszony na stronach Ministerstwa Cyfryzacji harmonogram realizacji projektu EZD RP, mam wrażenie, że kierownictwo resortu cyfryzacji nie przewiduje realizacji tego projektu w czasie kierowania przez siebie resortem. To raczej harmonogram ułożony według schematu: ktoś zaczyna, ktoś inny realizuje, a ktoś inny kończy realizację, co oznacza, że w przypadku niepowodzenia nie ma winnych, a w razie sukcesu ostatni wpisuje swoje zasługi. Niestety, to najszybsza droga do niepowodzenia.
Konrad Białoszewski