Lubko PETRENKO: Prezydent Zełenski jest oskarżany o uzurpowanie sobie władzy i chęć utrzymania się na stanowisku wszelkimi sposobami

Prezydent Zełenski jest oskarżany o uzurpowanie sobie władzy i chęć utrzymania się na stanowisku wszelkimi sposobami

Photo of Lubko PETRENKO

Lubko PETRENKO

Ukraiński dziennikarz i publicysta związany z lwowskim portalem Zaxid.net.

Politycy opozycji, wykorzystując dymisję Załużnego, która była bardzo negatywnie postrzegana przez zdecydowaną większość ukraińskiego społeczeństwa, zaczęli mówić o utracie legitymizacji przez obecnego prezydenta, ponieważ nie chciał on przeprowadzić planowych wyborów prezydenckich – pisze Lubko PETRENKO

.W dniach 15–17 marca w Rosji odbyły się tak zwane wybory prezydenckie. „Tak zwane”, ponieważ jak uznały praktycznie wszystkie cywilizowane kraje, nie były one ani uczciwe, ani sprawiedliwe. Ostatecznie nie były to w ogóle wybory, ponieważ faktycznie nie było alternatywy, gdyż wszyscy mniej lub bardziej wartościowi politycy, którzy mogliby konkurować z urzędującym prezydentem, byli albo martwi, albo w więzieniu, albo zmuszeni do emigracji. Mniej godni, ale przynajmniej minimalnie opozycyjni politycy nie zostali dopuszczeni do udziału w ostatnim etapie wyborczym. Poza Putinem na karcie do głosowania pozostały tylko „tresowane szczeniaki”, które odgrywały rolę drugoplanowych tancerzy głównego pretendenta.

Wynik głosowania był znany z góry, a nawet oficjalnie ogłoszony przez rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa z wyprzedzeniem – „pod 90 proc.”. Na ile był on rzeczywisty, a nie przerysowany, nie wie nikt, ponieważ władze rosyjskie stanowczo odmówiły wpuszczenia niezależnych obserwatorów do lokali wyborczych. Niezależni badacze, wykorzystujący metody matematyczne do wykrywania falsyfikatów, twierdzą, że prawie połowa wszystkich głosów otrzymanych przez Putina była fikcyjna. „Wybory prezydenta Putina” – to żartobliwy termin używany w Rosji do opisania tego procesu „wyrażania woli” obywateli.

Oczywiste jest, że wszystkie kraje zachodnie jednogłośnie potępiły proces wyborczy w Rosji, skrytykowały Putina i jego klikę. Jednak nie uznawać Putina jako prezydenta nikt w Europie ani w Stanach Zjednoczonych nie zamierza.

„Rzeczywistość jest taka, że Putin jest prezydentem Rosji. Mieliśmy do czynienia z tą rzeczywistością w kontekście wojny na Ukrainie i innych działań sprzecznych z interesami USA, które obserwowaliśmy ze strony tego prezydenta i Rosji pod jego przywództwem. I będziemy nadal działać w tej rzeczywistości” – powiedział Jake Sullivan, doradca Prezydenta USA Joe Bidena ds. bezpieczeństwa narodowego.

I nic nie można na to poradzić. „Takie są czyny i takie są fakty” – jak lubili pisać ukraińscy dziennikarze jeszcze w czasach sowieckich, opowiadając o złapanych drobnych korupcjonistach.

Tak więc wybory, bez względu na to, jak bardzo je krytykujemy, odbyły się w Rosji. Ich wyniki musi zaakceptować świat, w tym Zachód. A wybory są, jak wiadomo, kluczową częścią procesu demokratycznego. Bez nich demokracja nie jest demokracją.

Pojawia się więc pytanie: co pod tym względem dzieje się na Ukrainie, której przywódcy zapewniają ten sam Zachód, że w wojnie z Rosją „bronią demokracji na całym świecie”. Sytuacja na Ukrainie nie jest najlepsza. Tak, od czasu do czasu w ukraińskiej polityce toczą się dyskusje, a nawet gorące debaty na temat potrzeby przeprowadzenia wyborów. Ale sprawy nie wychodzą poza pustą gadaninę.

.Na przykład intensywne rozmowy dotyczące wyborów miały miejsce pod koniec sierpnia 2023 r., po wizycie w Kijowie amerykańskiego senatora republikańskiego Lindseya Grahama, który był uważany za wielkiego przyjaciela Ukrainy (obecnie jego przyjaźń jest kwestionowana z powodu sprzeciwu wobec przyjęcia ustawy o pomocy wojskowej dla Ukrainy). Na spotkaniu z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim pan senator powiedział: „W przyszłym roku na Ukrainie mają odbyć się wybory… Chcę zobaczyć wolne i uczciwe wybory w tym kraju, nawet podczas ataku na niego. Amerykanie muszą wiedzieć, że Ukraina się zmieniła. W przeszłości był to bardzo skorumpowany kraj”.

Wcześniej przewodniczący Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy (PACE), Tiny Kox, wezwał Ukraińców do przeprowadzenia wyborów. „Nie jest naszym zadaniem mówienie wam, jak to zrobić, ale oczywiście Ukraina musi zorganizować wolne i uczciwe wybory. Ponieważ jest to wasz obowiązek wynikający ze statutu Rady Europy. I, oczywiście, zrobicie to. Ponieważ jeśli tego nie zrobicie, to sami zadacie sobie pytanie: czego broniliśmy w tej wojnie, którą Rosja rozpętała przeciwko Ukrainie?” – powiedział Kox.

W tym czasie Zełenski rzekomo nawet zgodził się zarówno z przewodniczącym PACE, jak i z amerykańskim senatorem, że wybory rzeczywiście powinny się odbyć. Ale później zaczął stawiać dziwne warunki, mówiąc, że Stany Zjednoczone powinny zapewnić bezpieczny przebieg procesu wyborczego na linii kontaktu z wrogiem. Przecież tam są setki tysięcy ukraińskich żołnierzy, prawdziwych patriotów, których głosów nie można ignorować. Ukraiński prezydent zażądał również, aby Ameryka i Europa wysłały obserwatorów na Ukrainę, w tym na linię frontu, by zapewnić uczciwy i sprawiedliwy przebieg wyborów. Zażądał również, aby Zachód w pełni sfinansował wybory na Ukrainie.

W normalnych okolicznościach kolejne wybory na Ukrainie odbyłyby się 31 marca 2024 roku, przynajmniej w pierwszej turze. Jakiś czas przed wrześniem 2023 r. ukraińskie kierownictwo dopuszczało nawet taką możliwość. W tym czasie wciąż istniała nadzieja, że ukraińska kontrofensywa zakończy się sukcesem, a większość okupowanego terytorium zostanie odzyskana. Po tym możliwe byłoby zawarcie jakiegoś rodzaju paktu o nieagresji z Moskwą, przynajmniej tymczasowo. I w takich warunkach można by przeprowadzić w miarę pełnoprawne głosowanie. W końcu na Ukrainie podczas wojny rosyjsko-ukraińskiej odbyły się już cztery procesy wyborcze: dwukrotnie wybierano prezydenta (wiosną 2014 i wiosną 2019 r.) oraz dwukrotnie parlament (jesienią 2014 r. i latem 2019 r.).

.Jednak gdy stało się jasne, że ukraińska kontrofensywa nie powiodła się, że długo oczekiwane przebicie się do Morza Azowskiego nie nastąpiło, nie mówiąc już o wyzwoleniu Mariupola, to idea wyborów na ulicy Bankowej (gdzie znajduje się siedziba prezydenta Ukrainy) została pośpiesznie porzucona.

Temat wyborów zniknął z mediów na kilka miesięcy. Pojawił się ponownie w lutym 2024 roku. Jednym z katalizatorów jego ponownego pojawienia się było odwołanie głównodowodzącego Sił Zbrojnych Ukrainy Walerija Załużnego ze stanowiska. Faktem jest, że w tym czasie Załużny, chcąc nie chcąc, zyskał niewiarygodnie wysoki wskaźnik zaufania. Z kolei Zełenski zaczął szybko tracić popularność.

Na początku marca 2024 r. ukraińska firma socjologiczna SOCIS opublikowała sondaż dotyczący tego, kogo Ukraińcy wybraliby na prezydenta, gdyby odbyło się głosowanie. Zdecydowanym faworytem okazał się były przywódca Załużny, na którego zagłosowałoby 41,4 proc. wyborców. Zełenski przegrywał z nim, otrzymując zaledwie 23,7 proc. poparcia. Za nim znaleźli się były prezydent Petro Poroszenko (6,4 proc.) i były przewodniczący Rady Najwyższej Dmytro Razumkow (5,6 proc.). W drugiej turze udział głosów Załużnego był jeszcze bardziej przekonujący – zagłosowałoby na niego 67,5 proc. wyborców. Tylko 32,5 proc. było gotowych głosować na Zełenskiego. Tak więc złote czasy obecnego prezydenta Ukrainy, kiedy popierało go trzy czwarte społeczeństwa, przeszły w zapomnienie.

Politycy opozycji, wykorzystując dymisję Załużnego, która była bardzo negatywnie postrzegana przez zdecydowaną większość ukraińskiego społeczeństwa, zaczęli mówić o utracie legitymizacji przez obecnego prezydenta, ponieważ nie chciał on przeprowadzić planowych wyborów prezydenckich.

W odpowiedzi na te oskarżenia Kancelaria Prezydenta przygotowała wniosek do Sądu Konstytucyjnego w sprawie legalności kadencji Wołodymyra Zełenskiego na stanowisku prezydenta Ukrainy, biorąc pod uwagę, że jego kadencja wygasa wiosną tego roku.

Artykuł 103 konstytucji Ukrainy głosi: „Regularne wybory Prezydenta Ukrainy odbywają się w ostatnią niedzielę marca piątego roku kadencji Prezydenta”. Innymi słowy, jak wspomniano powyżej, zgodnie z tym artykułem następne wybory prezydenckie na Ukrainie miałyby się odbyć 31 marca 2024 roku.

Istnieje jednak również druga data przełomowa dla Zełenskiego – 20 maja 2024 roku. Tego dnia upływa pięcioletni okres od inauguracji Zełenskiego, określony w ustawie zasadniczej. Część pierwsza art. 103 konstytucji mówi: „Prezydent Ukrainy jest wybierany przez obywateli Ukrainy na podstawie powszechnych, równych i bezpośrednich wyborów w głosowaniu tajnym na okres pięciu lat”.

Ale z drugiej strony na Ukrainie obowiązuje stan wojenny. A artykuł 19 ustawy o stanie wojennym bezpośrednio zakazuje głosowania. I ten zakaz dotyczy wszystkich rodzajów wyborów: wyborów prezydenckich, wyborów do Rady Najwyższej Ukrainy i wyborów samorządowych.

We wniosku do Sądu Konstytucyjnego autorzy starali się ustalić: po pierwsze, czy konstytucja zezwala na wybory prezydenckie w stanie wojennym; a po drugie, czy obecny prezydent utraciłby legalność po 20 maja, ponieważ wybory nie zostały przeprowadzone.

Jednakże Kancelaria Prezydenta ostatecznie zdecydowała się wstrzymać sprawę i nie odwoływać się do sędziów konstytucjonalistów. Deputowany do ukraińskiego parlamentu z partii Sługa Ludu i były przedstawiciel prezydenta Ukrainy w Sądzie Konstytucyjnym, Fedir Wenisławski, wyjaśnił to stanowisko, odwołując się do art. 108 konstytucji Ukrainy. Cytujemy ten artykuł:

„Prezydent Ukrainy wykonuje swoje uprawnienia do czasu objęcia urzędu przez nowo wybranego Prezydenta Ukrainy. Uprawnienia Prezydenta Ukrainy wygasają przedterminowo w przypadku:
1) rezygnacji;
2) niezdolności do wykonywania swoich uprawnień z powodów zdrowotnych;
3) usunięcia z urzędu w drodze impeachmentu;
4) śmierci”.

W związku z tym, skoro obecny prezydent 1) nie został zdegradowany, 2) nie jest poważnie chory, 3) nie doszło do impeachmentu, 4) żyje, a jego następca nie został wybrany, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby nadal pełnił swoje obowiązki.

„Prezydent nadal pełni swoje obowiązki do czasu objęcia urzędu przez nowo wybranego prezydenta Ukrainy. Jest to wyraźnie wiążąca norma, którą prezydent musi spełnić” – powiedział Fedir Wenisławski w programie „Swoboda Live”.

Później sam prezydent Zełenski swoje stanowisko w sprawie niestosowności i niemożności przeprowadzenia wyborów wyjaśnił w wywiadzie dla włoskiego kanału telewizyjnego Rai 1. „Aby przeprowadzić wybory w czasie wojny na Ukrainie, należy zmienić odpowiednie ustawodawstwo. Wybory nie mogą odbywać się w czasie wojny” – powiedział prezydent. Następnie wymienił inne powody. W szczególności niemożność zapewnienia głosowania wojskowym, którzy są obecnie na froncie, a także brak infrastruktury, która pozwoliłaby głosować siedmiu milionom Ukraińców przebywających obecnie na emigracji za granicą.

Wcześniej, w wywiadzie dla ukraińskiego kanału telewizyjnego 1+1, Zełenski przedstawił jeszcze dwa argumenty przeciwko przeprowadzeniu wyborów w tym roku: brak pieniędzy (potrzeba co najmniej 5 miliardów dolarów) oraz ryzyko, że wybory podzielą społeczeństwo w czasie wojny.

Zełenski korzysta z tego, że w ukraińskim społeczeństwie faktycznie pojawił się wyraźny konsensus co do perspektyw przeprowadzenia wyborów. Większość Ukraińców jest przeciwna przeprowadzaniu wyborów w czasie działań wojennych w kraju. Według sondażu przeprowadzonego przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii (KIIS) w grudniu 2023 r. 84 proc. respondentów opowiedziało się za odroczeniem głosowania.

.W lutym 2024 r. KIIS przeprowadził kolejny sondaż. Zgodnie z jego wynikami przytłaczająca większość (69 proc.) nadal opowiadała się za pozostaniem Wołodymyra Zełenskiego na stanowisku prezydenta do końca stanu wojennego. Tylko 15 proc. respondentów opowiedziało się za wyborami (11 proc. z nich było za zmianą odpowiednich przepisów, 4 proc. za zawieszeniem stanu wojennego). 10 proc. poparło pomysł, aby Zełenski ustąpił ze stanowiska, a jego obowiązki do czasu wyboru nowego prezydenta pełniłby przewodniczący Rady Najwyższej; 6 proc. jest niezdecydowanych.

Opinia publiczna jest zatem dość jasna: żadnych wyborów, dopóki trwa wojna, a Zełenski powinien na razie pozostać na stanowisku. Jednak moim zdaniem, nawet przy takim konsensusie społecznym, błędem było zawieszenie złożenia wniosku do Sądu Konstytucyjnego w sprawie legalności urzędowania prezydenta po 20 maja. Sytuacja prawna jest dość chwiejna. Przeciwnicy polityczni Zełenskiego nie zawahają się tego wykorzystać. Wszak już trwa ofensywa informacyjna przeciwko niemu ze strony przedstawicieli opozycyjnej partii Solidarność Europejska, kierowanej przez Petra Poroszenkę. Zełenski jest oskarżany o uzurpowanie sobie władzy i chęć utrzymania się na stanowisku wszelkimi sposobami. Na przykład znany bloger Karł Wołoch, z kręgu Poroszenki, oskarża Zełenskiego: „Minimum, co można zrobić w takiej sytuacji, to odwołać się do Sądu Konstytucyjnego w celu uzyskania wyjaśnień. Jednak Zełenski nie robi tego (prawdopodobnie nie jest pewien, czy ma wystarczającą liczbę głosów na swoją korzyść). Zamiast tego deklaruje, że wszyscy, którzy podnoszą ten temat, są agentami Moskwy. Nieprawomocność prezydenta, podejrzenie o uzurpację – to obiektywnie bardzo poważny czynnik. I to nie tylko dla wrogów, ale także dla przyjaciół lub względnie neutralnych ludzi, których interesy obejmują walkę polityczną o pomoc dla Ukrainy (jak np. trumpiści)”.

Wykorzystuje tę sytuację również Kreml. Na przykład stały przedstawiciel Rosji przy ONZ Wasilij Nebenzia zapytał na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa 22 marca 2024 r., z kim Moskwa powinna „przynajmniej hipotetycznie” prowadzić rozmowy pokojowe. „W końcu sama decyzja jednoosobowa dyktatora kijowskiego o nieprzeprowadzaniu wyborów prezydenckich, najwyraźniej w obawie przed ich przegraną, podjęta z naruszeniem konstytucji Ukrainy, czyni go nielegalnym od 21 maja. Biorąc pod uwagę spadające wskaźniki poparcia dla lidera kijowskiej junty, pojawia się pytanie: kogo on teraz reprezentuje? Z kim powinniśmy prowadzić dialog i negocjacje w przypadku, kiedy jest to wymagane?” – powiedział Nebenzia.

.Oczywiste jest, że słów rosyjskich polityków nie można traktować poważnie. Jednocześnie nie powinniśmy przymykać oczu na ten problem, ponieważ wielu polityków na Zachodzie z niepokojem patrzy na lekceważenie przez Ukrainę głównej zasady demokracji, czyli zmienności władzy. Zwłaszcza w kontekście coraz wyraźniejszych prób uzurpacji władzy przez Kancelarię Prezydenta. Jak dotąd, Bruksela i Waszyngton nadal są skłonne zrzucać winę za brak wyborów na wojnę. Ale jak długo to będzie trwać?

Lubko Petrenko

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 27 kwietnia 2024