Brytyjczycy są w panice. Będą musieli starać się o prawo pobytu. O zezwolenie na pracę. Niektórzy myślą o zmianie obywatelstwa, by mieć europejskie paszporty – pisze Marek BRZEZIŃSKI
Mijając pełne uroku miasteczka wtulone w prowansalskie krajobrazy, nierzadko można trafić na ryneczki, gdzie przy stolikach ustawionych przed barami słychać częściej holenderski czy angielski niż francuski. Wielu dobrze sytuowanych mieszkańców Holandii czy Wielkiej Brytanii wybierało się na emeryturę w cieplejsze, bardziej słoneczne strony. Brytyjczyków kusiły nie tylko anglojęzyczne Cypr i Malta, ale także Prowansja. I nie tylko ten rejon Francji.
O tytuł najlepszych kucharzy ziem francuskich, czyli świata, rywalizują mistrzowie sztuki kulinarnej z Lyonu i z Périgord, regionu słynącego z zapierających dech w piersiach krajobrazów, przełomów rzek, ale także gęsich wątróbek i trufli. I tutaj właśnie mieszka tylu poddanych Jej Królewskiej Mości Elżbiety II, że od lat wydaje się anglojęzyczny tygodnik poświęcony sprawom brytyjsko-francuskim, rafom, na które może natrafić Wyspiarz z British Isles chcący tutaj zamieszkać, i urokom tych ziem. We Francji mieszka jakieś pół miliona Brytyjczyków – nad Loarą, w krainie trubadurów, w Langwedocji i Akwitanii, w Pirenejach, na Korsyce i w Normandii. I teraz padł na nich blady strach. Nie tylko na nich – na sezonowych pracowników też.
Biurokratyczna „Wielka Pardubicka”
.W tej najtrudniejszej gonitwie świata konie i jeźdźcy często łamią karki. Brytyjczycy, którzy osiedli na stałe na francuskiej ziemi, mieszkali tutaj w ciszy i spokoju, otoczeni życzliwością, która towarzyszy im ze strony Francuzów mimo Joanny d’Arc, wojny stuletniej i potyczek „galijskiego koguta” z „czerwoną różą” angielską w rugby. Gorzej jest z przebrnięciem przez administracyjny tor przeszkód. „Ubiegam się o francuskie obywatelstwo, bo chcę tutaj mieszkać. Tu od 20 lat mam dom. Ale w urzędzie naturalizacji zabrakło mi jednego dokumentu” – mówi John, angielski mieszkaniec Périgord. „Powiedziałem urzędniczce, żeby poczekała, to za dziesięć minut jej dowiozę, a ona, że nie, bo muszę wziąć nowe rendez-vous za miesiąc. Na Wyspach to byłoby nie do pomyślenia. Tutaj pierwszy raz się z tym zderzyłem. Dopóki Zjednoczone Królestwo było w Unii Europejskiej, wszystko było takie łatwe” – kontynuuje, a w jego głosie słychać rozgoryczenie wymieszane z całkowitym niezrozumieniem faktu, iż Francja jest podzielona na dwa klany – rugby i piłki nożnej – ale jest zjednoczona w jednym punkcie: „Jej sportem narodowym jest biurokracja” – jak oznajmił z dumą i sporą dozą autoironii pewien paryżanin.
Plejada gwiazd i szarych „beef-eaterów”
.Między rokiem 2009 a 2012 liczba imigrantów brytyjskich we Francji wzrosła o 50 proc. Zajmują oni drugie miejsce po Portugalczykach na liście osób, które przeniosły się nad Sekwanę i Loarę – i tam się osiedlają na mniej lub bardziej „stare lata”. Wyspiarze stanowią, tak jak Hiszpanie, 5 proc. imigrantów, Portugalczycy 8 proc., Włosi i Niemcy po 4 proc., a Rumunii i Belgowie po 3 proc. Inaczej wyglądają statystyki dotyczące osób szukających we Francji pracy. Tutaj niekwestionowanymi liderami są Polacy, stanowiący 18 proc. tej imigracji zarobkowej i wyprzedzający Portugalczyków (15 proc.) i Rumunów (13 proc.). Przybysze znad Wisły znajdują zatrudnienie zwykle w budownictwie. Co charakterystyczne, pod względem regionalnym większość z nich pochodzi z Podkarpacia.
Wśród wyróżniających się postaci z Francją bardzo blisko są związani między innymi piosenkarka i aktorka, żona nieżyjącego już barda Serge’a Gainsbourga, Jane Birkin, która od wielu lat mieszka nad Sekwaną, a dalej legendarny rugbista Jonny Wilkinson, który zdobył dla Anglii wszystkie punkty w finałowym meczu, dając „czerwonej róży” tytuł mistrza świata, aktorki Charlotte Rampling i Kristin Scott Thomas, która prowadzi wiele prestiżowych imprez rozdania nagród filmowych. Ale oprócz osób z pierwszych stron gazet jest wielu anonimowych Anglików, którzy przytulne miasteczka Francji wybrali na miejsca odpoczynku idealne ich zdaniem dla emeryta znużonego latami pracy.
Strach nad Sekwaną i nad Tamizą
.South Kensington, dzielnica przytulona do eleganckich Knightsbridge i Chelsea, położona przy muzeach – Przyrodniczym, Nauki oraz Wiktorii i Alberta. Kiedyś, tuż po wojnie, była dzielnicą „polską”. Tutaj czynna była najsłynniejsza polska restauracja i cukiernia Daquise – swego czasu nieoficjalna kwatera główna Edwarda Raczyńskiego, prezydenta RP na uchodźstwie w latach 1979–1986.
Z czasem Polaków, którzy przenieśli się na Ealing Broadway i do Acton Town, wyparli z South Kensington Francuzi. Mają tutaj kompleks szkolny imienia Charles’a de Gaulle’a – od przedszkola po liceum. Ponad cztery tysiące dzieciaków. Alliance Française, Konsulat Francji, księgarnie, restauracje francuskie i kioski z „Le Figaro” i „Le Monde”. South Kensington nazywa się XXI Dzielnicą Paryża. Pracują tam tysiące obywateli Francji, którzy mimo zapewnień rządu Jej Królewskiej Mości nie są pewni tego, co się stanie po 31 grudnia 2020 r., gdy brexit wejdzie w życie, a przecież to tam układali sobie życie i dorabiali się niekiedy sporych pieniędzy. Te obawy spowodowały, że od 2016 roku trwa exodus firm mających swoje siedziby w londyńskim City do La Défense na granicy Paryża.
Istnieje prawie 400 projektów takich „przenosin”. Stworzono specjalną komórkę pod nazwą Choose Paris Region, agencję zatrudniającą 10 tysięcy osób mających za zadanie przyciągnięcie do Francji firm „przestraszonych” brexitem. Tak zwany Greater London obserwuje spadek inwestycji o 29 proc., region paryski wzrost o 14 proc., z tego sektor finansowy to aż 63 proc. projektów już zaakceptowanych. Ale to jedna strona medalu.
Obawy mają brytyjscy pracownicy sezonowi. Tignes. Nad stacją narciarską pręży się cielsko lodowca – Grande Motte. Można tu jeździć na nartach latem i zimą. W maju słychać tylko polski i angielski. Polacy to turyści, Brytyjczycy są instruktorami, pracują w hotelach, w sklepach i prowadzą bary jako ajenci. Znani, lubiani i cenieni przez miejscowych – za uprzejmość i uśmiech w każdej sytuacji. Teraz są w panice. Będą musieli starać się o prawo pobytu. O zezwolenie na pracę. Niektórzy myślą o zmianie obywatelstwa, by mieć europejskie paszporty. Dla tych, którzy przyjeżdżają w Alpy do pracy zimą, szlaban będzie zamknięty. Najpierw będą szukani pracownicy wśród Francuzów. Potem obywateli Unii. Wyspiarze muszą czekać dwa, trzy miesiące. Zima minie. Dla nich brexit to jak wypięcie się wiązań w czasie jazdy na „pełny gwizdek” po stromym stoku – lecisz na łeb na szyję. Dotknie to w całej Europie 25 tysięcy osób. We Francji kilka tysięcy. Tego nie przewidzieli probrexitowi Wyspiarze, którzy przez całe życie chodzą do tego samego pubu i nie wychylają nosa poza swoje hrabstwo.
Marek Brzeziński