
Poczucie więzi czy odrębności?
Wiele jest wymiarów kultur. Ale jeden z nich jest fundamentalny. To indywidualizm przeciwko zbiorowości – pisze Marek BRZEZIŃSKI
Tylko czy określenie przeciwko zawsze pasuje? Aronson, którego można nazwać ojcem współczesnej psychologii społecznej, podkreślał, że człowiek jest istotą społeczną. A zatem jeśli tak jest, to czy jest miejsce na indywidualizm? Czy to tylko pytanie retoryczne?
Zlecenie studentom wyższej szkoły biznesu, ubiegającym się o tytuł MBA, przygotowania bajki z czasów ich dzieciństwa, z ich kultury, może zakrawać na żart. Niemniej nie jest to trafianie kulą w płot. Młoda kobieta na trzecim roku studiów przyznaje, że ona nie wie, „kim jest, jaką ma tożsamość kulturową”. „Jestem Angielką, wychowywaną przez rodziców w Australii i trochę w Papui-Nowej Gwinei, gdzie miałam papuaskie nianie. Trudno mi jest określić, z jakich korzeni się wywodzę. Nie wiem, co było bajką mojego dzieciństwa. Angielska. Szkocka. Australijska czy papuaska” – przyznaje. A po co bajka? Bo to chyba najprostszy przekaz tego, co w danej kulturze, danej społeczności zajmuje pierwsze miejsce – jednostka czy zbiorowość, wspólnota.
Samotny bohater czy…
.Clint Eastwood wjeżdża do miasteczka na Dzikim Zachodzie, gdzie szaleje banda rabusiów terroryzująca lokalną społeczność. Mieszkańcy nie są w stanie się zjednoczyć. Nie mają siły, by stworzyć wspólny front, który byłby w stanie zwalczyć zło.
Wtedy przyjeżdża ON. Sam rozprawia się z gangiem. Ludzie oddychają z ulgą, ale zawdzięczają to jednostce. Zderzenie „jednostka kontra zbiorowość”, w tym przypadku nieciekawa moralnie i etycznie, jest najlepszym odzwierciedleniem istoty kultury amerykańskiej: indywidualizmu. Polegasz na sobie i sobie samemu zawdzięczasz sukces. I to bez względu na to, czy będzie to twoje zwycięstwo, czy zwycięstwo dla dobra wspólnoty.
Na drugim biegunie są Chińczycy, w których tradycja i kultura wyrobiła poczucie więzi społecznej jako najważniejszego spoiwa. Nadrzędnego. Dominującego nad indywidualizmem. Do najstarszego parlamentu współczesnej Europy, na Islandii, wybierano nie tych najbogatszych, ale tych najmądrzejszych, cieszących się popularnością właśnie z tego powodu.
Francja
.To jest twardy orzech do zgryzienia – rozszyfrować francuską mentalność w odniesieniu do tego właśnie wymiaru kultury.
Lipiec. Lodowiec w Val Thorens. Najwyżej położona stacja narciarska na Starym Kontynencie. Na stoku kilkadziesiąt osób. Poza dzieciakami z miejscowego klubu narciarskiego nie ma Francuzów. Słyszy się głównie niderlandzki i angielski. „Pojechałam w góry, bo wszyscy jadą nad morze, na Lazurowe Wybrzeże” – mówi Holenderka siedząca ze mną na wyciągu. „No ale jak się rozejrzysz, to właściwie co drugi narciarz na tym lodowcu jest z twojego kraju” – mówię. Kobieta śmieje się i wyjaśnia: „Bo oni tak jak ja uciekają przed spędem. I wpadli na ten sam pomysł. Nas w Holandii jest dużo, takie zagęszczenie, że wprawdzie mamy ogromne poczucie wspólnoty, odpowiedzialności, ale chcemy urlop spędzać osobno”. Kiedy proponuję mojemu przyjacielowi, Francuzowi, wyjazd na narty w maju, do Tignes, Val d’Isère, to on kręci głową. „Nie stary. W maju nie jeździ się na nartach. Zaczyna się sezon surfingowy”.
Kiedy wyruszam w dalszą podróż samochodem w okresie wakacyjnych przesileń i wzmożonego ruchu, to staram się wyjechać w samo południe. Większość paryżan rusza o piątej rano, bo jest przekonana, że w ten sposób uniknie korków. Nic bardziej mylnego. Zaraz na rogatkach wpadają w gęsty sznur samochodów. A zatem dlaczego w samo południe? Bo wtedy wszyscy parkują i stoją w kolejkach do przydrożnych restauracji. Teraz tam się tworzą korki. Na autostradzie robi się względnie pusto. A mimo to Francuzki i Francuzi są indywidualistami. Lubią robić wszystko według swojego wyobrażenia o świecie. Często dochodzi do paradoksalnych sytuacji. „Dokąd pan jedzie na wakacje?” – pytam właściciela kiosku z gazetami. „Gdzieś do Owernii” – odpowiada. „Nigdy za granicę?”. „Nie. Bo widzi pan, tam nie potrafią dobrze gotować” – wyjaśnia.
Epidemia udowodniła, że w trudnych czasach, takich jak obecne, Francuzi się jednoczą. Wtedy nie ma mowy o jakichś „nieuczesanych”, jak pisał Lec, odruchach. Doskonale rozumieją, że noszenie maseczek, utrzymywanie dystansu leży nie tylko w ich interesie, ale i w interesie społecznym.
Z bólem serca, ale pogodzili się z tym, że nie można odwiedzać swoich bliskich w domach seniorów. Dla dobra pensjonariuszy. Chowają do kieszeni swoje emocje i żal, ale wiedzą, w imię czego to robią.
Niesamowita była mobilizacja społeczeństwa francuskiego na wiadomość o wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego. Śpieszyli z pomocą, zbierając lekarstwa i środki higieniczne. Całe transporty z tymi towarami jechały nad Wisłę. Na południu morze wyrzuciło na brzeg statek z uchodźcami. Zanim zdążyły przybyć organizacje humanitarne, mieszkańcy sami przygarnęli rozbitków pod swój dach. Mer i mieszkańcy jednego z alpejskich miasteczek opiekują się uchodźcami przedzierającymi się przez zaśnieżone przełęcze z Włoch do Francji. To poczucie więzi społecznej i przynależności do wspólnoty jest tym silniejsze, im trudniejsze są czasy, w jakich przyszło żyć Francuzom.
Marek Brzeziński