Marek BRZEZIŃSKI: Poczucie więzi czy odrębności?

Poczucie więzi czy odrębności?

Photo of Marek BRZEZIŃSKI

Marek BRZEZIŃSKI

Paryski współpracownik "Wszystko Co Najważniejsze", we Francji od 31 lat. Pracował dla BBC, RFI, Polskiego Radia, obecnie pracuje także dla Deutsche Welle i Radia Chicago. Przez 21 lat był profesorem antropologii kultury i psychologii na Uniwersytecie Schillera w Paryżu.

Wiele jest wymiarów kultur. Ale jeden z nich jest fundamentalny. To indywidualizm przeciwko zbiorowości – pisze Marek BRZEZIŃSKI

Tylko czy określenie przeciwko zawsze pasuje? Aronson, którego można nazwać ojcem współczesnej psychologii społecznej, podkreślał, że człowiek jest istotą społeczną. A zatem jeśli tak jest, to czy jest miejsce na indywidualizm? Czy to tylko pytanie retoryczne?

Zlecenie studentom wyższej szkoły biznesu, ubiegającym się o tytuł MBA, przygotowania bajki z czasów ich dzieciństwa, z ich kultury, może zakrawać na żart. Niemniej nie jest to trafianie kulą w płot. Młoda kobieta na trzecim roku studiów przyznaje, że ona nie wie, „kim jest, jaką ma tożsamość kulturową”. „Jestem Angielką, wychowywaną przez rodziców w Australii i trochę w Papui-Nowej Gwinei, gdzie miałam papuaskie nianie. Trudno mi jest określić, z jakich korzeni się wywodzę. Nie wiem, co było bajką mojego dzieciństwa. Angielska. Szkocka. Australijska czy papuaska” – przyznaje. A po co bajka? Bo to chyba najprostszy przekaz tego, co w danej kulturze, danej społeczności zajmuje pierwsze miejsce – jednostka czy zbiorowość, wspólnota.

Samotny bohater czy…

.Clint Eastwood wjeżdża do miasteczka na Dzikim Zachodzie, gdzie szaleje banda rabusiów terroryzująca lokalną społeczność. Mieszkańcy nie są w stanie się zjednoczyć. Nie mają siły, by stworzyć wspólny front, który byłby w stanie zwalczyć zło.

Wtedy przyjeżdża ON. Sam rozprawia się z gangiem. Ludzie oddychają z ulgą, ale zawdzięczają to jednostce. Zderzenie „jednostka kontra zbiorowość”, w tym przypadku nieciekawa moralnie i etycznie, jest najlepszym odzwierciedleniem istoty kultury amerykańskiej: indywidualizmu. Polegasz na sobie i sobie samemu zawdzięczasz sukces. I to bez względu na to, czy będzie to twoje zwycięstwo, czy zwycięstwo dla dobra wspólnoty.

Na drugim biegunie są Chińczycy, w których tradycja i kultura wyrobiła poczucie więzi społecznej jako najważniejszego spoiwa. Nadrzędnego. Dominującego nad indywidualizmem. Do najstarszego parlamentu współczesnej Europy, na Islandii, wybierano nie tych najbogatszych, ale tych najmądrzejszych, cieszących się popularnością właśnie z tego powodu.

Francja

.To jest twardy orzech do zgryzienia – rozszyfrować francuską mentalność w odniesieniu do tego właśnie wymiaru kultury.

Lipiec. Lodowiec w Val Thorens. Najwyżej położona stacja narciarska na Starym Kontynencie. Na stoku kilkadziesiąt osób. Poza dzieciakami z miejscowego klubu narciarskiego nie ma Francuzów. Słyszy się głównie niderlandzki i angielski. „Pojechałam w góry, bo wszyscy jadą nad morze, na Lazurowe Wybrzeże” – mówi Holenderka siedząca ze mną na wyciągu. „No ale jak się rozejrzysz, to właściwie co drugi narciarz na tym lodowcu jest z twojego kraju” – mówię. Kobieta śmieje się i wyjaśnia: „Bo oni tak jak ja uciekają przed spędem. I wpadli na ten sam pomysł. Nas w Holandii jest dużo, takie zagęszczenie, że wprawdzie mamy ogromne poczucie wspólnoty, odpowiedzialności, ale chcemy urlop spędzać osobno”. Kiedy proponuję mojemu przyjacielowi, Francuzowi, wyjazd na narty w maju, do Tignes, Val d’Isère, to on kręci głową. „Nie stary. W maju nie jeździ się na nartach. Zaczyna się sezon surfingowy”.

Kiedy wyruszam w dalszą podróż samochodem w okresie wakacyjnych przesileń i wzmożonego ruchu, to staram się wyjechać w samo południe. Większość paryżan rusza o piątej rano, bo jest przekonana, że w ten sposób uniknie korków. Nic bardziej mylnego. Zaraz na rogatkach wpadają w gęsty sznur samochodów. A zatem dlaczego w samo południe? Bo wtedy wszyscy parkują i stoją w kolejkach do przydrożnych restauracji. Teraz tam się tworzą korki. Na autostradzie robi się względnie pusto. A mimo to Francuzki i Francuzi są indywidualistami. Lubią robić wszystko według swojego wyobrażenia o świecie. Często dochodzi do paradoksalnych sytuacji. „Dokąd pan jedzie na wakacje?” – pytam właściciela kiosku z gazetami. „Gdzieś do Owernii” – odpowiada. „Nigdy za granicę?”. „Nie. Bo widzi pan, tam nie potrafią dobrze gotować” – wyjaśnia.

Epidemia udowodniła, że w trudnych czasach, takich jak obecne, Francuzi się jednoczą. Wtedy nie ma mowy o jakichś „nieuczesanych”, jak pisał Lec, odruchach. Doskonale rozumieją, że noszenie maseczek, utrzymywanie dystansu leży nie tylko w ich interesie, ale i w interesie społecznym.

Z bólem serca, ale pogodzili się z tym, że nie można odwiedzać swoich bliskich w domach seniorów. Dla dobra pensjonariuszy. Chowają do kieszeni swoje emocje i żal, ale wiedzą, w imię czego to robią.

Niesamowita była mobilizacja społeczeństwa francuskiego na wiadomość o wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego. Śpieszyli z pomocą, zbierając lekarstwa i środki higieniczne. Całe transporty z tymi towarami jechały nad Wisłę. Na południu morze wyrzuciło na brzeg statek z uchodźcami. Zanim zdążyły przybyć organizacje humanitarne, mieszkańcy sami przygarnęli rozbitków pod swój dach. Mer i mieszkańcy jednego z alpejskich miasteczek opiekują się uchodźcami przedzierającymi się przez zaśnieżone przełęcze z Włoch do Francji. To poczucie więzi społecznej i przynależności do wspólnoty jest tym silniejsze, im trudniejsze są czasy, w jakich przyszło żyć Francuzom.

Marek Brzeziński

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 26 grudnia 2020
Fot. Juan MEDINA / Reuters / Forum